Polskie forum o animacji "Jak wytresować smoka"

Nowinki, rozmowy o postaciach, fan art, opowiadania i wiele innych.

Ogłoszenie

Na naszym forum pojawiła się nowa kategoria w Luźnym dziale :) Od dzisiaj możecie też dodawać swoje zdjęcia / rysunki do galerii, która znajduje się w panelu u góry. :)

#46 2014-09-28 17:06:54

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia

Osaka2407 napisał:

Jak zwykle czyta się lekko i przyjemnie. Ten rozdział mnie zaintrygował. Co się z tego rozwinie? Nie mam pojęcia, ale wiem że całość zaczyna się kleić i stanowić całość. BTW pierwsza poważna kłótnia Czkawki i Astrid. Nie wpadłbym na takie kontynuowanie opowiadania

Na razie daję 9/10. A czemu nie 10/10? Bo to jeszcze nie koniec opowiadania Ale poczekamy i coś czuję, że ocena 10/10 będzie jak najbardziej na miejscu.

Haha bo wiecie, ten rozdział miał w 90% wyglądać zupełnie inaczej Tylko opcje z "odrętwieniem" miałam zaplanowaną, reszta jakoś tak poleciała sobie sama chociaż cieszę się z takiego rozwinięcia. Zawsze chciałam zobaczyć kłótnię Czkawki i Astrid, taką wiecie, poważną, ale w animacji nie ma czasu na coś takiego a w serialu nie dali tego typu odcinka, może na minutę czy dwie przy Hederze. Cieszy mnie że już na tym etapie mogę usłyszeć od kogoś że mam prawie full punktów, bardzo mi miło

WielkiMou napisał:

Cóż, nie mam co komentować, absolutnie genialne. To już 10 rozdziałów, a wydaje się, że minęło kilka dni
Warto było czekać na ten rozdział, bo przewyższył on poziomem 2 poprzednie ( przynajmniej według mnie), które choć były genialne, nie były tak interesujące.

Też tak mi się wydaje że w końcu powracamy do jakiejś akcji, coś się dzieje i nie jest nudno, to znaczy mam na myśli tak ogólnie. Że bohaterom się już nie nudzi, choć nie wiem czy to dobrze czy źle akurat... (^-^)".
Mimo to jak tak sobie myślę, to bardzo lubię poprzedni rozdział, o wiele bardziej niż pierwsze dwa. wysoko jest też rozdział poświęcony rozmowie z ojcem i będę się upierać przy tym że najlepiej wyszedł ale to moje zdanie, ciężko oceniać obiektywie własną pracę


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 

#47 2014-09-28 17:14:01

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: To całkiem nowa historia

W sumie ciężko oceniać to co piszesz, bo wszystko jest niesamowite. Chyba też uważam, że rozmowa ze Stoickiem w śnie była czymś tak genialnym, że nie da się tego opisać. Wtedy 2 raz w życiu płakałem przy tekście (pierwszy był przy ,,stokrotce'' Andersena )


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#48 2014-09-29 19:39:47

Antrakt

Uczeń Akademii

Zarejestrowany: 2014-09-06
Posty: 50

Re: To całkiem nowa historia

Zwyczajna skala chyba by nie wystarczyła, gdybym miał zamiar dać dodatkowe punkty za kłótnie Astrid i Czkawki. Może główny bohater w następnych rozdziałach dostanie dłuższego " odrętwienia ", za pięknie być nie może. Ciekawe co jest przyczyną tych dziwnych zdarzeń, głupota Czkawki ? Wysoce prawdopodobne .

10/10.

Ostatnio edytowany przez Antrakt (2014-09-29 19:40:56)

Offline

 

#49 2014-09-30 21:04:42

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia


Część II - Pomiędzy.




Rozdział 11)



Jeżeli chcecie poczuć troszkę wyraźniej rozdział, polecam słuchać do tego:
http://www.youtube.com/watch?v=9jC-J7as … E&index=17


