Polskie forum o animacji "Jak wytresować smoka"

Nowinki, rozmowy o postaciach, fan art, opowiadania i wiele innych.

Ogłoszenie

Na naszym forum pojawiła się nowa kategoria w Luźnym dziale :) Od dzisiaj możecie też dodawać swoje zdjęcia / rysunki do galerii, która znajduje się w panelu u góry. :)

#106 2014-11-02 17:51:59

Momomai8

Moderator

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 61

Re: To całkiem nowa historia

Jak wiadomo wkopałam się i musiałam napisać komentarz w formie wiersza. Co do tej formy wypowiedzi, to nie zabardzo mi się chyba udało, ale sami oceńcie... Już się boję
A więc zaczynam.
Chyba trzeba nadać jakiś tytuł... No dobra. Mam.


Do opowiadania


Rzekła Momo razu pewnego:
,,Proza dobra, ale nudna-
wierszem coś napiszę. Myśli moje
może skąpe, lecz raczej nie ciche."

Więc zaczęła czytać rozdział,
zgłębiać się w opowieść,
czyta, czyta...
,,SŁYSZĘ WILKA!"
Nie, to moja głowa.

Księżyc jasny, morze senne-
cóż, krajobraz piękny.
Gdzieś za rogiem śmierć zstępuje,
Fernir ludzi nawołuje.

Wstęp to dobry, wcale nie przydługi
jak ta trawa na łące,
lecz powoli się kończy.
,,Czas wracać."- słyszę w głowie.

Słyszę, bo czuję. Czuję, bo czytam.
Tak długo można wymieniać.
Ale po co, skoro teraz
bohatera ogarnia nowa świadomość.

Ciekawa patrzę w ekran,
główkuję, co się stanie.
,,Budzenie się jest osobliwe."
Tak, wiem to dokładnie.

I choć wiem o czym mowa,
to nie chcę przestać- siedzę cierpliwie, bo akcja się zaczyna.
Ja też odczuwam ból w głowie.

Jestem na wyspie, jestem w tym pokoju.
Widzę wodza i opiekuna.
Dlaczego to Sączysmark? Nie muszę się zastanawiać.

A potem?
Potem jestem w środku walki,
czuję obok siebie Czkawkę i Astrid.
Ciekawość nie daje mi spokoju.

Niedługo po tym już jestem w drodze do lochu.
Słyszę dziewczynę, która martwi się o wodza.

Nie tylko ona.

Teraz wiem, że Czkawka wspomina siebie za kratami.
I tak jakoś czuję ich chłód.
Jednak to nie on jest w więzieniu,
to jego poddani, jego ludzie.

Jego ludzie...

Rozmowa.
Targowanie.
Tak nie zwraca się do wodza.
Do twardego wodza.

I znowu nie wiem, co będzie dalej.
Znowu czekam. Ale to przyjemne czekanie.

Czy wytrzymam? Nie wiem.
To nie jest pewne.
A mroczny koniec? To wcale nie dziwne.
To dobre...





Ta daaam! Jakoś to napisałam. A tak się do tego przyłożyłam, że zaczęłam rymowanie w trzeciej osobie, a skończyłam w pierwszej bez rymów, a mało brakowało do wiersza bez znaków interpunkcyjnych... Ach, szalona ja. No nic, może jakoś to zniesiecie:)


,,Normalni ludzie danwno by się stąd wynieśli, ale nie my! Jesteśmy wikingami!"

Offline

 

#107 2014-11-02 18:12:54

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia

O raaaaaany jaki fajny biało-rymowany wiersz Czuję się tak bardzo zaszczycona, że chciało ci się napisać taką formę komentarza


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 

#108 2014-11-02 18:17:31

Momomai8

Moderator

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 61

Re: To całkiem nowa historia

Z tym, że mi się chciało, to nie do końca się zgodzę- po części zostałam zmuszona. A tak jeszcze wcześniej to przez swoją nieuwagę się podłożyłam. Wyszło, jak wyszło. Może nie najgorzej

Ostatnio edytowany przez Momomai8 (2014-11-02 18:20:12)


,,Normalni ludzie danwno by się stąd wynieśli, ale nie my! Jesteśmy wikingami!"

Offline

 

#109 2014-11-03 18:17:30

Antrakt

Uczeń Akademii

Zarejestrowany: 2014-09-06
Posty: 50

Re: To całkiem nowa historia

Chinatsa napisał:

Za wszelkie niepoprawione błędy odpowiadają Mou i An, gdyż niczym poganiacze niewolników poganiają mnie do pracy nad dodaniem rozdziału.

WielkiMou napisał:

Ja nie mam nic wspólnego z żadnym poganianiem, jestem ofiarą nagonki i... i... to nie ja, to Antrakt

Doigraliście się, nie będzie komentarza.

Momomai8 napisał:

Z tym, że mi się chciało, to nie do końca się zgodzę- po części zostałam zmuszona. A tak jeszcze wcześniej to przez swoją nieuwagę się podłożyłam. Wyszło, jak wyszło. Może nie najgorzej

Polecam się na przyszłość .

Offline

 

#110 2014-11-03 18:21:16

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia

Antrakt napisał:

Chinatsa napisał:

Za wszelkie niepoprawione błędy odpowiadają Mou i An, gdyż niczym poganiacze niewolników poganiają mnie do pracy nad dodaniem rozdziału.

WielkiMou napisał:

Ja nie mam nic wspólnego z żadnym poganianiem, jestem ofiarą nagonki i... i... to nie ja, to Antrakt

Doigraliście się, nie będzie komentarza.

Hooo? OK, a więc rozdziału taż


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 

#111 2014-11-03 18:30:55

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: To całkiem nowa historia

Momomai8 napisał:

Jak wiadomo wkopałam się i musiałam napisać komentarz w formie wiersza. Co do tej formy wypowiedzi, to nie zabardzo mi się chyba udało, ale sami oceńcie... Już się boję
A więc zaczynam.
Chyba trzeba nadać jakiś tytuł... No dobra. Mam.


Do opowiadania


Rzekła Momo razu pewnego:
,,Proza dobra, ale nudna-
wierszem coś napiszę. Myśli moje
może skąpe, lecz raczej nie ciche."

Więc zaczęła czytać rozdział,
zgłębiać się w opowieść,
czyta, czyta...
,,SŁYSZĘ WILKA!"
Nie, to moja głowa.

Księżyc jasny, morze senne-
cóż, krajobraz piękny.
Gdzieś za rogiem śmierć zstępuje,
Fernir ludzi nawołuje.

Wstęp to dobry, wcale nie przydługi
jak ta trawa na łące,
lecz powoli się kończy.
,,Czas wracać."- słyszę w głowie.

Słyszę, bo czuję. Czuję, bo czytam.
Tak długo można wymieniać.
Ale po co, skoro teraz
bohatera ogarnia nowa świadomość.

Ciekawa patrzę w ekran,
główkuję, co się stanie.
,,Budzenie się jest osobliwe."
Tak, wiem to dokładnie.

I choć wiem o czym mowa,
to nie chcę przestać- siedzę cierpliwie, bo akcja się zaczyna.
Ja też odczuwam ból w głowie.

Jestem na wyspie, jestem w tym pokoju.
Widzę wodza i opiekuna.
Dlaczego to Sączysmark? Nie muszę się zastanawiać.

A potem?
Potem jestem w środku walki,
czuję obok siebie Czkawkę i Astrid.
Ciekawość nie daje mi spokoju.

Niedługo po tym już jestem w drodze do lochu.
Słyszę dziewczynę, która martwi się o wodza.

Nie tylko ona.

Teraz wiem, że Czkawka wspomina siebie za kratami.
I tak jakoś czuję ich chłód.
Jednak to nie on jest w więzieniu,
to jego poddani, jego ludzie.

Jego ludzie...

Rozmowa.
Targowanie.
Tak nie zwraca się do wodza.
Do twardego wodza.

I znowu nie wiem, co będzie dalej.
Znowu czekam. Ale to przyjemne czekanie.

Czy wytrzymam? Nie wiem.
To nie jest pewne.
A mroczny koniec? To wcale nie dziwne.
To dobre...

Już to pisałem, ale co mi tam... Jesteś WIELKA Nie sądziłem, że można zrobić wierszowany komentarz do czegokolwiek, a tu proszę, dzięki tobie, Chinatsie, Antraktowi i Osace odzyskuję powoli wiarę w ludzkość

Chinatsa napisał:

OK. A więc żeby wam życia nie utrudniać, kolejny pojawi się za tydzień  Odpoczniecie sobie od pisania, widzicie jak się troszczę? (^-^)

Dziękuję Dziękuję, dziękuję, dziękuję *całuje stopy* mam wolne ! Nie muszę pisać komentarzy ! I'm Free !!! A tak na serio, niewielka to cena za genialny rozdział

Chinatsa napisał:

No i szlag trafił moją drugą kratę piwa

Jak to mawiał móh nauczyciel polskiego, gdy wstawiał kapy... Cóż..........życie

Chinatsa napisał:

Cóż, zaczynam się poważnie martwić tym, że jeżeli kiedykolwiek moja podświadomość powie: Hej! A może tak zabijemy Ivara? I będzie to jedne wyjście z jakieś (hipotetycznej) sytuacji to pod moimi oknami zobaczę na drugi dzień pochodnie

Bój się ! Inkwizycja jest czujna ! Jeden ruch w złą stronę, to nie tylko pochodnie, ale i widły pójdą w ruch, a ty rychło spłoniesz na stosie !!!


