Nowinki, rozmowy o postaciach, fan art, opowiadania i wiele innych.
Uczeń Akademii
Momomai8 napisał:
Pomysł z ucieczką jest po prostu zaskakujący i mam nadzieję, że nie wyjdzie z tego kolejny odgrzewany kotlet.
Że tak powiem, po moim trupie. A tak na poważnie to w tej chwili nie widzę żadnych przesłanek do takich obaw .
Chinatsa napisał:
Coś się boję, że mam zapędy sadystyczne co do bohaterów. Ivar to taka postać którą polubiłam odkąd pojawiła się w mojej głowie i chcę żeby miała swój duży wkład w opowiadanie.
Czyli idealnie, Czkawka pokocha Ivara, Ivar pokocha Czkawke - adopcja gwarantowana .
Ostatnio edytowany przez Antrakt (2014-10-10 23:29:27)
Offline
ADMIN
Rozdział 13)
Często zastanawiałem się, jak wyglądało by moje życie, gdybym nie był synem wodza. Może nie musiałbym spędzać samotnie wieczorów i poranków, może mógłbym się z kimś zaprzyjaźnić, może nie oczekiwano by po mnie aż tylu rzeczy i nie rozczarowano się moją słabością. Syn wodza nie mógł być słaby, a ja ledwo unosiłem topór by go naostrzyć. Miałem doskonały słuch i wzrok, ale zamiast polować na mniejsze zwierzęta lub wdrapywać się na skały ja wolałem poznawać nowe miejsca, oglądać z ukrycia zwierzynę i smoki. Chciałem po prostu na nie popatrzeć, wtedy czułem się wolny, nie skrępowany niczym przyziemnym. Mając kilka lat wierzyłem, że kiedyś będę tak potężny, że z łatwością przeskoczę z jednej chmury na drugą, po dziecinnemu oczekiwałem tego momentu, kiedy ludzie zaczną mnie zauważać i chwalić i byłem pewny, że ta chwila nadejdzie. Czekałem więc. Najpierw, ze wszystkich innych dzieci w osadzie, to Astrid stała się "prawdziwym wikingiem", a raczej kimś, kto do "prawdziwego wikinga" miał już bardzo prostą drogę. Nie było to nic niespodziewanego, Astrid zawsze była silna i zdecydowana. Następnym w kolejce był Sączysmark. Tu również mnie to nie zdziwiło tak samo jak to, że zaraz po nim do grona "lepszych" dołączyły bliźniaki. Okrutnie to zabrzmi, ale miałem nadzieję, że Śledzik nie da rady, że może inni zobaczą, że nie ja jedyny jestem ofermą, że wiking może być słaby... Myliłem się. Śledzik, mimo sporych problemów, zdołał pokazać swoją siłę. Zostałem więc tylko ja. Tata przez kilka miesięcy prawie zupełnie się do mnie nie odzywał, nawet Pyskacz zmarkotniał, choć jemu akurat dość szybko przeszło. Łatwiej mu było się pogodzić z tym, że jako jedyny wciąż pozostałem "tylko dzieckiem", niż tacie. Pyskaczowi byłem przynajmniej w czymś potrzebny, dla taty... Dla taty przestałem praktycznie istnieć. Czasami, siedząc w nocy przed domem i spoglądając w gwiazdy, zastanawiałem się, czy nie zabrać swoich rzeczy i po prostu pójść przed siebie, dopóki nie pojawi się bezkres morza. Co miał bym później robić? Płynął bym dopóki starczyło sił, a kiedy moje mięśnie przestały by pracować, pozwoliłbym swojemu ciału opadać głęboko, głęboko...
Nigdy jednak nie miałem na tyle odwagi by samotnie wyruszyć w środku nocy tylko po to, by później wszystko zakończyć.
No i gdzieś na dnie serca paliła się iskierka nadziei, że być może zraniłbym tym ojca, że może było by mu żal, że cierpiałby wiedząc, że nic mu nie pozostało.
Nawet jeżeli ja sam byłem dla niego "niczym".
Jakoś przetrwałem te lata i nauczyłem się żyć z jednej strony na tyle, by móc pomagać w pracy Pyskaczowi a z drugiej, by unikać sytuacji w których tata wstydziłby się, że ma takiego syna jak ja. Czasami słyszałem szepty, że to Sączysmark powinien w takim wypadku odziedziczyć tron, że to i tak kwestia czasu kiedy któryś ze smoków mnie złapie i...
Co miałem robić jako dziecko? Jak mogłem pokazać swoją przydatność skoro każdy już uwierzył, że nigdy nic ze mnie nie będzie.
A jednak żyłem.
Żyłem do tej pory, do tego momentu, w którym znalazłem się na tej opuszczonej przez Bogów wyspę, uciekając przed przyjaciółmi, przed obowiązkami i przed samym sobą.
- To bardzo smutna historia. - Ivar przytulił policzek do kolan i patrzył na mnie z na wpół przymkniętych powiek. Westchnąłem przeciągle.
- To jedyna historia którą mogę opowiedzieć.
- Dlatego - Ivar podniósł głowę a Głazołaz natychmiast skoczył do jego boku domagając się pieszczot - trzeba sprawić, żeby dalsza część była wesoła.
Uniosłem lekko brew i zaśmiałem się cicho.
- Nie sądzę, żebym miał czas na coś takiego.
- Dlaczego?
Dziecko zawsze pyta "dlaczego". Ze wszystkich słów, to jedno powtarza nad wyraz wyraźnie i pewnie.
Dlaczego niebo jest niebieskie?
Dlaczego nie możemy latać jak smoki?
Dlaczego słońce wschodzi na wschodzie a nie na zachodzie?
Dzieci mają wiele pytań i chcą na nie natychmiastowej odpowiedzi. Ja też kiedyś pytałem.
Nawet Astrid musiała kiedyś zapytać "Mamo, dlaczego słońce świeci?".
No właśnie, dlaczego słońce świeci?
- Ivar, dlaczego słońce świeci? - zapytałem odpowiadając pytaniem na pytanie. Chłopiec zmarszczył brwi, chyba nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego. Mimo to był to chłopak niezwykle inteligentny więc wiedziałem, że dla niego to pewnego rodzaju zagadka. A dzieci lubią zagadki. Nadął lekko policzki, dzięki czemu poznałem, że poważnie zastanawia się nad odpowiedzią. Siedział tak przez jakiś czas, nie ruszając się i ledwo oddychając, w końcu zamrugał i podniósł na mnie wzrok.
