Polskie forum o animacji "Jak wytresować smoka"

Nowinki, rozmowy o postaciach, fan art, opowiadania i wiele innych.

Ogłoszenie

Na naszym forum pojawiła się nowa kategoria w Luźnym dziale :) Od dzisiaj możecie też dodawać swoje zdjęcia / rysunki do galerii, która znajduje się w panelu u góry. :)

#1 2015-04-09 18:12:11

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Nadciągają zimne wichry.

Prolog

Nadciągają zimne wichry. Zaspy robią się coraz większe, śnieg coraz gęstszy. Dawniej zielone pola stały się połaciami śniegu. Słońce świeciło coraz słabiej, a księżyc zdawał się nie opuszczać nieba. W gęstej puszczy słychać było wycie wilków. Życie się jednak nie zmieniało. Przynajmniej dla większości. Gdy nadejdzie zima samotny wilk zginie. Ale stado przetrwa - przypomniałem sobie słowa Neda Starka. Mawiali, że nie ma bardziej zimnego i ciepłego człowieka za razem. Zawsze zastanawiałem się po co nam wielkie rody i ludzie, którzy mają nami rządzić. Po co szukać sobie pana ? Jasne, że dzięki nim rzadziej mordowano, napadano i tak dalej, ale… Mnie to i tak nie ominęło. Czy czegoś się nauczyłem przez te wszystkie lata ? Sam nie wiem gdzie się urodziłem, ani kto był moim ojcem. Nie próbuję nawet o tym myśleć, bo moja własna historia boli. Matka mieszkała ze mną w starej porzuconej chacie przy rzece. Starała się. Odkąd pamiętam łowiłem ryby, a z czasem próbowałem też polowania na dziki. Do najbliższej wioski szło się godzinę pieszo. Uwielbiałem tę drogę. Wśród magicznego lasu, którego zapachy i dźwięki potrafiły wypełnić moją duszę. Miałem niewiele, tak czy inaczej. Co prawda nigdy nie brakowało mi jedzenia, ale… Żyłem w rytmie. Nic się nie zmieniało. A każdy dzień powodował, że rozumiałem więcej. Miałem kilku przyjaciół w pobliskiej przystani. Handlarze byli dla mnie uprzejmi i zawsze chętnie kupowali schwytane przeze mnie przysmaki. Jedyne co naprawdę kochałem to opowieści matki, gdy wieczorami siadywaliśmy razem przy gorącym ogniu i byliśmy sami. Mówiła o różnych rzeczach, ale najczęściej o wojnie. Dziękowałem, że panował pokój, ale jednocześnie… Wizja walki była dziwnie kusząca. Tam swój tytuł zdobywałeś mieczem i chwalebnymi czynami, a nie urodzeniem. Wielcy rycerze żyli i umierali za to co wierzyli, bronili słabych, pomagali niedołężnym zapominając o sobie. Chciałem znać taki świat. Byłem wtedy cholernym głupcem.

