Polskie forum o animacji "Jak wytresować smoka"

Nowinki, rozmowy o postaciach, fan art, opowiadania i wiele innych.

Ogłoszenie

Na naszym forum pojawiła się nowa kategoria w Luźnym dziale :) Od dzisiaj możecie też dodawać swoje zdjęcia / rysunki do galerii, która znajduje się w panelu u góry. :)

#31 2015-01-04 16:30:13

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: Smoczo-lodowa historia czyli fanfick FrozenxHTTYD

Sto razy bardziej lubię Else w twoim opowiadaniu niż w samej animacji, może dlatego, że jest bardziej... No nie wiem, naturalna w swoim zachowaniu? Tak, to chyba to. Za Hansem nigdy nie przepadałam ale widzę tu ciekawy wątek z nim więc chyba jednak go polubię. Czkawka jak to Czkawka, jest zawsze słodki.
wiem że się powtarzam, ale to wspaniałe uczucie widzieć, że twoje pisanie jest coraz lepsze. Mou jestem z ciebie taka dumna
I muszę to powiedzieć: Paring Elsa-Czkawka coraz bardziej mnie do siebie przekonuje.


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 

#32 2015-01-04 19:20:58

Antrakt

Uczeń Akademii

Zarejestrowany: 2014-09-06
Posty: 50

Re: Smoczo-lodowa historia czyli fanfick FrozenxHTTYD

Chinatsa ma całkowitą rację, dopiero w opowiadaniu Elsa może pokazać prawdziwą naturalność. Co prawda trochę mi wadzi to poczucie winy. Wszystko jest w porządku do momentu tłumaczenia, w którym brakuje jakiegoś solidnego argumentu do delikatnego zasiania wątpliwości albo złagodzenia wyrzutów sumienia, to zabójstwo w afekcie. Choć z drugiej strony mógłbyś mi powiedzieć, że pocieszające słowa Czkawki są pewnym tego przejawem. Ale nie do końca, bo - jak dla mnie – to powinno wyjść częściowo też od niej, nawet obojętnie, że byłoby tylko chwilową poprawą i zostałoby zaraz przytłoczone przez resztę uczuć i kontrargumentów. Tak, doszukuję się pierwiastka racjonalizmu w jej rozumowaniu. Wódz Berk, który ma więcej szczęścia niż własnych możliwości, stał się dla niej oparciem, wzbudza poczucie bezpieczeństwa. Bez dwóch zdań jego znany problem także nie przeminął, może będą się leczyli razem ? Powiedzieliśmy sobie kilka słów na ten temat. Zobaczymy czy coś z tego wyjdzie, bo do tej pory wiele rzeczy na to wskazuje.  Wszystko się ze sobą ładnie łączy, zaskakujesz, konstrukcja nie jest monotonna i opisy są dobre, to mi się podoba. Jest jeszcze trochę pracy technicznej przed Tobą, ale kierunek jest jak najbardziej prawidłowy. Sam pomysł i jego późniejsze rozwijanie jest dużym pozytywem. High five !

Przechodzę z opowiadania Chinatsy do Twojego i na odwrót. Raz mam Elsę, która jest morderczynią z poczuciem winy, a raz otępiałego, apatycznego i niebezpiecznego Czkawkę. Co poniektórzy by zwariowali .

Wiecie co ? Chrzanić długość komentarza, za bardzo się do tego przyzwyczaiłem,  brak odpowiedniej ilości czasu w połączeniu z lenistwem dają naprawdę wysoką poprzeczkę. Kiedyś na pewno ją pokonam.

Offline

 

#33 2015-01-04 19:23:59

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: Smoczo-lodowa historia czyli fanfick FrozenxHTTYD

Chinatsa napisał:

Sto razy bardziej lubię Else w twoim opowiadaniu niż w samej animacji, może dlatego, że jest bardziej... No nie wiem, naturalna w swoim zachowaniu? Tak, to chyba to. Za Hansem nigdy nie przepadałam ale widzę tu ciekawy wątek z nim więc chyba jednak go polubię. Czkawka jak to Czkawka, jest zawsze słodki.
wiem że się powtarzam, ale to wspaniałe uczucie widzieć, że twoje pisanie jest coraz lepsze. Mou jestem z ciebie taka dumna
I muszę to powiedzieć: Paring Elsa-Czkawka coraz bardziej mnie do siebie przekonuje.

Bardzo miło słyszeć takie słowa, naprawdę, przemiło Jeśli idzie o Elsę to jestem zdania, że za bardzo jej nie poznaliśmy w samym filmie, bo skupiono się na Annie. Wszystkie jej decyzje wynikały ze strachu lub troski o innych, toteż samodzielnie można interpretować jej charakter, u mnie poszło w taką, a nie inną stronę Najlepsze jest to, że pomysł z wątkiem Hansa powstał w jednej chwili, w żadnym wypadku nie był zaplanowany. Czy ja wiem jaki jest Czkawka ? Staram się, żeby był podobny do oryginalnego, ale czy to mi wychodzi... Nie wiem... Dziękuję, ja też się powtórzę, ale bardzo miło słyszeć takie słowa W tej sprawie już zamilknę i tak An za dużo wie


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#34 2015-01-04 19:46:33

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: Smoczo-lodowa historia czyli fanfick FrozenxHTTYD

Antrakt napisał:

Chinatsa ma całkowitą rację, dopiero w opowiadaniu Elsa może pokazać prawdziwą naturalność. Co prawda trochę mi wadzi to poczucie winy. Wszystko jest w porządku do momentu tłumaczenia, w którym brakuje jakiegoś solidnego argumentu do delikatnego zasiania wątpliwości albo złagodzenia wyrzutów sumienia, to zabójstwo w afekcie. Choć z drugiej strony mógłbyś mi powiedzieć, że pocieszające słowa Czkawki są pewnym tego przejawem. Ale nie do końca, bo - jak dla mnie – to powinno wyjść częściowo też od niej, nawet obojętnie, że byłoby tylko chwilową poprawą i zostałoby zaraz przytłoczone przez resztę uczuć i kontrargumentów. Tak, doszukuję się pierwiastka racjonalizmu w jej rozumowaniu. Wódz Berk, który ma więcej szczęścia niż własnych możliwości, stał się dla niej oparciem, wzbudza poczucie bezpieczeństwa. Bez dwóch zdań jego znany problem także nie przeminął, może będą się leczyli razem ? Powiedzieliśmy sobie kilka słów na ten temat. Zobaczymy czy coś z tego wyjdzie, bo do tej pory wiele rzeczy na to wskazuje.  Wszystko się ze sobą ładnie łączy, zaskakujesz, konstrukcja nie jest monotonna i opisy są dobre, to mi się podoba. Jest jeszcze trochę pracy technicznej przed Tobą, ale kierunek jest jak najbardziej prawidłowy. Sam pomysł i jego późniejsze rozwijanie jest dużym pozytywem. High five !

Przechodzę z opowiadania Chinatsy do Twojego i na odwrót. Raz mam Elsę, która jest morderczynią z poczuciem winy, a raz otępiałego, apatycznego i niebezpiecznego Czkawkę. Co poniektórzy by zwariowali .

Wiecie co ? Chrzanić długość komentarza, za bardzo się do tego przyzwyczaiłem,  brak odpowiedniej ilości czasu w połączeniu z lenistwem dają naprawdę wysoką poprzeczkę. Kiedyś na pewno ją pokonam.

Racja, że dopiero tu może pokazać, a czy pokazała ? Nie mnie oceniać Widzisz Elsę chcę przedstawić jako postać całkowicie pozytywną, która potępia się za zabójstwo i nie jest w stanie sobie wybaczyć. Nie widzi nic poza tym, że zabiła. Ja też miałbym podobne wyrzuty i nie byłoby absolutnie żadnego usprawiedliwienia dla morderstwa. Dlatego, tak przeżyłem to, że zabiłem Annę Rzecz w tym, że dla niej jest ona potworem, ponieważ całe życie, uczono ją opanowywać emocje, a ona wtedy kiedy przyszła najgorsza próba zawiodła - zabiła. To nie tylko o zabójstwo chodzi, chodzi też o to, że te kilkanaście lat bólu i cierpienia, były kompletnie na nic. Do tej pory uważała, że dzięki temu mogła się opanować, a to, że zabiła udowodniło jej, że jest inaczej. Czkawka stał się oparciem, bo był pierwszą osobą, przed którą się otworzyła i która ją wsparła. Na dodatek uratował jej życie. Szczęście miał, choć był już umierający Pracy to mam jeszcze tyle, że końca nie widać

An, ale ty zwariowałeś

Liczę na ciebie, dość krótki ten komentarz (Aczkolwiek bardzo treściwy)

[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#35 2015-01-09 18:07:43

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: Smoczo-lodowa historia czyli fanfick FrozenxHTTYD

Rozdział 15

- Piękne prawda ? - Czkawka uśmiechnął się, nie odwracając wzroku od krajobrazu.
- Tak, ale… czy ty już o to nie pytałeś ? - spytała dość ironicznie, wódz Berk obrócił głowę i spojrzał na Elsę.
- Być może… - na jego twarzy pojawił się figlarny uśmiech.
- Bardzo to śmieszne - powiedziała z powagą i typową dla niej dostojnością.
- Tak… - spojrzał na królową Arendelle, po czym obrócił się do niej twarzą. - Jak się czujesz ? Lepiej ?
- Chyba tak… - też się obróciła - ale to tak szybko nie minie, nie może, choć spróbuję się pozbierać. - Przez ten cały czas napełniała swoje słowa zaufaniem i nadzieją.
- Dobrze, że choć tyle mogłem zrobić… - nie zamierzał się ruszać, był wygodnie oparty o Szczerbatek, zresztą podobnie jak Elsa.
- Zrobiłeś bardzo wiele dziękuję ci za to - Nie było to tylko powiedziane, ‘’bo tak wypada’’, władczyni Arendelle dziękowała mu z głębi serca. Uratował ją już 2 razy, a do tego obiecał pomoc w obronieniu królestwa. Czkawka zignorował podziękowania, gdyż uznał, że nie ma co rozwijać tematu, który skończy się na dyskusji czy coś zrobił czy nie.
- To twoje królestwo… Arendelle prawda ? - Elsa kiwnęła głową - Jak tam jest ? Arild opowiadał o dalekich lądach tylko ojcu, a jestem wyjątkowo ciekaw. - ułożył się wygodniej, ból, który odczuwał nie tylko mu nie przeszkadzał, on go wręcz nie czuł, jakby był w pełni zdrowia.
- Arendelle ? To wprost cudowne miejsce. Najpiękniej wygląda o poranku, lubię wtedy usiąść w wygodnym fotelu na wysokim piętrze zamku, napić się czekolady i podziwiać budzące się królestwo.
- Właśnie zamki… Widziałem kilka, jaki jest ten w Arendelle ?
- Wyjątkowy, nie umiem go opisać…, z resztą zobaczysz.   
- Mam nadzieję… - spojrzał w rozciągający się przed nim błękit, morze uspokoiło się, jakby ciche słowa Czkawki ukołysały je do snu. Srebrny księżyc odbijał się teraz znacznie wyraźniej, tworząc jeszcze piękniejszy widok. Wódz Berk, obawiał się, w końcu królestwo chronił tylko lód, prawda magiczny, ale wciąż mu nie ufał. Bał się, że gdy razem z Elsą ujrzą wyspę na horyzoncie, zamek będzie stał w płomieniach, doskonale wiedział jak to jest martwić się o najbliższych, chciał pomóc każdemu kto czuje to samo. Królowa Arendelle nie mogła wykrztusić słowa, nie wiedziała co powiedzieć, mimo to chciała coś dodać - nie umiała. Położyła rękę na swoim niedbale uplecionym warkoczu, wcześniej wyglądał pięknie, ale teraz po tych wszystkich przejściach ledwie się trzyma. Rozpuściła włosy, tym samym zwracając uwagę Czkawki.
- Czekaj… Pomogę… - obrócił się i zaczął zaplatać jej śnieżnobiałe, delikatne włosy, nie protestowała, i tak zrobienie tego w pojedynkę to nie lada wyzwanie. Miał wprawę, wiele razy pomagał w tym Astrid, a poza tym był na prawdę sprawny, mimo iż nie posiadał wyjątkowej, czy nawet przeciętnej siły, miał wyjątkowo precyzyjne dłonie. Jego rysunki były niewiarygodnie precyzyjne, podobnie jak wszelkie robótki ręczne, które czasem wykonywał, tak więc zaplątanie warkocza to dla niego bułka z masłem.
- Masz piękne włosy… - Czkawka mówi cicho, faktycznie są one wręcz niesłychanie miękkie.
- Dziękuję - wyszeptała Elsa, lekko zdezorientowana.
Szczerbatek, cały czas przypatrywał się całej sytuacji, oboje wciąż opierali się o jego grzbiet.
- Nie ma za co… - podsunął się trochę bliżej, żeby było mu wygodniej wiązać warkocz, przez chwilę zanurzył się w przemyśleniach. Wtedy zaczęły go dopadać kolejne pytania, ale najbardziej chciał dowiedzieć się jednego. - Jak to się stało, że ten człowiek cię porwał ?
Elsa przymknęła powieki, nie mogła odmówić odpowiedzi na pytanie - nie teraz kiedy jest mu winna życie.
- Była ciemna noc po tym jak mnie uratowałeś - powiedziała jednym tchem i zbierała się by kolejnym wyrzucić kolejne negatywne wspomnienia. Ostatnie dni były dla niej pełne takich trudnych słów i wyborów, niełatwo powiedzieć takie słowa. Czkawka czekał na ciąg dalszy, ale Elsa milczała już od kilku sekund, zbierał się by coś powiedzieć gdy usłyszał. - Smok wyskoczył zza krzaków i porwał mnie w górę…
- Czemu nie zareagowałaś ? Masz lodową moc… zresztą… nie słuchaj mnie, nie wiem co mówię… - Szybko skorygował się w myślach, przecież gdyby mogła nie dałaby się porwać. Czkawka nie wiedział kto i dlaczego to zrobił, to znaczy podejrzewał zbuntowanych ludzi z Berk, którzy rządali okupu. Valka wykluczyła tą opcję, kiedy rozmawiali kilka godzin temu w domu Gothi, ale wódz Berk nie był na tyle przytomny by o tym pamiętać. Elsa słysząc jego słowa tylko zmarszczyła czoło, i pozostała w milczeniu. - Wiesz może kto to był ? - oczywiście nie miał nadzei, że dostanie odpowiedź, ale zawsze warto próbować.
- Tak… To był ten sam człowiek, który... - nie wiedziała od czego zacząć, zawsze mogła powiedzieć, wykrzyczeć wszystko, ale po co ? Wiele razy to robiła i wcale nie czuła smutku w związku z tym człowiekiem. - Po prostu miałam z nim przygody…
- Rozumiem…, ale chciałbym wiedzieć…, cokolwiek. Martwię się o wioskę. - Odkąd został wodzem wyspy, los nie stawiał na jego drodze wielu przeszkód czy barykad, teraz jest inaczej. Kilka godzin temu znów czuł, chyba najstraszniejsze uczucie w chwilach zagrożenia - bezsilność. Nie mógł nic zrobić, teraz cały czas nie wie co się dzieje. Skoro Elsa znała tego człowieka to sprawa jest poważniejsza niż sądził.
- On… Mamy niedokończone sprawy. - Przybrała kamienną twarz, może nie pałała zemstą, ale z pewnością nie zamierzała siedzieć z założonymi rękami, jeśli tylko nadarzy się okazja, a on w najmniejszym stopniu sprawi wrażenie, że chce ją zaatakować z pewnością nie zawaha się zabić. I im dłużej o tym myśli tym bardziej jest tego pewna, na pewno nie przyjdzie jej to łatwo, ale nie dopuści do powtórki tego co przeżyła kilka godzin wcześniej wciąż była rozkojarzona, nie mogła wrócić do siebie - zresztą sama siebie nie znała. Ile miała spokoju ? Te 4 tygodnie po objęciu władzy, wtedy cały czas czuła się nieswojo po prostu nie uspokoiła się, a teraz życie rzuciło jej pod nogi kolejne kłody. Nigdy nie pomyślała, żeby odpuścić, cały czas starała się walczyć o ratunek, o życie, ale jedno musiała sobie postanowić sama - Nigdy, przenigdy nie pozwoli na to, by ktoś odebrał jej siostrę. Za każdą cenę, będzie walczyć, nie ważne ile nowych problemów spadnie jej na głowę.
- To ten sam człowiek, który zaatakował twój kraj ze smokami ? - Czkawka zapytał dość cicho, a mimo to w jego głosie doskonale było słychać strach. Do tej pory uważał, Berk za bezpieczne miejsce, teraz gdy jego gość specjalny prawie zginął i to nie za sprawą niesfornych wikingów rządnych większego majątku, znów bał się o bliskich i swoich ludzi.
- Tak… - westchnęła z bólem - to on… - jakby chciała podkreślić to co przed chwilą powiedziała, nie wiedziała jakie zamiary ma Hans, ale coraz bardziej niepokoiła się. W tym momencie Czkawka zrozumiał, że nikt już nie jest bezpieczny, nikt nie może spać spokojnie, wróciły czasy strachu…

Skoro on ma smoki, to wszyscy są zagrożeni - myślał. Co prawda nie znał historii, ale nie zamierzał teraz o nią wypytywać, i tak Elsa otworzyła się przed nim wyjątkowo szeroko, nie oczekiwał więcej. Już chciał zapytać ile skrzydlatych stworzeń zaatakowało Arendelle, gdy usłyszał:
- Świetnie latasz na smoku - na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, wolała nieco rozluźnioną atmosferę. Ostatnie dni obfitowały w straszliwe wydarzenia, nie było potrzeby ich drążyć.
- Dziękuję, ale to zasługa Szczerbatka - jego kąciki ust uniosły się wysoko, na wspomnienie lotu wśród chmur, od razu zrobiło mu się lżej. Poczuł, że nie ma duszy do tych wszystkich spraw, chciał po prostu się uwolnić.
- Z pewnością i on ma w tym jakąś zasługę - powiedziała nieco drocząc się, jak i śmiejąc. Poprawiła lodową suknię, na której były jeszcze ślady z jej krwi. - Zastanawiam się, jak u was dostać takiego smoka… - Elsa po prostu coś powiedziała, nie kalkulując co to pytanie jej da, czy jaka może być odpowiedź.
- To proste… Gdy twoi rodzice uznają, że jesteś gotowa, zabierają cię do akademii, tam wybierasz jajo smoka i od pierwszych chwil jego życia… żyjesz z nim. - nie powiedział, o wszystkich szczegółach dotyczących systemu, czy wychowania smoka, bo i po co ? Zależało mu na przekonaniu nieznajomej do skrzydlatych stworów, a po tym co ostatnio się stało, nie będzie to łatwe.
- A ty… Pamiętasz jak wybrałeś swojego ? - spytała z ciekawością, była nieco podekscytowana rozmową z nieznajomym, było to dla niej nowe doświadczenie po latach izolacji.
- Gdy… Byłem dzieckiem… Wikingowie nie żyli, ze smokami… My je… Zabijaliśmy…
Elsa po raz kolejny w ciągu tych kilku godzin doznała szoku. ‘’Czyli smoki nie są aż tak potulne...’’ - pomyślała. Z coraz większym trudem siedziała w miejscu opierając się o Szczerbatka. Czuła jak strach ponownie zatrzaskuje jej swe szpony na gardle.
- Ale to było dawno… I całe szczęście..., nigdy nie chciałbym wracać do tamtych czasów...- spojrzał na przestraszoną królową. - Może chodźmy już spać… Obu nam przyda się sen.
Elsie ulżyło, choć wyjątkowo miło jej się rozmawiało to strach i senność były silniejsze, wstała i powoli dostojnym krokiem udała się do domu Gothi. Czkawka został jeszcze na trawie, spoglądając w zamknięte drzwi. W jego głowie kotłowało się mnóstwo myśli, wszystko co przeżył w ostatnie dni odbijało się teraz na nim. Zastygł, ale nie był przerażony, czy smutny, był w zadumie. Jedna myśl wybijała się nad inne, chodziło o tych ludzi, którzy zaatakowali Arendelle, jaką mogli mieć motywację ? Dlaczego chcieli wykorzystać smoki ? I najważniejsze… Czy to Drago ? Starał się odrzucić tę myśl, ale ona powracała niczym jojo. Jeśli tak Berk wpadło w ogromne kłopoty, i tak w nie wpadło… Nie da się tego ukryć, ale na razie nie może się tym zamartwiać… Jednak cały czas to robi, zastyga na myśl o ponownym starciu z Drago, gdy przypomina sobie jego złowieszcze puste spojrzenie dreszcz przeszywa jego skąpe, obolałe ciało. Do dziś pamięta jego oczy, tak pełne nienawiści i pogardy. Na ziemię powrócił dzięki Szczerbatkowi, który lekko uderzył głową w jego plecy. Powoli wstał i z trudem skierował się do drzwi, był już obecny, ale wciąż czuł się osaczony przez Drago, jeśli ten człowiek żyje… Myśl nawraca i nawraca. Nawet nie zorientował się kiedy stał przy wejściu do drewnianego domku górującego nad wyspą. Pociągnął za metalową klamkę, stare drzwi zaskrzypiały, a w jego kierunku buchnęło ciepło. Elsa układała się do snu na przeciwko Czkawki, po jego prawej stronie znajdował się kamienny kominek, nad którym zrobiono prowizoryczne wieszaki. Wódz Berk, zdjął zbroję i powiesił na wieszaku, oboje nie odzywali się ani słowem, ale co jakiś czas spoglądali na siebie z uwagą. Gdy Czkawka był już tylko w ubraniu do snu, wziął ze specjalnego zagłębienia kilka ‘’bloków’’ drewna i wrzucił je do ognia. Naprzeciw kominka znajdował się stół 3 krzesła i kilka szafek, była to tak jakby kuchnia. Właśnie tam udał się Czkawka, wziął drewniany dzbanek, po czym nalał sobie trochę krystaliczne czystej wody i napił się. Chciał zapytać Elsy czy nie ma ochoty na napój, ale zdawało mu się, że królowa już śpi. Wchodząc na wyższe piętro wyszeptał:
- Dobranoc.
- Dobranoc. - odpowiedziała szybko i niespokojnie.
Czkawka powoli dostał się do łóżka, wpełzł pod kołdrę i momentalnie zasnął jak kamień. Elsa zasypiała wśród wszechobecnego ciepła i dźwięków strzelającego drewna. W końcu w tej atmosferze jak z bajki, królową dopadł sen.