- Może dlatego, żeby właśnie o to pytać?
- Co masz na myśli?
- Może życie polega na tym, żeby pytać i nie zawsze otrzymywać konkretne odpowiedzi.
Zamyśliłem się.
Ivar był o wiele inteligentniejszy niż ja, czy ktokolwiek inny, ale był przecież pomocnikiem Gothi, to z nią spędzał najwięcej czasu i to ona musiała nauczyć go wielu rzeczy. Nawet jeżeli nie rozmawiali. Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem rękę by poczochrać go po włosach.
- Naprawdę jesteś inteligentny Ivar.
Chłopiec spłonął rumieńcem i wymamrotał coś niewyraźnie pod nosem.
Tak, pewne pytania pozostają pytaniami.
Odsunąłem rękę i wbiłem paznokcie w przedramię by się rozbudzić, by nie zasnąć.
- Powinien wódz odpocząć, przespać się, ja popilnuję. - Ivar wstał i przeciągnął się tak, że koc spadł mu z ramion i na chwilę przykrył Głazołaza. Smok wysunął głowę spod materiału i popatrzył zdziwionym wzrokiem dookoła.
Pokręciłem głową.
- Nie Ivar, nie wolno mi zasnąć.
- Z powodu tej czarnej mgły?
Kiwnąłem głową. Dopiero teraz zauważyłem, że na dłoni widnieje zaschnięta plama krwi.
Podniosłem się szybko.
- Dlatego powinieneś...
- Powinienem być razem z moim wodzem!
Ivar stanął na baczność i uderzył się w pierś prawą ręką.
- Nawet jak wódz nie będzie chciał, to ja i tak dalej będę szedł za wodzem! Tak postanowiłem!
Uniosłem dłoń i przetarłem oczy. Nawet jeżeli miał by wracać, nie mógłbym mu pozwolić samotnie przemierzyć morza, to była zbyt długa i niebezpieczna podróż jak na małe dziecko. Gdybym kiedykolwiek dowiedział się, że nie dotarł do wyspy...
No proszę, zacząłem nawet wybiegać myślami w przód, jakby istniała jakaś przyszłość dla mnie.
Pozostawała więc jedna opcja. Podrzucić Ivara na Berk tak by nikt nas nie widział, wymyślić mu jakieś skomplikowane zadanie i uciec.
Oszukanie dziecka to jedna z najgorszych rzeczy którą można zrobić, ale to teraz jedyne słuszne wyjście.
- Ivar, powiedz mi czy ten Wrzeniec wciąż jest na brzegu?
Chłopak podrapał się po brodzie.
- Raczej tak. Nie minęło znowu tak wiele czasu, a ten akurat lubi się wygrzewać do słońca. Tutaj jest cieplej niż na Berk, więc pewnie będzie siedział do wieczora.
- Dobrze.
Ściągnąłem z ramion koc i zwinąłem go. Ivar patrzył na mnie pytającym wzrokiem.
- Popłyniemy.
- Na inną wyspę?
- W pewnym sensie.
Chłopiec sięgnął po rozrzucone rzeczy i szybko schował je do torby. Przez chwilę oślepił mnie blask słońca. Kiedy popatrzyłem w tamtą stronę Ivar przypinał do pasa niewielki sztylet. A więc jednak jakoś się zabezpieczał na wypadek ewentualnej walki, zupełnie jak ja w jego wieku. Jakiś czas później staliśmy już nad brzegiem morza. Tak jak powiedział Ivar, Wrzeniec leżał do połowy zanurzony w wodzie a pysk wystawił prosto do słońca. Podszedłem powoli, jednak smok był tak rozespany, że nie sprawiał większego problemu. Być może poznał zapach Ivara.
Godzinę później siedzieliśmy już na jego grzbiecie i płynęliśmy ponownie otulając się kocami. Dopiero teraz zrozumiałem jak bardzo pewny swoich sił musiał byc Ivar gdy mnie śledził. Lecąc na smoku podczas takiej pory roku człowiek czuje jak tysiące malutkich igiełek wbija się w jego ciało mrożąc je do szpiku kości, jednak o wiele gorzej jest, gdy smok płynie a ciebie od wody oddziela jedynie metr. Otuliłem się szczelniej powstrzymując drżenie ramion. Ivar wydawał się o wiele lepiej znosić przejmujące zimno niż ja.
- Gdzie płyniemy? Wydaje mi się, że to ta sama trasa, choć na morzu wszystko jest takie samo podczas dnia.
- Na Berk.
Ivarowi zaświecił się oczy.
- A więc wódz chce wrócić?
- Nie. - pokręciłem głową i oparłem głowę o dłoń. Patrzyłem na przestrzeń morza i nieba modląc się w duchu, by nie napotkać któregoś z jeźdźców. Wyprawa była dla mnie naprawdę ryzykowna, ale to jedyne wyjście. Jeżeli mnie złapią, przynajmniej będę miał pewność, że Ivar jest bezpieczny, gorzej, jeżeli przez te kilka godzin w którymś momencie ponownie utracę nad sobą kontrolę. Dlatego muszę wytrzymać, nawet jeżeli miałbym później zupełnie oszaleć. - Chcę stamtąd coś zabrać i potrzebuję twojej pomocy.
Ivarowi wyraźnie spodobało się to, że miałem dla niego zadanie. Jak na wikinga przystało, nie pytał o nic więcej, po prostu siedział i z utęsknieniem wypatrywał brzegu Berk.
Ja natomiast z każdym metrem pragnąłem stać się coraz bardziej niewidzialny, tak jak wiele lat temu.
Im bliżej byliśmy Berk, tym szybciej zapadał zmrok. Dziwne, dopiero co światło jutrzni oświetlało falę a teraz na niebo występuje coraz wyraźniejszy księżyc. Noc zaczęła stapiać się z dniem, przestawałem czuć zimno morskiego powietrza i nawet rozbudziłem się na tyle, by rozpoznać pierwsze skały. Skały, na których tak często siadał Szczerbatek by popatrzeć na falującą linię horyzontu a ja zamykałem wtedy oczy i wdychałem zapach poranka.
- Jesteśmy już bardzo blisko.
Kiwnąłem głową rozglądając się za jeźdźcami, na szczęście zapadający zmrok dodawał nam szansy, że nikt nas nie zobaczy. Choć liczyłem się z tym już od samego początku, wolałem uniknąć patrzenia w oczy któregokolwiek z mieszkańców Berk.