Pewnego słonecznego dnia wracałem do domu spokojną drogą. Ptaki śpiewały, a chłodny wiatr dawał wytchnienie, od upału. To nie był jakiś szczególny dzień. Wymieniłem kilka ryb i kupiłem bochen świeżego chleba. Pachniał wybornie. Było już po południu, ale do zmierzchu pozostało kilka godzin. Nasza chata leżała nad brzegiem rzeki, tuż za pagórkiem. To z jego szczytu ujrzałem wyrwane drzwi. Dopiero po kilku krokach zorientowałem się, co mogło się wydarzyć. W środku panował chaos. Stół był przewrócony, a przedmioty porozrzucane. Moja matka leżała z poderżniętym gardłem na podłodze. Była częściowo obdarta z ubrań. Nie musiałem domyślać się co tu zaszło. Dobrzy bogowie, jeśli kiedykolwiek dacie mi spotkać tego kto to zrobił, przysięgam, że rozłupię mu łeb, a wcześniej powieszę go za jego własne flaki na drzewie. Pamiętam, że przytuliłem się wtedy do niej, roniąc kilka łez. Ten jeden ostatni raz. Resztę dnia zbierałem to co zostało, ale niewiele tu wciąż było. A więc ten skurwysyn też nie był zbyt bogaty. Jestem głupi. Ktoś taki nie zapuszczał by się tak daleko w las. Musiałem porzucić tamto miejsce. Choć miałem niespełna 11 lat, wiedziałem, że on może wrócić. Choćby by sprawdzić czy wszystko zabrał, albo tu zamieszkać. Nie miałem czasu na pochówek. Zebrałem trochę drewna i ułożyłem na nim matkę. Płakałem patrząc jak języki ognia powoli pożerają każdą jej część. Jeszcze dziś rano… Nie. Zawsze powtarzała, że nawet w najgorszej sytuacji muszę patrzeć w przód. Ani kroku w tył. Nie masz, przecież oczu z tyłu głowy i nie możesz wiedzieć czy za tobą nie wyrosła przepaść. Zawsze się wtedy uśmiechałem. Teraz nie było mi do śmiechu. Co zrobić ? Jak przeżyć ? Na te pytania odpowiedź przyszła znacznie później. Stałem na pagórku i wpatrywałem się w ogień. Żegnaj mamo. Mam nadzieję, że w dole przepaści czeka na ciebie lepsze miejsce. Potknąłem się o torbę. W środku był chleb. Pachniał wybornie.


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#2 2015-04-11 12:10:58

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: Nadciągają zimne wichry.

Rozdział 1

Z nieba lał się deszcz, a wokół grzmiały błyskawice. Mury potężnego zamku wydawały się nie wzruszone szalejącą zawieruchą. Wiatr poruszał koronami drzew. Szerokie pola pokryły się błotem, a niebo szarością. Winterfell było wspaniałe nawet w tak paskudną pogodę. Jego potężne mury onieśmielały, a wysokie wieże tylko pogłębiały to uczucie. Dało się dostrzec chorągiew Starków. Wilkor podobnie jak ogromna twierdza zdawał się nie wzruszony ulewą. To była długa droga, ale coś takiego po prostu trzeba zobaczyć. Nigdy dotąd nie opuszczałem domu, ani nie byłem orłem jeśli chodzi o mapy. Toteż błądziłem długo i dopiero jacyś podróżni wskazali mi drogę. Każdy wieczór był wyzwaniem, bo musiałem spać w dziczy, a brak matki… bolał. Czasem musiałem ciężko odetchnąć, ale szedłem na przód. Co prawda marzeniem było ujrzeć najwspanialszą twierdzę północy w świetle jasnego dnia i zasiąść w niej jako lord. Oczywiście nie było to możliwe, ale wtedy byłem dzieckiem. Mury były piękne, choć nie idealnie gładkie. Dało się dostrzec wystające kamienie, a pomimo tego miałem wrażenie, że to nowy zamek. Stał tu przecież już od setek lat. Tego dnia matka nade mną czuwała. Spotkałem bowiem Neda Starka, który zechciał mnie przyjąć na służbę. Pamiętam tą ekscytację. Miałem mieszkać w Winterfell ! Wspaniałym zamku, gdzie jeśli będę dobrze służył niczego mi nie zabraknie. Starkowie byli chyba jedynym rodem całych Siedmiu Królestw, który był tak litościwy i dawał tyle szans. Prawdą było, że gdy ktoś złamał zasady nie mieli litości, ale sprawiedliwość czasem wymaga wyrzeczeń. Na zawsze zapamiętam jednak chwilę, w której stanąłem pod bramą i spojrzałem w niebo. Przez chwilę myślałem, że wieża ociera się o niebo. Patrząc w górę przeszedł mnie dreszcz. Czy tak ma wyglądać teraz moje życie ? W służbie lordowi ? Nie przeczyłem, że była to łaska, człowieka, który chciał mi pomóc, ale czy tego chciałem ? Przybyłem tam by ujrzeć najpotężnieszą budowlę w promieniu setek mil. Znalazłem coś więcej.