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#36 2015-02-01 11:51:00

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: Smoczo-lodowa historia czyli fanfick FrozenxHTTYD

Rozdział 16

Ciemność, niczym niezmącona ciemność, no może z wyjątkiem lekkiego łagodnego światła świecy stojącej na dębowym biurku. Valka otworzyła oczy obudzona koszmarem, w którym Drago porywa jej syna w ciemność. Rozejrzała się po pokoju, widziała tylko kilka biblioteczek, które niewyraźnie rysowały się w bladym świetle, biurko będące teraz naprzeciw jej, a na nim świeca. Zrzuciła z siebie kołdrę i stanęła na miękkim dywanie, uwielbiała to uczucie w palcach, gdy tak jakby puch rozpieszczał jej stopy z rana. Teraz nie było jeszcze rano, noc wciąż panowała na Berk jednak do wschodu słońca nie pozostało już wiele czasu. W pokoju panował chłód, Valka nigdy nie paliła w kominku - chyba, że zimą, ale teraz gdy jest pełne lato absolutnie nie widziała potrzeby marnowania drewna. Pospiesznie ubrała buty, które stały tuż obok puchatego dywanu, pokój był podłużny, Valka bała się większych przestrzeni do snu, chciała mieć mały i bezpieczny pokój. Jedyne co tu było to kilka biblioteczek, biurko i łóżko, a nad nim półka. Matka Czkawki wybiegła z pokoju i ubrała coś ciepłego. Wokół słychać było tylko jej głuche kroki i ruchy. Zabrała z miski na stole losowy owoc i wtopiła w niego zęby, cały czas ubierając się. W największym pokoju sporego domu stał Chmuroskok, który od razu wyczuł, że Valka jest już na nogach, bacznie się jej przygląda po czym oboje wyszli na zewnątrz, przez specjalne duże wejście. Oboje odetchnęli chłodnym, morskim, letnim powietrzem. Wioska wciąż była uśpiona, na tyle, że oddalone o dobre kilka kilometrów morze, było doskonale słyszalne, Valka wsiadła na smoka, który wzbił się w powietrze. W komina domu Gothi, który zdecydowanie górował nad osadą, unosił się ledwie odróżnialny od ciemności dym, co oznaczało, że ktoś napalił w kominku. Po chwili stała już przed drzwiami, szybkim ruchem otworzyła je i wślizgnęła się do środka. Delikatnie zamknęła drzwi za sobą, po czym spojrzała na Elsę - z pewnością jeszcze spała, więc po cichu weszła na górę. Czkawka leżał niczym zawinięty w kokon, widać było, że zapadł w głęboki sen, tuż obok niego spokojnie leżał Szczerbatek, ale nie spał, jedynie odpoczywał. Valka uspokoiła się i usiadła przy smoku. czuwała dość długo jednak w końcu uznała, że nie ma sensu tak tu siedzieć. Gdy schodziła na dół, zauważyła Gothi, zamieniła z nią kilka słów, po czym wyszła. Gdy znów wzbiła się w powietrze promienie słońca po raz pierwszy oświetlały najpierw morze, a potem coraz większą część wyspy. W oddali widać było olbrzymie czarne chmury, tak więc była duża możliwość, że będzie dziś padać. Valka lecąc widziała efekty pracy wikingów do ważnego święta. Większość domów przystrojonych było kwiatami, lub innymi pięknymi ozdobami, nad akademią tańczyły pierwsze smoki, które od kilku miesięcy doskonaliły się w sztuce podniebnych akrobacji, za wioską kilka kilometrów dalej na wzgórzu znajdowała się drewniana konstrukcja, która wciąż była w budowie. Była wyjątkowo duża, ale na szczycie było jeszcze miejsce na setki stołów i ławek. To tam za 5 dni odbędzie się uroczystość rocznicy śmierci Stoicka Ważkiego, Valka poleciała na swoją ulubioną łąkę, by uzbierać kwiaty, które może zanieść do pomnika swojego męża. Przez ostatni rok, ani razu nie było tak, żeby z rana nie przyniosła pod pomnik kwiatów od razu po tym jak się obudziła. Zimą, gdy większość, a właściwie wszystkie kwiaty nie istniały, szukała ich w innych, miejscach, lecz teraz miała ich pod dostatkiem. Robiło się coraz jaśniej, a łagodny wiatr rozwiewał jej włosy. Zwykle choć przyglądała się kwiatom, nie była wyjątkowo wymagająca, ale dziś odcinała tylko te idealne, perfekcyjne. Dlatego też pozostawała już od jakiś 2 godzin na polanie, a wciąż miała ledwie kilkanaście kwiatów. W ten sposób jednak uspokajała się. W pewnej chwili zauważyła dym za niewielkim, trawiastym pagórkiem. Natychmiast zainteresowała się, ktoś na pewno tam jest, położyła kwiaty na Chmuroskoku i kazała mu się nie ruszać. Powoli uklękła, a potem położyła się na brzuchu, zaczęła bezszelestnie czołgała się w górę, w środku lata była tu niezwykle wysoka trawa, która chroniła ją przed wzrokiem niepowołanych. Im bliżej góry była, tym wyraźniej słyszała głosy - męskie głosy. Żar, który lał się z nieba pomagał jej się ukryć, usypiał czujność. Wszechobecna trawa powodowała nieprzyjemne uczucie na całym ciele, w końcu Valka rozdzieliła trawę i ujrzała dwóch młodych mężczyzn, siedzących obok swoich smoków i piekących ryby nad ogniskiem.
- To dorsz ? - powiedział jeden z nich, ten silniej zbudowany w czarnym kombinezonie, wąchając rybę.
- Tak mi się wydaje… - Opowiedział drugi szorstko, był młody, dość silnie zbudowany, właściwie wprost proporcjonalny. Wyglądał na wyjątkowo zdenerwowanego, z jego twarzy kipiała złość. Valka zastygła, mężczyźni zajadali się rybami i nawet nie spojrzeli w jej stronę, ale mimo to była dość zdenerwowana. Po chwili milczenia i odgłosów gryzienia ryby, usłyszała:
- A więc ? Jak chcesz ją zabić ? - Matka wodza wyspy zamarła, serce dudniło jak szalone, już wiedziała o kogo chodzi, co więcej wiedziała, że oni wiedzą gdzie jest wioska. Wszystko ułożyło się w czytelny obraz. Valka wiedziała już doskonale kogo widzi zza roślin - to byli ci ludzie, którzy porwali tą królową.
- Po prostu - odpowiedział młodszy spoglądając przed siebie - znajdziemy ją w tej wiosce i wykończymy. Drugi nie protestował i pozostał w milczeniu. Matka Czkawki poczuła jakby coś stanęło jej w gardle. Z jednej strony mogła przecież zabić ich z pomocą Chmuroskoka, ale Zmiennoskrzydłe mogłyby odeprzeć atak. Więc musi jak najszybciej powiadomić resztę wikingów. Przylecą tu i będzie po sprawie. Serce zaczęło jej walić jak szalone, jeden niewłaściwy ruch i byłaby już zauważona. Powoli i ostrożnie, acz nerwowo schodziła w dół pagórka, udało jej się przemknąć niezauważenie. Wchodząc w pośpiechu na Chmuroskoka zastanawiała się dokąd właściwie iść. W końcu Czkawka jeszcze pewnie śpi, a nie wiadomo gdzie mogą być Astrid, Śledzik czy w ostateczności Sączysmark, bliźniaków nawet nie brała pod uwagę. Postanowiła udać do domu Gothi, smok leciał bardzo nisko, z tego miejsca do osady było dobre 15 minut lotu, ale Valka musiała mieć pewność, że nie zostanie zauważona. Mogła wręcz dotknąć koron drzew nad którymi szybował Chmuroskok. Gdy łąka została daleko w tyle, lot powrócił na przeciętne wysokości. Pośród wysokich i smukłych gór nie sposób zauważyć skrzydlatego stworzenia, tak chyba było i tym razem.

Skrzypienie drewna. Dźwięk dla jednych miły dla innych nie, rozchodził się po pustce. Ból. Przeszywający każdy nerw i każdy zakątek martwego ciała. Nadzieja. Przepełniająca ciało i dająca mu życie. Światło. Rozbłysło przed oczami i rozświetliło krainę ciemności. Elsa spojrzała przymrużonymi oczami na przechodzącą Gothi. Dopiero orientowała się gdzie jest i co się stało. Przed chwilą pamiętała tylko ciemność, skrzypienie drewna, ból i nadzieję. Była w krainie pustki, spała wyjątkowo twardo, zwłaszcza jak na siebie. Za oknem widziała słońce, światło wpadało do pokoju i było wyjątkowo intensywne. Wokół było gorąco, zrzuciła więc siebie koc kładąc go na nogach i usiadła.
- Dzień dobry pani - powiedziała dość radośnie chcąc zacząć kolejny zapewne ciężki dzień miłym akcentem. Chyba od zawsze budziła się z myślą:
“Ciekawe co życie mi dziś zgotuje”
Gothi tylko ukłoniła się, po czym podeszła do królowej Arendelle. Zdjęła jej opatrunek z nogi - rana wciąż wyglądała paskudnie, a poszarpana skóra przyprawiała Elsę o mdłości. Mimo to było już o niebo lepiej niż wczoraj. Staruszka wyjęła znane już rannej opatrunki i olejki, po czym przystąpiła do dzieła. Młoda przybyszka z południa nie odzywała się, a jedynie zaciskała wargi by nie krzyczeć z bólu. Starała się nie patrzyć na nogę, ale nie było to łatwe, pragnęła widzieć, co się dzieje z jej raną. Dopiero nowy bandaż przesączony kojącym balsamem przyniósł ulgę. Najstarsza mieszkanka Berk miała naprawdę sprawne palce, wyjątkowo szybko zawijała tkaninę. Elsa poczuła bardzo przyjemny chłód, który rozchodził się po zranionym miejscu. Gothi zaczęła smarować wszelkie siniaki i zadrapania jakimś innym wyrobem. Gdy skończyła, zaczęła sprzątać ze stołu. Królowa Arendelle pomogła jej, w końcu była bardzo wdzięczna za to co staruszka dla niej zrobiła. Doskonale wiedziała, że nikt inny nie mógł jej uratować, a co by się wtedy stało z jej siostrą ? Nie wie co się stanie nawet teraz - gdy ma obiecaną pomoc. Ponowne głośne skrzypienie drewna wyrwało ją z przemyśleń. Valka wpadła do środka, ciężko oddychając.
- Czkawka śpi ? - zapytała od razu, w pokoju widziała tylko Elsę i Gothi, które chodziły po pokoju z wyrobami medycznymi. Młoda królowa spojrzała na staruszkę, a ta pokazała coś palcami. - Skoro tak… Był tu ktoś ? - Wyglądała tak jakby przed chwilą ujrzała ducha, przerażenie emanowało od niej wyjątkowo mocno.
- Ja nikogo nie widziałam… - odezwała się Elsa podnosząc kolejny pojemnik z kremem i kładąc go do szafki.
- A wiecie gdzie ktoś może być ?
- Ja nie... - Elsa zaczęła podejrzewać, że stało się coś złego. Kto tym razem ? Kogo życie postanowiło jej odebrać ? Jakie nieszczęście zesłało ? Czy znów ktoś musiał poświęcić życie by mogła żyć ?
- Co się stało ? - powiedziała dość delikatnie, jednocześnie jednak mierząc wzrokiem Valkę. Po chwili dostrzegła jej oczy, pełne strachu, w których tkwiła jakaś ważna wiadomość. Tylko jaka ? Serce przyspieszyło, bo widziała, że jej mroźne spojrzenie wymusiło odpowiedź. Sekundy mijały coraz wolniej, a w sercu cały czas gnieździł się strach.
- Ktoś...Chce cię zabić… - Ulga… Jakby to było coś nowego… Królowa Arendelle, wiedziała już od dawna o tym, że ktoś pragnie jej śmierci. A mimo to po początkowym wrażeniu, że kamień spadł z serca, poczuła strach, który znów na chwilę zablokował jej gardło. Tu nie chodzi o jakąś gierkę czy władzę. Cel jest jeden - jej śmierć, na dobrą sprawę nie wie skąd wzięły się smoki w jej królestwie, ale wie też, że gdyby nie miała być przyprowadzona żywa przed jakiegoś wodza, Hans już dawno wbiłby miecz w jej brzuch i zrobiłby to z największą rozkoszą.  “To wszystko jest pozbawione sensu…” - pogubiła się we własnych myślach. Czemu ona ? Może chodzi o moc, o to, że stanowi zagrożenie… Ale czy na pewno to Hans ? A co jeśli to ten człowiek, który w każdej chwili może wpaść na Berk ze swoją armadą i wyrżnąć wszystkich w pień. Na pewno się nie zawaha by ją wykończyć, tym bardziej nie zawaha się były książe Nasturii… Wychodzi na to, że groźba śmierci wisi nie tylko nad nią, nad jej siostrą, nad jej ludem, ale i nad ludźmi z Berk. Zeszłej nocy Elsa wreszcie poczuła się lepiej i nabrała nadziei, która teraz jest w pełnej defensywie. Strach i przerażenie opanowały ją ponownie powodując drgawki. -... musimy zebrać smoki.
- Po co ? - Czkawka schodził ze schodów, ostrożnie stawiając każdy krok.
- Wiem gdzie są ci porywacze - Valka mówiła ciężkim głosem. Przy okazji uspokoiła Elsę, która była już pewna, że to “tylko” Hans. Skoro mówi o porywaczach i nie wspomina o armadzie musi tak być.
- To na co czekamy ? - wódz Berk pełen był entuzjazmu, z wyjątkowym optymizmem spojrzał na matkę.
- Czekamy ? Mój drogi, ty się nigdzie nie wybierasz. - przybrała wyjątkowo surowy, matczyny ton. W końcu w swoim życiu, prawie nigdy go nie stosowała, a matką była - od 20 lat.
- Dobrze… Ale lepiej się pospiesz… - nie chciał pozwolić, by ominęła go taka”operacja”, ale nie miał też zamiaru prowadzić długiej dyskusji o tym jak to powinien odpoczywać w łóżku, bo jeszcze się bardziej rozchoruje. Mimo to kiepsko zagrał, że nie ma zamiaru wtrącać się do akcji.
- Nie próbuj stąd wychodzić. - Drewniane drzwi ponownie zaskrzypiały, a Valka zniknęła za nimi w oślepiającym blasku słońca. Czkawka, choć wyglądał na nieco zaniepokojonego, zachowywał się normalnie. Dopiero teraz przywitał się z Elsą i Gothi, po czym napił się wody, mimo iż miał na sobie ubranie osłaniające większość jego ciała, to ręce, od których cały czas odchodziła skóra wyglądały okropnie. Balsamy staruszki dawały efekty, niemniej poparzony wciąż był słaby. Nie czuł źle, ale tak wyglądał i po pewnym czasie nie był już w stanie nic zrobić. Podszedł do rozpalonego na środku ogniska, nad nim na metalowej ramie zaczepiona była ogromna metalowa miska, przykryta drugą. W środku znajdowały się ryby, których aromat już od kilku minut roznosił się po domu. Czkawka odsłonił pokrywę, a ciepło i zapach potrawy wręcz uderzyło go w twarz.
- Kto ma ochotę na rybkę ? - zapytał pogodnie, była to jego metoda na walkę ze strachem, w końcu teraz ci których kocha, będą ryzykować życie, oczywiście mają olbrzymią przewagę, ale strach pozostawał. Ani Elsa, ani Gothi nie oderwały się od swoich zajęć, czyli sprzątania pokoju. Nałożył im więc po rybie do drewnianych misek, kilka owinął w papier, zabrał ze sobą i wrócił na górę. Położył rękę na pysku Szczerbatka.
- Jak to możliwe, że zapomniała o tobie mordko ?

Elsa tylko przyglądała się całej sytuacji. Spojrzała na drewniane naczynie, w którym leżała duża, świetnie przyrządzona ryba. Miała ochotę ją wziąść, ale czuła się jakby przykuta do przestrzeni, teraz znowu będą walczyć z Hansem z jej winy. Sprowadziła na nich niebezpieczeństwo, patrząc tylko na to, że musi ocalić siostrę. Czy nie ma wartości wyższej ? Czy ma prawo narażać setki żyć, by uratować to jedno ? Czy jest egoistką ? Zapatrzoną w swoje problemy, zagubioną, płaczliwą istotą, która potrafi tylko wylewać łzy nad swoim losem, którą wszyscy wokół pocieszają, mimo iż doznali podobnych jeśli nie cięższych strat. Tak właśnie taka jest, egoistka, która płacze wszystkim w ręce, by się nad nią ulitowali. Wzięła rybę w dłoń, po czym opuściła dom Gothi. Odetchnęła głęboko świeżym, letnim powietrzem. U podnóża góry osada, była wyjątkowo żywa, w końcu na wyspie jest jakaś królowa, ich wódz omal nie umarł, a za kilka dni… O tym ludzie plotkowali, zwłaszcza o tym, czy Czkawka tam będzie, chodziły też głosy, że on już nie żyje. Ruch w wiosce był ogromny i nikt już tu nie przejmował się pracą. Widać było, że ścieżka prowadząca w dół, od dawna nie była używana - wąska, porośnięta gdzie niegdzie trawą i wijąca się wokół skały żwirowa dróżka nie sprawiała wrażenia solidnej, ale była jedyną drogą w dół. A Elsa chciała iść w dół, po co ? Żeby zapomnieć o tym wszystkim co się stało, kiedy szła nie czuła takiego ucisku w sercu. Teraz zastanawiała się ja radzi sobie Anna, jest prawie sama, a na głowie ma wielu ludzi rządnych wiadomości o tym co się dzieje. Poza tym jest ranna, właściwie chyba nie stara się być jak Elsa. Na pewno próbowała, ale raczej zostawiła to doradcom i Kristoffowi. Musi cierpieć…, musi zamartwiać się co dzieje, a na dodatek jest słaba. Królowa zacisnęła zęby, podążając w dół - to wszystko przez nią.


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#37 2015-02-10 14:36:12

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: Smoczo-lodowa historia czyli fanfick FrozenxHTTYD

Rozdział 17

Arendelle w żaden sposób nie przypominało miejsca z przed kilku tygodni, a nawet dni. Ciemna lodowa kopuła ograniczała dostęp światła, na ulicach walały się śmieci. Było szaro i ponuro, światła lamp, nie pomagały rozwiać wszechobecnego mroku. Wyglądało to trochę jakby, ciemność przenikała przez ściany i łapała za gardło każdego mieszkańca miasta. W tej ciemności, krył się strach i niepewność, bo oto spokojnym państwem wstrząsa zamach, po czym dochodzi do bitwy ze SMOKAMI - o tym mieszkańcy widzieli, dzięki kilku istotom, które przedostały się po kopułę. Potem ich królowa otacza królestwo nieroztapialną lodową powłoką, by kilka dni później wypłynąć w nieznane. W mieście nikt się nie martwił o jej życie, mówiono, że uciekła, zdradzając całe państwo, a złość na Elsę, przeszła i na Annę. Ludzie całymi dniami protestowali pod murami, wykrzykując mniej lub bardziej niemiłe rzeczy o księżniczce. Nie była w stanie ich opanować, straciła zaufanie, a w mieście zaczęła szerzyć się panika, nawet wśród strażników szemrano na temat władzy. Anna siedziała całymi dniami w swoim pokoju, albo wpatrywała się w okno, albo leżała w łóżku, albo czytała jakąś książkę. Była wyjątkowo przygnębiona, co kilka minut wypytywała o informacje o siostrze, cały czas przy tym płacząc. Wyrzucała wszystko z siebie często, ale miała co wyrzucać - jest obolała, być może straciła siostrę, jej kraj stoi na skraju tragedii, a jej ludzie w obecnej chwili rozszarpaliby ją na strzępy. Znów poczuła jak strumień łez nieśmiało spływa po jej policzku, sunąc, po jeszcze wilgotnej skórze. Zegar wybił godzinę dwunastą, wybudzając Annę z bolesnych przemyśleń. Noga bolała coraz mniej, dzięki czemu księżniczka była w stanie już prawie chodzić. Właśnie miała wracać do niezwykle zajmującej lektury książki o smokach. Była to powieś czysto fantastyczna i opowiadała o dalekim miasteczku, w którym mieszkają czarodzieje walczący ze skrzydlatymi stworami. W zbiorach biblioteki, było mnóstwo podobnych ksiąg. Ale usłyszała pukanie do drzwi. Do komnaty wszedł jakiś sługa w nietypowym czerwonym stroju, a w ręku trzymał jakiś zwój.
- Księżniczko… Przpraszam, królowo. Są wreszcie wieści o siostrze waszej wysokości. - Powiedział z radością, którą próbował ukryć, ale nie był w stanie. - Tak jak pani kazała, wysłaliśmy za ich okrętem nasz statek, który kilka minut temu wrócił do Arendelle.
Anna szeroko otworzyła oczy, poczuła jak w jej ciele wzbierają emocje, a radość przedziera się do jej duszy. Porwała wiadomość i zaczęła czytać:
“Królowa Elsa, przebyła podróż do wioski o nazwie Berk, w trakcie rejsu doszło do potyczki między jej statkiem, a piratami, jednak przy użyciu lunety, możemy stwierdzić, że z pewnością wszystko było dobrze. Statek nie został zauważony, a przynajmniej taką mamy nadzieję”
- Wiedziałam, że jak poślę za nimi mały okręt to ich nie zauważą - uśmiechnęła się tryumfalnie, jednocześnie czując, że już nie wytrzyma. Zaczęła skakać i biegać truchtem, nie zwracając uwagi na służbę, która ostrzegała ją przed ranną nogą. W tej chwili była najszczęśliwszą osobą na świecie, jej siostra żyje i pewnie ma się dobrze. Wpadła do sali narad, gdzie Kristoff, rozmawiał właśnie z doradcami jak i załogą statku, który wrócił z północy. Anna rozpędziła się i jak wiele razy wpadła w jego ramiona, ponownie uroniła kilka łez, tym razem - ze szczęścia.
- Widzę, że już wiesz - jej narzeczony rzadko tracił humor. Tym razem, uśmiechał się od ucha do ucha. Nie zwróciła na to uwagi, wtulała się w jego ciepłe ciało, czując bezpieczeństwo i nabrała przekonania, że wszystko będzie dobrze, w końcu Elsa to mistrzyni dyplomacji.
- Teraz wypadałoby to ogłosić mieszkańcom, nie sądzisz ? - odrzekła jedynie podnosząc głowę, cały czas jednak rozkoszując się ciepłem ukochanego.
- To zapraszam na balkon, królowo. - uwielbiał się z nią droczyć. Od długiego czasu, czyli odkąd ludzie zaczęli organizować protesty, przedstawiciele zamku przemawiali z tarasu zawieszonego nad głównym wejściem do zamku. Inaczej mogło być naprawdę niebezpiecznie. Nikt nie chciał walczyć z rozwścieczonym tłumem o Annę. Miasto zmieniło się i stało się być może najbardziej ponurym miejscem na ziemi. Niełatwo żyć w miejscu, które w każdej chwili może czekać zagłada.
- Naprawdę muszę się postarać, może przekonam tych ludzi. - poczuła, że musi uspokoić nastrój w państwie, jeśli będzie wojna, a będzie to ludzie muszą się zjednoczyć. Czy podzielona grupa zdoła odeprzeć jakikolwiek atak ? W żadnym razie, księżniczka może molem książkowym nie była, ale wystarczająco dużo się naczytała o takich zdarzeniach.
- Wiem, ale spokojnie, chodźmy do gabinetu i tam się zastanowimy. - Kristoff nie znał lepszego miejsca do wspólnych przemyśleń. Elsa wybrała to miejsce dokładnie, przytulna komnata, z mniej uczęszczanej strony zamku. Z dala od pokojów służby, czy kuchni. Dodatkowo ściany i drzwi były pogrubione, by królowa mogła pracować w spokoju. Za oknem widać było potężną górę i wodę tuż przed nią. Na środku pokoju stało potężne biurko, w którym było wręcz wszystko. Wszystkie ściany były natomiast ukryte za regałami z setkami książek, to o prawie, to o historii, czyli o wszystkim co się mogło przydać królowej. Dwa wygodne fotele stały po obu stronach biurka, czekając aż ktoś do nich podejdzie. Anna i Kristoff, weszli do środka po czym opadli na siedziska, zapanowała błoga cisza, którą Elsa tak dobrze znała i kochała. Teraz było inaczej, w ciszy ich niespokojne oddechy i bicie serc słychać było głośniej niż by tego chcieli. Odkąd siostra tymczasowej władczyni miasta wyjechała, ona sama stała się markotna, smutna, zagubiona, a jednocześnie przerażona. Teraz była radosna, ale wciąż nie miała pomysłu jak przekonać ludzi, że wszystko będzie dobrze.
- Może, po prostu wyjdę tam i powiem co czuję… Pod wpływem natchnienia mam szansę ich przekonać. - zaczęła rozmowę, liczyła na to, że gdy wyjdzie, jak w książkach nagle będzie wiedziała co mówić, a po jej mowie wszyscy pójdą za nią.
- Lepiej nie. Pamiętasz co było ostatnio ? - Podczas poprzedniego przemówienia, gdy Anna liczyła na natchnienie zaczęła się jąkać i mówiła od rzeczy. Jedyne co wskórała to jeszcze większą niepewność .
- Tak… Ale co ja mam zrobić, żeby odzyskać ich zaufanie ? - bolało ją, że lud, który ją uwielbiał i całym sercem popierał jej decyzje, zupełnie nagle zaczął je nienawidzić. Niestety rozumiała go, został uwięziony w potrzasku, nie ma już bezpiecznego przytułku w Arednelle.
- Czy ja wiem… - Miał kontynuować, gdy do gabinetu wpadł jeden ze służących:
- Wasza Wysokość… Smoki, na północy… - wydusił z siebie. Jej serce stanęło, te trzy słowa wystarczyły, by doprowadzić ją do przerażenia. Kristoff natychmiast wziął ją na ręce i biegł długimi korytarzami. Strażnicy zamkowi pałętali się po korytarzach, żeby wejść na mury i wieże zamkowe. Anna była w całkowitym szoku.
- Biegnij na mur…
- Ale…
- Jeśli mamy się bronić, to z honorem… - Choć ten jeden raz, musi zachować się jak na królową przystało, kapitan tonie wraz ze swoim okrętem. Młody mężczyzna porwał pierwszą lepszą kuszę i po chwili stali już na murze. Obecna królowa Arendelle stanęła na własnych nogach i spojrzała w niebo, wokół dziesiątki żołnierzy było gotowych do oddania strzału, Anna dopiero po chwili zobaczyła 6 sylwetek majestatycznie sunących po niebie, nie tego się spodziewała. Smoki nie były jakoś zbytnio potężne, a poza tym zupełnie różne. I było ich 6, to nie była wielka armada, a te smoki, które znalazły się pod kopułą kilka tygodni temu, widocznie zaczęło im brakować pożywienia. Pod zamkiem zapanowało prawdziwe przerażenie, ludzie zaczęli uciekać, a stwory były coraz bliżej. Nie wiedzieć czemu kierowały się wprost na stanowiska wojskowe, Arendelle choć słabe i przerażone wciąż miało imponującą świetnie zorganizowaną armię.
- Celujcie w skrzydła - radziła sucho Anna posiłkując się szczątkową wiedzą z książek. Bełty były już na miejscach, a strzały były naciągnięte na cięciwy. Smoki wyczuły zagrożenie, były już blisko i dopiero stąd wyglądały przerażająco. Niemal w jednym momencie setki strzał i bełtów pofrunęło w stronę skrzydlatych stworów. Widać było, że wszystkie odniosły obrażenia, bo zboczyły z kursu, ale wykonały kontratak. Ogień z ich paszcz pokrył mur zamku, Kristoff zakrył Annę swoim ciałem, a wojsko wykonało jeszcze jedną serię, większość ludzi uniknęła poparzeń, ale nie wszyscy. Jeden ze smoków wyraźnie stracił kontrolę nad lotem i runął do wody, pozostałe miały zamiar ponowić atak, ale kolejna salwa z łuków (bo na kusze były za daleko) skutecznie zniechęciła je do dalszych działań. Kurtka Krisoffa płonęła, więc natychmiast zrzucił ją z siebie, podobnie było z wieloma innymi, smoki nie zabiły tego dnia nikogo, choć wielu przeżyło tylko z powodu szybkiej i dobrej opieki medycznej. Powoli zapadał mrok - odkąd miasto było pod kopułą dni były znacznie krótsze - obandażowany młodzieniec wracał właśnie ciemnymi korytarzami do komnaty Anny. Ostatnio podwojono ilość pochodni na korytarzu, gdyż ich brak wprowadzał tymczasową królową w zły nastrój. Siedziała ona teraz w swoim pokoju i przeglądała raporty i sprawozdania. Ożywiła się na widok Kristoffa.
- W końcu jesteś. - uśmiechnęła się szeroko i podeszła do niego, by znów poczuć to ciepło. - Nie mam siły do tych papierów. Cały czas muszę coś podpisywać, czytać jedno i to samo… Jak ona to wytrzymuje ?
- Możesz się trochę odsunąć, bolą mnie ręce…
- Ja… Jasne, po prostu mam tego dość. Ale na szczęście, gdy wróci Elsa wszystko się ułoży.
- Tak myślisz ?
- Ja to wiem.