Zupełnie bez ostrzeżenia ponad nami rozległ się donośny ryk. Już całkiem rozbudzony uniosłem głowę by zobaczyć jednego z gronkieli. Patrzył na nas i ryczał tak przeraźliwie, że musiałem zatykać uszy. Gdzieś z oddali poniósł się echem kolejny ryk, potem jeszcze jeden i następny...
Ivar popatrzył na mnie a ja, choć bardzo chciałem, nie mogłem odgadnąć jego wzroku. Chyba się wahał. Z jednej strony chciał żebym wrócił, z drugiej jednak rozumiał dlaczego zrobiłem to wszystko. Przełknąłem ślinę. Czyżby Ivar to wszystko zaplanował?
- Ivar...
- Niech wódz chwyci się mocno, o tutaj! - Ivar wskazał mi lukę między łuskami. Palce same zareagowały i zaczepiły się boleśnie w wyznaczonym miejscu.
- Radziłbym nabrać też dużo powietrza!
- Ivar, co ty...
- Już!
Wszystko działo się tak szybko. Ostatnim co zobaczyłem w powietrzu to sylwetka któregoś ze smoczych jeźdźców, nie mogłem jednak rozpoznać kim on był. Ktoś coś krzyknął, Wrzeniec zaryczał i wyrzucił nas lekko w powietrze. Zrozumiałem co smok chce zrobić, więc jeszcze mocniej zacisnąłem palce. Im bliżej byłem wody, tym wyraźniej moje myśli formowały się w jedno zdanie: To szaleństwo!
Strumień wody uderzył mnie prosto w twarz a potem nastała cisza jeszcze głębsza, niż kiedy przedzierałem się tunelami na grzbiecie Krzykozgona. Pozwoliłem sobie uchylić lekko powieki ale pęd wody za bardzo je podrażniał. Chciałem sprawdzić czy Ivar wciąż jest za mną, czy siła z którą zanurkowaliśmy nie zrzuciła go ze smoka. Odwróciłem głowę i na ułamek sekundy ponownie otwarłem powieki. Przed oczami zamajaczyły mi jasne kosmyki. To wystarczyło bym miał pewność. Pochyliłem głowę i z całych sił próbowałem wytrzymać jeszcze chwilę. Smoki nie będą mogły podążyć za zapachem ponieważ woda skutecznie go niweluje, nie musiałem się więc tym martwić. Gorzej, że tak czy tak musieliśmy wypłynąć gdzieś przy brzegu wyspy, ani ja ani Ivar nie wytrzymamy długo pod wodą. Czułem jak płuca zaciskają się boleśnie błagając o ułamek tlenu.
Jeszcze trochę!
Przyłożyłem głowę do smoczego karku i próbowałem uspokoić myśli.
Całe Berk już wie, że gdzieś tu jestem. Dalsze płynięcie też nie wchodziło w grę, smoki na pewno wyruszyły badać teren. Zakląłem w myślach.
Wciąż popełniam błędy!
Mogłem po prostu zostawić Ivara i... Ścisnąłem mocniej łuski. Nie mogłem go zostawić, po prostu nie mogłem.
W końcu, zdawało mi się że niemal po godzinie, moja głowa przebiła taflę wody a ogromne cielsko wyrzuciło nas na brzeg. Zakaszlałem łapiąc łapczywie każdy oddech. Gdzieś obok dobiegło mnie parskanie Ivara. Czując pod palcami mokry piasek zerwałem się na równe nogi. Wrzeniec zdążył już się zanurzyć i zaczął odpływać.
- Mieliśmy szczęście... - wysapał Ivar ściągając na chwilę but i wylewając z niego wodę. Bez koca wydawał się jeszcze mniejszy i jeszcze bardziej kruchy. Odgarnąłem mokre włosy z czoła.
Wrzeniec wyrzucił nas na jednej z rzadziej uczęszczanych plaż, niewątpliwie był to dla nas plus. Chwyciłem Ivara i pociągnąłem go w stronę majaczącego w oddali lasu. Nie mogliśmy stać sobie na środku plaży jak gdyby nigdy nic. Prędzej czy później i tu pojawią się smoki, trzeba było znaleźć więc jakieś schronienie.
- Musimy się gdzieś schować... - poinformowałem go a on tylko kiwnął głową. Z torby przewieszonej przez jego ramię ciurkiem wylewała się woda a krople w rytm jego kroków skakały wysoko do góry.
Berk jest dosyć specyficzną wyspą. Jeżeli chcesz, znajdziesz na niej i gęste lasy i te rzadkie, słoneczne plaże jak i oszronione szczyty gór. Między grotami i jaskiniami możesz wybierać do woli, wiele z nich łączy się w tunele prowadzące nawet pod osadę co nie raz narobiło nam problemów. Lepiej było ich jednak unikać, nigdy nie wiadomo czy nie znajdziesz tam jakiegoś mało przyjaznego smoka.
Koniec końców wskoczyliśmy między jakieś zarośla. Woda wciąż jeszcze kapała z moich włosów, więc i zapach nie był wyraźny. Przeniosłem wzrok na Ivara. Chłopak siedział i rozcierając ramiona trząsł się okropnie. Ja nie czułem już niczego. W momencie kiedy otwierałem usta by coś powiedzieć, na przeciwko nas coś zaszeleściło i z krzaków wyłonił się Głazołaz. Ivar zawołał go cicho.
Smok podleciał wyraźnie uradowany widząc swojego pana i rozłożył mu sie wygodnie na kolanach. Chłopiec już chyba nie odczuwał aż tak zimna ponieważ jego ramiona drżały o wiele słabiej.
- Ivar... Lepiej będzie jak już pójdziesz.
Chłopiec przeniósł na mnie obrażone spojrzenie.
- Myślałem, że szef miał dla mnie zadanie!
Przygryzłem wargę.
- Popatrz na siebie! - szepnąłem - Godzina czy dwie i dostaniesz zapalenia płuc. Na nic mi się nie przydasz z gorączką! Nie potrzebuję zbędnego balastu!
Ivar zdrętwiał.
Dlaczego to wszystko powiedziałem? Przecież wcale tak nie myślałem!
- Ivar... - przetarłem oczy unikając patrzenia mu w twarz. - Sam widzisz, że to wcale nie jest dla ciebie bezpieczne.
- Nie wrócę bez wodza!
- Ivar, ciszej!
- Nie i kropka!
Krzyk Ivara na tle praktycznie bezdźwięcznego lasu brzmiał ostro i wyraźnie jak uderzenie pioruna.