Służba takim ludziom jak Starkowie nie była trudna. Wszystko robili sami i w zasadzie, nie musiałem pracować. Pierwszego dnia lord Winterfell przedstawił mnie swojej rodzinie. Doskonale pamiętam dostojną twarz Lady Stark. Trzymała na rękach swojego najmłodszego syna Brana. Za rękę trzymała ją mała Arya, a ich druga córka Sansa, spoglądała na mnie zza matki. Tylko Robb i Jon, którzy mieli po 9 lat, spoglądali na mnie śmielej. Potem rozmawiałem z nimi do wieczora (tego dnia mieli mnie oprowadzić po zamku). Okazało się wtedy, że Jon jest nie do końca “prawdziwym” bratem Robba, który wyraźnie nie rozumiał tego co mówi, ale ja rozumiałem i Jon chyba też. Nadchodzi Zima  tak brzmiała ich dewiza. Faktycznie wyglądając z murów każdego miesiąca dawało się zauważyć coraz więcej oznak chłodu. Uwielbiałem stawać na murze i myśleć o domu. Czy spodziewałaś się mamo, że poznam kiedyś dzieci Lorda Starka ? Dopóki byłem zwykłym służącym rzadko opuszczałem nierozłączną i tak dwójkę braci. Do tego świetnie pamiętam Theona. Przez ponad rok świat znów był piękny, a ja ratowałem piękne księżniczki z zamków strzeżonych przez smoki. Toczyłem bitwy, a w końcu zasiadałem na żelaznym tronie. Wszyscy byli młodsi ode mnie, ale wcale nie tacy głupi jak mogłoby się wydawać. A kiedy zaczynała szermierka, padałem jako pierwszy. Wszystko się zmieniło, gdy pewnego dnia Lord Eddard dał mi wybór: Chcę zostać i umrzeć jako służący. Albo zacząć się rozwijać. Powiedział mi wtedy, że każda praca jaką wykonam zostanie wynagrodzona. A pewnego dnia, będę mógł stać się prawdziwym rycerzem.


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#3 2015-04-18 23:00:54

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: Nadciągają zimne wichry.

Rozdział 2

Południe jest inne. Potrafiłem to wyczuć już kiedy odjeżdżałem z Winterfell. Podjąłem decyzję. Miecze z patyków i trony z krzeseł musiały pozostać za mną. To było właściwie wszystko co miałem. Przytulny kąt na zamku jednego z wielkich rodów, a do tego świetnie znałem ich przyszłych lordów. I to chyba było nie w smak Lady Stark. Gdy razem bawiliśmy się biegając po twierdzy, przypominałem sobie opowieści mamy. O wojownikach, którzy ryzykując życie ratowali, mimo iż mieli chwile zwątpienia. Czasem musisz pokonać samego siebie, by powalić wroga. Pamiętałem te i wiele innych jej słów. A kto jest moim wrogiem ? Miałem dobrego konia. Jeździłem wtedy konno drugi raz w życiu. Nie ufałem im. Nie myślą jak my. Są dzikie. Był słoneczny dzień, ja i kilku, może kilkunastu ludzi opuszczaliśmy siedzibę rodu Starków. Szukałem ich wzrokiem. Nie znalazłem. Dostrzegłem tylko Lady Catelyn. Ją i jej lodowate spojrzenie. Patrząc na nią miałem wrażenie, że jej serce jest zrobione z kamienia, a ona sama jednocześnie mnie nienawidzi i ma mnie w nosie. Nie odwróciłem wzroku. Stała nieruchomo. Jak to możliwe być tak majestatycznym, dumnym i zimnym w jednej chwili ? Wtedy właśnie zrozumiałem, kto spowodował mój wyjazd. I kto przyszedł się upewnić, że mnie już nie ma. Droga była długa. Pamiętam potężne góry, panujące nad dolinami i przesmykami. Pamiętam rozległe zielone pola, ciągnące się aż po horyzont. Pamiętam gęste lasy. Pamiętam rzeki i strumienie… Południe jest inne.