Niech jubileuszowy rozdział będzie dłuższy, taki specjalny


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#112 2014-11-03 18:51:22

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia

WielkiMou napisał:

Niech jubileuszowy rozdział będzie dłuższy, taki specjalny

Skomentuję to tak:
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/2f30050956e8.jpg


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 

#113 2014-11-03 18:57:03

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: To całkiem nowa historia

Poczekamy


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#114 2014-11-07 21:42:46

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia

JUBILEUSZ


Rozdział 20)



Światło pochodni rzucało długie cienie na popękaną posadzkę. Miliony linii tworzyło kolejne załamania i korytarze urywając się nagle, lub wręcz przeciwnie, ciągnąc się jeszcze dobrych kilka metrów. Choć światło dnia wpadało do celi to wcale nie wydawało się tak ciepłe jak jeszcze godzinę temu. Być może spowodowane to było tym, że na niebie pojawiło się więcej chmur, które skutecznie zablokowały dopływ ciepła i pozostał tylko blask.
Nawet samo światło nie rozgoni ciemności, potrzeba jeszcze ciepła. Co nam po blasku, który mrozi krew dokładnie tak samo jak czerń nocy?
Przesunąłem się kilka centymetrów w prawo i poruszyłem nieznacznie ramieniem. Zabolało, ale nie tak, by było to nieprzyjemne, w pewnym sensie cieszyłem się, że czuję swoje ciało. Przynajmniej wiem, że nad nim panuje.
Pół celi skąpane było w mroku a drugie pół w pomarańczowym świetle pochodni. Promienie słońca padały już tylko cienkimi smugami na ziemię.
Z ciemności dobiegło mnie ciche warczenie, więc zrobiłem kilka kroków do przodu.
Johan opowiadał, że w odległych krainach nazywają nas, wikingów, Ludźmi Morza. Być może jest to prawda, w końcu sporą ilość czasu spędzamy na naszych statkach łowiąc ryby a sama wyspa otoczona jest morzem. Często pada u nas deszcz i sypie śnieg, jest zimniej niż w południowych krajach a przynajmniej tak twierdzi Johan. Z pewnością wie co mówi.
Zawsze z zaciekawieniem słuchałem jego opowieści, ale teraz mogę sam przeżywać, sam szukać i odkrywać.
Na smoku świat wydaje się nagle o wiele bardziej interesujący i różnorodny.
Warknięcie powtórzyło się, tym razem głośniejsze i zniecierpliwione.
- Spokojnie Szczerbatek.
Mój głos był spokojny. O wiele spokojniejszy niż jeszcze chwilę temu. Oparłem się o kamienną ścianę i popatrzyłem w ciemność. Błysnęły na mnie szerokie, smocze oczy.
- Co ty planujesz dzieciaku?
Przekręciłem głowę i napotkałem wzrok mężczyzny w średnim wieku, jednak nie udzieliłem mu żadnej odpowiedzi. Zacisnąłem lekko pięści.
- Sądzisz, że masz wystarczająco odwagi żeby nas zabić?
Jeszcze tylko chwila...
Powoli przesunąłem wzrok na kobietę siedzącą zaraz obok mężczyzny i nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy.
- Nie mam zamiaru was zabijać, nie jestem mordercą ani katem tak jak wy.
- Zabawne, bo jak na razie to ty próbowałeś zabić swoich przyjaciół.
Już otwierałem usta aby odpowiedzieć, jednak kilka metrów dalej ktoś z cichym skrzypieniem otworzył drzwi. Do lochu wdarł się podmuch wiatru tak mocny, że zgasił pochodnię. Szczerbatek zamruczał ostrzegawczo, jednak nie minęła chwila a ogień ponownie rozświetlił pomieszczenie. Zaraz za nim rozległ się ochrypły głos.
- Wciąż zastanawia mnie dlaczego ja, a nie ktoś z twoich ludzi...
- Jesteś jednym z moich ludzi.
- Cóż za wzruszający moment, aż nie wiem co odpowiedzieć...
Przewróciłem oczami i podszedłem do Albrechta. Wciąż uśmiechał się tak, że jeden kącik ust uniesiony był wyżej niż drugi. Ciekawe czy zawsze się tak uśmiechał, czy może to przyzwyczajenie ostatnich kilkunastu lat. To mi przypomniało, że wciąż tak naprawdę nie wiem co dokładnie sprawiło, że ojciec wyrzucił Albrechta. Ja również często narażałem osadników, bliźniaki może nawet jeszcze częściej... Albrecht musiał tacie naprawdę zajść za skórę.
- A czemu nie ktoś inny?
- Bo ty się nadajesz najlepiej.
Albrecht upuścił na ziemię całkiem sporych rozmiarów worek a po pomieszczeniu rozniósł się metaliczny odgłos. Jego zawartość nie brzmiała zbyt przyjemnie.
- Nie wiem czy traktować to jako komplement czy może obelgę.
Wzruszyłem ramionami.
- Sądzę, że dla ciebie to i tak nie ma znaczenia, prawda?
- Masz rację. - Albrecht kopnął wystający z worka kawałek metalu i rzucił szybkie spojrzenie na dwójkę więźniów. - Bystryś. Zaczynamy?
Od strony celi dobiegło głośne przełknięcie śliny i mógłbym przysiąc, że cichy jęk strachu.
Albrecht uśmiechnął się jeszcze szerzej przekraczając drzwi celi i wchodząc do niej zupełnie swobodnie, jakby przechadzał się po własnym pokoju znając każdy najmniejszy jego szczegół. Cóż, trochę tu przebywał.
Pan Brage poruszył niespokojnie głową. Widziałem, jak jego źrenice rozszerzyły się ze strachu. Całkiem miło było widzieć ich niepokój, ich lęk i nieme wołanie o pomoc. To niesamowite jak szybko może zmienić się zachowanie człowieka. Zanim sylwetka Albrechta odgrodziła mnie od ojca Ivara,  spojrzał na mnie ze złością.
- Przecież mówiłeś, że nie jesteś katem!
Albrecht zaśmiał się donośnie zasłaniając mi już całkowicie siedzącą postać. Zobaczyłem jak pochyla się nad nią i niemal oczami wyobraźni widziałem jego okrutny uśmiech. Ten asymetryczny, pełen dzikości i niecierpliwości uśmiech, który mnie samego kiedyś przerażał. Albrecht otworzył usta ukazując cały szereg zniszczonych zębów.
- Kto ci powiedział, że to on będzie się tobą zajmował?
Tym razem mężczyzna nic nie odpowiedział, natomiast z jego gardła wydostał się chrapliwy odgłos niechybnie świadczący o przejmującym strachu.
Wydawało mi się, że minęły całe godziny podczas gdy Albrecht wyjmował kolejne "urządzenia" jak je nazywał. Kilka już kiedyś widziałem, a kilka miałem okazję dopiero poznać. Każde kolejne było bardziej wymyślne i niepokojące. Albrecht zdawał się doskonale bawić widząc reakcję Państwa Brage i od czasu do czasu przekręcał lekko głowę posyłając mi pojedyncze spojrzenie. Szczerbatek leżał na ziemi obok mnie i uważnie śledził każdy jego ruch.
Pomieszczenie wypełniały wibracje emocji i myśli. Zupełnie tak, jakby na posadzce osiadł sam strach.
Ponownie oparłem się o ścianę tym razem zakładając ręce na pierś. Próbowałem jakoś zabić czas, podczas gdy Albrecht opisywał użytkowanie jednego ze swoich urządzeń. Nie miałem ochoty słuchać akurat takich rzeczy, więc moje myśli popłynęły ku otwartemu morzu i dalej, aż oczami wyobraźni nie ujrzałem statku.
Johan płynie, pomyślałem. Znów usłyszę kolejne opowieści o nieznanych mi światach i ludziach zupełnie innych niż wikingowie.
"Ludzie popiołu"... Dla niektórych jesteśmy również "Ludźmi popiołu" choć kiedy pytałem Johana dlaczego, nie potrafił tego wyjaśnić. Długo zastanawiałem się nad tym, jednak każda myśl wydawała się niewystarczająco satysfakcjonująca i zaraz formułowała kolejną, równie błędną. Być może nigdy nie poznam odpowiedzi, czasem tak się dzieje i nie ma co roztrząsać tego w nieskończoność.
Mimo to miałem wrażenie, że kiedyś poznam znaczenie tego określenia. Zrozumiem go i wtedy będę już wiedział, a niepewność opuści mój umysł i wszystko stanie się o wiele prostsze.
Tak, z pewnością tak będzie.
Z rozmyślań wybudziło mnie szturchnięcie w prawy bok. To Szczerbatek chciał zwrócić moją uwagę. Zamrugałem kilka razy i pogłaskałem go po pysku. Albrecht najwyraźniej skończył opisywać wszystkie urządzenia i zabierał się do testowania pierwszego.
Zrobiłem kilka pewnych kroków i stanąłem po jego lewej stronie rzucając krótkie spojrzenie na Państwa Brage. Wyglądali okropnie. Cała ich duma i arogancja nagle gdzieś uleciała ukazując dwie przerażone, trzęsące się istoty o zaciśniętych ustach.
- Skąd wiecie o hełmie? - zapytałem a Albrecht potrząsnął niecierpliwie głową opuszczając lekko coś, co wyglądało jak połączenie młotka i sztyletu. Jeden koniec gruby, rozszerzony na końcu a drugi cienki niczym igła. Ciarki przeszły mnie od samego patrzenia.
Pan Brage wymamrotał coś niewyraźnie.
- Możesz nie odpowiadać, mi to nie przeszkadza. - Albrecht zastukał dwa razy o ziemię owym dziwnym przedmiotem. Chyba dopiero to stukanie otrzeźwiło mężczyznę, bo skierował w naszą stronę wzrok, w którym przerażenie mieszało się z nerwami i drżeniem.
- My nic nie wiemy! Na Odyna wszechmocnego, nic nie wiemy!
Albrecht uśmiechnął się kpiąco.
- Żeście bardziej rozmowni niż wcześniej. I bardziej tchórzliwi.
Pan Brage przełknął jakoś uwagę Albrechta, choć widać było, że nie w smak im takie słowa. Dla wikinga określenie "tchórz" jest najgorszym z możliwych. Można być słabym, głupim i lekkomyślnym, ale tchórzliwy wiking to coś gorszego niż "nic" lub "zero". Taki wiking po prostu przestaje być wikingiem.
Przeniosłem spojrzenie na kobietę.
Pani Brage siedziała nadal nie odzywając się ani słowem, choć była równie przerażona jak jej mąż, widziałem to w jej oczach. Mimo to zdawała się mieć więcej zacięcia niż jej towarzysz. Nasze spojrzenia skrzyżowały się przez krótką chwilę.
- Jednak coś wiecie. - przysunąłem się bliżej kulących się na ziemi postaci i kucnąłem by móc patrzeć im prosto w twarz. - Zacznijmy od tego, skąd u was w domu znalazł się Zmiennoskrzydły?
Pan Brage zacisnął usta i rzucił szybkie spojrzenie w stronę żony. Ta odwróciła głowę, jednak pot spływający jej po skroniach zdradzał zdenerwowanie. Po pomieszczeniu po raz kolejny rozległ się metaliczny dźwięk.
- Nie należę do cierpliwych. - mruknął Albrecht drapiąc się po brodzie i mrużąc oczy.
- To fakt. - przytaknąłem.
- Ale my naprawdę...
Albrecht szybkim ruchem chwycił mężczyznę za przód koszuli i zamachnął się owym dziwnym urządzeniem.
- To Ivar!
Albrecht zatrzymał dłoń i unosząc jedną brew popatrzył na mnie lekko zirytowany.
Miałem ochotę parsknąć śmiechem, ale powstrzymała mnie powaga sytuacji.
- Najpierw katujesz własne dziecko a potem chcesz zwalić na niego winę?
- Ale to prawda! - mężczyzna próbował wyszarpać się z uścisku Albrechta, jednak ten miał o wiele więcej siły niż Pan Brage. - Kundel wie wszystko!
- Może trochę obiję mu buźkę, to inaczej się będzie wyrażał? - Albrecht przekręcił lekko głowę jednak ja uniosłem dłoń i machnąłem nią dając tym samym znak, by puścił więźnia. Jak na komendę Pan Brage upadł na ziemię tuż obok ciągle milczącej żony i zakaszlał gwałtownie. Czekałem chwilę aż jego oddech się uspokoi a potem wstałem i popatrzyłem na niego z góry. Oczywiście wszytko było zaplanowane, nie miałem zamiaru nikogo torturować, Albrecht szybko zrozumiał moje zamiary i sam się domyślił reszty. Bądź co bądź, naprawdę wybrałem najlepszą osobę do odegrania roli kata. To tłumaczyło też brak pozostałych Jeźdźców.
Ja i Albrecht musieliśmy działać sami. Tak jak pięć lat temu.
- Jeżeli się nie przyznacie to przysięgam, że Albrecht...
- Na Thora i Odyna, przecież mówię! - głos mężczyzny stał się świszczący a ramiona zadrżały jakby miał się zaraz rozpłakać. - Pomyśl tylko! Niegłupiś chłopak to zobaczysz kilka rzeczy!
Zacisnąłem pięść, odwróciłem się od Albrechta i Państwa Brage i już miałem chwycić za owy przedmiot, który teraz leżał sobie na ziemi jakieś dwa metry od nas, jednak coś sprawiło, że zamarłem w pół ruchu. Gardło zadrapało, a w głowie pojawiła się jakaś natrętna myśl.
Wątpliwość.
Zaczynałem wątpić w Ivara a wierzyć temu zdrajcy!
Pokręciłem głową, jednak nic to nie dało. Szczerbatek podszedł do mnie i zamruczał cicho, ale tym razem nie położyłem swojej dłoni na jego głowie, nie popatrzyłem na niego uspokajająco i nie powiedziałem: wszystko dobrze mordko. Nie było dobrze. Nie tym razem.
Powoli odwróciłem się w stronę ojca Ivara z szerzej otwartymi oczami niż jeszcze chwilę temu. Wcześniej to w ich oczach widziałem strach, ale kiedy popatrzyłem w nie teraz, zobaczyłem własne odbicie i własną niepewność.
Po twarzy Pana Brage przemknął cień uśmiechu.
- Rozumiesz?
Nie odpowiedziałem nic tylko zrobiłem krok do tyłu i odwróciłem się do nich plecami. Stałem jak skamieniały a przed oczami pojawiały się wspomnienia ostatnich dni. Ivar przybiegający i znający odpowiedź na to, kto udawał Nocną Furię. Dlaczego tak szybko znalazł odpowiedź? Wtedy sądziłem, że jest po prostu niesamowicie inteligentny i szybko skojarzył fakty, jednak teraz wydaje mi się to trochę podejrzane...
Nie! Stop! Myśl logicznie Czkawka! Musisz mieć dowody na czyjąś winę!
Ale czy aby przypadkiem nie miałem ich aż w nadmiarze?
Ivar stał ciągle u mojego boku. Mógł udawać cichego, mógł udawać niedostępnego tylko po to, by wzbudzić nasze zaufanie, żebym mógł zobaczyć w nim samego siebie, żebym mógł...
Żebym mógł mu uwierzyć.
Pokręciłem lekko głową i przygryzłem paznokieć kciuka wpatrując się w przeciwległą ścianę. Zupełnie zapomniałem na chwilę o obecności Albrechta i Państwa Brage. Nawet zapomniałem o Szczerbatku. Po prostu byłem tylko ja a przed oczami rysowała mi się mała postać jasnowłosego wikinga z radosnym uśmiechem i wesołymi oczami. Zamrugałem, jednak nie znikała.
Skup się!
Tamtego dnia, kiedy uciekłem... Ivar znalazł mnie jako jedyny. Musiał mieć dużo szczęścia widząc mnie uciekającego na Krzykozgonie, albo po prostu wiedział, jak zareaguję po tamtych chwilach kiedy pierwszy raz straciłem kontrolę nad sobą. Wstydziłem się tego, ale prędzej byłem zdecydowany zgodzić się z tą drugą opcją, przy pierwszej wszystko wydawało się zbyt dużym przypadkiem by mogło mieć miejsce...
Ivar popłynął za mną, jednak dlaczego chciał, żebym wrócił na wyspę? Przymknąłem oczy, jednak postać wciąż nie znikała. Tym razem jej uśmiech wydawał się cokolwiek drwiący.
Może Ivar bał się, że sam sobie ze mną nie poradzi, że lepiej będzie jak wrócimy, a może podejrzewał, że moje osłabienie prędzej czy później doprowadzi do kolejnego ataku i chciał zmyć z siebie ewentualne podejrzenia, dlatego tak bardzo zaryzykował. Może nie domyślał się, że będę chciał mu podciąć gardło, ale tak czy tak, osiągnąłby swój cel. Podejrzenia odsunęły się od niego i skierowały znów na inne tory.
Zacisnąłem zęby a paznokcie wbijały się boleśnie we wnętrze dłoni.
Dlaczego tak łatwo dopasować mi wszystko do siebie? Coś musi nie pasować, coś musi mi dać znać, że to nie Ivar, nie on!
Ta noc, kiedy przybiegł do nas... Dopiero wtedy zobaczyłem go ponownie.
Dlaczego dopiero wtedy zobaczyliśmy ślady na jego rękach? Wytężyłem pamięć sięgając czasem wstecz. Nigdy wcześniej nikt z nas nie zauważył śladów na ciele Ivara, nic nie dawało najmniejszej przesłanki by ktoś się nad nim znęcał a każdy siniak który powstawał był spowodowany zajęciami w Akademii. Gothi często opatrywała mniejsze lub większe rany uczestników szkolenia. Powiedziałaby, gdyby zauważyła coś...
Przypomniałem sobie też wyraz twarzy Ivara kiedy będąc już w ich domu popatrzyłem na niego przez tą jedną sekundę. Płakał, ale teraz wydawało mi się, że jego twarz przez ułamek sekundy drgnęła, zupełnie jakby powstrzymywał śmiech. Znałem taką mimikę, te skurcze twarzy, te nieznacznie uniesione kąciki ust...
No i samo jego zachowanie... Czyżby chciał nas tym zmusić, byśmy poszli za nim?
Czy on to wszystko jednak...
Zaplanował...
Otworzyłem szeroko oczy i znów powróciłem do zimnej celi. Prawdopodobnie minęła nie więcej niż minuta choć ja miałem wrażenie, że śnieg roztopił się już i nastała wiosna.
Szczerbatek trącił mnie nosem.
- Albrecht, gdzie jest Ivar?
Dawny wyrzutek przekręcił głowę i popatrzył na mnie pytająco.
- Nie mam pojęcia, nie jestem niańką...
- Nie spuszczaj ich z oka Albrecht!
Nie czekając na odpowiedź puściłem się biegiem, kilkoma susami pokonałem korytarz i z hukiem otwierając drzwi wybiegłem na podwórze. Słońce zachodziło już krwawymi promieniami, a więc oznaczało to, że mój pobyt w lochach z Państwem Brage przedłużył się bardziej niż chciałem. Nie reagując na pozdrowienia czy inne krzyki niemal potykając się o własne nogi skierowałem się w stronę Sali. Szczerbatek biegł obok mnie wyczuwając moje wszystkie emocje.
Myśli gnały jak szalone a przed oczami rysował mi się coraz wyraźniejszy obraz. Obraz, który chciałem rozedrzeć na strzępy, sprawić, by choć jeden puzzel nie pasował do całości co tym samym spowodowało by, że jest błędny.
Ale to było tylko życzenie.
Obraz był teraz idealny.
Prawie straciłem już dech w piersiach, więc Szczerbatek przyśpieszył i zagrodził mi drogę.
- Szczerbatek... - wysapałem próbując złapać oddech. Smok pokręcił tylko głową i popatrzył na mnie wyczekująco.
Wiedziałem, że chce żebyśmy polecieli. Tak jak kiedyś wolałem biec, bo męcząc się, człowiek nie ma czasu rozmyślać o problemach. A przynajmniej nie w dużym stopniu.
Zmęczenie blokuje logiczne myślenie a ja chciałbym po prostu zapomnieć o tym, czego się dowiedziałem.
Rozumiałem jednak, że przede wszystkim jestem wodzem i muszę dbać o swoją wioskę. Nawet jeżeli oznacza to podjęcie niechcianych działań.
Wskoczyłem na siodło i niemal natychmiast poczułem silny wiatr we włosach. Szczerbatek leciał naprawdę szybko.
Gdybym chciał dalej biec, straciłbym mnóstwo cennego czasu, a nie wiemy przecież, ile nam go jeszcze zostało.
Mijaliśmy niczym burza domy i pagórki. Przelatując obok zagajnika miałem wrażenie, że czas na chwilę się zatrzymał. Popatrzyłem na suche konary drzew, na ich bezlistne gałęzie ruszające się w rytm wiatru i puste korony. Na kilku gałęziach siedziały wrony i krakały w takt szumu wiatru. Zdziwiło mnie to, że jest ich aż tyle i że ich krzyki idealnie wpasowywały się w świst wiatru. Całe przedstawienie trwało tylko jedną ulotną chwilę i zanim się spostrzegłem, minęliśmy zagajnik i lecieliśmy dalej.
Jeszcze trochę i w oddali wyłoniły się ogromne schody prowadzące do masywnych drzwi. Byliśmy już prawie na miejscu.
Serce zaczęło bić szybciej.
Szczerbatek pokonał schody trzema skokami i uderzając łapami w drzwi otworzył je na oścież. Ludzie zgromadzeni w Sali poderwali się z miejsc. Szczerbatek zadrapał pazurami o podłogę i zatrzymał się. Zeskakując ze smoka napotkałem sylwetkę Astrid i innych Jeźdźców, którym kazałem zaczekać właśnie tutaj.
- Gdzie jest Ivar? - zapytałem łapiąc oddech i opierając ręce na kolanach by móc swobodniej oddychać. Astrid szła jako pierwsza patrząc na mnie zmartwiona.
- Co się stało?
- Gdzie jest Ivar? - powtórzyłem prostując się i rozglądając po Sali. Nie była tak pełna jak to się często zdarzało o tej porze, ale mimo to było kilkunastu wikingów, którzy teraz stojąc przyglądali mi się ze strachem. Imię Ivara rozchodziło się echem, ktoś pytał, ktoś drugi odpowiadał, ale nikt nie wiedział gdzie znajduje się chłopak.
Popatrzyłem na Jeźdźców. Astrid była już niemal obok mnie.
- Ivara tutaj nie ma, kilka godzin temu powiedział, że chce się przejść więc zabrał smoka i poszedł. Sądziłam, że przyda mu się coś takiego po tych wszystkich wydarzeniach. Coś się stało?
Oparłem się plecami o Szczerbatka. Smok zamruczał cicho.
Spóźniłem się.
Po raz kolejny się spóźniłem.
C.d.n.