- Ivar, na Thora, nie krzycz tak!
- Wszyscy na pewno chcą żeby wódz wrócił do domu!
Ivar podniósł się ze swojego miejsca i krzyczał niemalże do utraty tchu. Gdzieś w głębi lasu zamajaczył płomień pochodni. Na kark wystąpiły zimne krople strachu. Zerwałem się, żeby uspokoić Ivara ale w tej chwili wydarzyło się kilka rzeczy, zupełnie jakby los czekał, aż będę dokładnie tutaj.
Ivar przestał krzyczeć i wbił we mnie swoje wystraszone spojrzenie, do naszych uszu dobiegły strzępki nawoływań, niewyraźne sylwetki biegły w naszą stronę a jakby tego było mało ponad te wszystkie dźwięki doskonale poznałem jeden.
Szczerbatek.
Był tutaj Szczerbatek!
A skoro Szczerbatek był tutaj, to ktoś musiał przecież...
- Czkawka!
Odwróciłem się przerażony. Gdzieś z głębi lasu dobiegał mnie wyraźny głos Astrid. Chciałem uciec ale moje nogi zrobiły się tak strasznie słabe a umysł zachodził tą okropną, czarną mgłą, że ledwo co pamiętałem co się stało.
- Nie uciekaj.
Znowu ten głos! Nie mogłem nawet unieść rąk by zagłuszyć te wszystkie dźwięki. Miałem wrażenie, że powoli staję się kukiełką w czyiś rękach, że powoli jest mi "wszystko jedno". Czułem, że moje ciało rusza się mimo mojej woli, choć nie widziałem już nic prócz tej zimnej, ciężkiej i obezwładniającej umysł mgły.
Na dłoniach i szyi znów pojawiły się kajdany choć nie znajdowałem się jeszcze w tym "czymś" co było moją otchłanią strachu i słabości.
Ktoś coś mówił, ktoś coś krzyczał. Znowu.
Potrząsnąłem głową czując jak po policzkach spływa coś mokrego. To nie była woda.
Skupiając całą siłę woli wsłuchałem się w gamę słów i dźwięków.
Znów mogłem rozpoznać tylko jeden.
- Czkawka. Puść Ivara.
C.d.n.
~~***~~
Pechowy rozdział!
Chociaż osobiście lubię tą liczbę.
Zdaję sobie sprawę, że w tym rozdziale strasznie szybko i chaotycznie przechodziłam między wydarzeniami więc biję się za to w pierś.
Tak jak mówiłam, fabuła żyje sobie z rozdziału na rozdział zupełnie nie tak jak ja bym chciała, ale nie przeszkadza mi to. Historia która sama się piszę jest dla mnie o tyle ciekawsza, że nie wiem jak się skończy. Autorka opowiadania nie mająca pojęcia co wydarzy się w następnym rozdziale, a to ci heca!
Piszcie co sądzicie, co wam się nie podoba a co podoba, co chcecie zmienić a co nie (ostatecznie i tak będziecie zdani na mnie i moją wolę) no i nie opuszczajcie opowiadania.
Offline
Smoczy Jeździec
Kolejny rozdział, który ani trochę nie traci poziomu. Jest więcej akcji, a mimo to opisy wszystkiego co się dzieje, cały czas wręcz przenoszą do tego świata. Bardzo pomysłowe rozwinięcie, a ostatnie słowa powodują, że chciałbym już czytać dalej. Podejrzewam, że Ivara nie zabijesz (zwłaszcza, jeśli ma to zrobić Czkawka, przecież miał go adoptować ), ale mimo to coraz bardziej ciekawi mnie jego dalszy los. Na prawdę pięknie rozegrane... zasiałaś we mnie strach o jego życie...
To tyle
Offline
ADMIN
WielkiMou napisał:
Kolejny rozdział, który ani trochę nie traci poziomu. Jest więcej akcji, a mimo to opisy wszystkiego co się dzieje, cały czas wręcz przenoszą do tego świata. Bardzo pomysłowe rozwinięcie, a ostatnie słowa powodują, że chciałbym już czytać dalej. Podejrzewam, że Ivara nie zabijesz (zwłaszcza, jeśli ma to zrobić Czkawka, przecież miał go adoptować
), ale mimo to coraz bardziej ciekawi mnie jego dalszy los. Na prawdę pięknie rozegrane... zasiałaś we mnie strach o jego życie...
To tyle
Dzięki. Uf jak ja się męczyłam z tym rozdziałem mimo wszystko! Cóż, kto wie co się wydarzy w dalszych rozdziałach. To wy powiedzieliście o adoptowaniu Ivara, ja mam buzię na kłódkę zamkniętą i ani mru mru
Głównie dlatego, że sama nie wiem...
Offline
Smoczy Jeździec
Chinatsa napisał:
Dzięki. Uf jak ja się męczyłam z tym rozdziałem mimo wszystko! Cóż, kto wie co się wydarzy w dalszych rozdziałach.
To wy powiedzieliście o adoptowaniu Ivara, ja mam buzię na kłódkę zamkniętą i ani mru mru
Głównie dlatego, że sama nie wiem...
Nie my, a Antrakt. Ja tylko pochwyciłem pomysł Dobrze, że nic nie mówisz, nie chciałbym już wiedzieć, więc po prostu pisz jak uważasz
Offline
Moderator
No kurczę.... Świetnie. Jak zwykle zresztą. Rozdział jest ,,otwarty", czeka na dalsze rozwinięcie. Naprawdę dobrze rozegrane. A jeśli opowiadanie żyje własnym życiem, to niech jego ,,życie" będzie dłuugie. Ciekawa jestem, na ilu rozdziałach się skończy...
Oby nie prędko.
Offline
Uczeń Akademii
Wiele już zostało napisane, ale ja też dorzucę swoje trzy grosze. Opowiadanie cały czas bardzo dobrze się trzyma, ponieważ historia po 13 rozdziałach nadal jest spójna, ciekawa i co najważniejsze - zaskakuje. Pechowa trzynastka chyba tutaj nie posiada swojej magicznej mocy, jedynie Ivar może mieć pecha w tej sytuacji , ponieważ prawdopodobnie jego życie jest zagrożone - duży plus za zakończenie, słyszę właśnie lektora zapowiadającego następny odcinek, to znaczy rozdział: Czy Czkawka jest zdolny skrzywdzić Ivara ? Jakie będą dalsze losy tej dwójki ? Tego i jeszcze wiele innych dowiecie się państwo w następnym odcinku... rozdziale. Rewelacja.