W rodzinnych stronach zawsze pamiętałem o tym co nas czeka, jak kruche jest życie. Tak nas uczono. Ludzie byli zimni i może nawet lekko ponuży. Ale nigdy mi to nie przeszkadzało. Tam każdy dzień przyjmowano z radością i wciąż przygotowywano się na nadchodzącą zimę. Południe jest inne. Przez swój pobyt w dolnej części kraju poznałem kilku ludzi i widziałem kilka uczt. Ich przepych był wręcz odrażający. Stół uginający się od pieczeni i różnych innych wyrobów, wokół słudzy, którzy cały czas donosili więcej i więcej. Wino lane litrami. I otyli starcy wokół. Woń jedzenia mieszała się z zapachem alkoholu i ich wymiocin. Nawet Starkowie, nie wyprawiali podobnych uczt, choć byli największym rodem północy, a ja wizytowałem tylko u podrzędnej rodziny. Aż strach pomyśleć jak wyglądają uczty króla. Im dalej trwała nasza wędrówka tym było cieplej. Upał był nie do zniesienia zwłaszcza gdy jechałem powoli na koniu przez otwarte tereny. Widziałem kilka zamków. Odwiedziliśmy dwa z nich. Cały czas patrząc na ludzi z południa czułem się jakbym patrzył na dzieci. Beztroskie, radosne. Owszem nie widziałem nędzarzy, ale Starkowie znacznie bardziej cenili to co mają i szanowali życie swoje i swoich dzieci. Zima dosięgnie ich wszystkich, a wtedy to my będziemy ucztować. Nie wiedzieć czemu czułem złość na południe. Na tą radość, beztroskę… Jej śmierć wciąż bolała.

Obozowaliśmy wtedy kilkanaście mil od Harrenhal. Legendarnej twierdzy, której wieży miały ocierać się o gwiazdy. Rozbiliśmy namioty w lesie. Ponoć na otwartym terenie zwracaliśmy na siebie za dużo uwagi. Z Winterfell wyjechała nas setka, teraz było nas nieco mniej. Nad ogniskiem skwierczało świeże mięso z jelenia, którego upolowaliśmy rano. Nie jadłem prawdziwego mięsa od wyjazdu. Było upalnie, a powietrze stało w miejscu. Tej nocy pozwoliliśmy sobie na prawdziwy posiłek ukoronowany winem. W lesie czułem się jak w domu, w tych dawnych czasach. Słyszałem owady i wycie wilków. Te słodkie odgłosy napełniały moją duszę ciepłem, ale nie tym nieznośnym. Znów żyłem i znów mogłem być szczęśliwy. Wyszedłem z namiotu by raz jeszcze spojrzeć w gwiazdy. W pewnej chwili usłyszałem jakiś dziwny dźwięk. Ze zbroi strażnika obozu wystawała strzała, a po jej powierzchni płynęła strużka świeżej, czerwonej krwi.

Ostatnio edytowany przez WielkiMou (2015-04-18 23:01:33)


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#4 2015-04-19 01:23:55

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: Nadciągają zimne wichry.

Rozdział 3

Kiedy bawiłem się z Robbem i Jonem w walki rycerzy wszystko wyglądało inaczej. Nasze zbroje miały być lśniące, podobnie jak miecze, którymi gromiliśmy wrogów. Panowała harmonia. Gdy byłem mały i siedziałem na kolanach mamy opowiadała mi o wielkich rycerzach, którzy ramię w ramię dzielnie walczyli o wolność i życie. Bitwa była miejscem sprawiedliwości, gdzie dobrzy wojownicy bez cienia strachu pokonywali znacznie liczniejszych wrogów. Gdzie śmierć była chwałą i zaszczytem. Z okrzykami na ustach unosiliśmy broń i zwyciężaliśmy. Marzyłem by któregoś dnia walczyć. Pragnąłem poznać smak tej chwały i bez cienia lęku zniszczyć wroga. Chciałem być wielkim rycerzem, dla którego bitwa będzie domem. Bo czym jest śmierć ? Czeka każdego z nas i chyba lepiej zginąć walcząc za to w co się wierzyło, niż kiedyś w ciepłym łóżku. Po starcu zmarłym jak każdy nie zostanie nic, a o rycerzach układa się pieśni… Wielkich czynów się nie zapomina.