Ciemność. Pustka. Cisza. Nie mogę nic poczuć. Niewiem czy mijają minuty, czy całe dnie, wszystko jest takie samo, wszystko zlewa się w jedność i otula czarną mgłą. Czarna mgła? Dlaczego ma taki kolor? Czyż mgły nie winny być mleczno białe, tak jak wtedy gdy rozmawiałem z... z kim rozmawiałem? I kiedy wtedy? Nic nie wiedziałem.
- Czkawka.
Tak, teraz słyszę czyjś głos, ale jest jakiś dziwny, jakby wydobywał się spod wody. A może to ja tonę, a ktoś woła mnie znad brzegu? Mnie? Skąd wiedziałem, że te wypowiedziane litery ułożyły się w moje imię? Tak, powoli sobie przypominam. Blask ognia, duszący i gryzący w gardło dym, szelest skrzydeł a potem ciemność i krzyk "Czkawka! Synu!". Chociaż zdawałem się wtedy unosić w jakiejś nicości, mogłem poczuć tak jak teraz, że ktoś łapie mnie za ramiona, przystawia ucho do piersi by sprawdzić czy oddycham. Mogę już poruszać rękami, choć wciąż są ciężkie niczym ołowiane. Z trudem unoszę jedną z nich i kładę na piersi. Serce bije. Powoli mogę nawet usłyszeć jego rytmiczne uderzanie.
Bum-bum, bum-bum.
A więc żyję.
Dopiero dociera do mnie, że mam zamknięte oczy, więc otwieram je. Unoszę się, ale tym razem nie jest to przyjemne. Po moim kręgosłupie przebiega zimny dreszcz sprawiając, że na karku pojawiają się krople potu. Spoglądam na dłonie. Obydwa nadgarstki zdobią metalowe kajdany a ich zimne pierścienie opadają gdzieś daleko w dół, gdzieś, gdzie prawdopodobnie znajduje się podłoga, choć dla moich oczu jest niewidoczna. Mam wrażenie, że znajduję się w jakimś tunelu. Tak szerokim, że nie mogę zobaczyć jego ścian i tak głębokim, że nie dociera do mnie bodaj samotny promień słońca. Czuję, że zaczyna brakować mi powietrza więc sięgam do szyi. I na niej znajduje się metalowa obręcz. Zaciska się coraz mocniej, dusi, pozbawia oddechu. Moje oczy zachodzą łzami kiedy walczę o chociaż gram powietrza.
- Poddaj się.
Od ścian odbija się echo słów i powraca do mnie ze zdwojoną siłą. Być może ktoś stoi u samej góry i krzyczy do mnie, a może stoi tuż obok, jednak przez obezwładniającą ciemność nie mogę go zobaczyć. Ten krzyk był inny, nie podobny do tego pierwszego. Zimny, władczy, przepełniony nienawiścią i rządzą. Odrywam palce od obręczy i zatykam uszy.
- Poddaj się!
Chcę krzyknąć by zagłuszyć owe słowa, ale jedyne co jestem w stanie zrobić, to zdobyć się na niemal niesłyszalny szept. Próbuje rozerwać kajdany, ale im mocniej za nie ciągnę, tym wyraźniej czuję jak wbijają się w moją skórę. Nogi wciąż mam niczym martwe, kompletnie nie mogę nimi poruszyć, jakby w ogóle nie istniały. Pojawia się panika. Dokładnie taka, jak owego wieczoru gdy zrozumiałem, że już nigdy nie poruszę swoją lewą stopą, że już jej tam nie ma i nigdy nie będzie. Przygryzłem wargę powstrzymując się od niepotrzebnego płaczu. Nie mogę marnować tlenu, który mi pozostał a jeżeli zaczął bym płakać, zużył bym go bardzo szybko. Mój wzrok błądził jak szalony byle tylko znaleźć jakiś punkt, jakiś kawałek ściany, cokolwiek, co mógłbym zobaczyć. Próbowałem odwrócić głowę, jednak metalowa obręcz zacisnęła się jeszcze mocniej, już ledwo co mogłem złapać oddech, w dodatku czułem jak coś opada na moją pierś raz za razem, zupełnie jak małe kamienie. Dziwne, ale nie sprawiały mi bólu, wręcz przeciwnie, skupiając się na nich, mogłem swobodniej oddychać.
- Nie!
Znów ten przeraźliwy głos, tym razem jednak poczułem jak coś chwyta za kajdany i brutalnie ciągnie mnie w dół. Chciałem walczyć, chciałem chwycić się czegoś, chciałem... żyć.
Gdybym pozwolił opaść swojemu ciału na dno, przestałbym istnieć.