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#38 2015-02-13 16:55:20

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: Smoczo-lodowa historia czyli fanfick FrozenxHTTYD

Rozdział 18

Zielone lasy tętniły życiem, ptaki wyśpiewywały radosne melodie, a młoda kobieta, właśnie myślała dokąd iść. Od kilkunastu minut podążała w dół, ale teraz nie wiedziała czy skierować się do wioski, czy może zapuścić się w las. Wybrała to drugie, zainteresowanie tubylców było ostatnim czego jej teraz było trzeba. Nie miała ochoty z nikim się spotykać. Podążała więc wąską udeptaną ścieżką w głąb lasu, co chwilę musiała przechodzić pod potężnymi konarami drzew, cały czas uważając by nie potknąć się o ich korzenie. Ale była sama, no może nie całkiem, jej umysł często zdawał się jej być przeciwnikiem. Teraz pierwszy raz od dawna, czyli odkąd wsiadła na statek pomyślała o Arendelle, miejscu w którym żyła od zawsze. Mimo iż spędziła lata odizolowana od świata, pokochała to miejsce całą sobą. Zresztą, przez ten krótki czas jej spokojnych rządów, zdawała się być królową idealną. Kochała każdego mieszkańca, każdy budynek, każde ziarno pisku i każdą kroplę wody w jej królestwie. Co jeśli to wszystko zginie ? Tam są wszyscy, których zna i których kocha. Bo poznała kilku ludzi na Berk - prawda, ale oni też popłyną do jej domu. Może tam stracić wszystkich i wszystko, poczuła ból w sercu, więc przystawiła tam rękę szepcząc:
- Anna… - Z dzisiejszej perspektywy nie mogła sobie wybaczyć, że ją zostawiła, że nie zabrała ze sobą, co z tego, że była poważnie ranna. W ogóle ostatnio wszyscy mają pecha do ran. Wróciła myślami do swoich rodziców, chcąc nie chcąc spojrzała w niebo, a z niego spłynął czysty ból. Wyżerająca życie pustka powróciła, podobne jak pytanie: Dlaczego ? Zdarzało jej się to co jakiś czas, zamaskowane i przykryte cierpienie, musiało się, kiedyś skumulować i wylać. Nie potrafiła opisać smutku, jaki towarzyszył jej, już od dawna, ale po chwili ponownie zaczęły przechodzić myśli, które raniły płycej, ale mocniej. Czemu znów użalam się nad sobą ? To moja wina, gdybym umiała panować nad mocami… A teraz znów wszystkim zagrażam… i jeszcze zabiłam… Zabiłam - ból i poczucie winy, były silne, za silne. Elsa złapała się za głowę i uklękła na zamarzniętej ziemi, by w końcu dotknąć jej głową.
- Dlaczego ? Jak ? Co ? - myśli zaczęły się zlewać, przysłaniając jej umysł ciemną mgłą. - Co się ze mną dzieje ? - mózg próbował walczyć - nie umiał, przegrywał z samym sobą. Łzy sączyły się z oczu, burza śnieżna była prawie tak silna jak ta w Arendelle. Drzewa z korzeniami były wyrywane przez wiatr. Leżała tak, wylewając hektolitry łez przez pół godziny, a może nawet dłużej. Ale gdy zaczynała odzyskiwać świadomość wiedziała jedno: zmieniła się, nie - zmienili ją. Nigdy już nie będzie tą samą niewinną Elsą, która zaskoczona obudziła się gdy ktoś próbował ją zabić. Atakując jej siostrę, nastąpiła w niej nieodwracalna zmiana, z tym dniem, już nigdy nie będzie taka jak dawnej. Bo nie pozwoli, by ktokolwiek miotał nią tak by cierpiała. Pierwszy raz w życiu poczuła determinację, by ochronić tych i co kochała za każdą cenę. Ból jakiego doznała, który kilka minut temu skumulował się w jedno nie może pozostać bez odwetu, gdy będzie miała okazję zabije każdego, kto może skrzywdzić ją lub jej rodzinę. I wtedy dosięgnęła myślami Hansa, nikt już nie będzie się dla niej narażał. Lodowe łyżwy były już na nogach, gdy tworzyła przed sobą trasę z lodu, sunęła po niej tak szybko jak mogła, widziała na horyzoncie pędzące smoki, więc przyspieszyła. Stworzyła platformę, na której stanęła i tworząc lód przed nią leciała, lub prawie leciała, drugą ręką zbudowała balustradę by nie wypaść i w konsekwencji zaliczyć bolesny upadek z wysokości. Smoki już co prawda zniknęły za wzgórzem, ale Elsa wiedziała już gdzie ostatnio widzieli Hansa. Nadszedł czas by ostatecznie się z nim rozprawić.

Smoki z Berk leciały spokojnie i majestatycznie, tym razem Valka, była znacznie spokojniejsza, trochę martwiła się o syna, ale na szczęście ten na razie trzymał się tyłu szyku. Wkrótce matka Czkawki, wydała bezbłędne polecenia obniżenia lotu, wskazując drogę między górami. Oczywiście nie było łatwo, ale treningi w akademii od czegoś jednak były. Gdy wzgórze za którym przebywali tajemniczy nieznajomi, zbliżało się coraz szybciej, smoki rozłożyły skrzydła i szybowały bezszelestnie. Wyglądało to tak, jakby sunęły po powietrzu, nie wytracając przy tym zbytnio wysokości. Było ich niewiele, około 20, taka grupa powinna wystarczyć na 2 mężczyzn ze zmiennoskrzydłymi. Valka spojrzała na rozległą polanę, tak dobrze jej znaną, uwielbiała tu przychodzić nie tylko po to by nazrywać kwiatów. Czasami kładła się w trawie by spojrzeć w niebo i porozmawiać z mężem. Choćby tylko w myślach. Teraz leciała na bitwę, choć jak tu nazwać bitwą starcie dwóch z dwudziestoma. Ostatni pagórek wyrósł, a za nim… Nic nie było, poza widocznym miejscu, w którym rozpalili ogień, smoki wylądowały.
- Byli tu - stwierdził Czkawka łapiąc się za lewe ramię i idąc w kierunku dawnego ogniska. Z pewnością tu byli, widać choćby ślady na trawie.
- Rozejrzyjmy się, może coś tu zostawili. - Valka nabrała pewności, że ją zobaczyli, wtedy jej uwagę przykuł ślad w wysokiej trawie, prowadził na drugą stronę pagórka - tę samą od której podsłuchiwała ich rozmowy. Zaczęła podchodzić w górę, a Czkawka poszedł za nią.
- Mamo… - Teraz już wiedziała jaki błąd popełniła, zaczęła biec, by sprawdzić swoje przypuszczenia - sprawdziły się. W niższej trawie u podnóża wzniesienia leżał pokaźny bukiet kwiatów, wyraźnie wyróżniający się wśród zieleni. Wódz Berk zwrócił uwagę na coś innego, po niebie sunęła Elsa przedłużając cały czas lód pod sobą, który znikał po chwili. Zamurowało go, owszem spodziewał się, że dzięki tej mocy może walczyć budować i robić wiele innych rzeczy, ale latać ? Poza tym widok człowieka tworzącego lód wciąż robił wrażenie. Widocznie go zauważyła, bo nagle pojawiła się lodowa równia pochyła, kończąca się tuż obok niego.
- Zobaczyli kwiaty… - Valka wciąż przyglądała się temu miejscu.
- Mamo… Lepiej spójrz w górę - roześmiał się szeroko.
- Na Odyna… Jak ona to robi ?
Młoda królowa wylądowała obok Czkawki i bez wahania zadała pytanie:
- Gdzie jest Hans ? - Mówiła inaczej niż dotychczas, widać było, że w tej chwili tylko to ją intersowało.
- Nie wiemy… - Valka urwała mu w połowie zdania.
- Ale się dowiemy - podniosła bukiet z kwiatami - Oto dlaczego ich tu nie ma. - Elsa nie była w stanie zrozumieć o co chodzi, bo niby jaki związek ma kilka roślin z nieobecnością ludzi, którzy mieli tu rozbity obóz.  Wódz Berk rozumiał całą sytuację znacznie lepiej od niej. Wiedział doskonale, że jego matka codzień rano zbiera kwiaty na tej polanie. Więc musiała zostawić bukiet, który znaleźli, a głupi z pewnością nie byli, więc zwinęli manatki i uciekli.
- Gdy Czachochrup to powącha znajdzie ich na końcu świata. - Powiedziała tryumfalnie, oczywiście była możliwość, że nie zostawili na bukiecie swojego zapachu, ale na razie wszyscy odłożyli tę myśl w kąt. Elsa wolała się nie odzywać, ale z radością przyjęła wiadomość o tym, że wkrótce ich znajdą. Astrid i inni jeźdźcy wciąż stali obok wypalonego ogniska i przecierali oczy ze zdumienia, oto ta nieznajoma tworzy lód rękoma i może dzięki niemu frunąć.
- Rozumiem, że to jakiś smok ? - spytała tym tonem, który zdążył już poznać Czkawka, delikatnym, przyjaznym i powabnym.
- Tak. - Na głowę mówiącego wodza spadła kropla deszczu. - Chmurzy się… Powinniśmy wracać. - Słowa te zaniepokoiły młodą przybyszkę z południa. Musi teraz wracać na smou, mogłaby wrócić jak tu się dostała, ale nie gdy jest z nimi. Na pewno nie chcą by jeszcze więcej ludzi na Berk to zobaczyło, na pewno każdy już o tym wie, ale czy w to wierzy nie wiadomo.
- Wsiadajcie na smoki ! - Valka przejęła dowodzenie. - Zabiorę cię. - powiedziała delikatnie do Elsy, ta nieśmiało wyciągnęła rękę w jej kierunku, po chwili siedziała na prawdziwym smoku, a serce waliło jej jak szalone. Zamknęła oczy i poczuła motylki w brzuchu. Kurczowo trzymała się siedzącej z przodu kobiety. Padało coraz mocniej, wśród świszczącego wiatru, krople deszczu uderzały w śnieżnobiałe włosy królowej. Nie otworzyła oczu dopóki nie poczuła, że smok stoi już na ziemi. Gdzieś w oddalli uderzyła potężna błyskawica, bo huk ogłuszył wszystkich. Wioska była pusta, wikingowie siedzieli zamknięci w domach i rozmawiali przy świecach. Elsa, Czkawka i Valka weszli do domu wodza i usiedli obok konika, w których jasnym płomieniem paliło się ognisko. Ciepło przyjemnie działało na przemoczoną skórę.
- Akcję musimy przełożyć, na później, przy tej pogodzie nie damy rady nic zrobić - stwierdziła Valka, miała świętą rację. Kolejna błyskawica uderzyła w ziemię, przed czym oświetliła niebo. Odgłosy deszczu, który uderzał o dachówki stwarzał niezapomniany klimat. Półciemne światło z kominka dodawało otuchy.
- A co jeśli uciekną ? - spytała Elsa, spoglądając w roztańczony ogień. Mogłaby godzinami patrzeć jak podnosi się i opada, a wokół wirują iskry.
- Nie mają szans - odezwał się Czkawka - pogoda obowiązuje nie tylko nas. - Oczywistym było, że przy takiej ulewie nie będą w stanie się szybko poruszać. - Dokąd poszła Astrid ? - zapytał Valkę. Zdziwiło go gdy przy lądowaniu odłączyła się od nich.
- Pamiętasz, że mamy zorganizować armię ? - mówiła rozpuszczając włosy - Ona poszła o tym powiedzieć, czasu mało, a to duże przedsięwzięcie, ty jesteś ranny, a ja muszę się tobą zajmować więc została ona.
- Dobrze wiedzieć - uśmiechnął się. - Jak idą przygotowania do… Wiesz czego ? - powiedział dość sucho, bardzo bał się kiedyś dnia, w którym stanie w tym miejscu, w którym jest teraz, ale gdy będzie już rok po tym. Bał się upływającego czasu, każdej minuty, która niepostrzeżenie prześlizgiwała mu się między palcami. Kiedyś, gdy ojciec opowiadał mu o tym jak to kiedyś on będzie wodzem, była to czysta fantazja, przecież jeszcze tak dużo czasu, że to się na pewno nigdy nie wydarzy… Wydarzyło się.
- Dobrze, ale wciąż, czegoś mi brakuje, czegoś co pokaże nasz szacunek.
- Może wykonam coś z lodu ? - pomyślała na głos Elsa, ma niemal nieograniczoną moc władzy nad lodem więc czemu nie ? Zbudowała pałac to coś takiego też zbuduje. Ten dzień będzie dla Berk najważniejszym, bowiem będzie to już ostatnie rozstanie ze Stoickiem Ważkim. W ich tradycji, pogrzeb nie był ostatnim pożegnaniem, tą role grała rocznica śmierci. Wiele rodzin zasiądzie i będzie płakać, wspominać i modlić się do Odyna. Wielu będzie się dobrze bawiło, a jeszcze inni, przystaną i się zastanowią, przemilczą ten dzień. Zgodnie z tradycją w drewnianym grobowcu układa się jakąś rzecz związaną z poległym wodzem. Czkawka umieści tam topór wojenny swego ojca. Ten sam, którym rzuci on by móc przebiec po kłodzie  i go ratować.
- Czemu nie… - Powiedziała Valka, a Czkawka nie miał zamiaru protestować i przybrał minę “róbcie co chcecie”. Elsa pomyślała raz jeszcze o Stoicku Ważkim, nie znała go ani jego historii, ale zaczynała poznawać ludzi, dla których był najważniejszym. Zresztą patrząc na jego pomnik widziała jego osobowość. Może to dziwne, ale czuła się jakby znała go na wylot. - Pójdę po jakieś owoce…
- Twój tato nie zginął w wypadku, prawda ? - Młoda królowa zapytała się gdy tylko wyszła Valka. Smoki były zbyt łagodne, by zabić nawet przypadkowo w normalnych okolicznościach.
- Nie… To była wojna… I to być może z tym człowiekiem, który zaatakował twój kraj. - wyraźnie posmutniał, a wszystko mówił szeptem. Elsę już chyba nic nie było w stanie przerazić, bo cały czas była chodziła w strachu.
- Musiał być dzielnym człowiekiem… - Zastanowiła się nad tym co wiedziała, zabił go smok, jego syna, ale co to ma za znaczenie teraz. Skoro i tak nic nie przywróci mu życia.
- Musisz wiedzieć, że jeśli to ten człowiek to macie pecha. - nie chciał jej okłamywać, bo po co ? By potem ujrzała jak wszystko co kochała nie istnieje, a była przekonana, że nic nie może się temu stać.
- To była długa wojna ? - zapytała odruchowo, chciała dowiedzieć się jak najwięcej.
- Jedna bitwa, dość daleko stąd. Smoki, które stały za nami i przeciw nam walczyły. Bo widzisz istnieje coś takiego jak status Alfy, alfa może kazać, każdemu smokowi robić co chce. Wtedy doszło do starcia dwóch takich smoków i dwóch stad. Niestety Alfa Drago, tak nazywa się ten człowiek, zabiła naszą, a on uzyskał kontrolę nad wszystkimi smokami.
- I kazał Szczerbatkowi zabić twojego ojca…- przysłoniła twarz rękoma, bo zrozumiała jak straszne musiało to być uczucie, najbliższa osoba, przeciw drugiej najbliższej.
- Niezupełnie… Miał zabić mnie… A tato mnie uratował. - No tak, Elsa przypomniała sobie tablicę, przecież było tam napisane, że uratował syna. Kolejne uderzenie pioruna, oświetliło twarz Czkawki, po której spływała łza. Oboje postanowili milczeć, dość już słów. Po kilku chwilach drzwi ponownie otworzyły się, a potężny wiatr niemal zgasił ogień w kominku.
- Jestem, mam jakieś owoce i warzywa na obiad.
- Na obiad ? - spytała Elsa chcąc się upewnić, że dobrze słyszy. 
- Tak, chyba cię tu dziś przenocujemy… - Valka uśmiechnęła się, nie widziała innej możliwości, wszystkie wolne domy były kompletnie nieumeblowane, a poza tym Czkawka opowiedział jej trochę o królowej Arendelle zanim wylecieli szukać Hansa i Alberta, więc wiedziała, że każde oparcie psychiczne jest dla niej arcyważne.
- Dziękuję, myślicie, że przestanie dziś padać ?
- Wątpliwe - powiedziała matka wodza, rozpalając ogień w miejscu do gotowania. Miała zamiar przygotować, potrawę z pieczonych warzyw. - Patrzyłam na niebo, chmura sięga aż po horyzont, czyli padać będzie przynajmniej przez kilka godzin. - mogłoby się wydawać, że taka wiadomość zadziała na Elsę przygnębiająco, ale ta ucieszyła się w duchu. Krople uderzające o ziemię uspokajały jej organizm. Poza tym światło dawane przez ogień tworzyło bardzo przyjemną atmosferę.
- W waszym mieście nie ma długofalowych opadów ? - Valkę od zawsze ciekawiły dalekie lądy toteż chciała się dowiedzieć jak najwięcej  o państwie Elsy.
- Bywają bardzo często… Uwielbiam w takie siedzieć w zamku. - przypomniała sobie jak to jest, gdy siedzi za biurkiem w swoim gabinecie, a deszcz stuka melodie na parapecie.
- Tak, a to dlaczego ?
- Po prostu mnie relaksuje i rozluźnia. - to był chyba główny powód takiego stosunku do dni z deszczem.
- No masz… Zapomniałam mięsa w tym pośpiechu. - Przywdziała płaszcz i otworzyła drzwi - Wracam za parę minut. 
- A więc… Jak ci się podoba Berk ? - spytał jego wódz.
- Jest tu pięknie, ale też… Sama nie wiem, nie umiem się niczym cieszyć. Ostatnio świat stał się dla mnie plątaniną cierpienia. - Nie miała już obaw by się otworzyć przed Czkawką, w końcu zrobił dla niej bardzo wiele praktycznie jej nie znając.
- Znam to uczucie, gdy wszystko zdaje się być szaro-bure, ale to minie… - Nie był pewien tego co mówi, co jak co, ale sytuacja, przybyszki z południa, była co najmniej nieciekawa. - Życie jeszcze nabierze kolorów - uśmiechnął się spoglądając na jej twarz, która wyglądała jeszcze piękniej niż zwykle w blasku płomieni z kominka. Teraz jeszcze lepiej widać było jej idealne rysy twarzy i piękne włosy. Światło falowało na jej twarzy, a ona sama myślała co odpowiedzieć.
- Nie wierzę w to… Świat jest pełen cierpienia i śmierci. Rodzimy się po to by umierać, umieramy po to by cierpieć. - poczuła, że Czkawka uścisnął jej dłoń.
- Rodzimy się by żyć, umieramy, by nadać życiu sens. - Powiedział spokojnie, tonem filozofa. Elsa musiała przeanalizować w myśli to zdanie. “Rodzimy się by żyć” - nie mogła zaprzeczyć, przecież wszystko zaczyna się od narodzin. Ale w jaki sposób śmierć ma nadawać sens życiu ? Przecież ona je kończy ? Ona jest końcem. Ona niszczy, ona rozdziela… Nie ma nic gorszego. - Rozumiesz ? Wiem, że potrafisz się cieszyć, wiem, że potrafisz doceniać.
- Skąd możesz wiedzieć… To wszystko zginęło wraz z atakiem na Arendelle…
- Wiem to, z twojego uśmiechu. Tak rzadko go pokazujesz, ale widać w nim całą ciebie, twoją radość, to piękno, którego okrucieństwo tego świata nie dosięgło. - Powiedział wprost, prosto z serca poczuł, że Elsa jest mu bliska, dlatego, że jest tak wspaniałą osobą.
- Jak możesz uważasz, że jestem piękna w środku… Przecież mnie nie znasz… - Ona też go nie znała, ale zdążyła mu zaufać. Uratowanie życia, ryzykując własnym procentuje w zaufaniu.
- Czasem wystarczy kilka słów i jedno spojrzenie w głąb oczu i już wiesz jakim ktoś jest człowiekiem. - powiedział co myślał, nie zawsze można wyczytać ze spojrzenia, kto jest kim, ale tym razem wiedział to od razu.
- A kim ja jestem ? - Nie wiedziała, nie potrafiła odpowiedzieć samej sobie na dwa najprostsze pytanie jakie może sobie postawić człowiek: Kim jest ? I czego chce… Próbowała odpowiedzieć na te pytania od dawna, od izolacji i wciąż nie mogła.
- Jesteś przepiękną, wspaniałą królową, która z pomocą innych ocali swoje królestwo.
- Gdyby to było takie proste… - westchnęła, przynajmniej teraz nie przekonywała siebie, że to się nie uda, tylko kogoś innego.
- Masz rację to nie będzie proste… Ale z naszą pomocą, damy radę, więc kimkolwiek ten człowiek nie jest może się bać. - puścił ją widząc, że oddaliła się od krawędzi rozpaczy.
- Póki żyję, faktycznie może. Ale mam nieodparte wrażenie, że gdy dojdzie do wojny, zginę na początku. - Czkawka niemal roześmiał się po tych słowach, ma lodowe moce i boi się o śmierć na początku… A Elsa spojrzała w ogień i zdawało jej się, że widzi jak płonie…
- Ty ? Przecież jednym ruchem ręki możesz zbudować lodowy mur. - Kolejna błyskawica wstąrzsnęła domem, tym razem musiała być naprawdę blisko.
- Gdy się denerwuję, to nie mam nad sobą kontroli. Prędzej zamrożę miasto niż cokolwiek zrobię.
- A więc musisz zachować zimą krew - zaśmiał się figlarnie, a Elsa zrobiła dość zażenowaną minę.
- Ja mówię na poważnie…
- Ja też… Tylko, że z… ironią - z jego twarzy nie schodził uśmiech, dobrze czasem jest rozluźnić atmosferę by choć na chwilę nie było tego uścisku w gardle.
- Wróciłam ! - oznajmiła Valka wchodząc do pokoju, z koszem pełnym mięsa. Kolejne godziny upływały na nieustannej, wyjątkowo luźnej rozmowie całej trójki. Nikt nie schodził na smutniejsze tematy, Elsa ani razu nie pomyślała o ostatnich dniach, była sobą, uśmiechniętą osobą, która świetnie dogadywała się z ludźmi. Valka dawno nie spotkała tak otwartej osoby, młoda królowa pragnęła kontaktu, chciała rozmawiać. W ciągu kilku godzin opowiedziała niemal całe swoje życie - co ciekawe bez bólu. Po obiedzie do domu wpadła Astrid i okazała się dość miłą osobą, co prawda szorstką, ale wciąż miłą. Z całej tej czwórki, królowa Arendelle najlepiej dogadywała się z Valką, rozmawiały prawie cały czas i co chwilę obie wybuchały śmiechem, czuły się jak dwie krople wody. Gdy zapadał wieczór i znów byli w trójkę, rozmowa trochę zmieniła ton, stało się smutniej i poważniej. Teraz wśród siebie wiedzieli wszystko o swoich historiach życia. Nieraz były zszokowani, ale ostatecznie zrozumieli jak to się stało, że teraz siedzą w trójkę przy ogniu. Było późno gdy Valka udała się do swojego domu, wcześniej przygotowując Elsie miejsce do spania, Czkawka wraz z młodą królową rozmawiali jeszcze przez jakiś czas, po czym wódz Berk poszedł spać na górę. Powiedział władczyni królestwa, aby się rozgościła i poszła do łóżka kiedy tylko będzie chciała. Elsa zapaliła kilka świec, wzięła pierwszą lepszą książkę i otworzyła starą księgę. Przewracała zżółkłe kartki pasjonując się nową historią, dzisiaj zapomniała, o wojnie, o kłopotach o strachu dzisiaj była wolna…