~~***~~




Najs, prawda? Mam nadzieję, że jubileuszowy rozdział wynagrodzi wam dłuższe niż zwykle czekanie. Nie wiem czy podoba wam się takie rozwiązanie, ale już od długiego czasu chciałam to poprowadzić w taki sposób. Możliwe, że zniszczyłam tym wyobrażenie postaci Ivara, ale chyba właśnie dlatego go tak polubiłam, bo w pewnym momencie zobaczyłam, jaki jest naprawdę i próbowałam tak akcję prowadzić, by wyszło to co wyszło. Cóż, przepraszam z góry. Powiem wam tak: Tydzień był ciężki, bardzo ciężki, jeden z gorszych, więc ten rozdział sprawił, że trochę odreagowałam.
Nie jęczeć mi że krótki bo uduszę. Jak na razie najdłużej się z nim chyba męczyłam.
w tym momencie również kończymy część II i od następnego rozdziału rozpoczynamy część III, ostatnią.
Na ten Jubileuszowy rozdział chciałam jeszcze powiedzieć ogromne Dziękuję WielkiemuMou i Antraktowi, którzy tworzą ducha tego opowiadania i jestem im za to ogromnie wdzięczna. Chłopaki, jesteście the best


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 

#115 2014-11-08 15:22:22

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: To całkiem nowa historia

A więc jubileusz... Ach te okrągłe liczby, wypada napisać specjalny komentarz, ale co tu napisać ? Wow, jedno wielkie Wow i pokłon w twoim kierunku za to co zrobiłaś, przewróciłaś mój świat na Berk do góry nogami i wprawiłaś w zachwyt, ale po kolei...