Dlatego zdecydowałem się nabrać ostatni, głęboki haust powietrza i z całej siły uniosłem ramiona. Powoli prostowałem każdy palec czując przy tym jakby każdy z nich ktoś łamał niewidzialnym imadłem, jednak nie poddawałem się. Kilka prób i moje nogi również się poruszyły.
- NIE!
Każda kość w moim ciele zdawała się być łamana przy najmniejszym nawet ruchu, w każdy centymetr ciała zagłębiały się miliony igieł rozpalonych do czerwoności. Czułem, jakby ktoś wyrywał moją skórę i mięśnie.
Krzyknąłem a mój głos rozbrzmiał echem pełnym strachu i bólu.
Teraz nie miałem już powietrza, nie mogłem oddychać, jednak gdzieś tam w górze, tuż nade mną pojawił się niewielki promyk, bodaj pierwsza iskra lub świetlik.
Po raz pierwszy odczułem ulgę.
Kolejny raz wyrzuciłem w górę dłonie i spróbowałem uchwycić się owego źródła światła.
- Czkawka!
- NIE!
Obydwa głosy mieszały się ze sobą, niczym w jakimś chaotycznym tańcu. Tak różne, tak niepasujące do siebie. Wydawało mi się, że słyszę jeszcze trzeci głos, ale on był tylko zbiorem mruków, skomleń i ryków. Nie mogłem rozpoznać żadnego z nich, ale wiedziałem, że dwa są dla mnie, że mają w sobie coś, czego mogę się uchwycić i... które znam!
Astrid!
Szczerbatek!
Gdzie jesteście?
- Przejmij kontrolę!
Z całych sił pokręciłem głową. Poczułem jak coś pęka. Na samym początku wystraszyłem się, że to mój kręgosłup, jednak kiedy mogłem po raz pierwszy złapać swobodnie oddech zrozumiałem, że to obręcz na szyi. Już jej nie było a zimno, które się z niej wydobywało zostało zamienione na przyjemne ciepło. Ciepło płynące od owego światła.
- NIE!!!
Zmrużyłem oczy i krzyknąłem. Potem jeszcze raz i jeszcze raz. Krzyczałem tak głośno, jak tylko mogłem. Nie słyszałem już żadnego dźwięku oprócz własnych krzyków. Dosłownie zdrapywałem kajdany z rąk tak, że w pewnej chwili dobiegł mnie metaliczny zapach krwi. Odetchnąłem. Dałem sobie spokój z kajdanami i ponownie uniosłem dłonie. Na moją twarz opadały krople krwi, spływając po policzkach i mieszając sie ze łzami, jednak nie zwracałem na nie większej uwagi.
- Czkawka!!!
- Astrid!
Po raz pierwszy mogłem wydobyć z siebie jakieś słowa. Światło nade mną zalśniło mocniej. Zacisnąłem usta tak mocno, że przegryzłem wargę. Już prawie mogłem go dotknąć, poczuć jego ciepło...
Poczułem jak moją nogę coś chwyta. Spojrzałem w dół i zobaczyłem białe kości palców owijające się niczym wąż wokół mojej prawej kostki. Ciało zdrętwiało na ułamek sekundy ze strachu. Szarpnąłem nogą, ale nie osiągnąłem tym nic, prócz kolejnej fali bólu.
Znowu usłyszałem ryk Szczerbatka. Czyżby ktoś robił mu krzywdę? Czy Astrid i Szczerbatek są w niebezpieczeństwie? Czy to Drago?!
- NIE!
Tym razem mój krzyk osłabił owy martwy uścisk i mogłem jeszcze raz poruszyć nogą. Kiedy drgnęła, spróbowałem ponownie. Potem jeszcze raz i jeszcze raz odganiając tym samym trupią dłoń.
Astrid... Szczerbatek... Berk...
W mojej głowie dudniło, czułem jak krew pulsuje w tętnicach, jak serce uderza nienaturalnie szybko a oddech staje się coraz płytszy. Przestałem już odczuwać ból, byłem zbyt zajęty myśleniem o tym, by wydostać się stąd i pomóc swoim przyjaciołom.
Przecież tak przeraźliwie krzyczeli!
Czując jak opadam już z sił zerknąłem w dół. Przerażenie sięgnęło zenitu gdy zobaczyłem tysiące dłoni pozbawionych skóry i mięśni kierujących się w moją stronę.
- Przestań!
- NIE!
- Czkawka!
Moje palce musnęły światło dokładnie w tym momencie, w którym trupie palce sięgnęły moich nóg. Pomieszczenie w którym się unosiłem rozbłysło blaskiem tak mocnym, że musiałem ponownie zamknąć oczy. Kajdany rozwarły się a ja miałem wrażenie, że moje ciało zostaje wyrzucone do góry.
Mogłem w końcu opuścić to miejsce.