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#39 2015-03-14 23:15:08

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: Smoczo-lodowa historia czyli fanfick FrozenxHTTYD

Rozdział 19

Odkąd kilka dni temu wojsko Arendelle odparło smoki, nastój w mieście znacznie poprawił - przynajmniej nie było już obaw o lojalność armii. Ludzie odzyskali trochę wiary w Annę, ale wciąż przebywali pod murami lub kryli się w domach. Niemniej dzięki kilku sprawnym dekretom tymczasowej królowej udało się zachować pozory normalnego życia, było to ważne zwłaszcza z punktu widzenia dyplomatcznego - kolejne większe lub mniejsze armie płynęły do Arendelle. Dobrze, że armii smoków nie wpadło do głowy sprawdzić drugiej strony kopuły, bo umieszczona tam dziura byłaby gwarancją zagłady miasta. Z dnia na dzień królestwo rosło w siłę, pod zamkiem budowano już sprytnie ukryty tajny schron, a i w mieście zaczęły się prace nad podziemnym systemem ochronnym przeciwko smokom. Taki był plan doradców, jeśli Elsa nie zdobędzie pomocy lub nie wróci, zaciągną wroga pod ziemię - tam gdzie nie będzie smoków i zniszczą, a smoki na górze w końcu się zniechęcą. Nie przestawało być jednak szaro buro i smutno. Annę przy życiu trzymała tylko wiadomość od załogi statku, Kristoff i Olaf. Mimo to cały czas była pewna, że wszystko będzie dobrze, w końcu musi być. Przeszły za dużo by mogło być inaczej, By ułatwić sprawę siostrze całymi dniami zajmowała się administracją i innymi tego typu sprawami. Umacniając kraj.

Burza trwała do rana, Elsa poszła spać późno w nocy, stukanie deszczu i błyskawice utulały ją do snu. Momentalnie odpłynęła, nie było koszmarów, strachu czy smutku. Był błogi spokój. Obudziła się z rana. Słońce wisiało już nad horyzontem, oświetlając ogromne kałuże, które były dosłownie wszędzie. Była wyspana najbardziej od kilku dni, to był zdrowy sen, wystarczyło kilka godzin, by poczuła się jak nowo narodzona. Pełna siły i nadziei gotowa była stawić czoło wszystkiemu. Ten dzień był zupełnie inny. Z rana oznajmiła, żeby nie szukać Hansa, stwierdziła, że jeszcze wróci, a ona sama sobie z nim doskonale poradzi. Czkawka wstał później, długo rozmawiał z królową Arendelle. Dobrze się rozumieli, co prawda znali się krótko, ale stali się już przyjaciółmi. Ranem Elsa myślała o nim, trochę zdezorientowała się jego zachowaniem, w końcu zdawał się być nią lekko zauroczony, bo ratunek życia, a potem ciągłe wsparcie… Ale zgoniła się za te myśli, jak może przejmować się czymś takim teraz, gdy jej siostra rządzi krajem, który lada dzień może upaść. A poza tym… nie… szybko odrzuciła myśli i dalsza część dnia utwierdziła ją w przekonaniu, że sobie coś ubzdurała. Rozmawiali normalnie, po śniadaniu, udali się na plac, na którym stały konstrukcje, przygotowane na ten wyjątkowy dzień. Cały dzień coś ustalali, a Elsa tworzyła kolejne konstrukcje, które po chwili usuwała. Rozmawiała ze wszytkimi przyjaciółmi Czkawki i uznała ich za sympatycznych ludzi, jeden z nich, nazywał się chyba Mieczyk, bez przerwy się na nią gapił. Nie zwracała jednak na to uwagi. Godziny mijały, a Elsa ze wzgórza zrobiła baśniową krainę. Wokół stały krystalicznie czyste lodowe posągi, przedstawiały wikingów i inne postacie. Były tu też smoki, czy śnieżki, dzięki jej pomocy zbudowano z drewna olbrzymi znicz, lub bardziej pochodnię. Na ogromnym stalowym słupie, stała olbrzymia odwrócona kopuła. W jej wnętrzu znajdowała się olbrzymia ilość drewna, na samym środku było swego rodzaju koło na którym znajdowało się drewnie podwyższenie na którym umieszczony zostanie topór Stoicka. Potem Czkawka wrzuci pochodnię do drewna, a znicz zapłonie żywym wysokim na kilkanaście metrów ogniem. Cała instalacja jest pod kulą z lodu. Która na koniec zostanie roztopiona przez smoki. Oczywiście wcześniej odbędzie się ich parada i wiele innych, a na koniec będzie tu największa uczta jaką Berk widziało. Elsa była dumna, że mogła pomóc osadzie. Jak i była dumna z tego co stworzyła. Jej pałac z Lodowego Wierchu był niczym w porównaniu do piękna jakie stworzyła tu. Największym dziełem był ogromny posąg wodza wioski, stał w pozycji bojowej z uniesionym mieczem.
- Ładnie Elsa - powiedziała Valka z szerokim uśmiechem.
- Nieskromnie przyznam, że zapiera dech w piersiach. - stwierdziła rozglądając się wokół.
Zapadał wieczór. Ale lód stworzony przez królową Arendelle dawał swoje światło, więc wewnątrz kopuły wciąż było jasno, a niebieskie światło odbijało się w lodowych figurach tworząc niezapomniane wrażenie.
- Może chodźmy już spać - odezwała się Astrid - w końcu już pojutrze musimy być gotowi.
- Astrid ma rację - poparł ją Czkawka - dość roboty na dziś.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić i wkrótce byli już w swoich domach. Wódz Berk od razu rozpalił ogień.
- Ciężki dzień co ? - zapytał siadając koło niej na krześle.
- Przynajmniej się oderwałam od problemów - stworzyła lodowy patyk i podrzucała go w ręce. Czasami miała tak, że wykonywanie prostej czynności sprawiało jej przyjemność.
- Dobrze jest czasem zapomnieć, by mieć potem więcej siły.
Elsa zdecydowanie przyznała mu rację, a wręcz uznała to za swoje motto do czasu powrotu do Arnedelle, co prawda już kolejnej nocy miała koszmar, z udziałem swojej siostry, ale udało jej się uspokoić i bez problemów zasnąć ponownie. Tym razem śniła o swoim królestwie, przechadzała się wraz z siostrą jego ulicami i robiła dziwne rzeczy jak latanie wśród gór. Czuła się wtedy bajecznie. Płaska góra na której stanął kompleks była daleko za osadą, więc Elsa musiała tam lecieć na smoku, nie odważyła się jednak otworzyć oczu - tak jak poprzednio. Ale tym bardziej nie miała odwagi wsiąść na Szczerbatka, ani myślała na nim lecieć, w końcu to smok - zabójca i nie umiała wyrzucić tej myśli z głowy. Gdy tworzyła kompleks, każdy jego najmniejszy ruch budził jej strach. Podobnie jak bała się, że znajduje się w samym domu co ona, czasem przechodził ją dreszcz. Obudziła się tym razem znacznie później niż poprzednio, Czkawka nie był już w domu, pewnie po świeże ryby - myślała gdy wchodziła na górę sprawdzić, czy jest tam smok. Zawsze gdy się budziła to to sprawdzała - na wszelki wypadek. Wróciła na dół, po czym zabrała się za kolejną książkę, drugą, bo nie miała czasu na czytanie. Chciała jak najlepiej wykorzystać czas wolny, w końcu nie miała go za wiele. Po kilku minutach odłożyła jednak lekturę i poszła się napić, przy tym zauważyła pewien nieład na stole. Zaczęła sprzątać, zabierając kolejne naczynia. Był wyjątkowo parny dzień, stąd być Czkawka musiał dłużej czekać na ryby - te z rana po prostu zgniły.
- Cześć - powiedział otwierając drzwi i trzymając pod pachą kosz ze świeżymi, dużymi rybami. - Dziś na śniadanie będzie prawdziwa uczta - uśmiechnął, wiedział, że może sobie pozwolić, na późniejsze przybycie do lodowego kompleksu na wzgórzu, dlatego, że wczoraj wykonali znakomitą większość pracy.
- No widzę, musiałeś długo czekać na takie rarytasy - spojrzała do wnętrza, dorsze, flądry i kilka innych ryb leżało wewnątrz.
- Bez przesady, przynajmniej mogłem porozmawiać z Arildem, pytał jak się trzymasz. - powiedział zaczynając przyrządzać ryby.
- Znacznie lepiej niż jeszcze niedawno. - powiedziała z uśmiechem, chyba go odnalazła, po tak długim czasie znów była tą Elsą sprzed lat. No i może sprzed miesiąca, zanim ten koszmar się zaczął.
- To też mu powiedziałem - oznajmił ze śmiechem.
- A jak on się ma ? - zapytała z powagą. Wiele dla niej zrobił, gdyby nie on zostałaby w królestwie i nie było by dla niego nadziei.
- Lepiej, przeżył, śmierć mojego ojca, ale już mu się poprawiło…
- Szybko się pozbierał.
- Wydobyliśmy jego skarby ze statku - uśmiechnął się najszerzej jak umiał i zaczął się śmiać.
- Można było przewidzieć, że mu się poprawi - odwzajemniła śmiech.
- A tak zmieniając temat: Nasze statki są już prawie gotowe do wypłynięcia. - Elsa nie zareagowała fizycznie, ale ucieszyła się - Zła wiadomość jest taka, że nie mamy wielu statków więc zabierzemy tylko ⅕ smoków. Potem statki wrócą i wezmą nowe…
- Mam pomysł… Może zbuduję flotę z lodu. - to było niekonwencjonalne, ale i pomysłowe zagranie.
- Nie głupie… - pomyślał.
- Z takimi statkami może się wiązać pewne ryzyko, ale…
- Ale nic się nie stanie - uśmiechnął się życzliwie. - Zadbamy o to, żeby wszystko było z nimi w porządku. Sprawdzimy czy się nie przewrócą. - Posiłek już się podgrzewał więc usiadł na krześle, kilka metrów od Elsy.
- W takim razie, trzeba zacząć już dziś. - Przez myśl przemknęły jej słowa “Jutro raczej nie będzie na to czasu”, ale uznała, że nie wypada tak mówić i psuć dobrej atmosfery.
- Zjemy i działamy ? - zaczął poprawiać coś w swojej zbroi.
- Pewnie. Gdy nie muszę myśleć o domu lepiej się czuję. - W trakcie dnia nie wracała do Arendelle, a wieczorem była zbyt zmęczona by to zrobić. Tak więc odcięła się od domu, dla własnego dobra.
- Znam to uczucie - Sam zabijał smutek pracą, bo ile można wyrzucać sobie dawne zdarzenia. - Ale nie ma co drążyć starych ran.
Dzień ten był zupełnie inny niż poprzedni, a jednak podobny - pełen pracy, a więc i spokoju duszy. Projektowanie statku, nie było łatwe, niemal wszystkie tonęły gdy tylko smoki wchodziły na pokład. Czkawka cały czas coś szkicował, ale wszystkie próby były nieudane. Ważne było żeby okręt był wystarczająco duży, by zabrać co najmniej 50 smoków. W końcu po kilku godzinach pełnych wściekłości i bezradności udało się wykonać coś co nie tonęło. Był to duży statek z wysokimi masztami i grubą warstwą lodu zamiast desek. Był lżejszy od zwykłej łodzi, toteż mógł szybciej płynąć. Po kilku testach, które zostały zdane, Elsa rozmnożyła projekt, łatwo było stworzyć, coś wielokrotnie. Tworzenie wiele razy tego samego to proste zadanie, przynajmniej gdy ma się lodową moc. Wszystkie okręty cumujące w porcie były identyczne, niektóre były na morzu, stojąc w miejscu dzięki kotwicom. Była to potężna flota, z pewnością zdolna do zabrania wszystkich smoków z wyspy.
- Dobra robota - Valka ponownie nie kryła podziwu, dla tego co widziała. Tak dużo okrętów i wszystkie idealne i lśniące.
- Nic wielkiego, to zasługa mocy. - Doceniała siebie za konstrukcje przygotowane na rocznicę śmierci Stoicka, bo to była głównie jej twórcza wizja, a tu tylko wykonywała projekty innych.
Elsa zaobserwowała, że przez cały dzień Czkawka stawał się coraz bardziej przygnębiony, domyślała się dlaczego, ale postanowiła milczeć, przynajmniej do powrotu do domu. Pogoda była wyborna, temperatura w stosunku do poprzednich dni spadła i nie było już gorąco. Bezchmurne niebo pozwalało dotrzeć wszędzie jasnemu światłu słońca. Astrid wraz z Wichurą oznajmiły, że na jutrzejsze uroczystości wszystko jest już gotowe. Elsa natomiast zaobserwowała coś dziwnego. Dziś czarowanie wychodziło jej znacznie łatwiej niż poprzedniego dnia. Przypomniała sobie sobie sytuację, w płonącym statku, kiedy straciła moc. Nagle po prostu nie mogła stworzyć lodu i śniegu, poczuła ciepło wręcz gorąc, gdy próbowała to zrobić. Jakby coś wypalało ją od środka. Natomiast w górach, w zimnie, jej czary miały olbrzymią siłę. Wróciła myślami do lat izolacji… wybryki jej mocy nasilały się zimą i prawie ich nie było latem. Czyli jej moc, jest zależna od temperatury. Do tej pory nie przyszło jej to do głowy, nie miała wielkich problemów z czarowaniem w lecie, ale musiała włożyć w to znacznie więcej wysiłku. To nie był przyjemny taniec z powabnymi ruchami rąk i nóg, tylko ciężka praca. Elsa przypomniała sobie jeszcze jedno: Kiedyś, gdy miała gorączkę, bo była chora całkowicie straciła moc. Nie mogła zrobić nic, a potem przez wiele tygodni jej siła była słabsza. Ogień topi lód…


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#40 2015-05-13 20:20:18

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: Smoczo-lodowa historia czyli fanfick FrozenxHTTYD