Stałem tam jak wryty patrząc, jak strażnik pada na kolana. Plama krwi u jego stóp wciąż rosła. Chciałem krzyczeć, ale umiałem tylko patrzeć. Ktoś zrobił to za mnie, stał kilkanaście metrów dalej. Kolejna strzała, kolejna plama, kolejny trup. Jacyś ludzie zaczęli wyłaniać się z lasu. Dzierżyli zaostrzone kije, zacząłem uciekać. Dobiegł mnie głos, kolejnego cięcia. Świat zwolnił, a ja zacząłem słyszeć coraz więcej krzyków. Tych co umierali i tych co budzili towarzyszy. Pobiegłem za namiot po lewej stronie, by zejść z pola widzenia łuczników. Raczej nie marnowaliby strzał na jakiegoś dzieciaka, ale wolałem nie ryzykować. Z namiotów wybiegali wojownicy. A za plecami słyszałem szczęk stali. Obejrzałem się za siebie. W świetle ogniska dostrzegłem walczących. W ciemności tańczyły dwa ostrza. W odwiecznym tańcu. Światło i cień, dobro i zło… życie i śmierć. Nawet stąd słyszałem jęki rannych i umierających. Nawet stąd widziałem ich krew. Nawet stąd… coś przedarło się przez moją nogę. Jakby wściekły pies dopadł mnie nocą i zaczął przegryzać kolejne warstwy skóry. Jakby rzeźnik zabrał mnie na stół i zacząć ciąć swoim nożem. Przygryzłem zęby, a świat zawirował. Z mojej nogi wystawała strzała. Kolejna plama, kolejny trup. Miałem wrażenie, że wchodzi wciąż głębiej i głębiej. Poczułem ciarki na plecach i łzę na policzku. Upadłem na jedno kolano. Spojrzałem w górę. Zbliżał się do mnie jakiś człowiek z łukiem. Wokół pełno było piasku, krwi, stęków i krzyku. Miecze i strzały zadawały śmierć. Czym jest śmierć ? Bitwa to nie miejsce sprawiedliwości. Bitwa to kraina śmierci i bólu. Naciągnął cięciwę i celował w moją stronę. Czy tak umierają rycerze ?


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#5 2015-04-19 14:51:41

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: Nadciągają zimne wichry.

Rozdział 4

Kiedy stykają się dwa ostrza, ocierają się o siebie dwa światy. Z ogromną siłą dochodzi do zderzenia. Od kawałka stali zależy życie i śmierć. A wygrać może tylko jeden. Są ludzie, dla których miecz jest przedłużeniem ramienia. Uwielbiają tańczyć na granicy. Śmiać się śmierci prosto w twarz. Bo pomiędzy życiem, a śmiercią jest ekstaza. Tam gdzie wiesz, że każda sekunda może być ostatnią. Gdzie jesteś jak w transie i wraz z bronią tworzysz jedno. Gdzie nie czujesz bólu choć zadano ci rany. Zwą to gorączką bitewną. Tylko będąc tak blisko śmierci możesz poczuć, że naprawdę żyjesz. Tylko wtedy osiągasz spełnienie. Kiedy stykają się dwa ostrza, wszystko wokół przestaje się liczyć. Nie ważne za kogo walczysz, z kim i dlaczego. Zostajesz sam, a kilka kolejnych sekund decyduje o tym, kto za chwilę będzie trupem, a kto wieczorem usiądzie przy ognisku i będzie gawędził z towarzyszami. Jeden ruch, jedno cięcie. Kiedy stykają się dwa ostrza, toczy się walka. Walka to nieodłączny element życia. Jedni walczą o chwałę, bogactwa, trony. Inni o kawałek chleba. Ale życie to walka, o jeszcze jedną sekundę, minutę, godzinę, rok… Bo każdy lęka się śmierci, póki nie stanie przed jej obliczem, może zarzekać, się, że mu nie straszna. Ale zrobi wszystko by zachować życie. Życie to wyścig szczurów.