Dużo czasu minęło zanim zorientowałem się, że klęczę. Pod dłońmi czułem coś zimnego i mokrego a kiedy uchyliłem powieki zrozumiałem, że to na czym trzymam dłonie, to śnieg. Dyszałem, jakbym dopiero skończył kilku kilometrowy bieg. W piersi palił ognień, jednak zupełnie inny niż ten, który czułem podczas choroby. Poczułem, że zbiera mi się na  wymioty, więc zakryłem usta dłonią i uniosłem lekko głowę. Biorąc kilka głębszych wdechów wyprostowałem się i powoli podniosłem. Uniosłem głowę i spojrzałem przed siebie.
Gdyby nie to, że skupiałem się by powstrzymać się od wymiotowania, upadł bym ponownie prosto w śnieg. Przypomniałem sobie gdzie jestem, to ta sama polana, ta sama wyspa na której wylądowaliśmy z Astrid, ale teraz słońce zachodziło już za horyzont. Przez głowę przeleciało tysiące myśli, a ostatnią z nich była ceremonia, która powinna rozpocząć się dosłownie za chwilę. Odwróciłem się gwałtownie.
- Astrid, musimy...
Głos uwiązł mi w gardle. Astrid stała kilka metrów przede mną w obronnej pozycji, z toporem w ręku a jej bluzka była roztargana na boku. Futro na kapturze nosiło natomiast ślady lekkiego przypalenia. Sama jej mina sprawiała, że czułem jak strach powoli ściska mnie za gardło.
- Astrid...
Szczerbatek stojący obok Astrid ryknął i niepewnie zrobił w moim kierunku kilka kroków. Astrid jednak zatrzymała go w pół drogi.
- Astrid. Co tu się stało? - mój głos lekko się trząsł, tak samo jak ręce i nogi. Zauważyłem, że obok mojej lewej nogi leży Inferno.
Astrid wciąż się nie odzywała tylko patrzyła na mnie wzrokiem, którego nie potrafiłem odgadnąć, ale coś mi mówiło, że to był strach. Nic dziwnego, Astrid nigdy nie musiała się tak na mnie patrzeć, nigdy bym jej przecież nie skrzywdził i ona o tym wiedziała, ale teraz...
Rozglądnąłem się. Nigdzie nie zauważyłem Wichury. Przeniosłem spojrzenie na Astrid. Drgnęła.
- Gdzie jest Wichura?
- Kazałam jej polecieć na Berk.
Głos Astrid również drżał i unikała patrzenia mi w oczy. W końcu zacząłem odczuwać coś więcej niż zimno wieczornego wiatru. Popatrzyłem na swoje dłonie. Były czerwone od zimna, jednak widniała na nich również...
Krew.
Szybko zrozumiałem, że nie była moja. Spojrzałem na Astrid. Na jej ramionach widniały długie ślady zadrapania. Zaschnięta krew niesamowicie kontrastowała z bielą śniegu. Rozglądnąłem się. Wcale nie był to już nienaruszony puch. Polana była pełna ugniecionego śniegu a ten, który opadał z nieba nie zdążył jeszcze całkowicie nakryć jej niczym puszysta, biała kołdra. Miejscami mogłem wyraźnie odróżnić czerwień od bieli. Nie wiedziałem co powiedzieć, choć umysł podpowiadał wiele rzeczy. Musiało minąć sporo czasu odkąd tu przybyliśmy...
- Czkawka...
Odwróciłem głowę i spojrzałem na Astrid przerażonym wzrokiem.
- Ja to zrobiłem...
Tym razem to Astrid zrobiła krok do przodu. Cofnąłem się. Szczerbatek zaskomlał, ale i jego zatrzymałem ruchem dłoni. Drugą zakryłem oczy.
- Nie.
- Czkawka...
- Nie podchodź! - krzyknąłem i zrobiłem kolejnych kilka kroków do tyłu. - Na Thora, błagam nie podchodź do mnie!
- Uspokój się...
- Ja ci to zrobiłem? - wskazałem na jej ramię. Nie odezwała się jednak przygryzła nieznacznie wargę. Wiedziałem.
- To nie była twoja wina... - Kolejny krok Astrid do przodu i kolejnych kilka moich do tyłu. Pokręciłem przecząco głową.
To jakiś koszmar. Chcę się obudzić!
Ale to nie był sen. To była rzeczywistość. Rzeczywistość, w której zraniłem Astrid. Teraz już wiem dlaczego krzyczała. Czułem, że moje ciało napina się a paznokcie niemal wbijają w policzek.
Szczerbatek.
Zwróciłem głowę w stronę smoka a ten zamachał radośnie ogonem. Kiedy skoczył w moją stronę krzyknąłem, więc niemal natychmiast się zatrzymał.
- Niech... Niech żadne z was sie do mnie nie zbliża...
- Czkawka, przestań, ty tylko...
- Chciałem cię zabić, prawda?! - krzyknąłem w jej stronę. Stałem od niej na tyle daleko, że nie mogłem wyraźnie zobaczyć jej twarzy, nie wiedziałem więc jak zareagowała.
- Czkawka, to nie tak...
- Nie...
- POSŁUCHAJ MNIE!
Krzyk Astrid było mi znieść równie ciężko, jak świadomość, że chciałem ją...
Odgarnęła włosy z czoła, schowała topór i ruszyła w moją stronę.
- Upadłeś. Mówiłam do ciebie, ale wydawałeś się mnie nie słyszeć. Nie ruszałeś się, więc sprawdziłam czy twoje serce bije. Tak ciężko było mi wyczuć twój puls... - Astrid wciąż szła w moim kierunku a ja powoli cofałem się do tyłu. Nie chciałem, by znalazła się blisko mnie gdybym znów... - Po chwili poruszyłeś się a ostatnim co pamiętam dokładnie to twój wzrok... Później...
- Jaki wzrok? - szepnąłem. Może miałem nadzieję, że nie usłyszy. Usłyszała.
- Zupełnie dziki, pusty... Czkawka, oni cię kontrolują!