Rozdział 20

Kilka minut później, przechadzała się wąskimi drogami Berk, reszta wikingów odleciała by jeszcze wszystko sprawdzić na wzgórzu. Królowa Arendelle wciąż bała się smoków, więc jeśli nie było konieczności lotu, nie zamierzała się na to pisać. Zastanawiała się czy jej kraj faktycznie nie został najechany przez Drago Krwawdonia. To było możliwe, nieczęsto zdarza się szaleniec z armią smoków, podbijający inne kraje. Choć z tego co mówił Czkawka on zginął, Elsa poczuła jak powoli wracają do niej uczucia związane z domem. Anna, która macha jej na pożegnanie stoi w porcie, który tonie w mroku. Ma łzy w oczach, ale i uśmiech na ustach - uśmiech pełen nadziei, Arendelle ciche, tajemnicze mroczne, zdaje się czekać na swoją królową. A ona może nie wrócić. Wiedziała już, że prawie na pewno wróci, ale czy aby nie za późno ? Nie może mieć pewności, że zdąży ocalić swoich poddanych i co ważniejsze swoją siostrę. Ile zwykłe miasto może opierać się armii smoków ? Kilka godzin ? Dwa dni ? Poza tym miała na głowie Hansa, który w każdej chwili mógł pojawić się z znikąd i wpakować jej strzałę w łeb. Wikingowie uważnie obserwowali przybyszkę z południa, każdy obawiał się jej zdolności, ale jednocześnie był nią zafascynowany. Elsa nie zwracała uwagi na mieszkańców i udała się do głównej hali. Valka opowiadała jej o miejscu, w którym trzymają wszystkie księgi. Jako iż była specjalnym gościem na Berk, mogła wejść prawie wszędzie. Bardzo chciała zobaczyć, stare księgi, a zwłaszcza te które mówią o smokach, a dowiedziała się, że mają tu takie rzeczy. Schodziła w dół krętymi drewnianymi schodami, trwało to chyba kilka minut, bo gdy była na dole zraniona noga ponownie dała o sobie znać. Była już prawie zagojona, jedne leczenie jakie stosowała teraz Gothi to poranna wymiana opatrunków i olejków. Elsa choć pracowała rękami (tworzenie lodowych konstrukcji potrafiło wycieńczyć), niewiele chodziła więc rana goiła się bardzo szybko. Teraz poczuła jakieś kłucie, ale poszła dalej, pchnęła grube drzwi z ciemnego drewna i weszła do do dużego pokoju. Miał on podłogę z bardzo ciemnych desek, jeszcze ciemniejszych niż drzwi, a wszędzie wokół stały regały pełne książek o najróżniejszych kolorach i rozmiarach. Panowała przerażająca cisza, pochodnie które stały co kilka metrów przyczepione do regałów tylko dodawały atmosfery grozy. Gdy wykonała krok, odpowiedział jej głuchy odgłos drewna wypełniając całą przestrzeń po brzegi. Słyszała każdy szmer, swój oddech, jakby nie istniało nic poza tym pomieszczeniem. Było to dziwne uczucie, napełniające lekkim niepokojem. Zaczęła przeczesywać wzrokiem kolejne księgi, szukając tej, w której zawarte są najważniejsze informacje o smokach. Po kilku minutach zrezygnowała, z poszukiwań, w sumie była tylko ciekawa jak wygląda to miejsce, już wiedziała, więc rozpoczęła drogę w kierunku powierzchni. Miała jeszcze jedną rzecz to zobaczenia: ogromne pomieszczenie wykute w skale za pomnikiem Stoicka Ważkiego, miejsce jego pamięci. Czkawka sporo opowiadał jej o budowie i projektowaniu tamtego miejsca, widać było, że był z niego dumny, więc chciała zobaczyć efekty jego pracy. Gdy wyszła na zewnątrz wciąż było niezwykle jasno, Berk nie była od 3 stron otoczona górami, więc nie było tak, gdy słońce miało się ku zachodowi znikało i rzucało cień na miasto. Zrobiło się wyraźnie chłodniej, wiatr od strony morza przybrał na sile, dzięki czemu całą wyspę ogarnął przyjemny chłód. Elsa była już pod pomnikiem, spojrzała w górę, na ledwie widoczną twarz wikinga. Po prawej stronie posągu znajdowało się wejście do skały, było wyjątkowo ozdobne - złote dodatkowo okraszone kamieniami szlachetnymi. Nie były duże, ledwie jedna osoba dałaby radę tam wejść. Ale to co zobaczyła w środku, po prostu wprowadziło ją w zachwyt i zamurowało. Ściany były pokryte szczerym złotem, które lśniło od światła pochodni, sufit był w pełni nieregularny, bo był jedynie czubkiem postrzępionej konstrukcji, musiał dochodzić, do szczytu góry, bo zdawał się nieosiągalny. Portrety rozmiarów jakich sobie nawet nie wyobrażała, były rozpięte kilka metrów nad je głową na wszystkich ścianach. Podłoga była wykonana z błękitnego kamienia, tak gładkiego, że Elsa zaczęła się zastanawiać jak to możliwe. Pod obrazami były różne tablice, a jeszcze niżej, coś w rodzaju szklanych pudełek, a w każdym jakieś przedmioty. Nie trudno było się domyślić do kogo należały. Złote tablice były też na samym dole, na drugim końcu pomieszczenia, pomiędzy dwoma złotymi pomnikami Stoicka. Te tablice opowiadały historię życia byłego Wodza Berk, który ocalił swojego syna. W środku był jeden wiking, nawet nie zwrócił uwagi na królową Arendelle. “Z czegoś takiego mogą być dumni” - pomyślała, cały czas nie mogąc wyjść z podziwu. Wyglądało tu trochę jak w jej lodowym pałacu z tą różnicą, że tu ściany były zupełnie inne. Nierówne, ale przez to i piękniejsze w swoim braku doskonałości. Królowa Arendelle, wiedziała, że nie jest to projekt skończony, ale już teraz robił ogromne wrażenie. To musiał być ogromny wysiłek dla Berk, nie była nawet pewna czy jej królestwo mogłoby sobie na coś takiego pozwolić. Przyglądała się każdej literze i od nowa przeżywała historię, opowiedzianą jej kilkanaście godzin temu. Poczuła lekkie kłucie w sercu znając jej koniec, nie miała wątpliwości, że zasłużył na takie miejsce pamięci. W końcu gdy obejrzała wszystko dokładnie, wyszła na zewnątrz. Odetchnęła bardzo głęboko świeżym powietrzem, bowiem w środku dało się czuć nieprzyjemny zapach. Wyczuwała też napięcie, niełatwo będzie jej jutro na to patrzeć. Słońce powoli schodziło już za linię horyzontu, zbliżała się noc, te były ciepłe i dość jasne o tej porze roku. Elsa nie widziała już nic ciekawego do zrobienia w mieście, toteż wróciła do domu. Liczyła, że nikogo nie zastanie, usiądzie przy stole,zapali świecę i zatraci się w lekturze, ale myliła się. Czkawka leżał na łóżku z wyraźnie smutną miną. Młoda królowa upewniła się, że w środku nikogo nie ma, po czym spytała:
- Coś się stało ? - Doskonale wiedziała co mu dolega, przecież rocznica śmierci ojca to niełatwy czas, doskonale to wiedziała.
- Już prawie rok… - Świadomość tego, że czas płynie dalej, a wszystko wraca do normy była dla Wodza Berk, bardzo przygnębiająca. Jeszcze bardziej bolało to, że wiedział, że jeszcze rok temu, wszystko mogło pójść dobrze. Że już od roku nie widział twarzy ojca i nie ujrzy jej już nigdy…
Elsa delikatnie podeszła do Czkawki, tak aby dać mu oparcie, ale jednocześnie nie burzyć muru uczuć, jakie trzyma on w sobie.
- Rok… Tak bardzo bałem się, że ten dzień nadejdzie i nadszedł… - zamknął oczy w bólu, powstrzymjąc łzy i przypominając sobie czas gdy miał ojca. Czas… Co to właściwie jest czas ? Czy można docenić bliskich póki ich mamy ? Nie… Nie można, bo miłość to potrzeba, nie można jej nabrać na zapas, gdy jesteśmy od niej brutalnie oderwani dochodzi do rozpaczy.
- W życiu przychodzą różne dni… Te lepsze i te gorsze, te radosne i te pełne rozpaczy, ale nie jesteś sam… Każdy z nas musi przejść przez taki dzień… - gdy mówiła, Czkawka obróciła się na bok, Elsa usiadła obok niego na łóżku i położyła rękę na ramię.
- I każdy cierpi. - Aż niewiarygodne wydaje się, to, że wszyscy zostaliśmy stworzeni by cierpieć…
- Nie ma szczęścia bez cierpienia… Nie ma radości bez smutku… Nie ma nadziei bez lęku - zacytowała fragment pewnej opowieści jaką ostatnio czytała, dopiero po chwili zorientowała się, że był to cytat, a nie słowa z jej serca.
- Nie ma życia bez śmierci… - dodał cichym, smutnym głosem, a Elsę zamurowało. To było dokończenie słów z książki. Na pewno, wiele razy czytała go ponownie, bo był dla niej nadzieją. I bardzo jej się spodobał. Spojrzała na niego. - Też czytałem tą książkę. - Wyjaśnił i znów pochłonął go smutek. Ból nie mijał tylko dlatego, że wiedział, że to prawda. W tych kilku słowach brzmi to wzniośle i dość optymistycznie, ale co z tego ? Kiedy to przychodzi, choćbyśmy nie wiadomo jak byli pewni o szczęściu zmarłej osoby czy o tym, że śmierć ma głęboki sens to i tak czujemy niemożliwy do opisania ból i dziurę w sercu. Elsa milczała, nie wiedziała co powiedzieć, czasem lepiej pomilczeć i pozwolić myśleć… Odpłynąć i ukoić się we własnym bólu, tak… czasem bywa tak, że nasze własne cierpienie jest jedynym schronieniem.
- Czy kiedyś będę jeszcze tak szczęśliwy jak dawniej ? - spytał trochę sam siebie, cały czas leżąc na boku i próbując zminimalizować ból. Od tego dnia nie był już nigdy tym Czkawką, który beztrosko zwiedzał nowe krainy, dziura w sercu dawała o sobie znać, przez cały czas.
- Nie… Takie rzeczy zmieniają na zawsze. - szepnęła władczyni Arendelle. Niezależnie od tego, co on zrobi, życie już zawsze będzie dzielił na przed i po śmierci ojca. Nie da się odzyskać tego co było, bo część Czkawki zginęła wraz z jego ojcem prawie rok temu. - Ale czynią nas piękniejszymi. Bardziej wrażliwymi. - Nie umiała dodać więcej. Wiedziała, że nie ma słów, które dokładnie określą, co się z taką osobą dzieje.
- Nie ty powinnaś mnie teraz pocieszać… - Spojrzał w pełne zrozumienia i życzliwości oczy Elsy. Czuł się głupio, będąc pocieszanym przez kogoś, kto może stracić wszystko, w każdej chwili.
- Jeśli tego potrzebujesz, to powinnam. Ludzie powinni się wspierać… - Jakby chciała, żeby wszystko było takie proste, by każdy z uśmiechem na ustach i życzliwością odnosił się do innych. Ale ludzkie serca, pełne są nienawiści i chciwości, tak łatwo je zwieść, omamić… Jak łatwo może przyjść zdrada przyjaciela czy kogokolwiek komu ufamy… Tylko nieliczni są inni, a i tak każdy z nich pod wpływem pewnych wydarzeń ucieknie się do najgorszego.
- Dobrze, że są jeszcze tacy, którzy tak twierdzą… - Czkawka usiadł na łóżku i przetarł wilgotne od łez oczy. Wszystko od tego roku wydaje mu się puste, czarno-białe… Miłość nigdy nie umiera, ale czasem staje się tylko wspomnieniem, bolesnym wspomnieniem. Wodza Berk zawsze bolał brak matki, ale nie tak jak śmierć ojca… Matczynej miłości zasmakował dopiero mając 20 lat i w tym samym momencie stracił ojca… Nie mógł go tak boleć brak czegoś, czego nie znał.
- Zawsze będą…
- Zawsze będą i tacy, którzy będą… Nieważne - wstał i podszedł do okna, spojrzał na dom naprzeciw. - Muszę sam się z tym uporać… - Elsa wstała, ale nie poszła dalej, widziała, że Czkawka wchodzi na piętro… Każdy czasem musi samotnie uporać się z uczuciami. Stała w milczeniu kilka minut, będąc odosobniona we własnych myślach. Nie zamierzała tak jednak spędzić, przedostatniego wieczoru na Berk, a tak na dobrą sprawę, ostatniego spokojnego. Wyszła na zewnątrz i skierowała się do domu Astrid, nie mogła pomóc, ale liczyła, że ktoś tak bliski Czkawce jak Astrid będzie mógł. Wiedziała gdzie mieszka, ale do tej pory nie była w tamtym miejscu, widziała je tylko ze smoka. Spotkała ją po drodze, niosła jakiś kosz, nie było widać co jest w środku, bo był zakryty szmatką.
- Masz może chwilę… - zaczepiła ją gdy się mijały.
- Coś się dzieje ? - od razu przeszła do sedna, nie zamierzała tracić czasu na uprzejmości, co było słychać w jej niezbyt delikatnym głosie.
- Nie do końca wiem jak ci to powiedzieć… - Astrid spojrzała na nią pytającym wzrokiem. - Powinnaś, porozmawiać z Czkawką, on cały czas cierpi. Chyba tylko ty możesz mu pomóc…
- Nie wiem czy ktoś może… - zamyśliła się, a obie ruszyły dalej - Nikogo nie słucha. Ja naprawdę wiem, że on cierpi, ale on nie widzi, że też przez niego cierpimy… To nie jego wina, ale…
- Aż za dobrze wiem jak to jest, gdy nie możesz pomóc osobie, którą kochasz… - Anna… Tyle lat cierpiała, a ona nie mogła nic zrobić. Bała się, a jej życie było koszmarem, obie nieszczęśliwe, obie w dwóch światach, obie przedzielone murem, obie nieszczęśliwe. - Ale porozmawiaj z nim.
- Porozmawiam, ale nie liczyłabym na jakiś efekt. - Uspokoiła się i razem poszły w kierunku domu wodza. Nie czuły potrzeby rozmowy, a Elsa odpłynęła w przeszłość, do czasów gdy żyła w strachu - przed samą sobą. Zbliżały się do domu, gdy odezwała się Astrid:
- Próbowałaś z nim rozmawiać ? - lekko przekręciła głowę w kierunku królowej Arendelle.
- Tak… Ale ja nie pomogę. - Przyznała ze smutkiem, chciała pomóc każdemu, komu mogła, ale każdy czasem jest bezradny.
- Ty i Valka powinnyście to zrobić.
- Dlaczego ?
- Jesteście, bardziej… delikatne. Nie dla mnie rozmowy o bólu… - drewniane drzwi otworzyły się, kazał się pusty pokój. Elsa nie zamierzała odpowiadać, w ostatnich dniach, widziała jak Astrid się zachowuje i już widziała, że to osoba, która zawsze mówi wprost co myśli. I często ucieka się do przemocy.
- Idź na górę, ja zrobię kolację. - Królowa Arendelle, po cichu powiedziała do młodej mieszkanki Berk.
- Masz tu Knekkebrød, najlepszy chleb. - Przekazała koszyk i powoli zaczęła wchodzić na górę. Elsa czuła, że niektóre sprawy trzeba przemyśleć samemu, ale oparcie bliskich jest potrzebne zawsze. I wszędzie. Postanowiła, że przygotuje jakieś mięso, odkąd tu była jadła głównie ryby, a tych nie potrafiła zbyt dobrze przyrządzać znacznie lepiej radziła sobie z mięsami toteż postanowiła je przyrządzić. Mieszkając w Arendelle często gotowała, choć nie było to typowie dla księżniczki, ale był to jeden z jej sposobów na uwolnienie się od strachu. Nigdy nie jadła tego co zrobiła, lubiła sam proces tworzenia. Wyszła z domu, gdy robiło się już ciemno, poszła do rzeźnika i wzięła takie mięso, które najbardziej nadawało się do przyrządzenia. Zebrała przyprawy i składniki do sałatek i sosów, po czym zabrała się do pracy. Nie było tu wszystkich składowych dań, jakie mogła znaleźć w swoim królestwie, ale odszukała zamienniki, po czym pracowała bez wytchnienia. To była ostatnia kolacja, przed tą uroczystością, więc Valka chciała zorganizować wspólny posiłek, ale Czkawka się nie zgodził, Elsa postanowiła, że zaprosi tu najbliższych Stoicka. Gdy tylko skończyła sałatki i sosy, a mięso przyrządzało się na ogniu, pobiegła do osady. Szybko odszukała tych, który na tej wieczerzy znaleźć się powinni. Oczywiście była to Valka, Pyskacz, ale także Arild. Nie zapraszała przyjaciół Czkawki, bo raz, byłoby już za dużo osób, a dwa to nie rodzina. Człowiek, który ją na Berk przywiózł też z rodziny nie był, ale uznała, że jest to mu winna, za to co dla niej zrobił. Nawet jeśli wszystko robi dla czystego zysku. Po powrocie, kończyła przygotowywanie wieczerzy. Nie było łatwo, przyrządzała ogromny kawał mięsa. Z góry dochodziły odgłosy cichej rozmowy. Elsa zastawiała się co omawiają przez tak długi czas, ale nie zamierzała tego sprawdzać. Zaczęła przygotowywać stół, zapaliła świece, aby wyglądało ładniej, ale i bardziej wzniośle. Na dworze było już całkiem ciemno. Astrid zeszła na dół.
- I jak ?
- Lepiej…, ale głównie dzięki Szczerbatkowi - uśmiechnęła się. Była widcznie szczęśliwa, że pomogła i wiedziała, że nie tylko w najmniejszym stopniu.
- Co teraz robi ?
- Leży… I nie chce mu się zejść na kolację. - Powiedziała z ironią. - Co tak pachnie ?
- Posmakujesz dziś kuchni mojego kraju - Elsa zrobiła ciepły wyraz twarzy, nareszcie coś ma szansę się ułożyć, a ona nie siedzi tylko w kącie i płacze.
- Może zapach go tu zaciągnie - podeszła do krzesła i wzrokiem badała potrawy na stole. - Mogę usiąść ?
- Jasne. - Chciała dodać jakąś uprzejmość, ale wciąż miała pełne ręce roboty, zaczęła rozstawiać świece tak, żeby jak najlepiej komponowały się z mrokiem w pokoju. Astrid nie miała ochoty pomagać w narywaniu do stołu, zwłaszcza, że ani nie była w tym dobra, ani nie zostało dużo do zrobienia. W tej samej chwili otworzyły się drzwi i do środka weszła Valka.
- Dobry Wieczór - Elsa cały czas przemieszczała świece, chcąc rozjaśnić ciemność, ale nie potrafiła tego zrobić. Zostało jej jedno wyjście.
- Witaj Elso, cześć Astrid. - Przywitała się, po czym zdjęła futro, powiesiła je w drugim. Królowa Arendelle, postanowiła sprowadzić od sufitu lodowy żyrandol, którego dolna część będzie świecić. Jedno machnięcie ręki i nad stołem już jawiło się subtelne, błękitne światło, tworząc wokół niezapomnianą atmosferę.
- Co ty jeszcze potrafisz ? - Valka, po raz kolejny wpadła w zachwyt nad lodową mocą przybyszki z południa.
- Ot świecący lód, ładny, ale… - Astrid powiedziała szczerze i bez ogródek. Nie lubiła fałszywej życzliwości, komplementów i skromności. Bo i po co ? Nie ma potrzeby mówić o czymś czego się nie myśli i w zasadzie okłamywać ludzi.
- Nic wielkiego - dokonała ostatnich poprawek i przyozdobiła same dania.
- Gdzie Czkawka ? - Nie widziała syna nigdzie w pokoju, przeszywała wzrokiem kolejne kąty.
- Na górze, ze Szczerbatkiem.
- Szczerbatek… - Elsa mruknęła pod nosem, dopiero teraz przypomniała, sobie, że on też powinien uczestniczyć w tej kolacji. Choć sama tak nie uważała, wiedziała, że cała reszta, będzie myśleć w ten sposób. - Zaraz wrócę. - Wybiegła z domu, biegnąc do portu, po ryby, miała ich sporo w domu, ale chciała by i dla smoka była to prawdziwa uczta. Po krótkiej rozmowie, jakiś smok zabrał pod dom, beczkę pełną ryb, nie były już pierwszej świeżości, ale powinny być smaczne. Do domu, przyszedł już Pyskacz, brakowało tylko Aridla i Czkawki… Chyba nie do końca wiedział co się dzieje na dole w domu. Elsa z pomocą Astrid wniosła beczkę do środka i przyprawiła jej zawartość, nie podgrzewała ryb, bo smoki i tak wolą te surowe. Cała reszta czekała na przybycie pozostałych…

Hans i Albert, przelatywali nad lodowymi statkami, stworzonymi przez królową Arendelle. Poruszali się tylko nocą z obawy, że ktoś mógłby ich znaleźć, wiedzieli, że są poszukiwani, przez ludzi mieszkających na Berk, ale Hans nalegał by dowiedzieć się czegoś więcej.
- Na Boga… Oni szykują odsiecz. - ktoś kto kiedyś mógł się nazwać księciem Nasturii, dopiero teraz zorientował się, że próba zabrania stąd smoków może się powieść, od razu zmienił też swój plan, ale nie zamierzał dzielić się nową wersją. Albert nie musiał być świadomy tego co mają zrobić, ma tylko służyć.
- Nie mała ta flota. - zwrócił uwagę ten drugi.
Hans nie czuł potrzeby komentowania tych słów, wiedział jednak, że musi się oddalić i to jak najszybciej. Póki Elsa znajduje się w wiosce jest poza ich zasięgiem, głównie dlatego, że jest uważna, a wokół kręci się mnóstwo wikingów i wszyscy stoją po jej stronie. Muszą poczekać, do wojny, gdy ta wybuchnie zapanuje chaos, a wtedy będzie można z łatwością “zająć się” królową Arendelle. Teraz musieli się ukrywać, co pokazał im tak niedawny incydent. Ocaleli tylko dzięki temu, że przypadkiem trafili na świeży bukiet. Berk była potężna i jak na razie nikt i nic nie mógł tej potęgi złamać.
- Przenocujemy w jaskini.
- Znów ? - Albert szczerze nienawidził grot, było w nich wilgotno, ciemno i brudno.
- Będziemy w nich nocować, dopóki nie wypłyną.

W ciepłym świetle świec i niebieskawym świetle z lodowego żyrandolu, siedziała piątka ludzi przy stole. Elsa, Valka, Astrid, Pyskacz i Arild czekali aż na dół zejdzie syn zmarłego niemal przed rokiem wodza Berk. Atmosfera była niesamowicie przyjemna, wręcz bajkowa, w powietrzu unosił się wspaniały zapach, a światło malowało wzory na twarzach zebranych. Smutnych twarzach, a przynajmniej poważnych. Czkawka powoli zszedł ze schodów - 10 minut po tym jak była u niego jego matka. Miał twarz pełną cierpienia, bo jak zawsze, gdy schodził w dół, liczył, że na dole spotka ojca. Otóż nie spotka go, już nigdy. Kroku dotrzymywał mu oczywiście Szczerbatek, który nie miał zamiaru spuszczać go z oczu i jaka jedyna istota na świecie miał przywilej, bycia z nim zawsze i wszędzie. Usiadł bez szmeru, a nikt nie odważył się zburzyć muru ciszy jaki powstał w pokoju. Smok przyglądał się temu, spoglądając do ogromnej miski pełnej ryb.
- Skoro już wszyscy jesteśmy… Pragnę podziękować wam za to, że tu jesteście. - Valka powiedziała niepewnym głosem, wszyscy czuli się nieswojo, jakby byli w jakimś zupełnie obcym środowisku. - Myślę, że to ważny dzień… Zwłaszcza dla mnie i Czkawki - syn siedział tuż obok niej i zastygł, jako jedyny, praktycznie nie dawał oznak życia.
- Wznieśmy toast za Stoicka. - Pyskacz nieco wyrwał się, ale przynajmniej zburzył mur milczenia. W powietrze uniosły się kubki, wszystkie podnosiły się niepewnie i powoli, a najbardziej ten obecnego wodza Berk.
- Myślę, że wszyscy możemy być dumni, bo właśnie o taką wyspę, walczył całe życie. - Valka, starała się kontynuować rozmowę, chociaż nie było to łatwe.
- A ja jestem zdania, że nie zabraliście się tu po to, byście się wszyscy czuli niezręcznie, a po to by powspominać. Chociaż myślami wrócić do tych czasów. - Elsa powiedziała dość głośno, wciąż jednak zachowując w swoim głosie wystarczająco dużo łagodności.
- Mamo… Pamiętasz, gdy zobaczyłaś tatę po tych 20 latach. - Czkawka obrócił głowę.
- Jednej z najpiękniejszych chwil życia się nie zapomina. - uśmiechnęła się w nostalgii, tak bardzo pragnęła wrócić w ramiona męża, nic z tego przyjdzie jej umrzeć by znów z nim zatańczyć.
- Pamiętam co wtedy czułem… Nie wierzyłem, że życie może być tak szczęśliwe… - zatrzymał się i obrócił głowę. - I niestety miałem rację. - nie płakał, po prostu okrył się smutkiem, bólem, ale nie tak silnym jak ten, który przeżywał samotnie.
- Po tych wszystkich latach, wciąż nie mogę uwierzyć, że to się stało… - Pyskacz wtrącił się do rozmowy. - Przeszliśmy tak wiele, tyle razy mogliśmy zginąć, że wydawał się niezniszczalny… - Tak sądzili wszyscy, czy ktokolwiek na Berk dopuszczało myśli jego śmierć ? Oczywiście, że nie. Wychodził cało z każdej, największej nawet opresji, ale wystarczył jeden strzał, niewielka ilość plazmy, by zakończyć jego życie. Czasem wydaje nam się, że my i nasi bliscy są nieśmiertelni, ale to bzdura, śmierć może dopaść każdego z nas zawsze i wszędzie. Życie jest kruche… i być może dlatego jest tak piękne. Warto korzystać, z niego i z tego co nam daje, dopóki możemy to zrobić, bo nie znamy dnia, ani godziny kiedy zakończymy swoją podróż po ziemi. Dlatego powinniśmy uczynić każdy dzień, każdą chwilę, każdą sekundę wyjątkową. Nie ma czasu do stracenia. Bo przecież najczęściej zdarza się tak, że doceniamy coś co mieliśmy dopiero gdy to stracimy. Zwłaszcza rodzinę. Wydaje nam się normalnym, że ona jest i zawsze będzie, że są osoby, które nas kochają, ale tak nie jest. Rodzina to dar, przywilej i to, że każdego z poranków możemy ujrzeć ich twarze to tylko tymczasowe szczęście, bo nic nie trwa wiecznie. Doceniajmy ich póki możemy. Rozmowa zaczynała nabierać tempa, Pyskacz i Valka przytaczali zabawne historię z życia Stoicka, głównie jednak robił to kowal, a matka Czkawki opowiadała o dawnych czasach. Wszyscy w koło wybuchali śmiechem co kilkanaście sekund, wódz Berk po raz pierwszy od śmierci swojego ojca przypomniał sobie te najlepsze i najzabawniejsze chwile jego życia. A najbardziej cieszył go fakt, że czuł na sobie spojrzenie ojca, który gdzieś z otchłani Valhalli spoglądał na nich siedząc przy stole królów i wspominając dom. Czuł jego ciepłą dłoń na ramieniu, wreszcie po niemal roku. Elsa raczej nie wtrącała się do rozmowy, w końcu nawet nie znała Stoicka. Arild również nie udzielał się jakoś nadzwyczajnie. Mimo to często zadawali pytania, jak i nie mieli problemów z obraniem własnego toru dyskusji. Tego wieczoru Czkawka poczuł, że znów ma rodzinę. Nic nie zastąpi ojca, ale ma przecież Szczerbatka, wiernego druha, który na zawsze odmienił jego życie. Jest z nim Valka, matka, która pragnie nadrobić 20 lat nieobecności i choć wie, że to niemożliwe, nie przestanie próbować. Ma też Astrid, która skoczy za nim w ogień i zawsze będzie przy nim choćby nie wiadomo co zrobił. Teraz oni są jego rodziną. Było już po północy, gdy Elsa zwróciła uwagę, że pora już spać. Jutrzejszy dzień miał być jednym z tych najtrudniejszych dla młodego wodza, gdy wszyscy zbierają się by raz jeszcze uczcić pamięć zmarłego przywódcy, zawsze przelewają się łzy - mimo iż to wikingowie. Ale to też metoda, by cały ból został wypuszczony, wypłakany, wykrzyczany i aby już nigdy nie powracał. Im więcej płaczemy i lamentujemy po stracie bliskiego, tym bardziej jesteśmy gotowi pogodzić się z rozstaniem w przyszłości. A jak wiadomo mieszkańcy północy Europy nie przepadali za słabymi wodzami, to było jedno z zabezpieczeń.
- Fakt, jestem wykończony. - Czkawka, pragnął by jutrzejszy dzień jak najszybciej przyszedł i jak najszybcej odszedł.
- No to czas na nas. - Oznajmiła Valka, po czym wstała od stołu. - Dziękuję za wieczerzę Elso - uśmiechnęła się.
- Do zobaczenia - wszyscy pożegnali się, po czym zaczęli opuszczać dom, to był udany dzień, a zdecydowanie udany wieczór. Kiedy już wszyscy byli poza domem, Elsa zabrała się do sprzątania. Czkawka przyłączył się do porządkowania stołu.
- Powinieneś iść już spać. - łagodność jej głosu, była wręcz nie do uwierzenia, jakby ktoś nakładał balsam na ucho.
- A ty tu będziesz harować ? - przybrał ironiczny ton głosu - dość już dziś dla mnie zrobiłaś.
- Co takiego dziś zrobiłam ? - sama pokusiła się o ironię.
- A choćby kolację. Choć znacznie ważniejsze jest, że zaprosiłaś tu ich na kolację. - Gdyby nie to, teraz pewnie miałby kolejny koszmar z udziałem swojego ojca pożeranego przez ciemność.
- To przecież nic wielkiego. - To był lekki choć ryzykowny gest i wiedziała o tym doskonale.
- Dziękuję, dziś to ty mi pomogłaś. - Delikatnie objął Elsę, czy można lepiej wyznaczyć wdzięczność ? Królowa Arendelle raz jeszcze poczuła jego chude i słabe ramiona, w których z jakiegoś powodu czuła się bezpiecznie, teraz czuła się zupełnie inaczej niż za pierwszym razem. Poczuła przyjacielskie ciepło, tak inne od wszystkich uczuć jakich doznała w swoim życiu.
- Od tego jesteśmy powiedziała trwając w uścisku.
Posprzątali wspólnymi siłami, po czym pożegnali się i oboje poszli spać. To był kolejny wspaniały dzień na Berk, szkoda, że przedostatni. Tu wszystko wydawało się znaczne prostsze, smutek i cierpienie zostały na statku, który poszedł na dno. Z pewnością nie przepadły wraz z nim, ale na razie czekają, czekają na odpowiedni moment. Gdy nadejdzie z pewnością wrócą i zaatakują z całą siłą. Elsa ułożyła się w wygodnym łóżku, rozejrzała się jeszcze po pokoju, po czym zamknęła oczy. Czkawka leżał na górze już kilku minut, czuł nerwy przed jutrzejszym dniem, niemałe nerwy.