Świat był coraz bardziej zamazany. Drzewa zlewały się z ogniskami i niebem, a ludzie stawali się cieniami. Zawiał wiatr, a w moje oczy wpadł piasek. Nie miałem już sił osłonić się ręką. Świst stali nie ustawał, podobnie jak przeraźliwy ból w nodze. Krzyki, wszędzie krzyki. Upadłem na brzuch. Strzała w nodze złamała się i wbiła jeszcze głębiej. Zawyłem z bólu. Szykowałem się na przyjęcie ostatniego ciosu. W głowie huczało tysiąc głosów, a każdy inny i każdy równie przerażający. Strzał nie nadchodził, a ja czułem się, jakby znużono mi nogę w gorącym oleju, a potem oblano lodowatą wodą. Usłyszałem dźwięk miażdżonych kości. W ustach czułem grunt. Ten sam, na którym zaraz zostanę na wieki. Oczy miałem już zamknięte. Wsłuchałem się w straszną melodię. Jęk mieszał się ze świstem stali. Spokojna noc zamieniła się w piekło. Podniosłem głowę. Raz jeszcze poczułem jak odpływam, lecz zebrałem się na spojrzenie. Człowiek, który do mnie celował leżał martwy. A z jego pleców sterczała strzała.
- Brad ! - Usłyszałem swoje imię. Spróbowałem wstać. Ziemia obróciła się wokół mnie, a ja byłem bezsilny. Mogłem tylko spadać. Poczułem w ustach krew i piach, a potem nastała ciemność. Nie było bólu, ani słabości. Nie było wrzasków, ani starcia dwóch stali. Została ciemność. Ciemność i krew.


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#6 2015-04-23 09:05:07

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: Nadciągają zimne wichry.

Rozdział 5

Byłem w ciemności. Żadnego światła. Tylko cienie. Dostrzegłem kształty. To nie było tak, że niektóre miejsca były oświetlone, po prostu… Były mniej ciemne. Widziałem dom. Stara drewniana chata gniła jak dawniej. Stałem na wzgórzu. Poczułem dłoń. Moja matka patrzyła na mnie martwymi ślepiami. Z jej podeżniętego gardła wciąż lała się krew. Jej palce były już niemal rozłożone. Zewsząd zwisały z niej pasma zgniłego mięsa. Nie miała swoich dawnych pięknych włosów, te które zostały były białe jak śnieg. Była zimna, niczym stal. Uciekałem w dół. Z lasu wyszły duchy. Były wyższe i szybsze od ludzi, a ich wzrok był jeszcze bardziej martwy od oczu mojej matki. Nie pamiętam ile biegłem. Może minutę, a może rok. Potknąłem się. Upadłem. Gdy podniosłem wzrok ujrzałem Winterfell. Było martwe. Duchy przechadzały się po murach, a znad zamku unosił się dym. Wszedłem do środka. Na rękach miałem krew. Korytarze były puste, a na tronie przy zastawionym stole leżała czaszka. Leżała przed nią kartka. Cały stół lorda otoczony był czaszkami. Jedno miejsce pozostało puste. Z lasu wyczłapał wilkor. W jego sercu tkwił nóż. Jęczał, stękał i wył, a wtedy poczułem, że ktoś łapie mnie za plecy. Zrzucono mnie z muru. Spadałem. Powietrze napierało ze wszystkich stron, a świat się kurczył. Spadłem głową w śnieg. Tysiące igieł wbijało mi się w twarz. I tam też widziałem krew. Stała nade mną. Widziałem jej twarz, taką jak wtedy. Zimną, pełną nienawiści i… martwą. Z ruchu jej martwych ust nie sposób było cokolwiek wyczytać. Narzuciła na siebie ciemno niebieską szatę. Założyła mi na szyję pętlę, nie mogłem się ruszyć jakby mnie zaczarowała. Jej ciało było miękkie i wyglądało jak śluz. Jej trupie ślepia… Widziały i płynęła z nich nienawiść. W oczach miała czerwone łzy, lecz była niemniej bezlitosna. Nim podniosła mnie do góry wyszeptała łamliwym i mrocznym głosem - Valar Morghulis.