Stanąłem. Oddychałem głęboko chcąc odgonić zawroty głowy. Byłem taki zmęczony...
- Myślałam, że nie poradzę sobie sama, kazałam Szczerbatkowi się nie wtrącać, mógłby zrobić ci krzywdę... - Astrid odgarnęła kolejne kosmyki włosów opadające jej na twarz. Wiatr zawiał przeraźliwie zasłaniając na chwilę sylwetkę Astrid śnieżnym puchem. Kiedy opadł stała o wiele bliżej mnie niż bym chciał. Przełknęła ślinę i mówiła dalej.
- Wichura poleciała do Berk, bałam się, że sama mogę nie dać ci rady... Zupełnie nagle stałeś się o wiele silniejszy.
Tak jak Szczerbatek. Dziki, silny, pod kontrolą...
- Przepraszam cię Czkawka! - Astrid wyciągnęła w moją stronę rękę, jednak ja cofnąłem się ukrywając twarz w dłoniach, na których wciąż były ślady krwi Astrid. - Gdybym cię nie zdenerwowała...
- Leć.
Astrid zamarła i popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Co?
- Leć. - powtórzyłem. - Zabierz Szczerbatka i leć stąd.
- Nie zostawię cię, nie ma mowy! - krzyknęła w moją stronę, pełna furii.
- Nie rozumiesz jeszcze? - odwzajemniłem krzyk i po raz pierwszy od dłuższej chwili popatrzyłem jej w oczy. - Nie jesteś tu ze mną bezpieczna, lepiej będzie jeżeli teraz weźmiesz Szczerbatka i razem odlecicie!
- Nigdzie się bez ciebie nie ruszam! - jej zdecydowany głos potoczył się echem.
- Astrid!
- NIE!
Jej złość przerwał ryk smoka. Astrid i Szczerbatek odwrócili się a ja uniosłem głowę.
Mimo że byli jeszcze wysoko, mogłem z łatwością rozpoznać sylwetki smoczych jeźdźców na smokach. Poczułem się oszukany. Spojrzałem na Astrid i Szczerbatka. Ten drugi odwrócił pysk i nasze spojrzenia się spotkały. Oddychałem płytko patrząc w jego smocze oczy a on bez mrugnięcia patrzył w moje. Strach sparaliżował mnie już całego. Strach i wszechogarniająca złość na samego siebie.
Kazałem wtedy Szczerbatkowi odejść. Chciałem się go pozbyć, przepędzić, chociaż wiedziałem, że nie był świadomy, kiedy zabijał tate.
Mnie nikt nie wypędzał. Przeciwnie, pragnęli mi pomóc. Zacisnąłem pięści i oczy tak mocno, że przed powiekami zatańczyły roziskrzone kształty. Ziemia zadrżała kiedy siedem smoków wylądowało przed nami.
- Czkawka! Astrid!
- Astrid? Co tu się stało?
- Co ci się stało?
- Dlaczego ręce Czkawki są zakrwawione?
- Czkawka?
Nie mogłem dłużej wytrzymać. Odwróciłem się i puściłem biegiem zapominając o wyczerpaniu, głodzie i zawrotach głowy. Biegłem przed siebie rozsypując śnieg dokładnie tak, jak kilka dni temu, gdy biegłem do hełmu ojca. Tym razem przepełniał mnie strach. Strach tak potężny, taki, którego nigdy nie czułem i który wwiercał się w głowę i każdą myśl. Jedyne co wiedziałem to to, że musiałem jak najszybciej gdzieś się schować, gdzieś, gdzie tylko ja mogłem się dostać, inaczej zaraz mnie złapią. Będą pytać, krzyczeć, być może znów zamkną tak jak pięć lat temu...
- Czkawka!
Zakryłem uszy dłońmi i biegłem dalej przed siebie. Już niemal czułem oddech smoków na swoich plecach gdy ziemia zadrżała i spod śniegu wyłonił się Krzykozgon. Wciąż potężny, wciąż przeraźliwy i Wciąż sprawiający, że kolana uginały się na sam jego Widok. Trzęsienie zwaliło mnie z nóg a pozostałych jeźdźców zatrzymało kilkanaście metrów ode mnie.
- To przecież jest...
Nie zwracałem uwagi na ich słowa, wiedziałem, że to moja jedyna szansa. Spojrzałem prosto w czerwone oczy Krzykozgona. Miałem nadzieję, że mnie rozpozna. Patrzył na mnie jakiś czas a potem pochylił głowę i obwąchał. Czułem jak cieprnie mi skóra na rękach, jednak nie odwracałem wzroku. Po raz pierwszy wiedziałem, że muszę patrzeć smokowi w oczy.
- Zabierz mnie stąd. - szepnąłem cicho. Krzykozgon najwyraźniej mnie rozpoznał bo jego oczy nie świeciły już tak złowrogo. Nie wiem czy wyczuł mój strach, zobaczył go w moich oczach, czy może zrozumiał co do niego mówię, jednak pochylił głowę mrużąc oczy.
Nie zastanawiałem się dwa razy. Jak oparzony podskoczyłem i chwytając się jego wystających kości wdrapałem się gdzieś na połowę wysokości jego pyska. Swoją twarz ukryłem za ogromnymi wyrostkami wystającymi z jego głowy. Krzykozgon ryknął i podskoczył do góry. Wiedziałem, że powinienem wziąć głęboki oddech. Ostatnie co usłyszałem to krzyki jeźdźców, mamy, Pyskacza i Ereta.
Potem Krzykozgon zwrócił głowę ostro w dół i przebił się przez śnieżną skorupę. Nastąpiła cisza przerywana tylko przedzieraniem się Krzykozgona przez skały. Odwróciłem się bojąc że któryś z jeźdźców podążył za nami. Na szczęście smok nie tworzył kolejnego tunelu. Zasypywał go za sobą tak, by nikt nie mógł nas dogonić. Chwilę później wlecieliśmy do dość obszernego tunelu.
- Dziękuję... - szepnąłem kładąc dłoń na kościstej głowie smoka.
C.d.n.