Ciche kroki oznajmiały, że nadszedł ten dzień. Równe niczym tykanie zegarka odgłosy chodzenia, głucho dudniły w drewnie. Było tak cicho, jakby całą przestrzeń wypełniła gęsta wydzielina, zatrzymująca wszystkie dźwięki. A każde skrzypnięcie drewna rozdzierało pustkę. Były coraz głośniejsze. Zbliżały się. Wkrótce dało się też słyszeć oddech, cichy, równy lecz dziwnie niespokojny. Czkawka poczuł na plecach dotyk, który powoli szturchał jego ciało.
- Wstawaj… Już czas…
Już czas… Czas by po raz ostatni pożegnać się z ojcem, co prawda będzie on obecny jako pomnik, ale tego dnia spłoną wszystkie rzeczy, które do niego należały. To rozstanie z materialną jego częścią, bo przecież nie można rozstać się z duchową częścią, czyli wspomnieniami.
- Już nie śpię. - oznajmił sucho wódz Berk. Otworzył oczy i spojrzał na miejsce, w którym zwykle sypiał Szczerbatek.
- Nie ma go już od pół godziny ćwiczy z Valką i innymi smokami. - oznajmiła Elsa zbliżając się do schodów. - Pospiesz się, za 20 minut mamy być w głównej hali. - Przestrzegła go po czym zeszła na dół, otworzyła książkę i czekała, aż przebrany Czkawka zejdzie na dół. Nie trwało to długo, jak na razie miał na sobie tylko swoją zwykłą zbroję, ale nie w niej miał udać się na uroczystości, z tym, że te właściwe zaczynają się za kilka godzin. Denerwował się niemiłosiernie, w końcu cały dzień, będzie musiał prowadzić uroczystości na cześć swego ojca. Nie przeszkadzało mu żalenie się w gronie rodziny. Lecz gdy pomyślał, że będzie musiał przeżywać na oczach całej osady, coś ściskało mu serce.
- Gotów ? - Chciała się upewnić czy Czkawka nie potrzebuje jeszcze kilku minut na uspokojenie.
- Nigdy nie będę gotów. - Otworzył drzwi, na dworze było jeszcze ciemnawo, był bardzo wczesny poranek, a morze milczało, może dlatego, że nie chciało zakłócić atmosfery czekania. Ale również i pewnej pustki. Było pusto, jeszcze ciszej niż na górnym piętrze domu wodza. Wyraźnie było słychać ich kroki po żwirowej drodze, czuli się nieswojo, bo każdy dźwięk jaki wydali wypełniał całą przestrzeń i zdawało się, że choćby Anna w Arendelle może usłyszeć ich kroki. Elsa dokładnie zapisała się z rozpiską na wypadek gdyby Czkawka zapomniał lub chciał ją oszukać by uniknąć którejś z uroczystości. Główna hala Berk jak zawsze robiła wrażenie, teraz była dodatkowo przyozdobiona. Wódz wyspy spojrzał na pomnik swojego ojca, zawsze to robił gdy mu go brakowało. Przynajmniej nie mógł zapomnieć jego twarzy. Tak naprawdę nie wiedział czego pragnął: zapomnieć o nim i już nie cierpieć, czy pamiętać zawsze i zawsze też cierpieć. I jedno i drugie nie były możliwe, ale on nie znał nawet swoich pragnień. Nie wiedział co jest jego marzeniem w kwestii ojca, poza tym, że chciałby jego powrotu. Wewnątrz hali było kilku wikingów. Na środku stał ogromny stół, wokół, którego zasiąść mieli wszyscy mieszkańcy Berk.
- Cześć mamo. - powiedział ponuro do Valki, która niemal w bezruchu siedziała patrząc w dal. Elsa oddaliła się nieco i przyozdobiła stół kilkoma lodowymi świecami, póki jest tu niewielu mieszkańców, nie zamierzała robić sensacji.
- Cześć… Usiądź. - Czkawka usiadł obok niej. Ich miejsca zanajdowały się naprzeciwko wejścia, więc widzieli każdego kto wchodził do środka, a z każdą chwilą przybywało tych ludzi. Elsa dokonywała ostatnich poprawek sali, tak aby było tu pięknie, ale też poważnie i wzniośle. Bardzo chciała by w tym dniu wszystko udało się jak trzeba. Nagle Czkawka poczuł, że ktoś go ciągnie za ramię.
- Astrid ! Co ty wyprawiasz ? Jak tu weszłaś ? - odwrócił się.
- Weszłam tędy, którędy wyjdziemy. Chodź ! - pociągnęła go zdecydowanie mocniej, tak, że spadłby z krzesła, gdyby nie wstał.
- Ale o co chodzi ? - zaniepokoił się, gdy wychodzili drugim wyjściem zastrzeżonym dla wodza i kilku innych ludzi Berk. To musiało być coś ważnego skoro Astrid przerwała uroczystość. Gdy byli już na zewnątrz Astrid wyjaśniła:
- Wczoraj w nocy, ktoś widział dwa smoki nad portem, to nie były nasze smoki. - oparła się o ścianę i upewniła wzrokiem, że nikogo tu nie ma. 
- Skąd to wiemy ? - od razu opuściło go przygnębienie, ochrona wyspy była ważniejsza niż jego żale. Nie mógł zostawić tej sprawy ot tak. Podejrzewał, że tajemnicza dwójka przybyszów dała już im spokój, ale skoro widziano dwa smoki, pewnie powrócili.
- Przecież wszyscy mają zakaz lotów po zmroku. - Czasem widywano wikingów łamiących ten zakaz, ale należało to do wybitnej rzadkości, a teraz gdy wiadomo o dwóch prześladowcach Elsy, Astrid jasne się wydawało kto wczoraj został zauważony.
- A może ktoś postanowił zignorować zakaz ?
- Wątpliwe mój drogi, ostatnio ludzie obawiają się lotów i w dzień. Musimy być czujni. - Myślała głównie o dzisiejszym dniu, kiedy wszyscy będą na uroczystościach. Berk będzie pusta, bowiem wszystkie najważniejsze obchody mają miejce kilka kilometrów od niej. Wtedy nie ma co się obawiać o bezpieczeństwo ludzi, ale osada może zostać zwyczajnie spalona, albo złupiona.
- A tak właściwie gdzie są smoki ?
- W akademii. Gdzie indziej by miały być ?
- To chodźmy tam. Zrobimy sobie mały patrol.
- A uroczystość ?
- Na mnie nie patrz, to ty wyciągnęłaś mnie na zewnątrz. - Przybrał figlarny uśmiech, a Astrid dała za wygraną.

Na sali panowała ponura i poważna atmosfera, wikingowie rzadko byli cicho, ale w takie dni jak ten potrafili zachować się jak należy. Zwłaszcza, że Stoicka uważali za jednego z największych wodzów. Zresztą niewielu oprócz Gothi pamiętali poprzedniego, ale ich wódz był osobą uwilebianą, bo choć surowy, to mądry, szlachetny i sprawiedliwy. Elsa zajęła miejsce obok Valki, która zresztą od początku sobie tego życzyła. Przez ten czas rozumiały się najlepiej, toteż wolała mieć obok siebie osobę, która jej nie dobija.
- Widziałaś Czkawkę ? - zapytała na ucho, coraz bardziej niepokojąc się brakiem syna. Wszyscy już zaczęli posiłek, po sali chodziły szepty, ale nie można było dłużej czekać.
- Nie, poszedł gdzieś z Astrid.
- Ciekawe co ich wywiało ? - zaniepokoiła się nieco i miała powód, w końcu jej syn nie opuścił chyba z błahego powodu tak ważnej uroczystości.
- Nie mam pojęcia. - Poranne śniadanie, było jedną z tych tradycji, których Czkawka nienawidził najbardziej. W końcu od rana jest osaczony i musi upubliczniać swój ból, który choć nie daje się już tak we znaki, kole wciąż z tą samą siłą. - Pójdę sprawdzić. - Wstała po cichu i wyszła nie wydając żadnego odgłosu.

Ciepłe powietrze w połączeniu z ogromną prędkością, dawało letni wiatr, w którym niemalże nie można było oddychać. Szczerbatek spokojnie sunął po niebie stopniowo zwalniając by umożliwić rozmowę Czkawce i Astrid.
- Jesteś pewien, że nie powinniśmy wrócić do hali ? - zapytała z lekkim niepokojem, cały czas zachowując przy tym pewność siebie.
- Ten patrol jest ważniejszy, poza tym nie trzymam cię tu. - Znów się uśmiechnął.
- I mam pozwolić, żeby jacyś dwaj faceci zrobili sobie z ciebie kukiełkę ? - uwielbiała ironizować. Zwłaszcza w słownych potyczkach, które toczyła z Czkawką. Tym razem to on odpuścił, w takiej sytuacji nie ma nawet co podejmować dyskusji, bo ta została przegrana w pierwszej rundzie. 
- Czego właściwie szukamy ? - Zapytała po chwili milczenia.
- Niczego konkretnego, unikamy tych obchodów… - strach wziął górę i nie pozostało mu nic innego jak uciekać, ale nie da się uciec i dobrze o tym wiedział.
- Nie możesz cały czas ich unikać, ich i wszystkiego co ma związek z twoim ojcem. - Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że może uciekać, ale nie może uciec. Może udawać, że nic się nie stało, ale do końca życia będzie pamiętał. Nie da się uciec od tego faktu i musi z nim stanąć twarzą w twarz. A jednak… cały czas unika, jak wystraszone dziecko. Teraz zamilknął, tylko zamknął na chwilę oczy, tak bardzo chcąc znów poczuć wzrok i dotyk ojca jak wczorajszego wieczoru. Ale napotykał tylko pustkę… Wiatr, który świszczał mu w uszach i ciemność. Pustkę, która wypełniała go od tak dawna…
- Wiem Astrid…, ale muszę.

W Arendelle nie świeciło słońce, nie lśniły też gwiazdy. Miasto było puste i pełne przerażenia. Wszyscy ludzie pozamykali się w domach. Co im pozostało ? Dni mijały, a nieustanne protesty były tylko stratą energii, którą będą mogli poświęcić na przetrwanie. Zrozumieli to po długim czasie. Co mogą teraz zrobić ? Zamknięci jak w klatce i zdani na łaskę… nawet nie wiedzieli kto będzie rządził ich losem. Niektórzy mieli nadzieję, bardzo silną i nieustającą. Jak to zwykle bywa z nadzieją, zdaje się, że nie ma dla niej miejsca, ale wystarczy jeden impuls, jeden gest, by wypełniła serce ciepłem. Czy zawsze umiera ostatnia ? Nie. Nadzieja, jest nieśmiertelna. Nawet gdy umierasz, masz ją w sercu, nie liczysz na swoje życie, ale masz ważniejsze wartości. Rodzinę, czy wiarę, że odchodzisz do lepszego świata. Mimo to zdawało się, że królestwo zostało jej pozbawione. Jakby wyssano z niego życie, a przynajmniej tak to widziała siedząca przy oknie Anna. Wodziła wzrokiem po pustych ulicach, zachowując ból w sercu. Myślała o Elsie, o tym czy wróci, czy uda jej się uchronić miasto, czy jeszcze żyje. Było ponuro, bardzo ponuro. Lodowa kopuła przerzedzała i tak niewielką ilość światła, a pochodnie wewnątrz komnaty, nie mogły rozgonić szarości. Tymczasowa królowa Arendelle dotknęła czoła, poczuła ból głowy. Chyba właśnie od tej mieszanki szarości, strachu i przerażenia. Kazała zapewnić mieszkańcom wszystko, choćby jej kosztem, pragnęła by byli szczęśliwi, zwłaszcza jeśli ma nadejść kres. Niestety, nie było miejsca na radość i szczęście gdy życia wszystkich, których się zna są zagrożone.
- Pospiesz się siostrzyczko… - wyszeptała, po czym mimowolnie uniosła kąciki ust. Samo wspomnienie Elsy podnosiło ją na duchu, bo… jakżeby inaczej. Była dla niej najsilniejszym oparciem, choć zdawała się słaba. Zawsze gdy wracała do niej myślami, wstępowały w nią nowe siły. Gdyby przez całe dnie wpatrywała się w okno, z pewnością by już oszalała, ale na jej szczęście, nie miała wiele czasu na cokolwiek. Obowiązki królowej państwa, które chwieje się na nogach, są naprawdę ciężkie. Strach panuje wszędzie i Anna nie mogła zaufać nikomu, choćby najlepszym doradcom. W taki czas pozostaje tylko ufać sobie, lub najbliższej rodzinie. Tymczasem młodsza z sióstr musiała rządzić ponad 5-tysięczną armią, która dzięki sojusznikom wciąż się powiększała. Optymalne jej rozstawienie, a jednocześnie zapewnienie jej wszelkich surowców i miejsc do spania, było niezwykle trudną rzeczą. Dawała jednak radę, a przynajmniej na razie. Nieraz musiała zaryzykować i wyjść przed szereg, ale koniec końców, na tamtą chwilę, wszystko było w porządku. Rozmieszczenie oddziałów dawało pewność zauważenia nieprzyjaciela jeśli tylko zbliży się do miasta - nie było pewności, czy ktoś nie został pod kopułą.
- Na co patrzysz ? - Kristoff usiadł obok niej. Nie widziała gdy wszedł, chyba powoli traciła kontakt z rzeczywistością.
- Na wszystko i na nic. - Powiedziała z trudem, są takie dni, że nawet otwarcie ust jest dla nas wysiłkiem.
- Słowem jesteś daleko stąd… - westchnął. Co mógł dodać, każdy potrzebował wytchnienia, od przerażającej rzeczywistości, niewielu mogło sobie na nią pozwolić, ale ci, których wyobraźnia na to pozwalała uciekali, wśród nich była Anna.
- Jak myślisz ile to potrwa ?
- Nie mam pojęcia. Możemy tylko mieć nadzieję, że wkrótce się skończy… - oparł się ręką o parapet, jakby zrobiło mu się ciężej, w istocie poczuł ciężar na sercu.
- Skończy się, skończy. - posłała wymuszony uśmiech, sztucznie uniosła kąciki ust. - Pytanie tylko kiedy. - I ona opadła, tyle, że całym ciałem. Nie chciała myśleć o pesymistycznych scenariuszach, a było ich tak wiele…Siedzieli w milczeniu, bo wydawało się, że nie ma już nic do powiedzenia. Trzeba przyznać, że jak na ludzi kompletnie nie przygotowanych do tego typu zagrożenia, trzymali nerwy na wodzy. Tylko nocami, ich poduszki stawały się mokre. Jakże straszna jest cisza przed burzą, bo jaka jest szansa, że wroga armada nagle ot tak podda się i odpłynie ? Właśnie w tej przerażającej ciszy najgłośniej słyszymy nasze lęki, te ukryte głęboko w sercu. Dobry wojownik, potrafi w tej pustce odnaleźć spokój i harmonię. Siłę, którą przekuje w swój w miecz, ale nie można tego wymagać od młodych ludzi, na których nieszczęście spadło niczym grom z jasnego nieba. Arendelle nie było gotowe, ostatnia wojna toczyła się tak dawno, że nie żyli już ci, którzy by ją pamiętali. Cudem było sprowadzenie dużej ilości sojuszników. Oczywiście nikt nie wspominał o smokach, bo to byłoby pozbawienie się przyjaciela, nikt nie pośle armii na te stwory, bowiem ludzie boją się nieznanego. Czy uwierzyliby w nie ? Raczej tak, bo szanują państwo i dyplomatów królowej Elsy. Teraz natomiast nie szanuje jej nikt z mieszkańców, oskarżono ją o czary i sprowadzenie smoków, jak i późniejszą ucieczkę. Mawiano, że zamknęła ich, by wykończyły ich przerażające stwory. Jak łatwo człowiek potrafi się odwrócić przeciw człowiekowi…

Kiedy odchodzi ktoś kogo naprawdę kochamy nie wierzymy w to co się stało. Nasze serce broni się przed prawdą, długo - czasem zamyka nas w swojej pustce cierpienia czyniąc z nas ludzi martwych, a jednak żyjących. Wiele razy potrzeba lat, by pozbierać się i wrócić do rzeczywistości, ale nasz serce nigdy nie przyjmie prawdy do końca. Na zawsze będzie pamiętać, wspominać i płakać, ale także wierzyć, że gdzieś tam, za krańcem świata czeka nas jeszcze spotkanie. Będzie unikać, wszystkiego co związane ze zmarłym bliskim, bojąc się, że przyjmie do wiadomości to co się stało i zapomni. Ale ono nigdy nie zapomina, choć czasem próbuje to zrobić. Czkawka siedział w pokoju, na drewnianej ławie i nie był na jawie, był przy ojcu. W podziemnym królestwie Wikingów, oczyma wyobraźni widział Stoicka, dyskutującego z jego dziadkiem. Materialnie znajdował się w domu swojej matki, na wyższym piętrze, Elsa szykowała suknię dla Valki, chciała by żona zmarłego przed rokiem wodza wyglądała wyjątkowo. Miała to szczęście, że na Berk nie znano sukni, toteż miała pole do popisu. Stworzyła wspaniały lodowy szkielet, który zaczęła pokrywać czarnymi barwnikami i materiałami. Czarny był kolorem żałoby, a biały radości, więc pojawienie się Valki w białej sukni byłaby co najmniej niestosowne. Czkawka wrócił gdy śniadanie dobiegło końca, ludzie tłumnie przechodzili teraz na wzgórze. Ta trójka miała tam przelecieć na smokach. Wszystko zaczynało się od pokazu mocy Elsy i parad smoków na wolnym powietrzu, trwać to miało przez większość dnia, dopiero przed zmierzchem, wszyscy mieli przejść do lodowej kuli na tym samym wzgórzu. Pieśni żałobne, miały rozpocząć ostatnie wspomnienie Stoicka Ważkiego. Potem ogień, który na zawsze zabierze ze sobą wodza Berk. Ogień, który miał spalić lodową konstrukcję. Ostatni akt dnia, to biesiada, na jeszcze wyższym wzniesieniu, przy głośnej i radosnej muzyce i pokazach ognia smoków. To właśnie na to czekała większość mieszkańców. To właśnie ten moment, będzie ciężki dla rodziny i zawsze był, ale nie można rozpamiętywać… Serce zawsze będzie…
- Czkawka ! - poczuł jak ktoś nim potrząsa. - Czkawka !
- T… Taak ?
- Co sądzisz o sukni ? - wskazała na Valkę, która przywdziana była w najbogatszą i jedną z najpiękniejszych ubrań jakie widział.
- Jest piękna. - po jego twarzy przebiegł cień uśmiechu, ale natychmiast zatopiony w morzu żalu i smutku.
- Jeszcze kilka poprawek i będziemy mogli lecieć. - uniosła kąciki ust i przybrała najcieplejszy wyraz twarzy, jaki tylko jej się udało. Obie osoby, z którymi była domu, potrzebowały ciepła. Choćby na uśmierzenie bólu, którego i tak nie dało się zwalczyć. Astrid patrolowała wyspę, ustaliła wraz z Czkawką, że reszta ich przyjaciół, będzie pilnować wyspy, gdy wszyscy udadzą się na wzgórze, zostawienie jej pustej było jak proszenie się o guza. Nie do końca miała ochotę uczestniczyć w tej ceremonii, nie cierpiała widoku, Czkawki, który od środka jest pochłonięty rozpaczą. Toteż z radością przyjęła rolę koordynatorki, która cały dzień spędzi w powietrzu lub na wyspie, nie musząc oglądać smutku ukochanego. Oczywiście zjawi się na głównej ceremonii, ale tylko na niej. Za oknem słychać było oddalające się kroki, osada, była opustoszała, nie został ni jeden wiking w jej obrębie. Co jasne poza trójką z domu Valki. Mieli jeszcze trochę czasu na przygotowania. Lot na smoku trwał znacznie krócej niż droga pieszo. Dokładnie było to około 15 minut przy półtora godzinnej wędrówce. Jednak co tradycja, to tradycja, a zgodnie z nią Wikingowie byli zmuszeni do przebycia tej trasy na własnych nogach.  Elsa skończyła nanosić poprawki, mimo iż Valka stawiała opór i nie chciała się stroić. Królowa Arendelle, skróciła suknię tak, aby wyglądała bardziej skromnie i mniej wzniośle. Sama przed sobą przyznała, że przesadziła z tym ubraniem. To w końcu czas żałoby, a nie konkurs na najładniejsze tkaniny.
- No to gotowe… - Czkawka usłyszał głos Elsy, przez gęstą mgłę swojego umysłu. Wcale nie chciał tego słyszeć, bał się. Nie był to zwykły strach, ten unosił wszystko co wewnątrz do gardła. Wolał zostać w bezpiecznej twierdzy i nie chodziło tu o dom. Chciał zostać w twierdzy, którą sam wzniósł, za murami, które sam zbudował. Szczerze liczył, że coś pójdzie nie tak i uroczystości zostaną odwołane. Ale nie miał na co liczyć.
- W takim razie… - Valka zawahała się czy to powiedzieć - możemy już iść.
Czkawka tylko westchnął, po czym stanął na swoich kruchych nogach. Drżał. Jego wątłe ciało przechodziły dreszcze, wywołane nie chorobą, a bólem, którego nie mógł uleczyć żaden lek. Pierwszy krok jak to zwykle bywa w takich sytuacjach był trudny, lecz każdy kolejny wyładowywał napięcie. Szczerbatek czekał na zewnątrz. Nie był w na tyle dobrym humorze, by czekać z Czkawką. Chmuroskok, był jeszcze kilkanaście metrów dalej i z powagą obserwował oddalających się wikingów. Gdy cała trójka wyszła z domu, smoki natychmiast do nich podeszły. Ich ciepłe ciała ciepło do ich serc, tak jak zawsze były wsparciem, którego nic nie może zastąpić.

Arendelle było skąpane w ciemnościach, mimo iż dochodziła godzina 11. Lód skutecznie zatrzymywał każde światło, które przedostało się zza chmur. W mieście właściwie nic się nie zmieniło. Może poza tym, że ludzie zaczęli coraz częściej wychodzić z domów. Strach ich nie opuścił i na pewno tego nie zrobi, póki nie minie zagrożenie. Anna siedziała w gabinecie Elsy, wśród porozrzucanych i pogniecionych kartek. Chciała napisać przemówienie - od serca. Powiedzieć wszystko, a nie było to łatwe. Mieszkańcy niewiele wiedzieli na temat tego co się dzieje. Snuli domysły. Tymczasowa królowa postanowiła, że wyzna prawdę i tylko prawdę, a potem zmobilizuje ludzi do walki. O naiwności ! Tym bardziej, że jej głowa była pusta. Siła woli nie była wystarczająca do napisania tego co chciała. Zapisywała jedno lub dwa zdania, po czym z furią ciskała zgniecioną kartkę w róg komnaty. Wiedziała co chciała przekazać,ale jak… To już nie było takie proste. Nie była w stanie napisać niczego i to od 10 godzin ! Przez ten czas wyganiała z gabinetu każdego, kto choćby postawił w nim stopę. Nawet Kristoff ją irytował. Jej frustracja sięgnęła szczytu, gdy po napisaniu 5 sensownych zdań znowu zgubiła wątek. Uderzyła atramentem w regał, który z hukiem rozbił się brudząc książki jej siostry. W tym samym momencie jej głowa ruszyła z impetem na spotkanie z biurkiem. Dopiero po chwili zorientowała się co zniszczyła: Elsa sprowadzała najdroższy towar do pisania. Na pewno nie będzie zadowolona - pomyślała. Zabawne, że wciąż zajmujemy się tak przyziemnymi sprawami, gdy świat wali się nam na głowę. Czasem nie martwimy się o siebie, a o to co będzie gdy odejdziemy. Anna zamknęła oczy, wykończona zasnęła. Wola królowej nie zawsze była święta, czasem na przykład służba mimo woli władczyni, przygotowywała ją do jakiejś wizyty. A przynajmniej było tak, gdy to Elsa rządziła państwem. Teraz nikt nie przeszkadzał monarchinii. Była zbyt wściekła, przejmowano się tylko kto wyjdzie powitać nowego sojusznika. Dziś do miasta miał przybyć książe Erland z jednego z najsilniejszych królestw jakie w ogóle istniały na świecie. Jego rodzice byli bardzo bliskimi przyjaciółmi rodziców Anny i Elsy. Poznali się jako dzieci, w czasie wojny dwóch królestw przeciw Nasturii. Był to krótki konflikt, jednak kilkutygodniowa wizyta na zamku zaprzyjaźnionego królestwa wystarczyła by połączyła ich przyjaźń. Idun i Agdar znali się już od dzieciństwa, właściwie już wtedy pisano im małżeństwo, jednak oni sami z czasem się pokochali i samodzielnie podjęli tą decyzję. W każdym razie obecny król tego dalekiego królestwa, był już bardzo słaby, ale za wszelką cenę chciał pomóc Arendelle. Był zbyt słaby, więc wysłał z potężną flotą swojego jedynego syna. Erland był wysokim, młodym i silnym mężczyzną. Liczył sobie 22 lata. Nosił krótkie blond włosy. Zwykle chodził w białym, schludnym stroju, ozdabianym złotymi dekoracjami. Można powiedzieć, że był następcą idealnym. Życzliwy, z klasą i z dystansem. Przybycie jego i jego świty w normalnych okolicznościach spowodowałoby ogromne poruszenie, ale nie tym razem. Nikt nie miał nadziei na to, że cokolwiek może przeciwstawić się smokom. I król i jego syn wiedzieli o smokach i wszystkim co wiedziała Elsa - w końcu to ona wysyłała dyplomatów. Wiedziała, że temu państwu może zaufać. Mimo wszystko ciężko będzie wytłumaczyć się z tego, że władczyni państwa siedzi w gabinecie od 10 godzin i pisze przemówienia. Zwykle mimo wojny królestwa i tak hucznie witały sojuszników, ale w tym momencie to nie było możliwe. Podróże morskie mają to do siebie, że potrafią się bardzo wydłużyć, na przykład z powodu sztormu. Nawet zmiana prędkości i kierunku wiatru, może przedłużyć drogę o dobre kilkanaście godzin. Z portu wypatrywano już potężnej floty, nie było fal. Panowała głucha cisza, cisza, która zwiastowała burzę. Przechodziła ona przez ciała wszystkich mieszkańców i powodowała dreszcze. Najgorsza była świadomość, że tam za ścianą lodu są istoty, które swym ognistym oddechem, mogą zabić ich, przy najmniejszej okazji. Wystarczy, że lodowa powłoka runie, a Arendelle upadnie.