Zerwałem się przerażony. Dostrzegłem jakieś drzewa nim ból zmusił mnie do zamknięcia oczu. Znów czułem się jakby ktoś powoli rozrywał mi skórę. I to co pod nią. Leżałem, choć teraz już siedziałem pod drzewem. Wokół rosło jeszcze kilka takich. Wszystkie rozłożyste i pełne owoców jak zawsze w lecie na południu. Zewsząd otaczała mnie wysoka trawa. Ktoś mnie tu zabrał. Na nodze miałem jakiś niechlujny opatrunek z liści. Cały zakrwawiony. Lepiej będzie zdjąć to paskudztwo. Sięgnąłem po nóż. Jak dobrze, że miałem go jeszcze przy pasie. Zdążyłem się z nim zaprzyjaźnić. Tak jak myślałem liście niemal zaczęły się zrastać ze skórą, a to był zły znak. Przynajmniej jeśli idzie o moje wrażenia. Stanowczo, ale nie za mocno pociągnąłem za coś co służyło mi za bandaż. Czułem się trochę jakby obdzierano mnie ze skóry, ale zacisnąłem zęby i nie wydałem żadnego dźwięku. Rana zaczęła trochę krwawić, a same liście wyglądały obrzydliwie z zaschniętą krwią i kawałkami skóry. Z głowy nie mógł wypędzić przerażającego snu. Był tak realny… Usłyszałem kroki w trawie i chwyciłem nóż, który leżał na ziemi. Na wszelki wypadek. Raczej nie mógł być to ktoś inny niż mnie uratował, a i ja nie miałem większych szans obronić się na wypadek ataku, ale nie zamierzałem opuścić ostrza. Dopiero teraz zauważyłem obok siebie skórzany plecak. To Aron.
- Widzę, że mój lord już się obudził. - Rzucił z uśmiechem, wychodząc z trawy. Był ode mnie starszy o 2 lata i uwielbiał się śmiać. Miał krótkie czarne włosy i był wyjątkowo zaradny.
- Och czekałaś na mnie lady ? - Rzuciłem bez zastanowienia. Z nim zawsze było wesoło. Znałem też kilku innych mniej lub bardziej ciekawych ludzi, ale wszyscy byli ponurzy. 
- Dla lorda mogę i czekać i całą wieczność.
- To choć. Doczekałaś się. - Drwiący uśmiech zagościł na mojej twarzy.
- Najpierw podam swojemu panu śniadanie. Łap ! - Rzucił mi kawałek czerstwego chleba. Zapewne był jadalny, ale z równą pewnością mogłem stwierdzić.
- Taki posiłek ? Dla lorda ?
- Ach wybacz mi panie, jeśli chcesz czegoś lepszego idź do tych dzikusów co napadli na nas przedwczoraj. Z pewnością dadzą lordowi jakieś smaczne jedzenie. - Zdecydowanie miałem szczęście, że w ogóle mogłem coś włożyć do ust.
- Gdzie jesteśmy ? - zapytałem.
- W lesie. Nie widać ?
Widać i to aż za dobrze, zostałem sam mając ranną nogę z 2 lata starszym kolegą w lesie, po którym wałęsają się dzikie plemiona. Jakby się zastanowić, nie było mi do śmiechu.


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 
Admin Moderator Użytkownik

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.devilmaycry.pun.pl www.kanter-strajk.pun.pl www.siedmiumistrzowmiecza.pun.pl www.dajkamienia.pun.pl www.stratus-klub.pun.pl