Tym razem nie zaczynasz od filozoficznych rozmyślań, bardziej od opisu, coraz bardziej podoba mi się jak zaczynasz. Od razu wprowadzasz wspaniały nastrój, który mnie rozkłada na łopatki. Dobra nie umiem tego napisać... Trudno więc napiszę coś o Ivarze. To jak poprowadziłaś jego charakter, zdarzenia jakie miały miejsce z jego udziałem, to wszystko układające się w cały wyraźny przekaz... To było tak proste, a nikt tego nie zauważył, mogę teraz powiedzieć z całą pewnością, że masz talent i jesteś wybitną pisarką. Kłaniam się w pas po raz kolejny, ale należy ci się, Jubileusz to dla mnie najlepszy rozdział, a teraz pozostaje mi tylko domyślać się co będzie dalej. Co do samego Ivara, od postaci, którą niezbyt tolerowałem (początek) stworzyłaś z niego moją drugą ulubioną postać, jest genialny. Może więcej się naprodukuję później...

Teraz to już nie wiem co powiedzieć, masz ciężki tydzień, sama o tym pisałaś, a piszesz tak genialny rozdział, teraz nie kłaniam się w pas, a klękam... Nie wiem jak wyrazić mój szacunek...

Nie wiem jak dziękować, ale pamiętaj, że to ty umożliwiasz, te zwariowane rozmowy Szkoda, że tak długo nie ma Antrakta... A i to ty jesteś THE BEST

[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#116 2014-11-08 19:04:54

Momomai8

Moderator

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 61

Re: To całkiem nowa historia

Wielkie brawa za te 20 rozdziałów! Naprawdę, napisać taki szmat opowiadania i nie stracić formy, to niemały wyczyn. Ukłon w twoją stronę.

Ach, tak wiele razy dawałaś nam możliwość zgłębienia się w opowieść, tak wiele razy budowałaś tą cudowną akcję i wielkie napięcie. Z każdą częścią apetyt rósł, ale niedługo potem otrzymywaliśmy kolejną dawkę emocji.

Ten czas tak szybko zleciał- mamy jubileusz- i co będzie dalej?

Pierwszy raz byłam tak zła, że rozdział się już kończy. Tak bardzo zagłębiłam się w opowieść, że po prostu chciałam, aby toczyła się jeszcze dalej, jeszcze szybciej. A tu taka niespodzianka i ,,c.d.n.". Jak można tak targać odczuciami czytelników?
W każdym razie, ochłonęłam i postanowiłam przeanalizować całość. Tak więc, akcja została poprowadzona znakomicie. Albrecht jako kat- idealnie dobrane stanowisko do idealnie dobranej osoby. Tchórzliwi wikingowie? Na myśl przyszło mi jedynie sformułowanie ,,sucha woda". Niemożliwe. A jednak- niby tacy zawzięci, niby niczego się nie bali, a tu taka niespodzianka. Bardzo dobrze to opowiedziałaś.
I tu dochodzimy do gwoździa programu...(dźwięk werbla)... Ivara (ta ta taaaa!). Znowu mamy do czynienia z wodą- tym razem cichą. W momencie, kiedy Czkawka zaczął układać zdarzenia w swojej głowie, zatrzymałam się na chwilę i sama wróciłam wspomnieniami do poprzednich rozdziałów. I chyba o to chodziło, co nie? Zamienić tego chłopca, którego czasem wyobrażałam sobie jako potykającego się o własne nogi, ale jednak mądrego i wrażliwego, na zimnego i podstępnego geniusza zła? Tym zabiegiem wywalczyłaś u mnie nagrodę Najlepiej Wykreowanej Postaci w Opowiadaniach 2014.

Podsumowując: Albrecht jest jedyny w swoim rodzaju, Czkawka staje się coraz lepszym wodzem, a Ivar (aktualnie chyba mój numer 1) jest po prostu... Genialną postacią! I mam nadzieję, że rozwiniesz jeszcze bardziej jego mroczną stronę .

Do następnego rozdziału (czyli szybko)!


,,Normalni ludzie danwno by się stąd wynieśli, ale nie my! Jesteśmy wikingami!"

Offline

 

#117 2014-11-08 19:47:22

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia

WielkiMou napisał:

A więc jubileusz... Ach te okrągłe liczby, wypada napisać specjalny komentarz, ale co tu napisać ? Wow, jedno wielkie Wow i pokłon w twoim kierunku za to co zrobiłaś, przewróciłaś mój świat na Berk do góry nogami i wprawiłaś w zachwyt, ale po kolei...

Tym razem nie zaczynasz od filozoficznych rozmyślań, bardziej od opisu, coraz bardziej podoba mi się jak zaczynasz. Od razu wprowadzasz wspaniały nastrój, który mnie rozkłada na łopatki. Dobra nie umiem tego napisać... Trudno więc napiszę coś o Ivarze. To jak poprowadziłaś jego charakter, zdarzenia jakie miały miejsce z jego udziałem, to wszystko układające się w cały wyraźny przekaz... To było tak proste, a nikt tego nie zauważył, mogę teraz powiedzieć z całą pewnością, że masz talent i jesteś wybitną pisarką. Kłaniam się w pas po raz kolejny, ale należy ci się, Jubileusz to dla mnie najlepszy rozdział, a teraz pozostaje mi tylko domyślać się co będzie dalej. Co do samego Ivara, od postaci, którą niezbyt tolerowałem (początek) stworzyłaś z niego moją drugą ulubioną postać, jest genialny. Może więcej się naprodukuję później...

Teraz to już nie wiem co powiedzieć, masz ciężki tydzień, sama o tym pisałaś, a piszesz tak genialny rozdział, teraz nie kłaniam się w pas, a klękam... Nie wiem jak wyrazić mój szacunek...

Nie wiem jak dziękować, ale pamiętaj, że to ty umożliwiasz, te zwariowane rozmowy Szkoda, że tak długo nie ma Antrakta... A i to ty jesteś THE BEST

[.]

Mou, doprowadziłeś kobietę do płaczu, ale to szczęśliwy płacz. Naprawdę, czytając twoje słowa aż popłynęła mi łza po policzku z radości To naprawdę wiele dla mnie znaczy, wiele znaczycie wy, czytelnicy, bo bez was, opowiadanie było by pozbawione duszy, czyli najważniejszego. Nie umiem wyrazić słowami jak jestem wam wdzięczna więc to ja kłaniam się przed wami
An, Mou, Momo... Fajnie, że jesteście. No kurczę, po prostu skradliście moje serducho

Adopcja? Ja na temat Ivara już milknę

Momomai8 napisał:

Wielkie brawa za te 20 rozdziałów! Naprawdę, napisać taki szmat opowiadania i nie stracić formy, to niemały wyczyn. Ukłon w twoją stronę.

Ach, tak wiele razy dawałaś nam możliwość zgłębienia się w opowieść, tak wiele razy budowałaś tą cudowną akcję i wielkie napięcie. Z każdą częścią apetyt rósł, ale niedługo potem otrzymywaliśmy kolejną dawkę emocji.

Ten czas tak szybko zleciał- mamy jubileusz- i co będzie dalej?

Pierwszy raz byłam tak zła, że rozdział się już kończy. Tak bardzo zagłębiłam się w opowieść, że po prostu chciałam, aby toczyła się jeszcze dalej, jeszcze szybciej. A tu taka niespodzianka i ,,c.d.n.". Jak można tak targać odczuciami czytelników?
W każdym razie, ochłonęłam i postanowiłam przeanalizować całość. Tak więc, akcja została poprowadzona znakomicie. Albrecht jako kat- idealnie dobrane stanowisko do idealnie dobranej osoby. Tchórzliwi wikingowie? Na myśl przyszło mi jedynie sformułowanie ,,sucha woda". Niemożliwe. A jednak- niby tacy zawzięci, niby niczego się nie bali, a tu taka niespodzianka. Bardzo dobrze to opowiedziałaś.
I tu dochodzimy do gwoździa programu...(dźwięk werbla)... Ivara (ta ta taaaa!). Znowu mamy do czynienia z wodą- tym razem cichą. W momencie, kiedy Czkawka zaczął układać zdarzenia w swojej głowie, zatrzymałam się na chwilę i sama wróciłam wspomnieniami do poprzednich rozdziałów. I chyba o to chodziło, co nie? Zamienić tego chłopca, którego czasem wyobrażałam sobie jako potykającego się o własne nogi, ale jednak mądrego i wrażliwego, na zimnego i podstępnego geniusza zła? Tym zabiegiem wywalczyłaś u mnie nagrodę Najlepiej Wykreowanej Postaci w Opowiadaniach 2014.

Podsumowując: Albrecht jest jedyny w swoim rodzaju, Czkawka staje się coraz lepszym wodzem, a Ivar (aktualnie chyba mój numer 1) jest po prostu... Genialną postacią! I mam nadzieję, że rozwiniesz jeszcze bardziej jego mroczną stronę .

Do następnego rozdziału (czyli szybko)!

Myślę, że w trakcie pisania można wyczuć spadek formy, jest kilka rozdziałów w których pozmieniałabym teraz to i owo, ale w takim wypadku historia mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej. Ciekawe w którym kierunku?
No właśnie - czas tak szybko przeleciał. Te dwa miesiące minęły niczym mrugnięcie... Też sobie zadaje to pytanie, co będzie dalej?
wybacz że sprawiłam że się zezłościłaś ale czasem wiesz, siedzi we mnie taki diabełek i szturchając mnie widłami w ramię mówi "Skończ już! wystarczy!"
Dokładnie, masz mnie Chciałam, żebyście też na chwilę wrócili do tamtych rozdziałów i sami je przeanalizowali
Och, jestem naprawdę szczęśliwa tak miłymi słowami, nie mam pojęcia co mówić jeszcze oprócz tego, że naprawdę jestem wam wdzięczna. Dajecie mi tak dużo motywacji i radości


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 

#118 2014-11-11 14:33:12

Antrakt

Uczeń Akademii

Zarejestrowany: 2014-09-06
Posty: 50

Re: To całkiem nowa historia

Proszę o zwrócenie uwagi na avatar .

Rozdział 19

Ludzie mówią, że lepiej późno niż później albo gorzej - lepiej późno niż wcale. Mam nadzieję, że tym razem mają rację.