Ponadto skłaniałbym się ku lekkiej zmianie akcji na kolejny rozdział, bo w tym jest jej wystarczająco dużo. Z tego powodu w następnej części opowiadania powinno być delikatnie zmniejszone tempo fabuły. Dopiero jak się rozwinie dzisiejsze zakończenie to chciałbym zobaczyć trochę więcej rozmyślań, monologów wewnętrznych czy też dialogów z innymi bohaterami, bo najzwyczajniej w świecie rewelacyjnie się je czyta. Moment w jakim znalazł się Czkawka z Ivarem jest naprawdę interesujący. Dziękuję za dzisiaj i proszę o więcej .
A moja fantazja z adopcją Ivara chyba zaczęła żyć własnym życiem .
Offline
ADMIN
Momomai8 napisał:
No kurczę.... Świetnie. Jak zwykle zresztą. Rozdział jest ,,otwarty", czeka na dalsze rozwinięcie. Naprawdę dobrze rozegrane. A jeśli opowiadanie żyje własnym życiem, to niech jego ,,życie" będzie dłuugie.
Ciekawa jestem, na ilu rozdziałach się skończy...
Oby nie prędko.
Tak sobie siedzę i zastanawiam się właśnie nad tym ile rozdziałów uda mi się napisać, choć coś mi ptaszki podśpiewują że jeszcze 17 przed nami. 30 rozdziałów to będzie ładna, okrągła sumka na zakończenie
Antrakt napisał:
Wiele już zostało napisane, ale ja też dorzucę swoje trzy grosze. Opowiadanie cały czas bardzo dobrze się trzyma, ponieważ historia po 13 rozdziałach nadal jest spójna, ciekawa i co najważniejsze - zaskakuje. Pechowa trzynastka chyba tutaj nie posiada swojej magicznej mocy, jedynie Ivar może mieć pecha w tej sytuacji
, ponieważ prawdopodobnie jego życie jest zagrożone - duży plus za zakończenie, słyszę właśnie lektora zapowiadającego następny odcinek, to znaczy rozdział: Czy Czkawka jest zdolny skrzywdzić Ivara ? Jakie będą dalsze losy tej dwójki ? Tego i jeszcze wiele innych dowiecie się państwo w następnym odcinku... rozdziale. Rewelacja.
Lektor pewnie ma głos Tomasza Knapika (starsi od razu go rozpoznają) Cóż, to była chyba jedyna rzecz, którą miałam zaplanowaną na ten rozdział przyznam szczerze
Antrakt napisał:
Ponadto skłaniałbym się ku lekkiej zmianie akcji na kolejny rozdział, bo w tym jest jej wystarczająco dużo. Z tego powodu w następnej części opowiadania powinno być delikatnie zmniejszone tempo fabuły. Dopiero jak się rozwinie dzisiejsze zakończenie to chciałbym zobaczyć trochę więcej rozmyślań, monologów wewnętrznych czy też dialogów z innymi bohaterami, bo najzwyczajniej w świecie rewelacyjnie się je czyta. Moment w jakim znalazł się Czkawka z Ivarem jest naprawdę interesujący. Dziękuję za dzisiaj i proszę o więcej.
O to ja myślałam, że teraz będziecie chcieli tylko akcję. Nie martw się, będzie jeszcze dużo dialogów, przemyśleń (no hej to wszystko w końcu widzimy oczami Czkawki) i w ogóle więcej tej magii choć tak jak mówiłam: Nie bez kozery pierwsza część ma podtytuł: "wewnątrz", a druga "pomiędzy"
Antrakt napisał:
A moja fantazja z adopcją Ivara chyba zaczęła żyć własnym życiem
.
Haha o tak, biorąc pod uwagę wczorajszą rozmowę zaczynam bać się o życie jego rodziców.
Offline
Uczeń Akademii
Chinatsa napisał:
Tak sobie siedzę i zastanawiam się właśnie nad tym ile rozdziałów uda mi się napisać, choć coś mi ptaszki podśpiewują że jeszcze 17 przed nami. 30 rozdziałów to będzie ładna, okrągła sumka na zakończenie
Jednym z tych podśpiewujących ptaszków jest jakiś Antrakt .
Chinatsa napisał:
O to ja myślałam, że teraz będziecie chcieli tylko akcję. Nie martw się, będzie jeszcze dużo dialogów, przemyśleń (no hej to wszystko w końcu widzimy oczami Czkawki) i w ogóle więcej tej magii choć tak jak mówiłam: Nie bez kozery pierwsza część ma podtytuł: "wewnątrz", a druga "pomiędzy"
Jak to można ładnie powiedzieć, człowiek zmiennym zwierzęciem jest . I dobrze, że przypomniałaś, bo chyba nie przeczytałem wcześniej tych podtytułów
.
Chinatsa napisał:
Haha o tak, biorąc pod uwagę wczorajszą rozmowę zaczynam bać się o życie jego rodziców.
A może nigdy nie miał rodziców ? Przecież mama zawsze mówiła, że dzieci są przynoszone przez bociany, może ten akurat się zgubił i był zmuszony zajmować się Ivarem, aż ten trafił na Berk pod skrzydła obcych ludzi. Problem solved.
Offline
ADMIN
Rozdział 14)
Znów jest ciemno. Tak przeraźliwie ciemno.
I znowu ktoś krzyczy. Kilka głosów, słyszę je całkiem wyraźnie. Słyszę, ale nie rozumiem, tak jakby ktoś wyłączył przepływ informacji docierający do mojego mózgu i zostawił same połączenia. To chyba jednak nie są krzyki, a nerwowe słowa wypowiadane tylko o kilka tonów wyżej. Może dlatego wydawało mi się, że to krzyki.
Cóż, coraz mniej zaczyna mnie to obchodzić. Całkiem przyjemnie jest tak wisieć w tej czarnej mgle, nie przejmować się niczym, nie odczuwać czegokolwiek. Gdzieś z tyłu głowy tłukła się natrętna myśl, że powinienem czymś się martwić, że zapomniałem o czymś ważnym, ale powoli, z sekundy na sekundę a może nawet z godziny na godzinę owa myśl blakła coraz bardziej, a skoro blakła, to widocznie nie była aż tak ważna.
Ważnych rzeczy się nie zapomina, prawda?
Na przykład imię nie jest wcale ważne, dlatego go nie pamiętam. Zupełnie jakbym zawsze był bezimienny. Ile mam lat? Kim jestem? Co tu robię?