Na Berk nie było wesoło, w powietrzu panowała grobowa cisza i tylko podmuchy wiatru przypominały o tym, że coś jeszcze istnieje. Wśród gór jak na dłoni widać było przeprawę wikingów, która zbliżała się już powoli do celu. Smoki leciały mniej więcej na wysokości szczytów wysokich i wyjątkowo smukłych wniesień. Valka miała zamknięte oczy, widziała tylko pustkę oczyma swojej wyobraźni. A może po prostu była pusta… Czkawka wymienił spojrzenie z Elsą, było mu ciężko na sercu, a w jej oczach widział coś innego niż współczucie. Wiarę, że przetrwa, a nawet pewność, że tak się stanie. W sumie dawało mu to wiele osób, ale w tej chwili było to ważniejsze niż zwykle. Ból w sercu nawet nie osłabł, mimo to pojawiła się wiara w to, że kiedyś może go opuści. Patrzyli na siebie dosłownie przez ułamek sekundy, ale to wystarczyło, by dać nadzieję. Tak to zawsze jest, gdy ktoś jest nam bliski, że czasem jego jeden gest potrafi powiedzieć nam więcej niż 1000 słów. Na horyzoncie malowała się lodowa kula, wokół rosła trawa. Budowla znajdowała się na szczycie jednej z niższych, ale i bardziej płaskich gór. Otaczały ją strzeliste wzniesienia, które zdawały się wręcz sięgać nieba. Nieco dalej rozciągały się potężne lasy. Słońce ukryło się za chmurami, jakby nie chcąc przeszkadzać. Smoki osiadły na ziemi, każdy kolejny krok znów był coraz cięższy. Dokładnie jakby, ktoś ubrał Czkawce metalowe buty o sporej grubości. Tak na dobrą sprawę nie do końca można powiedzieć dlaczego tak przeżywamy takie sytuacje. Może dlatego, że ciężko przejść obojętnie obok takich rzeczy  momencie kiedy, wciąż przeżywamy śmierć bliskiego. Ból jest podstępny i dociera do nas najbardziej, kiedy najbardziej tego nie chcemy. Choć zawsze trzeba go wywołać. Czai się przy szczęściu i gdy tylko ono znika, atakuje i to z pełną mocą. Cierpienie i radość to dwa bliskie sobie uczucie, choć wydają się tak różne. Bo czy jeśli nie pomyślimy o jakiejś historii z życia zmarłego nie zrobi nam się ciepło na sercu ? Zrobi się, ale za tym ciepłem pójdzie ból, że tego już nie doświadczymy. Ludzkie uczucia są zbyt skomplikowane by można je jednoznacznie opisać. Każdy z nas jest inny, ale wszyscy podlegamy tym samym zasadom. Elsa szybko i sprawnie zsunęła się z Chmuroskoka, rozejrzała się. Spokojny wiatr rozwiewał jej włosy, korony drzew rytmicznie poruszały się to w tą to w tamtą stronę. Ptaki ucichły, frunęły majestatycznie pod zachmurzonym niebem. Był tylko szum wiatru i bicie serca. Rytm, który nigdy nie ustawał, a przynajmniej dopóki żyjesz zawsze ci towarzyszy. Smoki odleciały, musiały przygotować się do parady. Widok jaki roztaczał się wokół był wręcz nie do opisania, zapierał dech w piersiach i odbierał mowę. Choć tak właściwie to powód wizyty odbierał głos. Czkawka miał wrażenie, że jest poza swoim ciałem, jakby podróżował wśród najpiękniejszych krajobrazów - tyle, że sam. Nikogo nie było u boku, a wszyscy których znał latali jako duchy. Znów zastanowił się nad sensem życia, sensem istnienia. Czy jesteśmy po to by cierpieć ? Słońce wyjrzało zza chmur i oświetliło wspaniałą lodową konstrukcję, która zalśniła wszystkimi kolorami tęczy. Cała trójka w ogóle o tym nie myśląc powolnym krokiem skierowała się do jeszcze pustej kopuły, która wkrótce miała pękać w szwach. Każdy z nich był w swoim świecie i każdy widział na końcu te same światło.

Hans i Albert byli ukryci w gąszczu roślin kilkanaście metrów dalej. Znaleźli to miejsce kilka godzin wcześniej i uznali, że zostaną tu by obserwować przybyłych. Nie musieli się obawiać zauważenia, dobrze się zamaskowali, a poza tym gąszcz znajdował się na uboczu i był bardzo gęsty. Nowy plan młodego mężczyzny nie zakładał śledzenia, ale tak czy inaczej jego ludzka ciekawość zwyciężyła. Bo do czego mogła służyć taka kopuła ? Zdecydowanie miała prawo wydać się dziwna. Zainteresowała tą dwójkę, ponieważ powoli kończyły im się wszelkie zapasy czegokolwiek, i tak mieli tylko to co w pośpiechu zabrali zanim zaczęli śledzić statek Elsy. Hans na chwilę wrócił myślami do płonącej Nasturii. Nigdy wcześniej i nigdy później nie widział czegoś za razem tak radosnego i strasznego. Na początku się ucieszył jako iż był wolny, ale gdy tylko wybiegł z więźnienia, oczy zaszły łzami. Czuł się jakby czas zwolnił, a on był w środku świata. Wokół słychać było lamenty, panował chaos. Smoki bez litości zabijały każdego. Wszystko co naprawdę dobrze znał stało w ogniu. Dziedziniec, zamek, piękne drzewo pod którym uwielbiał przesiadywać jako dziecko. To z jego gałęzi wypatrywał statku z ojcem powracającym z jakiejś misji dyplomatycznej. Teraz to wszystko trawił ogień, strzelające drewno zdawało się być łamanym sercem Hansa. Smocze szpony wyrwały go z tej przerażającej krainy, ale nic nie mogło odczynić tego co pozostało wewnątrz jego potrzaskanego serca. Tego dnia stracił wszystko co jeszcze miał, stając się niewolnikiem własnej nienawiści.

Nadzieja. Czasem wydaje się tak niepozorna słaba i złudna. A jednak chyba nigdy nas nie opuszcza. Co to właściwie jest ? Oszukiwanie się ? Fałszywe oczekiwania ? Nie. Nadzieja to coś więcej. Jedni powiedzą, że to płomień, a dla innych będzie latawcem unoszącym się na fali wiatru. Nadzieja to wiara. Coś czego żaden naukowiec nie będzie w stanie pojąć ani określić, a przynajmniej nie zrobi tego naukowo. Jeśli masz wiarę możesz dokonać rzeczy wielkich, ale wiarę zawsze można stracić. Nadziei nie można. Zawsze będzie się tlić gdzieś w najjaśniejszych zakamarkach serca. Bowiem choć jest ona wiarą to jest od niej silniejsza i odporniejsza. Czkawka wciąż nosił ją w sercu. Ale czy mógł mieć pewność, że jego ojciec siedzi teraz przy stole królów ? Czy mógł mieć pewność, że nie przepadł na zawsze ? Czy mógł mieć pewność, że kiedyś jeszcze poczuje jego oddech ? Usłyszy jego głos ? Zobaczy pełne dumy spojrzenie… Czy mógł… Dlaczego gdy ktoś odchodzi nie daje nam znaku, że wciąż istnieje ? Dlaczego nie możemy być pewni, że to w co wierzymy jest prawdą ? Śmierć zawsze była naturalną częścią życia, o której wszyscy wiemy, dlaczego zatem każdy z nas popada w lament, gdy nadchodzi ? Nie da się do niej przygotować. Myśl o tym, że ktoś kogo kochamy odszedł na zawsze dopada nas potem w najmniej spodziewanych chwilach. Jakby ktoś wydrążył w naszym sercu czarną dziurę, która błyskawicznie wchłonęła wszystko co było blisko niej. Potem coraz rzadziej dawała się we znaki, bo wszystko co blisko niej było już pochłonięte, ale od czasu do czasu urywało się coś z dalszych części. Dziura, która wyrasta tam, gdzie kiedyś była kochana przez nas osoba. Dziura od której nie można się uwolnić. Czy to ktoś u góry wystawia naszą wiarę na próbę, by przekonać się czy mu ufamy ? A może ślepy okrutny los knuje przeciw nam spisek ? A co jeśli to tylko czysty przypadek… Czy istnieje Bóg ? Czy istnieje przeznaczenie ? Czy istniejemy po coś więcej niż by żyć i umierać ? Czy istnieje jakiś głębszy sens ? Są setki pytań, a na żadne nie ma odpowiedzi. Nam pozostaje tylko żyć tak jak uważamy. Bo co więcej zrobi człowiek ? Kolejne pytanie. Wszystkie inne, ale tak bardzo ze sobą związane. Bo wszystkie sprowadzają się do jednego zagadnienia. Czy jest coś więcej po śmierci ? W środku konstrukcji światło odbijało się od niemal wszystkiego i w pierwszych chwilach biło po oczach. Z czasem jednak odsłoniło piękno jakiego dotąd cała trójka nie widziała. Błysk i krystaliczna czystość lodu były widoczne dopiero teraz gdy słoneczne promienie wdarły się do środka. Zdawały się łączyć w idealną całość, której niesposób opisać. Z tyłu było już słychać kroki, bardzo nieśmiało, ale wśród porażającej ciszy nawet najmniejszy szmer był bardzo wyraźny. Stanęli na środku. Nie wiem ile tam stali i oni też tego nie wiedzieli. Całkowicie odebrało im rachubę czasu. Piękno wymieszane z żalem dawało dziwną odużającą mieszankę. Kiedy Elsa trochę oprzytomniała zdała sobie sprawę, że sala jest już pełna. Wokół unosiły się niskie dźwięki śpiewów wikingów. Zdała sobie też sprawę, że cały czas wiedziała, że wszyscy już dotarli. A przynajmniej tak jej się zdawało. Jak we śnie, kiedy wydaje ci się, że wszystko rozumiesz, a potem się budzisz i nie możesz poukładać w całość snu z przed chwili, gdy był taki oczywisty. Utrata bliskich też jest do tego podobna życie w jednej chwili traci sens i rozsypuje się jak puzzle, których nie da się już ułożyć. Można próbować składać je na nowo, ale jeden element zaginął i nie da się go odzyskać. Pieśni Wikingów były zupełnie inne niż te w Arendelle. Były znacznie niższe, a przy tym magiczne. Lud z Berk nie miał chórków. Śpiewali wszyscy, każdy kto mógł i kto tam był. Zbliżał się wieczór. Powoli robiło się coraz ciemniej. Parada smoków była już za nimi. Elsa trochę żałowała, bo widziała próby i wbijały w ziemię. W końcu niecodzień widuje się akrobacje kilku tysięcy skrzydlatych stworzeń. Dopiero po chwili zobaczyła, że Valka siedzi już na specjalnie wyznaczonym miejscu pod wielką “pochodnią” było tam jeszcze miejsce dla Czkawki, ale ten stał i patrzył. Jakby lód go zaczarował podobnie jak królową Arendelle. Ciekawe jest to, że nikt ich nie “obudził”, może nie miał odwagi… Najciekawsze jest to, że po kilku sekundach, Elsa zorientowała się, że jako jedyna była tak uśpiona. Czkawka zmierzał na sam środek, choć szedł bardzo powoli. Wycofała się tak szybko jak to możliwe, delikatnie schodziła ze środka, jakby wykradając się z oczu Wikingów. Przypomniała sobie jak wyglądali ludzie podczas wyścigu smoków. Radośni i pełni życia, naprawdę cieszyli się z tego święta, a teraz ? Widać było po ich twarzach, że nie mieli ochoty tam przychodzić, mimo tego, że Stoicka Ważkiego szanowali. Kolejne godziny upływały bardzo, bardzo powoli. Każdy musiał wyzłościć mowę (oczywiście mowa o najbliższych rodziny). W międzyczasie przyleciała Astrid. Mowa Czkawki była nieśmiała i cicha. Bał się powiedzieć za dużo. Nie chciał otwierać serca. Valka zaczęła podobnie, ale jej słowa były chyba najmocniejsze. Były i poetyckie i podniosłe. Smutek wciąż kłębił się w jej sercu, ale nie zwyciężył. Nie tym razem. Nadszedł wieczór. Głosy ucichły zapadła grobowa cisza. Czkawka był już poza konstrukcją. Było tak cicho, że w głowie odbijał się szum fal, a morze było dość daleko od tego miejsca. W sali rozchodziło się blade niebieskawe światło, z lodowych “lamp”. Wydawało się jednak, że jest ciemno. Wszyscy patrzyli teraz na wejście. Delikatny wiatr muskał po głowie wodza Berk. Stanął już na progu. Tuż obok niego pojawiła się Valka. Trzymała w ręku topór i pochodnię. Dlaczego ? To pytanie powróciło. Ciało zaczęło drżeć. Dlaczego to wszystko się stało ? Dlaczego byłem taki uparty ? - Myśli, które pojawiały się przez cały ten rok wróciły. Delikatnie wziął w swoją prawdą dłoń topór, a w lewą pochodnię. Odetchnął tak głęboko jak jeszcze nigdy dotąd. Miał wrażenie, że zimne powietrze przedostało się do serca. Na chwilę poczuł ulgę, ale trwało to może 2 sekundy. Czemu życie musi nam zabierać tych, których kochamy ? Dlaczego nie jest nam dane żyć w szczęściu ? To co mamy zaczyniamy doceniać dopiero wtedy, gdy to stracimy. Wszystkie dobrodziejstwa jakie są nam dane, nie są nam podarowane na zawsze. To tylko złudzenie. Tylko łudzimy się, że mamy tak dużo czasu. Spieszymy się do dnia następnego, gdy nie potrafimy docenić chwili bieżącej. Śmierć jest znacznie bliżej niż nam się wydaje. I niewiadomo gdzie czyha. Może za rogiem ulicy, a może dopiero z kilkanaście lat. Przyjdzie. I to z tego nie zdajemy sobie sprawy. Wydaje się, że o tym wiemy, ale… ta chwila wydaje się tak odległa, że myślimy, że nie nadejdzie. “Memento Mori” - powiedziała Elsa kilka dni temu, gdy rozmawiali o jego ojcu. Było to Europejskie powiedzenie, które znalazła w jednej z ksiąg Arilda. Oznaczało dosłownie: “Pamiętaj, że umrzesz”. Pamiętaj… I doceniaj to co masz dziś, bo jutro możesz już nie mieć nic. Zrobił pierwszy krok, światło pochodni oświeciło salę pogrążoną w milczeniu. Życie jest tak kruche… Jak piękna drogocenna porcelana. Wygląda i jest wspaniała, ale jest tak delikatna, że upuszczenie jej nawet z najmniejszej wysokości może zakończyć się jej zbiciem. Nie da się jej później odzyskać. Jak niewiele trzeba, by zabić. Przecież czasem wystarczą nawet słowa, nawet zwykłe potknięcie może okazać się zabójcze. Spojrzał na wielką “pochodnię” wydawała się tak odległa. Tak ogromna, tak… Znów przeniósł się do innej krainy. Jak podnieść się po stracie tych których kochamy ? Jak pozbierać na nowo rozsypane elementy ? Po raz kolejny ujrzał ojca. Gdyby nie był taki uparty… Gdyby nie musiał rozmawiać… Gdyby choć raz posłuchał… Poczuł łzę na swoim policzku. Czy jego własny ojciec zginął właśnie przez niego ? Ukradkiem spojrzał na idącą obok niego Valką. Jej wzrok, był wbity w ziemię. Nie da się wyrazić jak bardzo było mu szkoda matki. Będąc młodą musiała porzucić męża i syna, by po dwudziestu latach odnaleźć ich i tego samego dnia stracić tego starszego. Żyjąc z dala od nich mogła i miała nadzieję, że u nich wszystko jest w porządku. Czy bała się wrócić by odkryć, że nie żyją ? Cisza wciąż królowała, co było bardzo ciekawym doświadczeniem na tak otwartej przestrzeni. Słychać było tylko kroki i nierówny oddech Czkawki. Przez te kilka miesięcy nie wiedział jak żyć. Co robić. Był pusty. Jego umysł spowiła mgła, a serce cały czas krwawiło. Teraz wiedział co zrobi. Pójdzie na wojnę - sam nie wiedział, czy znów spróbuje dyplomacji. Był coraz bliżej myśli, że to Drago. I teraz po tych wszystkich zdarzeniach, pragnął zemsty. Był już na drewnianych schodach, kątem oka dostrzegł Szczerbatka, wręcz skulonego patrzącego wprost na niego smutnym wzrokiem. To co trzymał w rękach stawało się coraz cięższe. Zdawało mu się, że ogień pochodni wypala mu twarz - jak wtedy na statku. Jakże blisko był od wiecznego spoczynku. Był na szczycie gdy uderzyły w niego obrazy z dzieciństwa. Pierwsze kroki i jego śmiech. Bezpieczne ramiona i jego uśmiech, choć niemal niewidoczny przez brodę, to tak wyraźny. Widział wszystkie piękne momenty jakie go spotkały. Ten jeden ostatni raz poczuł w sobie beztroskę dzieciństwa. Spojrzał na topór. Ten, który ocalił jego matkę. Czym sobie zasłużył na to, że zaraz zostanie spalony ? Czym zasłużyło sobie drzewo, z którego go wykonano na ścięcie ? Czym ten, który go nosił zasłużył na śmierć ? Stał już na środku. Była tam zbroja i kilka najbardziej osobistych rzeczy Stoicka Ważkiego, reszta była w dole. Razem z suchym drewnem czekały na ogień i śmierć. Gdy drżącymi rękami kładł topór, czuł się jakby na zawsze żegnał się z ojcem. Jakby był na granicy Valhalli i trwał w ostatnim uścisku. Ale to co nieuniknione w końcu musi nadejść. Pochodnia spadła w dół, drewno powoli zaczęło płonąć. Rozdzielając ich na zawsze. A przynajmniej dopóki Czkawka nie przejdzie na drugą stronę. Tylko kilka łez zaczęło cieknąć po jego twarzy. Czuł się jakby przeszedł setki kilometrów w drodze na ostatnie spotkanie, a teraz musi wracać. I wraca. Ogień za nim robił się coraz wyższy, ale wciąż był daleki od jego poziomu. Tak oto zakończyła się podróż Stoicka Ważkiego po tym świecie. Rozbrzmiały pieśni, smoki zionęły ogniem w górę, a topór został otoczony płomieniami, by powoli się stopić. Teraz mogło być tylko lepiej.


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#41 2015-05-13 20:21:22

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: Smoczo-lodowa historia czyli fanfick FrozenxHTTYD

Rozdział 20 (CDN)

Kolejne minuty, były prawdziwym pokazem umiejętności smoków. Czkawka jednak nie zwracał na to uwagi. Czuł, że coś się skończyło, ale czuł też, że zrzucił z serca kamień. Zamknął coś bolesnego i przetrwał. Mimo to nie był szczęśliwy. Nie ból, a tęsknota okryły serce. Ludzie wyruszali już na ucztę. Słychać było coraz głośniejsze rozmowy i śmiechy. Gwiazdy świeciły nieśmiało znikając za chmurami. Czkawka szedł sam pośród grupy wikingów. Od bliskich wymknął się, gdy wszyscy zaczęli wychodzić. Chciał być sam. Minął rok, a smutek nie minął. Za dużo było myśli w jego głowie, za dużo zamętu, by mógł ułożyć myśli wśród tłumu. Wyszedł z niego i pobiegł w poprzek lądu. Elsa zobaczyła go jako jedyna, szła z tyłu i natychmiast podążyła śladem wodza Berk. Z nieba zaczęła spływać woda. Zimny, intensywny deszcz. Czkawka biegł pod górę, jak najdalej od wszystkich. Jak najdalej od życia. Elsa pamiętała tylko mokrą trawę, włosy i śliskie buty. Ciężko oddychała, nie była przyzwyczajona do wysiłku. Widziała jak okrążył niewielką górę, za nią widziała już morze, więc nieco zwolniła. Po cichu omijała strome wzniesienie. Za zakrętem była tylko niewielka skalna półka, która wyglądała jakby została wyrąbana w skale, bowiem była wcięciem w niej. Czkawka siedział i wpatrywał się w gwiazdy. Tu doświadczył spokoju. Słychać było tylko krople deszczu obijające się o skałę, która była kilka metrów nad nimi. I szum fal. O tak… Dziś na morzu szalał sztorm. Elsa najciszej jak umiała okrążyła Czkawkę i usiadła blisko niego. Nie odzywała się. Sama spojrzała w wodę. Wydawało się, że nie ma nic poza nią. W oddali widziała tylko piękną pustkę. Porażał ją ogrom tego co rozciągało się przed jej oczami. Nie pierwszy raz.
- Dlaczego tu przyszłaś ? - odwrócił głowę w jej kierunku.
- Chciałam sprawdzić jak się miewasz. - Próbowała wymusić uśmiech, ale nie udało jej się. Oboje odwrócili głowy, na chwilę opuszczając zasłonę milczenia.
- A jak mam się czuć ? - Czkawka ponownie spojrzał na Elsę.
- To już wiesz tylko ty… - odpowiedziała powoli. Gdzieś daleko uderzyła błyskawica. Jej światło, rozjaśniło na ułamek chwili ich twarze. Przez tą krótką chwilę, oboje widzieli swój ból.
- Nie… Sam nie wiem… - Nie po raz pierwszy zgubił się w labiryncie własnych myśli i uczuć. Bo jak opisać to co się czuje w takiej chwili. Nie można wyrazić tej mieszanki bólu, tęsknoty i strachu. - Powiedz, czy to możliwe żebym kiedyś się podniósł ? - Zadał już podobne pytanie, ale zależało mu na jeszcze jednej odpowiedzi.
- Nie wiem… Ale znam ten strach. Mi się udało, więc tobie też się powiedzie. - Deszcz ustawał. Była to jedna z przelotnych ulew. Na Berk często zdarzały się podobne. Elsa lekko się uśmiechnęła. Wiedziała, że w ciemnościach Czkawka tego nie dostrzeże, ale chciała samej sobie ocieplić serce. Dla niego wystarczyły same słowa.
- Tyle razy go ignorowałem, unikałem… - poczuł jak chłodna dłoń królowej Arendelle przekręca jego głowę w stronę jej twarzy.
- Nie myśl o tym co było. Myśl o tym co jest.
Elsa i Czkawka siedzieli pod skałą. Spoglądali na szalejące morze, które powoli acz stale podmywało klif nad którym siedzieli. Woda jest nieustępliwa. Nigdy nie przestanie napierać i choć zajmie jej to setki lat pokona skałę. W swoim rytmie jest piękna, ale gdy tylko znajdziesz się tam na dole, natychmiast staje się przerażająca. Morze nigdy nie zawraca, toruje sobie szlaki, jest nieustępliwe i potężne do tego stopnia, że może zniszczyć coś tak mocnego jak góry, wyspy, wulkany. Ale nawet ono nie jest stałe. Fale są raz mniejsze, raz większe, a czasem nawet w ogóle ich nie ma. Jak miłość, która kruszy smutek. Gdy kogoś tracimy odgradzamy się, budujemy twierdzę, która choć najpierw wydaje się nie do zdobycia z każdym dniem słabnie. Tylko miłość potrafi ją zburzyć i dotrzeć do nas, by otrzeć nam łzy. Każdy kocha, niezależnie od tego kim jest. Nawet jeśli straci wszystkich, których wcześniej kochał, pokocha kogoś innego. Dlatego, że tacy już jesteśmy by żyć, musimy kochać. Utracona miłość zawsze odradza się w nowej - często silniejszej.
- Ojciec zawsze mówił mi, że muszę bronić swoich. - Zatrzymał się, jakby nie potrafił powiedzieć kolejnych słów. - Ale jak mam chronić swoich, skoro nie potrafiłem zachować przy życiu nawet jego ? - Jego głos odbijał się echem od kamiennych ścian wyżłobienia góry. Był smutny i jednocześnie zagubiony.
- Nie zawsze można mieć to czego się pragnie. - Głuche odgłosy deszczu, mieszały się z potężnym rykiem morza. - Czasem musisz docenić to co masz i próbować. - Nie przychodziły jej do głowy inne słowa otuchy. Prawda jest taka, że niekiedy, nie ma dobrego wyboru, a każda droga prowadzi do zagłady. Ale zawsze jest niewidoczne dla nas wyjście z problemu.
- Czego ja mam spróbować ? - Jego głos brzmiał jakby miał się złamać. - Zabiłem własnego ojca. - Wyszeptał to niemal ukrywając twarz w dłoniach. Jakby chciał, żeby jego słowa odpłynęły, pochłonięte przez wzburzone fale. By nie słyszeli bogowie, on sam... Ale musiał to powiedzieć, często myślał, że to jego wina, lecz tylko słowa mogły to uczynić prawdą. Przymknął powieki, jakby chciał odsunąć się od całego świata. On był jeden, a przed nim morze problemów. Jak samotnie przepłynąć morze ? Jest ogromne, a jego fale próbują zagarnąć cię pod wodę, albo rozbić o skały. Jej dotyk był ciepły. Palce miała mokre, ale dobrze było mu je poczuć.
- Już mówiłam, myśl o tym co jest. - Zerwał się silniejszy wiatr, który muskał ich twarze. Nie słyszała jego oddechu, mimo, że czuła pod palcami drżącą skórę. Spojrzała w gwiezdne ślepia i wsłuchała się w szum wody.
- Jak jest ? - Przemówił z goryczą w głosie, obracając twarz w jej stronę. - Zacznę wojnę, a wojna... - Zamknął oczy, choć wiedział, że nikt tego nie dostrzeże. - W czasie walki zginie tyle ludzi, smoków... Nikt nie będzie bezpieczny. - Bał się. Elsa wyczytała to z jego głosu. Słyszała głosy, że nie powinni się narażać, dla jakiejś królowej z drugiego końca świata, ale on też miał wątpliwości. - A ja miałem chronić swoich.
- Ten człowiek to szaleniec, a tacy zagrażają nam wszystkim. - Ulewny deszcz wzmógł się ponownie.
- Wiem o tym, ale... A właściwie... - Oderwał się i odwrócił głowę. Jest zagubiony w labiryncie swoich myśli. Znała to uczucie i wiedziała jak trudno, się z niego wydostać. Jej ręka powędrowała do jego ramienia.
- Czasem... - Przemówiła czule i delikatnie, odwracając jego głowę. - …musisz zaufać też innym.