~~***~~



Bez zbędnego gadania tym razem
Liczę na was


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 

#50 2014-10-01 04:10:46

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: To całkiem nowa historia

Powiem tak, takiego dalszego ciągu kompletnie się nie spodziewałem, co chwilę zaskakujesz każdym kolejnym zdaniem. Historia robi się szalenie interesująca i mam nadzieje, że kolejne rozdziały będą jeszcze lepsze


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#51 2014-10-01 10:22:22

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia

WielkiMou napisał:

Powiem tak, takiego dalszego ciągu kompletnie się nie spodziewałem, co chwilę zaskakujesz każdym kolejnym zdaniem. Historia robi się szalenie interesująca i mam nadzieje, że kolejne rozdziały będą jeszcze lepsze

Chyba mam w końcu powoli jakiś konkretny zarys fabuły na opowiadanie (rychło w czas, 11 rozdziałów!)
Zaczynając pisać myślałam sobie "fajnie by było zaskoczyć czymś czytelnika" więc to chyba stąd ta lawina dziwnych zachowań i sytuacji. Poza tym, lubię coś nagle zmienić podczas pisania, więc sama siebie zaskakuję że tak powiem
Mam nadzieję że opowiadanie będzie w dalszym ciągu ciekawe i postaram się tego nie rozwalić
Jak zwykle dzięki za komentarz


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 

#52 2014-10-02 20:02:30

Antrakt

Uczeń Akademii

Zarejestrowany: 2014-09-06
Posty: 50

Re: To całkiem nowa historia

Intrygujące, w opowiadaniu pojawia się coraz więcej mocnych momentów, nie spodziewałem się, że odważysz się takowe wprowadzić. Obstawiałem smutny, ale spokojny klimat nowej części - tak jak we wcześniejszych rozdziałach, a tutaj mamy niewątpliwie coś innego. Tak naprawdę to kompletnie zaskoczyłaś każdą sceną, zachowanie Czkawki, jego ucieczka na Krzykozgonie, ranna Astrid - trochę tego jest . Przecież to prawie Cliffhanger, bo takie napięcie wprowadza zakończenie. Z niecierpliwością czekam na rozwój sytuacji.

"Is it dumb to say, Wow?...I don't care. Wow."

Offline

 

#53 2014-10-02 22:20:20

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia

Antrakt napisał:

Intrygujące, w opowiadaniu pojawia się coraz więcej mocnych momentów, nie spodziewałem się, że odważysz się takowe wprowadzić. Obstawiałem smutny, ale spokojny klimat nowej części - tak jak we wcześniejszych rozdziałach, a tutaj mamy niewątpliwie coś innego. Tak naprawdę to kompletnie zaskoczyłaś każdą sceną, zachowanie Czkawki, jego ucieczka na Krzykozgonie, ranna Astrid - trochę tego jest . Przecież to prawie Cliffhanger, bo takie napięcie wprowadza zakończenie. Z niecierpliwością czekam na rozwój sytuacji.

"Is it dumb to say, Wow?...I don't care. Wow."

Hej, cieszę się że ci się spodobał rozdział Zaczęłam się zastanawiać czy nie napaćkałam za dużo za jednym razem... Cóż, może dlatego, że pozostałe rozdziały zawierają mniejszą ilość akcji a nawet prawie w ogóle
Myślę że to też sprawka tego (jak już powiedziałeś), że wraz z 10 rozdziałem zakończyła się pewna część opowiadania i teraz wchodzimy w nową. Pierwsza była smutna, poświęcona refleksjom i wprowadzeniu do głównej fabuły, poznaniu bohaterów i ich myśli, natomiast ta część zdecydowanie więcej będzie posiadała akcji i rozwoju fabuły, o czym będzie 3? Mam pewien plan I chyba faktycznie wyodrębnię i nazwę te części tylko muszę pomyśleć jak

Edit: Nazwy poszczególnych części już są


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 

#54 2014-10-06 13:52:06

Elit0

Nowy użytkownik

Zarejestrowany: 2014-09-01
Posty: 4

Re: To całkiem nowa historia

Kiedt pojawi się NEXT???

Już dłużej nie wytrzymam jeżeli nie będzie go do środy to się powiesze...




PS.Opko ZA*#@$!?E

Offline

 

#55 2014-10-06 15:33:17

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia

Elit0 napisał:

Kiedt pojawi się NEXT???

Już dłużej nie wytrzymam jeżeli nie będzie go do środy to się powiesze...




PS.Opko ZA*#@$!?E

Cieszę się, że się podoba ale martwi mnie to wieszanie się Mam nadzieję, że dziś się wyrobię i dodam


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 

#56 2014-10-06 19:38:40

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia

Rozdział 12)