Każde z tych pytań było bezsensowne. Nie potrzebowałem na nie odpowiedzi, być może nawet ich bym nie znalazł gdybym chciał szukać.
Tak jak mówiłem, nie muszę się nad niczym zastanawiać.
Jedyne co powinienem robić, to płynąć. Płynąć w tej mgle i pozwolić swojemu ciału opadać. Niżej i jeszcze niżej, aż do samego dna...
Błysk.
Znów pojawia się to pojedyncze światło. Przez ułamek sekundy wydaje mi się, że widzę przed sobą czyjeś twarze. Twarze, wykrzywione w jakimś dziwnym grymasie, którego nie potrafię odczytać.
Ale znów jest ciemność. Znów ktoś coś do mnie mówi a ja nie mogę zrozumieć co. Dlaczego nie dadzą mi po prostu opadać?
Kolejny błysk. Tym razem wyraźniejszy i chyba poczułem że trzymam coś w dłoni. Podniosłem je na wysokość swoich oczu i zobaczyłem, że trzymam sztylet. Skąd on się tutaj wziął? Nie poznawałem go, źle leżał w moich dłoniach i był zbyt mały, bym mógł go kiedykolwiek używać. Przybliżając go do oczu zauważyłem, że ma wyryte znaki na trzonie. Zmrużyłem oczy.
Ivar.
Tak było napisane, choć nie wiedziałem co ów napis mógł oznaczać. To jakaś wyspa? Osoba? Runa?
Pokręciłem głową, jednak wciąż trzymałem sztylet. Coś mi po prostu kazało, lub nie mogłem go od tak wypuścić. To skomplikowane do wyjaśnienia nawet przed samym sobą.
Znów błysk. Bardzo wyraźny.
- Czkawka!
Ktoś mnie zawołał. Nie rozpoznałem głosu, ale wiedziałem, że to mnie woła.
- Tu jestem! - krzyknąłem, ale echo moich słów odbiło się od niewidocznych w ciemności ścian i powróciło do mnie zwielokrotnione wibracjami. Dlaczego mój głos drżał?
Żadnej odpowiedzi. Dlaczego ja słyszę ich a oni mnie nie?
Oni? Zmarszczyłem brwi. Tak, zdecydowanie musiałem zapomnieć o czymś, o czym nie powinienem.
Oni!
Tam było kilka osób, wydaje mi się, że je znałem, ale tak ciężko mi przypomnieć sobie ich imiona...
Ta dziewczyna z długim blond warkoczem. Mimo, że był to tylko ułamek sekundy, to widziałem, że patrzyła na mnie ze strachem. Dlaczego się mnie bała? A może bała się kogoś innego, tylko akurat uchwyciłem jej wzrok?
To chyba ona mnie zawołała.
A więc mnie znała.
No tak, jestem Czkawka.
Ale to teraz nie ważne, nie muszę się tym martwić.
- Synu!
Drgnąłem. Dlaczego moje ciało zareagowało tak wyraźnie? Dlaczego moje serce zaczęło wybijać nagle szalony rytm?
Bum bum.
Bum bum.
Miałem wrażenie, że zaraz wyskoczy mi z piersi i opadnie na samo dno otchłani, prosto w smoczą paszczę.
Cóż to za szalone myśli krążą mi po głowie!
Błysk.
Poczułem uderzenie gdzieś w okolicy czwartego żebra. Fala bólu rozlała się niemal natychmiast po całym ciele i dotarła do głowy sprawiając, że na krótką chwilę znów mogłem ZOBACZYĆ.
Tym razem widziałem tylko kilka par nóg, powoli zlewające się ze sobą, splątane niczym sieć pajęcza lub podziemne konary drzew.
Po raz pierwszy poczułem ukłucie strachu.
Odwróciłem niepewnie głowę. Tak jak się spodziewałem, za mną nie było nikogo, choć mógłbym przysiąc, że poczułem jak ktoś łapie mnie za ramiona.
Bum bum.
Dlaczego moje serce tak mocno bije?
Dlaczego w ogóle jeszcze je mam?
Dlaczego nie opadło...
- Nie...
To mój głos. Słyszę swój głos, chociaż nie poruszam ustami! Słyszę, jak wydobywa się gdzieś z daleka, taki niewyraźny i ledwo słyszalny, ale mimo to mogę go rozpoznać.
To przecież mój głos, znam jego brzmienie.
Dlaczego zaczęły boleć mnie kolana, i dlaczego moje ciało zaczęło się trząść niczym w gorączce?
Owijam się ramionami, ale to nic nie daje. Powoli w rytm unoszących się i opadających ramion dołączają usta. One też drżą, słyszę jak zęby uderzają o siebie.
Pochylam głowę a na czubek nosa opada coś mokrego. Potem jeszcze jedna kropla i kolejna, aż w końcu policzki są już całkowicie mokre.
Nie tylko policzki.
Spoglądam na swoje ubranie, z którego w nierównych odstępach czasu kapie woda.
Kap
Kap
Dlaczego jestem mokry?
Dlaczego nagle zrobiło się tak przeraźliwie zimno?
Dlaczego...
Błysk.
Tylko jedna twarz, bardzo blisko mojej. Znam ją.
Znam ją!
- Mamo!
Tym razem mój krzyk z otchłani połączył się z moim cichym i odległym szeptem zza owych czarnych ścian.
Jak mogłem słyszeć siebie tu i tam?
Jak mogłem zapomnieć!
Jak mogłem się poddać...
Jak mogłem...
Błysk.
Tym razem jego blask rozlał się na całe pomieszczenie i mogłem zobaczyć ściany owej otchłani.
Przełknąłem ślinę i poczułem jak ponownie strach wkrada się do mojego serca, coraz wyraźniej i wyraźniej.
Wolałbym ich nie widzieć, wolałbym, żeby zostały ukryte przed moim wzrokiem.
Znów coś szarpnęło mnie mocno w górę.
Przymknąłem oczy i rozluźniłem prawą dłoń.
Sztylet opadał na dno otchłani prawie bezdźwięcznie.
Pierwszym co mogłem poczuć, to coś ciepłego na kolanach i coś zimnego na plecach. Dziwne uczucie, kiedy możesz poczuć i ciepło i zimno jednocześnie. Uchyliłem lekko powieki. Na moich kolanach leżał gruby koc, natomiast kiedy sięgnąłem ręką za siebie, poczułem chłód ściany. A więc zagadka rozwiązana.