Ale tutaj zimno, chyba powiało bardzo mocnym, nordyckim klimatem i raczej nie mam co do tego wątpliwości, bo nawet taka osoba jak ja - twardo stąpająca po ziemi - w pewnym momencie straciła orientacje. Chyba tak już musi być, po prostu nie można się oprzeć takiej zamieci, która bardzo dokładnie stara się mnie wytrącić z równowagi za każdym razem, gdy tylko zbliżę się do jej końca. Naprawdę dziwne uczucie, gdy muszę przeczytać wstęp do kolejnego rozdziału aż trzy razy, żeby w ogóle rozgraniczyć fabularną rzeczywistość z wyobrażeniami głównego bohatera. Niby wiedziałem, że przecież akcja nie może się aż tak gwałtowanie zmienić i Czkawka nagle zechce się wspinać, ale ziarno niepewności zostało zasiane. Dlatego tamten dzień był intrygujący, bo sprawiło mi to taką zagwozdkę. Na szczęście po pewnym czasie udało mi się dojść do rozsądnych wniosków i jednym z nich jest fakt, iż trzeba mieć niezwykle opanowaną własną wyobraźnie, żeby stworzyć tak dobry obraz wydarzeń rozgrywających się w głowie głównego bohatera. Prawdą jest, że mistycyzm we wstępie jest podciągnięty pod wysokie progi, Fenrir został wprowadzony - świetny wybór, ale nie oznacza to, że znam się na mitologii nordyckiej, jedynie uwielbiam wilki a z dostępnych informacji wynika, że jest bardzo dużym wilkiem - i prawie można usłyszeć wycie tego stworzenia. Już na samym początku wydawało mi się, że jest to podróż zatraconego człowieka, który nie może pozbierać własnego umysłu i właśnie nadeszła jego ostatnia szansa na wygranie tej ostatecznej rozgrywki. Oczywiście nawet tutaj bardzo sprawnie wprowadzasz pojawiający się okazjonalnie, na drugim planie wątek ojca, który stara sie dbać o psychikę własnego syna. W tym rozdziale takich krytycznych momentów z jego udziałem było - jeśli dobrze pamiętam - razy dwa. Pierwsza pomoc miała miejsce, kiedy odbywała się wspinaczka, która notabene w wykonaniu tej sieroty nie mogła się dobrze skończyć i dokładnie tutaj wkracza pomoc Stoicka, gdzie łapię za rękę Czkawkę i wciąga go na górę. Można się tylko zastanawiać czy to aby nie był odpowiedni moment na zakończenie jego wyprawy, ponieważ w tej sytuacji mógłby jakoś w miarę " mocno " wrócić do rzeczywistości, tudzież obudzić się i dla przykładu kogoś zaatakować w akcie całkowitej panik albo powinien po tym przebudzeniu pozostać w stanie dużego przerażenia, gdzie oczywiście - dla mojej uciechy - Astrid by się nim musiała opiekować, zupełnie jak przy dziecku. Ale nie odchodząc daleko od głównego wywodu, postać ojca jeszcze przez chwilę obserwowała swój główny obiekt i znika, ustępując miejsca Czkawce na najwyższej górze tego świata - to taki Kordian na Mont Blanc w wykonaniu mizernej postury wikinga. Już myślałem, że patos zabije ten wątek, ale na szczęście obeszło się bez rannych. Aczkolwiek kwestia " Jestem na krawędzi świata, Astrid. " prawie przekroczyła tę linię, bo jakoś mi tutaj nie odpowiada, przynajmniej nie w takiej formie, kiedy Czkawka prawie czuje się jak bóg tego świata. W ten bardzo niezgrabny sposób przechodzę do drugiej sytuacji, w której udział miał Stoick. Mianowicie bardzo mi się tutaj sposobało wyrażenie " Czas wracać. " po którym następuje właściwe sekwencja z jego udziałem ( " kawałek rudawego futra ", nie mam pojecię kto to może być ), która mówiąc w wyszukany sposób, polega na przyłożeniu ręki do ramienia Czkawki i następnie rozwalenia jego głowy o kamień, aby mógł powrócić do realnego świata, do tej... rzeczywistości, chyba. Ale ta sztuczka jest wyborna, chyba stanie się moją ulubioną. Także drodzy państwo, to było tylko kilka słów o wstępie tego rozdziału, teraz idziemy dalej. Główny bohater musiał się jakoś obudzić, więc moje oczkiwania w stosunku do sposobu w jaki to zrobi były wysokie i tak. Opis tej czynności jest dogłębny i interesujący, ale chyba oczekiwałem czegoś innego, nawet ciężko mi to określić - może trochę zabrakło emocji. Ale nie ma co się przejmować, ten niedosyt rekompensuje podniszczony fizycznie główny bohater, który ma wątpliwą przyjemność obudzić się obok Sączysmarka. Rzeczywiście, charakter kuzyna żywcem przeniosłaś ze świata filmów, bo jest taki jaki powinien być - wkurzający i oschły. Najśmieszniejszy jest fakt, że nawet jego czasami potrafi coś ruszyć i robi wtedy rzeczy wbrew swojemu charakterowi. Aczkolwiek jakby ktoś zwrócił na to uwagę, spotkałby się z całkowitym zaprzeczeniem. Rozmowa między tą dwójką - i mówią to z ręką na sercu - jest chyba dla mnie najlepszym możliwym sposobem na powrócenie do wcześniejszych wydarzeń i wyjaśnienie niewiadomych kwestii. Tym bardziej, że właśnie ich styl prowadzenia dyskusji daje odczucie, że jest to jak najbardziej realne odtworzenie ostatniej przygody u państwa Brage. W tej zabawie Astrid znowu została ranna, ona to chyba ma pecha w ostatnich rozdziałach, bo dosyć często jej się obrywa, ale musi to znieść, w końcu to twarda dziewczyna. Ogółem doszło do walki, natomiast tym razem jej ukochany miał rolę " worka kartofli ", haha. Możliwe, że ta rola pasuje do niego, ponieważ nawet jakby był trzeźwy na umyśle to i tak nic by nie zdziałał . Przechodząc do trochę innego wątku to powoli Astrid w oczach Czkawki chyba staje się " delikatnie " uciążliwa, bo cały czas ma do niego jakieś pretensje, w większości uzasadnione. Dialog między nimi jest piękny, jedno grozi a drugie się poddaje - związek idealny. O dziwo, smok się też do tego włączył, bo chciał osłonić swojego właściciela przed napastnikiem xD. Mam też przeczucie, że w bliżej nieokreślonym czasie dojdzie do większego wykorzystania siły, ponieważ Astrid już w tym wydaniu prawie wybuchła - jak to mówią, może pewnego razu sama ugryźć się w język i w ten sposób zginie od własnego jadu. A propos, obstawiam, że następnym razem Zmiennoskrzydły tak pokieruje swoją ofiarą, że reszta będzie musiała się wysilić na jakiś porządny plan, aby znaleźć bezpieczne wyjście z takiej sytuacji. A w ostatnim fragmencie rozdziału Czkawka decyduje się na rozwiązanie " twardej ręki ", to takie niepodobne do niego, ponieważ z jego przekonaniami prędzej zaoferowałby mu wolność. Jednakże nie spodziewałem się użycie tej opcji, więc naturalnie musiała być ta przeciwna - zastraszenie, trochę przewidywalne. Jednakże w jego wykonaniu nadal fascynujący. Ogólna ocena nie jest chyba potrzebna, wszystko jest jasne .




Rozdział 20

Pora na jubileuszowy rozdział. Oczekiwania w takich momentach rosną, ale co ja tutaj będę czarował, wyjdzie jak zawsze - bardzo dobrze. Jedyną wyczuwalną różnicą będzie zapewne długość, ponieważ jest okazja, więc trzeba ukroić więcej tego tortu .