Ich usta połączyły się w blasku księżyca. Tysiące gwiazd spoglądało na nich półokiem. Fale rozbijały się i zawracały o skały u ich stóp. Czkawka wtulił się w jej mokre włosy. Błyskawica oświetliła ich twarze, a w oddali zawył wilk. Deszcz nie przestawał miarowo uderzać o skały, a ich serca biły w jego rytmie...

Ostatnio edytowany przez WielkiMou (2015-05-13 20:22:09)


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#42 2015-06-28 15:33:03

Dosia

Nowy użytkownik

Zarejestrowany: 2014-12-14
Posty: 5

Re: Smoczo-lodowa historia czyli fanfick FrozenxHTTYD

bardzo mi się podoba przez zmianę koloru czcionki prawie nie zauważyłam ostatnich zdań!  nie mogę doczekać się następnego rozdziału

Offline

 

#43 2015-08-30 10:59:04

 unicorn333444

Nowy użytkownik

Zarejestrowany: 2015-08-30
Posty: 1

Re: Smoczo-lodowa historia czyli fanfick FrozenxHTTYD

Mou twoja historia jest cudowna świetnie nawiązujesz do obu filmów jakimi są Kraina Lodu i Jak wytresować smoka, bardzo podoba mi się również sposób w jaki piszesz swoje opowiadanie- czasem krótko, zwiężle i na temat, a czasem bardzo rozbudowujesz swoje wypowiedzi opisując poszczególne wydarzenia czytałam to jużokoło 4 razy i daej nie mam dość, ciągle czekam jednak na dalszą część przygód Elsy i Czkawki (mam nadzieję że ich sparujesz gdyż według mnie do siebie pasują, oczywiście to twoje opowiadanie i ty je piszesz ale to tylko taka moja propozycja) swietnie też nawiązujesz niektórymi wątkami do prawdziwego życia tzn. opisujesz życie człowieka na podstawie zawartych w tekście wydarzeń, imponuje mi jak przenosisz akcję z Berk do Arendalle, z Arendalle do Berk itd., jest to jakaś forma nawiązania do Anny i Elsy, pokazujesz że Elsa i Anna razem sa szczęśliwsze (może wcale ci o to nie chodziło, ale czytając ten tekst widzę, że razem są silniejsze jak to siostry sama mam siostrę i może dlatego to dostrzegłam) chcę pogratulować ci świetnego opowiedania i wszystkiego o czym tu pisałam czytając ten tekst widzę że każdy rozdziałjest coraz lepszy od poprzedniego, prz oazji chcę również spytać kiedy kolejny rozdział (może zrobiłaś sobie przerwę na wakacje ?)

PS oby tak dalej trzymam za Ciebie kciuki


Los jest częścią naszego życia. Trzeba tylko trochę odwagi, by to zrozumieć.Niektórzy uważają, że los związany jest z ziemią, tak jak my jesteśmy z nią związani. Inni sądzą, że losy różnych ludzi są ze sobą splecione, jak nici tworzące wielką tkaninę. Ludzie chcą wiedzieć jaki los ich czeka lub usiłują go odmienić. Niektórzy nigdy go nie poznają, ale niektórym zostaje on ukazany.

Offline

 

#44 2015-08-30 18:16:01

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: Smoczo-lodowa historia czyli fanfick FrozenxHTTYD

unicorn333444 napisał:

Mou twoja historia jest cudowna świetnie nawiązujesz do obu filmów jakimi są Kraina Lodu i Jak wytresować smoka, bardzo podoba mi się również sposób w jaki piszesz swoje opowiadanie- czasem krótko, zwiężle i na temat, a czasem bardzo rozbudowujesz swoje wypowiedzi opisując poszczególne wydarzenia czytałam to jużokoło 4 razy i daej nie mam dość, ciągle czekam jednak na dalszą część przygód Elsy i Czkawki (mam nadzieję że ich sparujesz gdyż według mnie do siebie pasują, oczywiście to twoje opowiadanie i ty je piszesz ale to tylko taka moja propozycja) swietnie też nawiązujesz niektórymi wątkami do prawdziwego życia tzn. opisujesz życie człowieka na podstawie zawartych w tekście wydarzeń, imponuje mi jak przenosisz akcję z Berk do Arendalle, z Arendalle do Berk itd., jest to jakaś forma nawiązania do Anny i Elsy, pokazujesz że Elsa i Anna razem sa szczęśliwsze (może wcale ci o to nie chodziło, ale czytając ten tekst widzę, że razem są silniejsze jak to siostry sama mam siostrę i może dlatego to dostrzegłam) chcę pogratulować ci świetnego opowiedania i wszystkiego o czym tu pisałam czytając ten tekst widzę że każdy rozdziałjest coraz lepszy od poprzedniego, prz oazji chcę również spytać kiedy kolejny rozdział (może zrobiłaś sobie przerwę na wakacje ?)

PS oby tak dalej trzymam za Ciebie kciuki

Bardzo dziękuję za miłe słowa. Myślę, że zdecydowanie przeceniasz to co napisałem, ale bardzo miło wiedzieć, że spodobało Ci się. Co do nawiązań do życia, znacznie więcej ich w opowiadaniu Chinatsy z tego forum (jak i jest to historia wiele razy lepsza od mojej). A co do nowego rozdziału… Nie wiem. Piszę teraz inne opowiadanie, ale z chęcią wrócę do tego zwłaszcza, że zaplanowałem je do końca. Jak coś pójdzie do przodu dam znać


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#45 2016-01-25 04:45:55

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: Smoczo-lodowa historia czyli fanfick FrozenxHTTYD

Rozdział 21

Anna westchnęła głęboko obserwując lodową powłokę. Powietrze stało w miejscu i miała wrażenie, że z dnia na dzień jest coraz rzadsze. Ściana lodu odcinała ją od natury. Nie mogła obserwować słońca, które oświeca wszystkie łąki, lasy i rzeki, widoczne z zamku. Nie mogła rozkoszować się żywym deszczem, spływającym po jej włosach i błyskawicami, które tworzyły własną cudowną harmonię. Nie słyszała i nie widziała szumu fal, a morskie żywe powietrze ustało. Arendelle zamarło. Było pusto i cicho. Tak przygnębiająco jak chyba nigdy dotąd. Anna nie czuła rozpaczy, a nawet smutku. Była po prostu pusta. Miała ochotę zakopać się w swoim łóżku i czekać aż to wszystko się skończy. Miała wrażenie, że tak też zrobili mieszkańcy królestwa. Ulice były puste i tylko od czasu do czasu można było dostrzec ludzi przypominających cienie. Nie było tu życia. Nie było tu spotkań, radości i jakichkolwiek emocji. Tylko strach, który czuł każdy. Lodowa ściana oddzielała Arendelle od życia, a Annę od siostry - jak kiedyś, ale była też jedynym ratunkiem dla jej kraju. Księżniczka, która choć sprawowała urząd królowej, w ogóle się nią czuła, opierała się o zimną szybę. Ciężko było jej powiedzieć, która jest godzina, niewiele można było dostrzec za lodem. Wydawało jej się jednak, że minęły wieki odkąd rozkoszowała się ciepłem łóżka. Chętnie poszłaby tam, ale nie miała sił nawet na to. Czuła się bezradna. Nie mogła poradzić absolutnie nic na to, że jej królestwo jej okrążone przez smoki, o których tak nie dawno sądziła, że są bajkami dla dzieci. Nie mogła nic poradzić na to, że nie ma z nią siostry, a na dodatek popłynęła ona na drugi kraniec świata i nie wiedziała co ją tam czeka. Nie potrafiła nawet skleić kilku zdań, żeby ludzie mogli się wreszcie przygotować na to co nadchodzi. Chciała walczyć, choćby z samą sobą, ale tym razem było tego za dużo.
- Królowo. - Znała ten poważny ton, zwykle był on zwiastunem naprawdę nudnej rozmowy. - Czy znalazłabyś dla mnie chwilę ? Chciałem z tobą pomówić. - Gdy się odwróciła zobaczyła Elranda. Lekko się zaczerwieniła, bo wiedziała, że nie wygląda najlepiej, a Elsa zawsze powtarzała jej, że na każdym dyplomatycznym spotkaniu należy schludnie wyglądać, zwłaszcza przy tak ważnym sojuszniku.
- Oczywiście, książę. - Starała się przybrać poważny ton. - Z tym, że żadna ze mnie królowa. Zastępuję tylko siostrę. - Dorzuciła. Nie cierpiała, gdy nazywano ją królową. Może dlatego, że był to tytuł uroczysty, zarezerwowany dla ludzi wielkich i potężnych. A kim ona była ? Rudowłosą dziewczyną z ranną nogą. Nie zachowywała się jak władczyni i chyba nigdy tego nie chciała. Zauważyła bardzo delikatny uśmiech na twarzy Elranda. - Pozwolisz, że spotkamy się za jakiś czas na tarasie ? Służba wskaże ci drogę. - Nie miała ochoty na przydługie rozmowy w dziwnym języku i tak naprawdę o niczym, ale wiedziała, że robi to dla dobra królestwa. Elsa chciałaby by tak postąpiła i liczyła na to. Anna doskonale to wiedziała.
- Rzecz jasna. Zaczekam w komnacie. Zatem do zobaczenia, księżniczko. - Była nieco zaskoczona, że tak szybko zaakceptował jej wolę. Większość nie dawała się przekonać. Po swoich słowach książę ukłonił się z klasą i ruszył w przeciwnym kierunku. Anna wciąż poruszała się niezgrabnie, więc nim ruszyła, upewniła się, że Elrand zniknął za rogiem. Ranna noga bolała ją coraz mniej.Jednak z dnia na dzień coraz bardziej swędziała. Wiedziała, że to dobry znak, a rana się goi. Nie potrafiła jednak znieść tego uczucia, gdy próbowała zasnąć. Na szczęście miała też inne problemy. Ruszyła korytarzem zastanawiając się, czy udawanie, że wszystko jest w porządku ma jakikolwiek sens. Czy warto tracić czas na formułki i grzeczności. Czasem jednak trzeba zaakceptować świat takim jakim jest, a nie takim jakim chcielibyśmy, żeby był. Jeśli nie zaakceptujemy stanu w jakim jesteśmy, nie będziemy mogli go zmienić. Po chwili Anna wydała już polecenia służbie i zanurzyła się w gorącej wodzie. Czuła jak wszystkie zmartwienia odpływają wraz z brudem - chociaż na chwilę. Poczuła się błogo, miała olbrzymią ochotę zmrużyć oczy i zasnąć. Poddać się kojącej wodzie. Tutaj czuła się bezpiecznie. Tak jak przez kilka pierwszych dni. Była wtedy oddzielona murem od tego co czyhało na nią i na jej siostrę. Dosłownie i w przenośni. W jej umyśle powstała bariera, która odsuwała tę myśl. Jak zawsze przyszedł jednak moment przebudzenia. Niezdarnie wyszła z bali, niemal przewracając się wraz z nią. Postawiła niepewny krok. Nie chciała tu służby. Zależało jej na tym, żeby na chwilę zapomnieć. Oderwać się. Dać sobie chociaż chwilę wytchnienia, ulgi. Burza i tak była u progu i Anna była gotowa, by z nią walczyć. Chciała jednak krótkiej chwili. Momentu, kiedy będzie mogła odpocząć. W gorącej wodzie potrafiła zapomnieć o Arendelle. Nie potrafiła zapomnieć o Elsie. O swojej siostrze, która popłynęła na sam kraniec świata. O tym, że nie wiedziała gdzie i kiedy może się jej spodziewać z powrotem i czy w ogóle. Z każdą chwilą cierpiała coraz bardziej, bo każdego dnia, mniejsze były szanse, na szczęśliwy powrót Elsy. Kochała ją całym sercem. Była z nią od zawsze, nawet jeśli większość życia spędziły rozdzielone. Nie oddaliło ich to od siebie. Przeciwnie, jej siostra była dla niej jedyną namiastką rodziny. Nie potrafiła się pogodzić z utratą rodziców i nie chciała przełykać kolejnej pigułki tak gorzkiej, że paraliżuje całe ciało. Miłość była kotwicą, sznurem, który skutecznie ją trzymał. Mogła zginąć. Mogli zginąć ci za których była odpowiedzialna. Nie miało to dla niej znaczenia, bo myśli o siostrze były silniejsze. Za bliskich jesteśmy w stanie oddać praktycznie wszystko. Los jednak ma swoje plany i wyroki, które prędzej czy później poznamy. Los jednak nie jest sprawiedliwy. Niektórym daje siłę, zdrowie, szczęście i bogactwo. Wobec innych jest mniej łaskawy, a czasem daje by potem zabrać. Anna wciąż wierzyła, że zobaczy siostrę, że wszystko będzie jak dawniej. Chciała ufać, że kiedyś usiądzie wraz z Elsą przy kominku i popijając gorącą czekoladę będzie śmiała się z tego, co teraz przechodzą. Ubrała się i wyszła na korytarz. Znów czuła to co przed laty. Zamek wydawał się jej przerażająco pusty. Pełen duchów. Kiedy jej siostra była zamknięta, Anna szukała innych zajęć. Pamiętała jak próbowała znaleźć kogokolwiek, kto mógłby się z nią pobawić. Służba nie mogła tego robić, a rodzice ciągle byli zajęci… Puste korytarze pełne były duchów, do których dołączyli później jej rodzice. Znalazła chwilę szczęścia, lecz ta zniknęła jak bańka mydlana.
- Królowo. - Pokłonił się jej służący przy wyjściu na taras. Nie cierpiała gdy ktoś się przed nią uniżał. Może dlatego, że właśnie z powodu przynależenia do rodziny królewskiej, nigdy nie mogła znaleźć żywej duszy.
- Powiedz księciu, że jestem już gotowa. - Nie była. Dlaczego nie mogła zniknąć wśród gorącej wody ? Dlaczego nie mogła ukryć się w swoim domu, jak każdy w Arendelle ? Musiała wciąż rozmawiać, zastanawiać się. Próbować się przygotować, ale jak mogła to zrobić ?
- Tak, pani. - Taras był duży. Ozdabiały go kwitnące, różowe róże. Oplatały ściany, poręcze i kolumny. W powietrzu unosił się ich zapach. Na środku stał biały stół i krzesła. Białe naczynia i reszta tarasu, cudownie komponowały się z kwiatami. Z tego miejsca roztaczał się cudowny widok na Arendelle, przynajmniej kiedyś. Choć miasto wciąż było piękne i jego widok był prawdziwą ucztą dla oczu, lodowa ściana odbierała mu wiele uroku. Wydawało się, że za nią jest piękny świat, a to co pod nią pogrążone jest w szarości. Anna usiadła i nalała do swojej filiżanki, gorącej herbaty. Uśmiechnęła się. Mimo szarości, jej królestwo wciąż stało i choć pogrążone było w strachu, nie poddawało się. Ona też nie mogła. Zielona trawa i błękit morza, w które wchodził lód, wręcz odbierały dech w piersiach swoim pięknem. Gdzieś daleko na tej ogromnej masie wody, żeglowała Elsa. Anna to wiedziała. Napiła się wywaru i ponownie, spróbowała choć na chwilę zapomnieć. Mimo wszystko było coś przerażającego w opustoszałych ulicach. Jakby śmierć przeszła przez miasto i zabrała wszystkich mieszkańców.
- Książę. - Odwróciła się słysząc kroki.
- Księżniczko. - Ukłonił się i usiadł. Przez chwilę nic nie mówił, a ich uszu dochodził tylko łagodny dźwięk fal, rozbijających się o lód. Była zdenerwowana, bo wiedziała, że powinna zacząć mówić o przygotowaniach do walki, ochronie mieszkańców, czymkolwiek co miało związek z tym co się stało i tym co mogło się stać. Nie wiedziała jednak nic. Nie potrafiła o tym myśleć. Zawsze gdy próbowała zaczynała wracać do Elsy.
- O czym chciałeś pomówić ? - Przerwała zbyt długo trwającą ciszę.
- O tym jak mamy zamiar nie dopuścić do śmierci twoich ludzi i zniszczenia twojego królestwa. Czyż nie to jest teraz najważniejsze ? - Napił się herbaty, po czym spojrzał na rozciągające się pod nimi miasto. - Arendelle jest piękne, ale nie nadaje się do obrony. Wiele z waszych domów jest drewnianych, a dodatkowo, żaden budynek, oprócz zamku nie ma jakiejkolwiek ochrony. Nie macie murów, a nawet palisady.
- Mamy mur.
- Tę ścianę lodu ? - Westchnął. - Twoja siostra twierdzi, że po drugiej stronie są smoki. Nie wiem jak to jest możliwe i czy mówi prawdę, jednak mój ojciec jej ufa. Jeśli jest jak mówi, lód nie wytrzyma długo, bo ogień go topi. - Jego głos stał się trochę ostrzejszy. - Poza tym, powiedz mi jedno. Jeśli nie byłoby zagrożenia, po co twoja siostra wzywałaby sprzymierzeńców ?
- Nie możemy wiecznie tak trwać…
- Owszem nie możecie. Nie możecie, bo ci zza tej ściany przyjdą tu. Przyjdą tu po ciebie, po mnie, po naszych ludzi i po wszystkich tych, którzy siedzą teraz ukryci w domach. My musimy wymyślić jak ich powstrzymać. - Dobrze wiedziała, że miał rację. Nie chciała już o tym dyskutować i tylko odwróciła wzrok. Elrand wziął głęboki wdech i kontynuował beznamiętnym głosem. - Mam ze sobą trzy i pół tysiąca kuszników oraz cztery tysiące zbrojnych. Wystarczająco by utrzymać zamek, w walce przeciwko każdej armadzie. Przynajmniej ludzkiej. - Wyczuła w nim strach, choć bardzo umiejętnie go maskował.
- Dowiem się dziś ile dokładnie ludzi mamy sami. O armii porozmawiamy wieczorem. - Mimo lęku książę wydawał się wierzyć, że ta rozmowa i ich plany mogą w jakiś sposób pomóc. Nie miała nic do stracenia, a zyskać mogła wiele. - Sądzisz, że możemy ich powstrzymać ?
- Każdego można powstrzymać. - Było to puste przysłowie, ale Elrand wypowiedział je z taką pewnością, że przez chwilę naprawdę wierzyła w jego przesłanie. Spoglądając na ciemne uliczki, dostrzegła człowieka, przemykającego między budynkami. - Jakie macie zapasy żywności ?
- Z tego co mi wiadomo, całkiem duże. Zawsze nasze królestwo żywiło się same, a z okrętów handlarzy braliśmy tylko jakieś egzotyczne dania. Teraz ludzie boją się wychodzić z domów, ale myślę, że kilka miesięcy pociągniemy. - Wypatrzyła cytrynowe ciastko. Uwielbiała ich smak, były słodkie, niczym najcieplejszy letni dzień.
- W porcie widziałem kilka okrętów, ale nic co mogłoby nas powstrzymać. Nie bronicie wejścia pod tę zasłonę ? - Anna połknęła kolejny orzeźwiający kęs.
- Raczej sądziłam, że nie będą się tam zapuszczać. Budujemy tylko balisty na zamku. - Uczeni liczyli, że skrzydlate potwory nie są zbyt szybkie i pociski z tych ogromnych kusz, będą mogły je z łatwością strącać. To mogła być ich jedyna szansa.
- Uzależniasz więc wszystko od przypadku ? - Po wyrazie jego twarzy zrozumiała, że wolałby pić wino niż napar z liści, prawdę mówiąc, ona też wolałaby takie wyjście. - Chcesz by życie twoich poddanych, zależało od “może” i “jeśli” ?
- Nie jestem królową. - Zaprotestowała.
- Jesteś. - Przybrał naprawdę ostry ton. - Możesz się za nią nie uważać, ale twoja siostra powierzyła ci tę funkcję. - Odwrócił się od niej i patrzył w dal. - Dała ci władzę, ale też i odpowiedzialność. - Spojrzał wprost w jej oczy. - Obudź się. Wiesz co się dzieje w sali obrad ? - Nie potrafiła mu odpowiedzieć i milczała jak zaklęta przez kilka niekończących się chwil. - Chaos. Wszyscy się boją i nie potrafią współpracować. Wciąż się kłócą i przekrzykują. Ale co cię to interesuje… Jesteś przecież królową, czyż nie ? - Milczał przez chwilę bacznie ją obserwując. - Wybacz, wiem w jakiej jesteś sytuacji i wiem, że nikt nie przygotował cię do rządzenia, ale musisz się szybko uczyć. Gdybym był stąd, zapanowałbym nad nimi, ale nie ja tu rządzę, a ty musisz znaleźć w sobie siłę, ale i mądrość. Pamiętaj jedno, jesteś królową. Jesteś królową i odpowiadasz za ich wszystkich. To ty musisz ich bronić. Musisz ich jednoczyć. Pojedynczy ludzie są bezbronni, ale razem mamy szanse. Musisz dać im wiarę, musisz ich zjednoczyć i musisz ich prowadzić. Tak czy inaczej pewnie nie przetrwamy, ale nie przetrwamy na pewno jeśli nie podołasz.



Postanowiłem jednak dokończyć to co kiedyś zacząłem. Pewnie dlatego, że chwilowo nie mam pomysłu na nic innego. Mimo wszystko chcę wreszcie mieć na koncie coś co skończyłem. To w sumie jedyna historia, której cała fabuła została przeze mnie zaplanowana i teraz należy ją tylko wykonać. Umownie można powiedzieć, że zaczyna się trzecia i ostatnia część. Z wielu rzeczy, które zrobiłem wcześniej jestem niezadowolony, ale czasu nie odwrócę i trzeba pracować z tym co jest. Rozdziały będą pojawiać się co jakiś czas i z pewnością nie będzie regularności. Nie mam pojęcia czy ktokolwiek kiedykolwiek to przeczyta, ale życzę miłej lektury, choć z poziomu też zadowolony nie jestem


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 
Admin Moderator Użytkownik

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi

[ Generated in 0.118 seconds, 11 queries executed ]


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.imir2010.pun.pl www.genelia-d-souza.pun.pl www.bdsm.pun.pl www.graopokemon.pun.pl www.notabene.pun.pl