Zagadka?
Otworzyłem szeroko oczy i poderwałem głowę. Światło kilku pochodni migotało sennie rzucając długie, cienkie cienie na kamienną posadzkę. Przetarłem oczy.
Te długie cienie to kraty.
Zerwałem się ze swojego miejsca czując narastającą w piersi panikę.
Zostałem zamknięty.
Pamiętam te cele.
Zamknęliśmy tu Hederę. Albrechta. Kilku innych też by się znalazło.
- No proszę, wódz postanowił do nas w końcu wrócić.
Odwróciłem głowę i zaniemówiłem. Mogłem spodziewać się każdego, dosłownie każdego, ale nie jego.
- Dawnośmy się nie widzieli, Czkawka.
- Albrecht. Co ty tu robisz?
Albrecht zaśmiał się rubasznie i podszedł bliżej krat. Dziwnie było patrzeć na niego znajdując się po tej gorszej stronie.
- Mógłbym zapytać o to samo ciebie. Co ty TU robisz Czkawka? Nie sądziłem, że przyjdzie nam rozmawiać w takich warunkach. Nie żeby mi to specjalnie przeszkadzało.
- Przypominają ci się stare czasy? - zapytałem dotykając jeden z metalowych prętów. Były o wiele solidniejsze niż te na Wyspie Wyrzutków.
Albrecht wzruszył ramionami.
- Może. Ale to nie ja ciebie tutaj zamknąłem. Prawdę mówiąc - pogładził się po brodzie i z wyraźnym, wrednym uśmiechem rozglądnął się po pomieszczeniu - sam się tutaj umieściłeś.
- Sam? - uniosłem pytająco brwi. Szczerze mówiąc niewiele pamiętałem. Może jakieś urywki, jakieś strzępki... - Co ty tu w ogóle robisz?
Albrecht zaśmiał się po raz kolejny.
- Dopełniam obietnicy danej twojemu ojcu. - chyba z trudem te słowa przechodziły mu przez gardło. Nie dlatego, że kłamał, ale Albrecht mówiący, że wypełnia wolę mojego ojca brzmiał... Dosyć dziwnie. Szczególnie, że jeszcze kilka lat temu chciał mnie niemal zabić.
- Co ty...
- Wbrew pozorom, jak jeszcze żył, częstośmy się spotykali i gadali. Nie mówił ci?
- Może coś tam wspominał. - mruknąłem opierając się o zimną, chropowatą ścianę. No tak, tata pogodził się z Albrechtem, ale później rzadko kiedy go widziałem. Może czasem tata mówił, że ma jakieś spotkanie gdzieś tam, lub mignęła mi rosła sylwetka dawnego wyrzutka.
Kompletnie zapomniałem, że teraz, na nowo, jest członkiem Berk.
- Tak czy tak, masz młody chyba poważne kłopoty, co?
Prychnąłem. Kłopoty to mało powiedziane.
- Ale żeby tak zasłaniać się dzieckiem? - Albrecht podszedł bliżej krat i ponowił swój diabelny uśmiech. Nie cierpiałem go, zbyt wiele wspomnień się z nim wiązało, nie koniecznie tych miłych, choć samego Albrechta zacząłem tolerować tuż po tym, jak pomógł nam z Dagurem.
Drgnąłem. Jakim dzieckiem?
- Co?
Znów jego śmiech.
- Kompletnie nic nie pamiętasz, co?
- Byłbym wdzięczny, jeśli byś mi powiedział. - moje serce znów zaczęło mocniej bić. Chyba zaczynałem rozumieć w jakiej sytuacji się znalazłem.
Albrecht podszedł na tyle blisko krat, że wyraźnie widziałem jak blask pochodni oświetla jego głębokie bruzdy na czole i policzkach. Przełknąłem ślinę.
- Co ostatniego pamiętasz?
Zamyśliłem się. Ostatnie...
- Byliśmy w lesie. Ja i Ivar.
- A więc to tak nazwa się ten dzieciak. Strasznieście podobni do siebie, a raczej on do ciebie kiedy byłeś młodszy, choć chyba ma trochę więcej oleju w głowie.
- Daruj sobie. - machnąłem ręką a płomień zatańczył na chwilę na ścianach lochu. - Kontynuuj.
Albrecht założył ręce na pierś i patrzył na mnie rozbawionym wzrokiem.
- Coś ci się chyba pomieszało, bo jakżeśmy nadeszli, toś chłopaka chwycił i pogroził mu nożem.
Zamarłem.
Naprawdę chciałem to zrobić Ivarowi? I gdzie on był? Czy coś mu zrobiłem?
Jęknąłem cicho i chwyciłem się mocno za włosy.
Powinienem to przewidzieć!
Albrecht sapnął niecierpliwie.
- No, no, chyba nie zaczniesz mi tu znowu wariować? Chłopakowi nic nie jest, może tylko lekki szok, ale krwi mu nie utoczyłeś.
Nie odpowiedziałem mu, tylko osunąłem się na zimną posadzkę wtulając głowę w kolana.
Mam już tego dosyć! Chcę stąd wyjść! Chce zakończyć to wszystko! Chcę odpocząć i chcę przestać się tak cholernie bać!
- Może powinieneś przestać użalać się nad sobą i pomyśleć, co powinieneś zrobić?
Uniosłem lekko głowę słysząc głos Albrechta. Nie zwrócił na mnie uwagi i kontynuował.
- Nie żebym chciał ci jakkolwiek pomagać, ledwo co sam odzyskałem zaufanie ludzi, ale coś mi się widzi, że nie bardzo chcesz kogokolwiek dopuścić do tego wszystkiego.
- To tą całą historię też już znasz? - odezwałem się stłumionym głosem.
- Na całej wyspie nie ma chyba ani jednej osoby, która by o niej nie wiedziała. - Albrecht wzruszył ramionami i oparł się o kraty. - To co zamierzasz robić? Siedzieć tak tutaj cały czas, czy może wymyślić jakiś warty uwagi plan?
- Moje plany jak na razie kończyły się beznadziejnie jakbyś nie zauważył. - mruknąłem podnosząc głowę znad kolan i patrząc na niego wściekłym wzrokiem.
- Może dlatego, że nikomu nie ufasz?
Zaśmiałem się. Pierwszy raz od miesięcy parsknąłem śmiechem. To całkiem przyjemne uczucie.
- Ty mówisz o zaufaniu? Ty?