Tym razem początek nie sprawi mi tyle problemów, gdyż wszystko jest osadzone w świecie rzeczywistym, ulżyło mi. Od razu dyskretnie wprowadzana jest postać dobrze znanego Johana, który słynie z przesadnych opowieści, ale jest doskonałym elementem do zróżnicowania przytaczanych historii fabularnych. Możemy teraz wyliczać, która postać będzie miała szczęście zawitać w tym opowiadaniu. Po chwili zastanowienia dochodzę do konkluzji, że mamy deficyt szaleńców. W obliczu tego kryzysu proponuję wprowadzenie Dagura albo autorskiej postaci - trochę mnie porąbanej. Ale do głównej treści, nawet nie warto komentować opisow, bo utrzymują się na stałym, świetnym poziomie. Lepsza jest kwestia rodziców Ivara, którzy pomimo swojej beznadziejnej sytuacji nadal mają zbyt długie języki i wspominają o przykrych kwestiach, które ostatnio miały miejsce. Do ich skracania doskonale nadaje się właśnie Albrecht, gdyż jest specjalistą w tej dziedzinie i ma najlepsze predyspozycje do wykonania tak skrupulatnych działań. Warto dodać, że on sam ma cięte teksty, takie detale się ceni. Innego kandydata chyba nie ma, ponieważ reszta się do tego nie nadaje i trzeba by było wprowadzać nowego bohatera do roli kata. Mimo wszystko jest jedna opcja, istnieje bowiem pewna dziewczyna, która charakteryzuje się ponadprzeciętną agresją i zdolnościami do sprawiania innym bólu, chyba nie muszę wymieniać jej imienia. Dobrze, że zaznaczyłaś, iż Czkawka " nie jest mordercą ani katem " - oczywiste, ale nadal warte dopisania. Wracając do sylwetki kata państwa Brage to już wychodzi, że do tej roboty nadaje się najlepiej. Gra psychologiczna przechodzi w czyste znęcanie się nad ofiarami, pozostaje tylko czekać, kiedy ich psychika wysiądzie i o wszystkim powiedzą. Uwielbiam jak Albrecht pedantycznie wyjmuje kolejne " przybory " i rozpływa się nad ich opisem. Niby taka forma " złego " bohatera jest rzadziej spotykana, bo częściej obserwuje się w ich charakterach całkowitą porywczość. Ale tutaj wybór padł na tę pierwszą wersje i pasuje ona najbardziej do niego. Sytuacja jest tutaj spokojna, opanowana - nikt nie podnosi głosu i nie wykonuje gwałtownych ruchów. Prawidłowo, bo chyba nie miałbym ochoty, aby opowiadanie w takim momencie na mnie " krzyczało ". Dziwię się, że podczas tego niecodzinnego zajęcia Czkawka odpływa ze swoimi myślami. Nie chodzi o to, że mnie takie wtrącenie nie satysfakcjonuje, wręcz przeciwnie. Oczywiste jest też, że większość również by chciała być gdzieś indziej i zrobiłaby tak samo, ale tutaj mamy głównego bohatera. Nie przyjmujcie tego jak wystąpienie z krytyką, ja chcę tylko powiedzieć, że również by go tutaj widział w roli obserwatora, bo przecież nawet potencjalnie nudne rozprawy Albrechta nie zmieniają powagi tej sytuacji. Powtarzam, oryginalny pomysł jest ciekawszy, jednak dodaję do tego swoje trzy grosze . Nawiasem mówiąc, Johan wygląda mi na bajkopisarza, więc określenie " ludzie popiołu " może nie mieć w tym wypadku żadnego odniesienia do wikingów. Dlatego kompletnie nie zaskoczył mnie brak wyjaśnienia, ponieważ wygląda mi to na zmyśloną historyjkę. W tej chwili jedynie takie wytłumaczenie przychodzi mi do głowy: prawdopodobnie ma to związek z dobrymi czasami, kiedy wikingowie walczyli jeszcze ze smokami, które to podczas okresowych wypadów na Berk zostawiały lokalne zniszczenia w postaci popiołu i w jego otoczeniu stale żyła sobie ta osada. Pewnie bzdura, ale co mi tam. Tak czy inaczej, z tej " wyprawy " powrócił dzięki smokowi, znowu go uratował . Zakładam się, że podczas przesłuchania klienci zostaną uszkodzeni, bo jest to bardzo sprawny i skuteczny sposób na zdobycie konkretnych informacji. Żartowałem, nie zakładam się, bo w 80% wypadków przegrywam i znalezienie piwa anasowego jest hipotetycznie niewykonalne xD. Generalnie scena w celi została rewelacyjnie oddana, gdyż interakcje między bohaterami wydają się bardzo naturalne. Zabawny jest też fakt, iż rodzice Ivara praktycznie od razu spuścili z tonu, ludzie są tacy przewidywalni. A co by było gdyby naprawdę nie chcieli wyjawić żadnych informacji, wtedy sytuacja by się bardziej skomplikowała, teraz to było zbyt proste. Mniej niż zero... przypomina mi to pewną dyskusję xD. Przypadła do gustu mi też czynność wykonana przez Czkawkę, mianowicie jego zniżenie się do poziomu więźniów, aby można im było patrzeć prosto w oczy i zadawanie im w ten sposób pytań, całkiem wymowne. Teraz wypadałoby przejść do najbardziej gorącej części tego rozdziału... czyli tak, Ivar. Wybaczcie, ale muszę się posłużyć zdaniem, które natychmiast pojawiło się w mojej głowie po przeczytaniu wypowiedzi " To Ivar! " - " Czy ja ***** dobrze widzę ? " Chcecie mi powiedzieć, że jedenastoletni dziecko jest tym złym manipulatorem ? " ... i już miałem chwycić za owy przedmiot, który teraz leżał sobie na ziemi jakieś dwa metry od nas... ", wyczuwam analogie do mojej reakcji, wow. Na coś takiego nie byłem przygotowany, prędzej przyszłoby mi na myśl, że dzieciak za jakiś czas skończy z podciętym gardłem albo z jeszcze mniejszym prawdopodobieństwem - zostanie adoptowany, nawet przez Pyskacza, serio. Wcześniej Ivar sprawiał wrażenie inteligentnego, a teraz jest cholernie inteligentny. Zawsze dwa kroki do przodu, prawda, dobrze nie jest dla reszty, ale on - tak jak wcześniej wspominałem - zdobywa kolejne pozycje w rankingu najbardziej lubianych bohaterów. Klasycznie udało Ci się zasiać wątpliwość w głowie Czkawki, zwątpienie. Często sympatyzuję z takim pomysłem, bo cudownie można rozpisać przemyślenia. Zaczyna się od jednego zdania, gdzie kompletnie odrzuca się taką ewentualność, ale wtedy dopiero się zaczyna, bo bierze się jednak to pod uwagę. Akurat tutaj powoduje to taką przystępną, uproszczoną retrospekcje z udziałem Ivara. Ta intryga, wszystko składa się w jedną całość, całkowicie zmienia pogląd na temat tego dziecka. Ale kto wie, może to tylko zbieg okoliczności i tak naprawdę ma on niewiele z tym wspólnego - częściowo albo całkowicie pod czyjąś groźbą / namową. Może trochę banalne, ale zawirowania fabularne są mile widziane. Prawdę mówiąc, coś mi się już nie zgadzało z tym katowaniem przez jego rodziców, ponieważ ktoś musiałby wcześniej w jakiś sposób zauważyć znaki na jego ciele. Już dalej nie wchodzę w detale, bo wszystko jest takie jakie powinno być. Jak najbardziej satysfakcjonuje mnie takie obrót spraw i ich opis. Zastanawiam się tylko jak musiałoby wyglądać spotkanie w Twierdzy Ivara i Czkawki, do jakich czynów by tam doszło oraz czego w ogóle główny bohater by oczekiwał i czy reszta Jeźdźców by uwierzyła. Jednak wolałbym, żeby nie dali się ponieść jego " teorii ", w końcu nie jest sobą, może majaczy i tego typu sprawy .

Fantastyczny rozdział, dziękuję za przejemność jaką zawsze mi sprawia czytanie kolejnych części opowiadania .

Dygresja: powoli kończą mi się pomysły na opisywanie każdego rozdziału z osobna, więc już chyba nie będą one coraz dłuższe .


2107 słów, deal with it .

Ostatnio edytowany przez Antrakt (2014-11-11 15:52:11)

Offline

 

#119 2014-11-11 19:20:03

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia

Antrakt napisał:

Proszę o zwrócenie uwagi na avatar .

Zawsze zwracam, są genialne
A więc i doczekałam się komentarza Ana, aż zacieram łapki z ciekawości. Tym razem postaram się czytać i od razu komentować. Nie będzie chaosu a moje reakcje mogą być cokolwiek dziwne, ale hej! to w końcu ja
Zaczynamy!

Antrakt napisał:

Na szczęście po pewnym czasie udało mi się dojść do rozsądnych wniosków i jednym z nich jest fakt, iż trzeba mieć niezwykle opanowaną własną wyobraźnie, żeby stworzyć tak dobry obraz wydarzeń rozgrywających się w głowie głównego bohatera. Prawdą jest, że mistycyzm we wstępie jest podciągnięty pod wysokie progi, Fenrir został wprowadzony - świetny wybór, ale nie oznacza to, że znam się na mitologii nordyckiej, jedynie uwielbiam wilki a z dostępnych informacji wynika, że jest bardzo dużym wilkiem

Jo, piątka bo i ja nie znam się na mitologii nordyckiej, tak mnie coś naszło, poszperałam i wyszło co wyszło No dobra, znam tylko dobrze Fenrira... Ale to akurat postać która zawsze mnie ciekawiła tak jak wielcy Przedwieczni Lovecrafta ale to już inna bajka Haha żebyś ty wiedział jak ja żałuję że nie umiem tak rysować jak bym chciała, mam w głowie w dalszym ciągu tą całą "wycieczkę" Czkawki i aż prosi sie żeby to narysować, ale nie bede sie nawet zabierać za to... Może ktoś z was się skusi? Co? Proszę?

Antrakt napisał:

Pierwsza pomoc miała miejsce, kiedy odbywała się wspinaczka, która notabene w wykonaniu tej sieroty nie mogła się dobrze skończyć i dokładnie tutaj wkracza pomoc Stoicka, gdzie łapię za rękę Czkawkę i wciąga go na górę.


Może to chamskie, ale uwielbiam jak nazywacie Czkawkę "sierotą". To takie... prawdziwe!

Antrakt napisał:

czy to aby nie był odpowiedni moment na zakończenie jego wyprawy, ponieważ w tej sytuacji mógłby jakoś w miarę " mocno " wrócić do rzeczywistości, tudzież obudzić się i dla przykładu kogoś zaatakować w akcie całkowitej panik albo powinien po tym przebudzeniu pozostać w stanie dużego przerażenia, gdzie oczywiście - dla mojej uciechy - Astrid by się nim musiała opiekować, zupełnie jak przy dziecku.

razy dwa
Też się zastanawiałam, ale jednak pociągnęłam dalej. Ha! A więc mam zrobić Czkawkę siedzącego w tym waszym zakładzie o którym była mowa jakiś czas temu? Ten na G....
A wy jak zwykle tylko chcecie żeby Czkawka latał jak rozjuszony rzeźnik i wszystkich szlachtował

Antrakt napisał:

Aczkolwiek kwestia " Jestem na krawędzi świata, Astrid. " prawie przekroczyła tę linię, bo jakoś mi tutaj nie odpowiada, przynajmniej nie w takiej formie, kiedy Czkawka prawie czuje się jak bóg tego świata.

A więc ten patos był wyczuwalny... Masz racje, trochę za bardzo przedobrzyłam, ale sam tekst "Jestem na krawędzi świata" miał bardziej określać dom, miejsce spoczynku Fenrira, który notabene tam właśnie jest. Ale zdaję sobie sprawę, że ja to wiem, ale niekoniecznie dobrze to rozpisałam żebyście też wy zauważyli. Tak czy tak, wiecie że pierwotnie na tym miał się kończyć wstęp? To znaczy nie na tym momencie, ale na tym zdaniu, jednak poszło do "kosza"

Antrakt napisał:

Rozmowa między tą dwójką - i mówią to z ręką na sercu - jest chyba dla mnie najlepszym możliwym sposobem na powrócenie do wcześniejszych wydarzeń i wyjaśnienie niewiadomych kwestii.

Myślimy tak samo An, może chcesz coś napisać? ^-^ Sączysmark w mojej ocenie miał opowiedzieć jasno i wyraźnie co sie stało bez owijania w bawełnę. Ani ja ani Czkawka nie mieliśmy na to czasu, ja muszę rozpisywać dalsze wydarzenia a on szefować.

Antrakt napisał:

A propos, obstawiam, że następnym razem Zmiennoskrzydły tak pokieruje swoją ofiarą, że reszta będzie musiała się wysilić na jakiś porządny plan, aby znaleźć bezpieczne wyjście z takiej sytuacji.

I tego się właśnie boję. Bo wszystko opisuje z punktu widzenia Czkawki a zmiana narracji nie wchodzi w rachubę, nie lubię takich zabiegów i trzymam sie od nich z daleka, ale tu pojawia się właśnie problem opisania różnych innych sytuacji, które wiem, że opisać będę musiała... Ale ja sobie utrudniam sama pisanie, rany, weź mnie ktoś kopnij lub coś...

Antrakt napisał:

Pora na jubileuszowy rozdział. Oczekiwania w takich momentach rosną, ale co ja tutaj będę czarował, wyjdzie jak zawsze - bardzo dobrze. Jedyną wyczuwalną różnicą będzie zapewne długość, ponieważ jest okazja, więc trzeba ukroić więcej tego tortu.

*Bierze głęboki oddech i zakopuje sie pod kołdrę bo wie, że ten rozdział może rozczarować...*

Antrakt napisał:

W obliczu tego kryzysu proponuję wprowadzenie Dagura albo autorskiej postaci - trochę mnie porąbanej.

Ale Dagur to kompletnie genialna postać, uwielbiam go zaraz po Dagurze! Pfu! Znaczy się Albrechcie Co do autorskiej postaci... Hmm, jeden Ivar mi chyba wystarczy. Nie lubię w opowiadaniach przesadnej ilości OC więc trzymam się tego i w swoim, tak żeby nie być hipokrytą

Antrakt napisał:

Mimo wszystko jest jedna opcja, istnieje bowiem pewna dziewczyna, która charakteryzuje się ponadprzeciętną agresją i zdolnościami do sprawiania innym bólu, chyba nie muszę wymieniać jej imienia.