Czułem się zbrukany. Po raz pierwszy w życiu czułem odrazę do samego siebie a myśli wcale nie zagłuszały tego uczucia, przeciwnie, podsycały, szeptały, szydziły...
Zamknąłem oczy i przycisnąłem policzek do zimnego pyska Krzykozgona. Bałem się.
Naprawdę się bałem.
Zacisnąłem zęby i próbowałem wmówić sobie, że tak miało być, że wszystko, począwszy od mojego urodzenia, przez znalezienie Szczerbatka, aż po aktualne wydarzenia, miało mnie przygotować do tego, co nieuniknione. Miałem całe życie uciekać. Miałem być sam.
I pięć lat temu może i bym przyjął to spokojniej, pogodził się z tym.
Problem polegał tylko na tym, że teraz już tego nie chciałem.
Szczerbatek. No właśnie...
Doszło do tego, że jednak go opuściłem. Nawet przez sekundę nie popatrzyłem mu w oczy kiedy Krzykozgon dał mi sposobność do ucieczki, zakryłem uszy, żeby go nie słyszeć, udawałem, że nie istnieje...
Gdybym mógł... Choć raz...
Potrząsnąłem głową i uchyliłem powieki. Przez chwilę nie wiedziałem skąd bierze się ten cały blask, to ciepłe uczucie rozgrzewające zmarznięte ciało i ten lekki, przyjemny wiatr...
Otworzyłem szerzej oczy i uderzył mnie blask zachodzącego słońca. Podniosłem głowę rozglądając się. A więc opuściliśmy podziemne tunele.
Ponad nami było tylko ciemniejące niebo, a pod stopami pieniące się fale morza, w oddali majaczyły coraz słabsze promienie.
Usłyszałem dość głośny hałas, więc odwróciłem głowę bojąc się, że zobaczę któregoś z jeźdźców. Na szczęście jedyne co zobaczyłem to sylwetki Szeptozgonów.
No tak, pomyślałem, jest już prawie noc, półmrok im odpowiada.
Moje powieki zrobiły się dosyć ciężkie jednak nie chciałem zasypiać.
Bałem się, że jeżeli zamknę oczy, otworzę je jako ktoś zupełnie inny.
Nie mogłem do tego dopuścić.
Potrząsnąłem ponownie głową i wziąłem głębszy oddech. Myśli trochę się rozjaśniły. Pomogło.
Prawdopodobnie w Berk podniesiono alarm. Smoki tropiące będą miały problem z pochwyceniem tropu, ponieważ ten urwał się pod ziemią. Kwestią czasu jest jednak kiedy go odnajdą. Krzykozgon jest tylko jeden z łatwością poznają jego zapach. Szczerbatek i inne smoki z wioski znają mój, więc nawet gdybym opuścił Krzykozgona, tamte wciąż by mnie tropiły. Znam Astrid, nie odpuści. Nawet gdybym leżał z mieczem wbitym w piersi ona dalej wierzyła by że żyję. Przez moment przemknęła mi przez głowę myśl, która zmroziła moje serce.
A gdybym tak to wszystko zakończył?
Nie chciałem. Pragnąłem żyć.
Mimo całego strachu kurczowo trzymałem się życia.
Nawet jeśli miało to być życie pozbawione przyjaciół.
Zerknąłem jeszcze raz na Szeptozgony, które tym razem leciały obok nas.
Astrid będzie szukać. Być może już teraz wyruszyły z wyspy smoki i ich jeźdźcy, być może już znaleźli ślad, być może...
Po raz kolejny odwróciłem przerażony głowę jednak widok nie zmienił się. Za nami wciąż pozostawała pustka morza a przed nami? Nie było nic.
Może to "nic" stanie się moim "wszystkim"?
- Może... - szepnąłem do siebie i znów oparłem głowę o kości smoka. Byłem tak piekielnie zmęczony, wystraszony i zdezorientowany. Ponad to wiedziałem, że nigdzie nie będę mógł zatrzymać się na dłużej. Zapach jest czymś, co wsiąka bardzo głęboko a smoki jak nikt inny potrafią węszyć, szukać, tropić i... i w końcu znajdywać.


Mimo że słońce zaszło już jakiś czas temu a na niebie pojawiły się gwiazdy, wciąż lecieliśmy a obok nas niczym strażnicy pojawiały się od czasu do czasu Szeptozgony. Co jakiś czas jeden z nich podlatywał bliżej, tak, bym mógł położyć na chwilę dłoń na jego pysku. Prawdopodobnie to była matka, którą kiedyś uwolniliśmy.
Jakoś teraz wydawały mi się o wiele ładniejsze niż jeszcze rok temu. Może dlatego, że nadeszła noc i nie widziałem ich wyraźnie. Tylko zarys postaci, kolce odbijające światło księżyca i ich ogromne oczy. Oczy, które potrafią przeszyć człowieka na wskroś.
- Fajnie, że was spotkałem. - uśmiechnąłem się lekko gdy Szeptozgon przybliżył się na tyle, że wyciągając rękę mogłem dotknąć jego skóry. Nie była nieprzyjemna i zimna, przeciwnie, biło od niej ciepło a same łuski wcale nie wydawały się aż tak twarde. Być może skoro jest to gatunek lubujący się w ciemnych zakamarkach, nauczył się przetrzymywać ciepło.
Trzeba będzie dopisać to do Księgi...
Pokręciłem głową i opuściłem dłoń.
Nie sądzę, żebym kiedykolwiek jeszcze mógł dotknąć jej skórzanej oprawy, poczuć pod palcami szorstkie kartki i zaciągnąć się zapachem tuszu ze stronic.
Księga spoczywała na podwyższeniu w Sali pilnowana dzień i noc przez trzech wikingów. Sala została zbudowana w osadzie, a osada nazywała się Berk. Tą nazwę powinienem wymazać jak najszybciej z pamięci.
Tak, właśnie tak, Berk nie istnieje.
Nie istnieje.