Albrecht chyba poczuł się lekko urażony, ale dalej stał oparty o kraty i patrzył na mnie groźnym wzrokiem. Bądź co bądź, wciąż dziwiło mnie, dlaczego akurat on jest tutaj.
- Może powinieneś go posłuchać, Czkawka...
Moje dłonie automatycznie zacisnęły się na kolanach, kiedy zza rogu wystąpiła szczupła postać z długimi, jasnym włosami.
Prawdopodobnie stała tam cały czas.
Przełknąłem ślinę i patrzyłem wszędzie, tylko nie na nią.
Chyba nie była zła, tylko zawiedziona.
Moje serce znowu zabiło szybciej.
Bum bum
Bum bum
Usłyszałem kroki. Ucichły dopiero kiedy na ich drodze pojawiły się kraty.
- Czemu nam nie ufasz?
Mogłem odpowiedzieć każdemu, ale nie jej. Nie umiałem, bałem się i nie chciałem, choć wiedziałem, że powinienem, że jestem jej to winny. Im wszystkim.
Odwróciłem głowę patrząc na malutki prostokącik w ścianie. Świtało.
Nabrałem głęboko powietrza do płuc i powoli wypuszczałem je, by uspokoić niespokojne serce.
- Nigdy nie powiedziałem, że wam nie ufam. - powiedziałem cicho.
Usłyszałem jakiś szelest, więc odwróciłem lekko głowę.
Astrid usiadła opierając plecy o kraty. Jedną rękę odchyliła do tyłu i położyła na ziemi po mojej stronie celi. Między nią a mną było tylko kilka centymetrów, które mogłem z łatwością pokonać. Również wyciągnąłem rękę i delikatnie dotknąłem jej dłoni. Drgnęła, ale jej nie cofnęła. Może nawet się uśmiechnęła.
Siedzieliśmy oboje, tyłem do siebie, oddzieleni kratami, ona tam, ja tu, a nasze dłonie dotykały się nieśmiało.
- Może po prostu daj nam szansę zrozumieć.
Kiwnąłem głową, ale ona przecież tego nie widziała. Zamiast tego chwyciłem jej dłoń i mocno ścisnąłem.
Nie wiem, czy zasługiwałem na to, by prosić ich o pomoc.
Nie wiem, czy mogę prosić ich o wybaczenie.
Miałem wątpliwości. Serce, choć biło już spokojniej, wciąż drżało niepewnie.
Minęła chyba cała wieczność, zanim Astrid odwzajemniła uścisk.
C.d.n.
~~***~~
No hej! Szczerze? Miałam dzisiaj napisać tylko kawałek, potem miałam skończyć gdzieś tak w połowie, a potem doszłam do wniosku, że chcę jeszcze popisać i wyszło co wyszło.
Ja chcę już weekend! Mam dosyć męczarni w pracy, ledwo co się ze wszystkim wyrabiam.
Poprawicie mi humor komentarzami? Proszę?
I dzień dobry, lub dobranoc, jak kto woli
Offline
Smoczy Jeździec
Po raz kolejny świetnie napisany rozdział. To niesamowite, że w 14 rozdziałach nie miałaś ani jednej słabszej chwili. Z każdym zdaniem historia robi się coraz ciekawsza. Jeśli idzie o ten rozdział to najlepszy jest początek (przynajmniej według mnie ), a później jest znakomicie, choć nie aż tak genialnie
Offline
ZASTĘPCA ADMINA.
Poprawiłaś mi humor jak nie powiem co Nie dość, że u mnie pada, to jeszcze spóźniłem się na autobus, a przez to do szkoły... Wchodzę więc do biblioteki, siadam do komputera, sprawdzam forum, a tu proszę. Nowy rozdział
Wielkie dzięki! Naprawdę WIELKIE DZIĘKI! Od razu lepiej mi się zrobiło
A rozdział? Jak zwykle - znakomity Pamiętasz moją ocenę? Teraz podskoczyła o pół punktu, do 9,5/10
Offline
ADMIN
WielkiMou napisał:
Po raz kolejny świetnie napisany rozdział. To niesamowite, że w 14 rozdziałach nie miałaś ani jednej słabszej chwili. Z każdym zdaniem historia robi się coraz ciekawsza. Jeśli idzie o ten rozdział to najlepszy jest początek (przynajmniej według mnie
), a później jest znakomicie, choć nie aż tak genialnie
Sądzę, że słabszą chwilę można było wyraźnie wyczuć w rozdziale 12, ale to moja ocena, muszę patrzeć krytycznie na wszystko co piszę i uczyć się dalej wyrażać myśli, bo jeżeli przestanę, ciężko będzie pisać na tyle, by nie musieć płonąć rumieńcem kiedy po latach znów przeczytam
Bardzo fajnie pisało mi się początek, ale to rozmowa z Albrechtem dosłownie pisała się sama. Znowu
Nie mogłam się doczekać kiedy i jego dodam do opowiadania. Dużo osób opisuje go dalej jako złego, ale ja uważam, że to nie fair. Od samego początku zachowywał się normalniej niż Dagur.
Osaka2407 napisał:
Poprawiłaś mi humor jak nie powiem co
Nie dość, że u mnie pada, to jeszcze spóźniłem się na autobus, a przez to do szkoły... Wchodzę więc do biblioteki, siadam do komputera, sprawdzam forum, a tu proszę. Nowy rozdział
Wielkie dzięki! Naprawdę WIELKIE DZIĘKI! Od razu lepiej mi się zrobiło
A rozdział? Jak zwykle - znakomityPamiętasz moją ocenę? Teraz podskoczyła o pół punktu, do 9,5/10
Cieszy mnie to, że mogłam wypełnić jakoś twój czas w oczekiwaniu na kolejne zajęcia.
Pamiętam Czekasz z całkowitą oceną do końca opowiadania.
Offline
Smoczy Jeździec
Chinatsa napisał:
Sądzę, że słabszą chwilę można było wyraźnie wyczuć w rozdziale 12
Ja tam nie widzę słabszej chwili Wszystko jest jak być powinno, w ogóle trudno mi mówić o rozdziałach, bo traktuję to jako całość
Offline
Moderator
Jak ja się cieszę, że Albrecht pojawił się w opowiadaniu. Pokazałaś tym samym większy związek pomiędzy serią, a twoją pracą. Nie wiem, co z tego(a raczej z niego) wyniknie, ale niech pozostanie to słodką zagadką. Czy muszę znowu dodawać, że bardzo mi się podobało?
Offline