Ciekawe, któż to może być... ^-^

Antrakt napisał:

Nie przyjmujcie tego jak wystąpienie z krytyką, ja chcę tylko powiedzieć, że również by go tutaj widział w roli obserwatora, bo przecież nawet potencjalnie nudne rozprawy Albrechta nie zmieniają powagi tej sytuacji. Powtarzam, oryginalny pomysł jest ciekawszy, jednak dodaję do tego swoje trzy grosze.

No wiesz, krytyka istnieje i po to jest by jej używać, o to w tym chodzi, nie? Masz jak największe prawo powiedzieć, jak ty byś coś przedstawił i ja się z tym zgadzam w zupełności. Ty masz swoje zdanie, ja swoje, ale że w miarę są jednakowe, to wszystko gra

Antrakt napisał:

nawiasem mówiąc, Johan wygląda mi na bajkopisarza, więc określenie " ludzie popiołu " może nie mieć w tym wypadku żadnego odniesienia do wikingów.

Obydwa określenia są faktami historycznymi, tak nazywali ich Niemcy i Celtowie, ja tylko bezczelnie to sobie pożyczyłam

Antrakt napisał:

Żartowałem, nie zakładam się, bo w 80% wypadków przegrywam i znalezienie piwa anasowego jest hipotetycznie niewykonalne xD .

No i zepsuł zabawę! A już miałam się cieszyć kolejną kratą (która to już? )

Antrakt napisał:

Teraz wypadałoby przejść do najbardziej gorącej części tego rozdziału... czyli tak, Ivar.

O bogowie! Czuję, że powinnam przygotować się na coś... boję się twojej reakcji An! Jesteś straszny, wiesz? Gdzie mój kocyk bezpieczeństwa?!

Antrakt napisał:

" To Ivar! " - " Czy ja ***** dobrze widzę ? "

Chyba muszę dodać aneks do regulaminu, że jedynym miejscem w którym można przeklinać w granicach rozsądku to dział z opowiadaniami

Antrakt napisał:

zdobywa kolejne pozycje w rankingu najbardziej lubianych bohaterów.

O Odynie, jednak kocyk nie był potrzebny, Antraktowi się jednak spodobało

Antrakt napisał:

Jednak wolałbym, żeby nie dali się ponieść jego " teorii ", w końcu nie jest sobą, może majaczy i tego typu sprawy .

Logiczne rozumowanie i jak najbardziej prawdopodobne. Bądź co bądź, Czkawka jest na "cenzurowanym" u pozostałych więc ja osobiście bym miała problemy z daniem wiary w jego słowa w 100 % co nie zmienia faktu, że zastanawiałabym się nad nimi.

Antrakt napisał:

2107 słów, deal with it .

You are awesome!


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 

#120 2014-11-14 00:41:03

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia

Część III - Na zewnątrz.


Rozdział 21)



Tak jak przywidywałem, zima w tym roku zlitowała się nad nami i postanowiła obejść Berk, pozostawiając po sobie tylko delikatne opady śniegu. Oczywiście te delikatne opady tworzyły całkiem spore zaspy, ale zawsze było to lepsze niż kopanie tuneli lub zmarznięte morze. Śnieg powoli ustępował i nawet miejscami pojawiały się kępki zmarzniętej trawy i błota. Berk jest naprawdę piękne zimą, kiedy biały puch osiada na wszystkim dookoła maskując każdą niedoskonałość wioski, jednak zdecydowanie praktyczniejszy jest jego brak.
Nawet powietrze zrobiło się odrobinę cieplejsze, choć pogoda może się w każdej chwili zmienić. Zima rozpoczęła się przecież całkiem niedawno.
Od czasu zniknięcia Ivara minął tydzień. Dla jednych krótko, dla drugich długo, dla jeszcze innych nie miało to znaczenia, faktem jednak pozostawało to, że każdy dzień coraz silniej przekonywał mnie co do podstępu chłopca. Niespełna jedenastolatek zagrał na nosie całej osadzie, a myśmy myśleli, że to zwykły, zamknięty w sobie mały wiking... Przez ten tydzień usilnie starałem znaleźć jakąś lukę w moim rozumowaniu, coś, co dało by mi znak, że się mylę, że niesłusznie obwiniam dziecko... Ale z każdą kolejną myślą pojawiało się tylko więcej potwierdzeń. Już samo to, że nigdzie go nie było, tworzyło największy dowód.
Zasypiając, budząc się, jedząc... Ciągle myślałem o słowach Pana Brage. Nawet odwiedziłem ich jeszcze kilka razy, ale wydawali się nie mieć już nic więcej do dodania. Jedynym, co udało mi się od nich wyciągnąć to to, że naprawdę nienawidzą mnie i całej mojej rodziny i że chętnie przystali na pomysł Ivara. Nie dopytywali się co planuje, po prostu powiedzieli, że sama możliwość odegrania się na mnie sprawi im wystarczającą satysfakcję, nie muszą znać szczegółów. Co się zaś tyczy Zmiennoskrzydłego, był cały czas u boku Ivara. Ivar z kolei był często koło mnie, dlatego tak mocno czułem się kontrolowany przez smoka. Teraz wygląda na to, że i chłopak i Zmiennoskrzydły odeszli.
Tak jak po śmierci taty, nie potrafiłem sobie znaleźć przez te wszystkie dni miejsca. Byłem niespokojny, rozdrażniony i nawet zdarzało mi się podnieść głos na otaczających mnie ludzi.
Bo pytali, drążyli, zastanawiali się i zamartwiali, być może też odczuwali strach patrząc na mnie i myśląc o tym, kiedy znów stracę nad sobą kontrolę, wymieniali się szeptem informacjami. Czułem się wyjątkowo niekomfortowo w takiej sytuacji, tym bardziej, że zacząłem patrzeć na ludzi trochę inaczej niż jeszcze miesiąc temu. Teraz patrzyłem im w oczy zastanawiając się, czy nie chcą mnie zdradzić tak jak to zrobił Ivar.
Bo nie nienawiść lub dawne rany bolą najbardziej, a zdrada.
Nie wiedziałem czy jestem bardziej zły czy rozżalony, wiedziałem, że Ivar sprawił, że przestałem ufać swoim ludziom, tak jak oni mnie. Chyba o to też mu chodziło, żeby zasiać ziarno niepewności w nas wszystkich.
Mimo wszystko musiałem przyznać jedno: Ivar był inteligentny ponad swój wiek, był również dzieckiem, a skoro jako dziecko tak usilnie mnie nienawidził, to było to po stokroć groźniejsze od wszystkiego innego.
Dzieci są nieprzewidywalne i kiedy czegoś się wystraszą, mogą popełnić niechciane, nieprzemyślane i fatalne w  skutkach decyzje. Mogą dać się ponieść emocjom i bez mrugnięcie okiem zniszczyć nawet i część siebie, byle tylko ich plan się powiódł.
Ivar był teraz groźniejszy niż Drago.

Ostatnio wieczory w Sali są okropnie ciche i puste. Jako że pogoda ustąpiła i częściej jest ciepło niż zimno, wielu wikingów woli spędzać czas na polu, naprawiając domy lub rozpoczynać pierwsze przygotowania do Snoggletog, choć dzieliły nas od niego jeszcze cztery dni. Nie chciałem myśleć o zabawie, o tańcach, śpiewach i uśmiechach tak bardzo sztucznych w tym roku. Myśl, że to pierwsze święta bez taty odbierały całą ich magię.
Tak jak mówiłem, Sala była niemal pusta, tylko gdzieś przy drzwiach stała grupka ludzi i rozmawiała o połowach czy nowych broniach. Ja natomiast, skulony pod ścianą w najciemniejszym rogu, siedziałem opierając się o jedną z rycin ściennych chcąc uniknąć kolejnych pytań. Miejsce było doskonałe, ponieważ w połączeniu z moją mizerną posturą byłem niemal niewidoczny. Szczerbatek tym razem mi nie towarzyszył, po raz pierwszy od wielu dni zostawił mnie, cokolwiek niechętnie, i poszedł zająć się sprawami smoków. Tytuł Alfy zobowiązuje.
Usłyszałem jak drzwi do Sali otwierają się i zaraz moje kolana owiał chłód. Przyciągnąłem je mocniej do siebie i przekręciłem lekko głowę. Oczywiście jedna z kolumn zasłaniała mi widok, ale wyraźnie dobiegły mnie głosy, które znałem doskonale. Jeźdźcy i Eret. Zastanawiałem się czy wyjść z ukrycia, ale po dziecinnemu miałem ochotę jeszcze posiedzieć, posłuchać, nie zajmować się niczym konkretnym.
- Ta pogoda mnie wykończy... - to głos Ereta. Dawno go nie słyszałem, więc wydawał mi się cokolwiek dziwny.
- Bywało gorzej. Teraz jest całkiem przyjemnie. - tym razem to była Astrid.
Usłyszałem jak odsuwają stół, więc chyba zamierzali posiedzieć tu trochę dłużej. Zmarszczyłem brwi i wstałem cicho. Prawa noga zdrętwiała i mało nie przewróciłem się zdradzając swoje położenie. Na szczęście zdołałem się jakoś wyratować i opierając się plecami o ścianę założyłem ręce na pierś. Nasłuchiwałem.
Przez kilka minut do moich uszu dobiegał głównie dźwięk sztućców, kłótnie bliźniaków i mniej interesujące rozmowy. Przez chwilę rozważałem nawet możliwość wyjścia z cienia i dołączenia do Jeźdźców, ale nim uniosłem nogę by zrobić krok moją uwagę przykuło zdanie wypowiedziane przez Ereta.
- Ten chłopiec... Ivar tak?
Ktoś musiał kiwnąć głową, bo Eret kontynuował. Oparłem się wygodniej i słuchałem zaciekawiony.
- To już pewne, że zdradził wioskę? Takie dziecko?
- Nie wiadomo jak to było. - Astrid odezwała się ostrożnie. Uniosłem brwi. Niemal wyobrażałem sobie teraz jej wyraz twarzy, jak zwykle pewnie poważny, niewiele mówiący, ale posiadający tą jedną zmarszczkę wokół ust kiedy się zastanawiała lub nie była czegoś pewna. Czyli Astrid wątpi?
- Prawda jest taka, że mamy tylko słowa jego rodziców - tym razem to Śledzik. Poczułem uścisk w żołądku. Czy tylko ja widzę jak idealny obraz powstał z tych wszystkich zdarzeń? A może po prostu chcę taki widzieć... Usilnie szukając wyjaśnienia poszukuję winnego nawet jeżeli nie mam stuprocentowej pewności... - To trochę mało.
- Przecież uciekł, nie? Dla mnie to przesądza sprawę, knypek dał nogę bo wiedział co się święci. - Moje usta drgnęły chcąc przez chwilę unieść ich kąciki. To całkiem niespotykane by Sączysmark zgadzał się ze mną, nawet jeżeli nie wiedział jakie jest moje zdanie. Ale to wciąż młody Jorgenson, uwielbia konflikty więc nie powinno mnie to dziwić. Zawsze wysuwał pochopne wnioski bez głębszej analizy.
- Problem w tym, że może zniknął nie z własnej woli. - Śledzik wciąż próbował ratować pozycję Ivara, ale nawet Astrid nie była przekonana co do tego, ponieważ westchnęła z irytacją.
- Sprawy okropnie się zagmatwały. Nie mamy pewności czy to wszystko jego sprawka.
- Myślałem, że kto jak kto, ale ty pierwsza uwierzysz na słowo Czkawce.
Drgnąłem słysząc swoje imię. Astrid pewnie teraz lustrowała spojrzeniem Sączysmarka tak jak mnie kiedyś. Nie lubiłem tego spojrzenia, wolałem już jak krzyczała. Minęła chyba cała wieczność zanim się odezwała.
- To... To nie jest takie proste.
Poczułem się jakby ktoś kopnął mnie w brzuch. Zastanawiałem się nie raz, czy przypadkiem jeźdźcy nie stracili do mnie w jakimś stopniu zaufania po ostatnich wydarzeniach i naprawdę nie mogę ich winić jeśli tak jest, ale co innego myśleć, a co innego słyszeć to na własne uszy.
Może powinienem jednak wtedy po prostu wyjść...
Zamiast tego stałem i słuchałem dalej. Chciałem chłonąć każde ich słowo, każdą myśl, spojrzenie, gest... wszystko.
- Sądzisz, że kłamał?
- Sądzę, że Czkawka powinien myśleć teraz o czymś innym niż o kolejnych teoriach.
Nieświadomie zacisnąłem palce na przedramionach tak, że dopiero ból w zranionej wcześniej ręce uświadomił mi moje zachowanie. Z dna mojego brzucha uniosło się w górę coś gorącego i nieprzyjemnie ciężkiego. Rozgrzewało żebra, płuca, serce i podchodziło do gardła.
Złość. Zaczynałem czuć czystą złość. Nie dlatego, że byłem świadkiem rozmowy o mnie, o moich "problemach" czy nawet tym, że się nie zgadzali ze mną. Byłem zły, ponieważ kiedy mówiłem im o moich spostrzeżeniach, kiwali potakująco głowami, a teraz okazuje się, że nie byli ze mną szczerzy. Zabolało.
Ale czy ja nie postąpiłem tak samo?
Przypominając sobie swoje własne błędy moja złość nieco opadła, a przynajmniej do stanu lekkiego poirytowania.
Czy tak teraz to wszystko będzie wyglądać? Czy dopóki nie wyjaśnimy całej sprawy wszyscy będą patrzeć na mnie jak na bombę, która może w każdej chwili wybuchnąć? Może powinienem się wtedy nie zatrzymywać, uciekać gdzie tylko oczy poniosą, może...
- Mówiłaś mu to?
Moje myśli powróciły do Sali. Ponownie poruszyłem lekko głową słuchając jeźdźców. Na pytanie Ereta odpowiedziała cisza, co pozwalało mi zgadywać, że Astrid patrzy teraz pewnie gdzieś w bok, chcąc uniknąć odpowiedzi.
- Czyli nie mówiłaś.
- Kto by pomyślał, a powiedziałbym, że... - zanim Sączysmark dokończył swoją myśl dobiegło mnie jego stłumione jęknięcie. Przewróciłem oczami i westchnąłem bezgłośnie.
- Co robimy? - głos Śledzika brzmiał jak zwykle w podobnych sytuacjach poważnie. Oczami wyobraźni widziałem jak wszyscy wzruszają ramionami. Naprawdę chciałem już sobie pójść więc stawiając powoli kroki przesuwałem się pod ścianą oddalając się od jeźdźców. Sala miała jeszcze jedno wyjście, dodatkowe, na samym końcu za podestem. Jeżeli będę wystarczająco cicho uda mi się opuścić Salę bez interakcji z kimkolwiek.
W głębi duszy modliłem się też, żeby Szczerbatek nie wpadł akurat w tym momencie.
- Powinniśmy... - Astrid zrobiła krótką przerwę jakby się nad czymś zastanawiała, jakby coś jej nie dawało spokoju i ciążyło. - Powinniśmy zająć się tym sami, tak po cichu. Czkawka ma inne zmartwienia.
Zatrzymałem się w pół kroku. A więc nie ufają mi. Chcą działać po swojemu. Złość ponownie powróciła i jeszcze mocniej zaczęła wdzierać się do gardła, szarpać, drapać, dusić...
- Może tak będzie lepiej...
Naprawdę nie rozumieli jak wszystko idealnie do siebie pasuje? Kto jak kto, ale myślałem, że Śledzik też to zauważy, że będzie po mojej stronie, że spróbuje przekonać innych...
Tym razem nie ja odstąpiłem od grupy.
Tym razem zostałem odsunięty.
Uniosłem głowę i w tym samym momencie poczułem na policzku coś mokrego. Prawa dłoń powędrowała do twarzy i otarła niechcianą łzę. Płakałem? Serio?
Przecież to tylko słowa. Słowa nie ranią tak bardzo, nie mają takiej siły, nie mogą...
Nie potrafiłem jednak oszukać samego siebie.
Byłem wykończony, tak samo psychicznie jak i fizycznie. Minęły dwa miesiące odkąd pochowałem ojca i miesiąc odkąd znalazłem jego hełm a całe problemy rozpoczęły się na nowo. Przez piętnaście lat swojego życia udawałem przed wszystkimi, że jestem tacy jak oni, a kiedy mi się to nie udawało, byłem niemal niewidzialny. Później, po odnalezieniu Szczerbatka pojawiły się inne kłopoty, Albrecht, później Dagur, nowe smoki, nowe problemy, nowe kłótnie. Całe moje życie jak na razie częściej śmiało mi się w twarz niż dobrotliwie klepało po ramieniu.
Czy to więc naprawdę takie dziwne, że miałem dosyć?
Nie miałem żadnego pomysłu na dalsze działania, nie miałem ochoty nawet o tym myśleć a sam Ivar przestał mnie na chwilę obchodzić. Nigdy nie myślałem o sobie, zawsze robiłem wszystko dla innych tak, żeby mogli żyć spokojnie.
I nawet teraz nie umiałem nie przejmować się tymi, którzy przecież jeszcze tak niedawno uznawali mnie za ofermę i słabeusza.
Dlaczego nie mogłem być tak obojętny na wszystko jak Sączysmark czy bliźniaki? Dlaczego nie mogłem być silny jak Astrid i opanowany jak Śledzik?
Dlaczego ja byłem Czkawką, a oni prawdziwymi wikingami?
- A niech to wszystko...
- Czkawka? Jak długo tu jesteś?
Nie odwróciłem się w ich stronę. To aż niesamowite jak Astrid potrafi szybko zmienić ton głosu z opanowanego, na lekko zdenerwowany. Oczywiście tylko troszkę, bo to w końcu Astrid.
Czułem się trochę jak dziecko złapane na podkradaniu słodyczy czy robieniu psikusa sąsiadowi, choć zdecydowanie bardziej byłem zezłoszczony. Swoją słabością, ich zachowaniem, całą chorą sytuacją i niesprawiedliwością tego wszystkiego.
Chciałem odpowiedzieć, ale zamiast tego ścisnąłem mocniej usta i ruszyłem przed siebie. Stukanie metalowej protezy było przez chwilę jedynym dźwiękiem roznoszącym się po pomieszczeniu. No może jeszcze dało się słyszeć zdenerwowane oddechy.
- Czkawka, poczekaj!
Udając że nie słyszę zbliżałem się coraz bardziej do wyjścia. Kątem oka zerknąłem na podwyższenie i główny stół. Jak zwykle pusty, cichy, zostawiony bezlitosnemu upływowi czasu na zniszczenie i zapomnienie. Odkąd zostałem wodzem siedziałem przy tym stole tylko jeden raz.
- Czkawka!
- Daj spokój, on i tak nie...
Pokonałem ostatnie kilka metrów i prawie uderzając pięścią w drzwi otworzyłem je napotykając kilka zdziwionych spojrzeń. Szybko przedarłem się przez sporą grupkę wikingów i klucząc między domami próbowałem zgubić raz głośniejsze a raz cichsze nawoływania jeźdźców.
Zacząłem zastanawiać się, czy ja po prostu nie zaczynam wariować.
Czy to wszystko to naprawdę tylko moje uprzedzenia, czy chęć znalezienia odpowiedzi za wszelką cenę zasłania mi prawdę? Czy naprawdę wszystko sobie wmawiam? A może tylko wymyśliłem sobie tą całą rozmowę w Sali i tak naprawdę nie było tam nikogo? Może ja sam już nie istnieję, może Zmiennoskrzydły ukazuje mi fałszywą rzeczywistość, może właśnie trzymam uniesiony miecz i bez mrugnięcia okiem wbijam go w leżące przede mną ciało...
Sama myśl o tym sprawiała mi fizyczny ból, jednak zanim zdążyłem zgiąć się w pół i chwycić za brzuch ktoś złapał mnie za ramię i pociągnął do jednego z domów. Niczym worek zostałem wepchnięty przez drzwi do niewielkiego pomieszczenia. Było ciemne i trochę wilgotne, ale w zimie wszystko takie jest. Usłyszałem skrzypnięcie drzwi a potem odgłos kroków na zewnątrz. Przez chwilę zatrzymały się obok domu, jednak nie minęło kilka sekund jak zaczęły się oddalać, aż w końcu całkiem ucichły. Dopiero wtedy spłynął na mnie blask pochodni i duży cień stojącego obok niej mężczyzny.
- Nie za ciekawie wyglądasz. Mizernie.
Uśmiechnąłem się krzywo i opierając o ścianę plecy zasłoniłem twarz rękami.
- Albrecht, powiedz, czy ja już wariuję?
- Nie bardziej niż my wszyscy chłopcze.
C.d.n.


~~***~~



Coś ostatnio rzadziej te rozdziały się pojawiają co? Cóż, mogę to zwalić na 3 rzeczy z czystym sercem. Po pierwsze praca która dosłownie wysysa ze mnie energię, po drugie brak weny a więc i pisanie "na sucho" jak to nazywam no i po trzecie mój osobisty leń. Im bliżej końca, tym ciężej mi jakoś pisać, choć powinno być odwrotnie. Hurra ja. Mam nadzieję, że ta ostatnia część którą rozpoczął ten rozdział nie będzie najgorszą. Bo tak, oto dotarliśmy do trzeciej części opowieści niczym kolejnej księgi Pana Tadeusza. Jestem pedantyczna, więc każda z nich ma równo po 10 rozdziałów.
Późno już, nie sądziłam, że się wyrobię, a jednak się udało. Rozdział posiadający mniej akcji i w ogóle ale mimo to potrzebny mi do dalszych wydarzeń. Tylko muszę je jeszcze wymyślić chociaż rozdział 30 mam już niemal całkiem rozplanowany. Śmiesznie, nie?
Do usłyszenia!


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 
Admin Moderator Użytkownik

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi

[ Generated in 0.140 seconds, 9 queries executed ]


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.imir2010.pun.pl www.bdsm.pun.pl www.graopokemon.pun.pl www.genelia-d-souza.pun.pl www.tecktonik.pun.pl