Kiedy spędza się noc na morzu, wydaje ci się, że oto dotarłeś na kraniec świata. Że ten kraniec pochłonął cię i gdziekolwiek nie polecisz, będziesz otoczony morskim falami. Północ  i południe mógłby być dokładnie tam gdzie wschód i zachód. Gdy niebo zakrywa się chmurami i nie widać ani księżyca poruszającego się po nieboskłonie, ani gwiazd wyznaczających ci drogę, gubisz się. Morze staje się nieskończone i naprawdę człowiek czuje, że znalazł się w pułapce, choć jest w niej coś pociągającego i uspokajającego. Szum fal, wiatr odbijający się od tafli wody i tysiące kropli opadających na twoją twarz gdy zbliżysz się za nadto do wody. Nocne morze podczas bezchmurnych nocy odbija miliony gwiazd i masz wrażenie, że niebo i woda to jedność, a ty krążysz między tymi malutkimi, złotymi punkcikami niczym owad lecący do światła. Pochylasz się, chcesz pochwycić jedno z nich i nagle okazuje się, że to tylko odbicie w wodzie. Noc na morzu jest smutna.
Zupełnie inaczej jest gdy zaczyna świtać. Na wodzie tworzą się złote fale, zupełnie tak, jakby słońce wynurzało się z głębin by rozświetlić w końcu każdą kroplę, każdą skałę... Zapach poranka zlewa się ze słonym zapachem morza tworząc jakąś przedziwną mieszankę kuszącą nowym dniem, ale i przestrzegającą przed nieprzewidywalnością siły przyrody.
Jakiś czas temu Krzykozgon wylądował na jednej z wysp a ja mogłem w końcu rozprostować nogi. Kilka godzin latania sprawiło, że kolana trzęsły się i naprawdę musiałem skupić się nad tym, by nie upaść.
Tak, ten bezwład ciała to z pewnością wina długiego lotu. Nie musi przecież niczego podejrzanego oznaczać.
Uniosłem głowę i zauważyłem jak z naprzeciwka nadciągają ciemne chmury. Burzy o tej porze roku raczej nie powinno być, ale śnieżne zawieje zdarzają się całkiem często. Rozglądnąłem się. Szeptozgony patrzyły na mnie wyczekująco. Szybko zrozumiałem o co im chodzi.
- Zostanę tutaj. Możecie już lecieć.
Żaden z nich jednak się nie poruszył, choć światło słoneczne widocznie im przeszkadzało. Krzykozgon po prostu zwinął się w kłębek, dość spory kłębek, i zasnął.
Westchnąłem.
- Dam sobie radę, dziękuję za pomoc, ale teraz już lećcie, nie wyjdzie wam na dobre jeżeli długo będziecie przebywać na słońcu. No, już, lećcie!
Jeden z Szeptozgonów pochylił lekko głowę i zerknął na pozostałe. Tamte zrobiły to samo a po chwili, jeden za drugim, zanurzyły się w śniegu tworząc głęboki tunel. Krzykozgon rozciągnął się leniwie i popatrzył na mnie. Uśmiechnąłem się do niego i wyciągnąłem w jego kierunku rękę. Tym razem smok od razu ufnie podleciał i delikatnie przyłożył pysk do wnętrza mojej dłoni. Z daleka musiało to robić wrażenie, niczym mrówka i słoń.
Krzykozgon mruknął cicho i odwrócił się ruszając za swoją rodziną. Przez chwilę nasłuchiwałem jego ruchów pod ziemią, czułem jej drżenie, jednak z każdą chwilą słabło, aż w końcu zrozumiałem, że to nie odgłos dochodzący z tunelu, a moje serce. Uderzało raz za razem, głośno i wyraźnie, choć nie wiedziałem dlaczego. Nie zmęczyłem się przecież.
Rozglądnąłem się. Stałem sam na całkiem nieznanej mi wyspie. Samotność uderzyła mnie prosto w twarz wraz z arktycznym wiatrem. Dotknąłem policzka i poczułem na nim coś mokrego. Szybko uniosłem rękę i przedramieniem przetarłem oczy. Zapiekły, ale nie przeszkadzało mi to. Dopóki czułem, wiedziałem że jestem sobą, że mogę skupić się na tym, co mnie otacza.
Ostrożnie ruszyłem przed siebie nie chcąc wpaść w któryś z tuneli. Na wyspie było o wiele mniej śniegu niż na tej, którą opuściłem. Kiedy szedłem zostawiałem za sobą prawie suche ślady, nie musiałem więc martwić się odmrożeniami. Przynajmniej przez jakiś czas.
Brzuch skręcił się nieprzyjemnie więc stanąłem, pochyliłem się i objąłem go dłońmi. Znów miałem ochotę zwymiotować. Szybko zrobiłem kilka głębokich wdechów i otarłem spocone czoło.
Trochę przeszło.
Zanim uniosłem głowę usłyszałem ciche skrzypnięcie śniegu gdzieś po prawej stronie. Sięgnąłem po Inferno, ale moje palce natrafiły na pustkę.
Zostawiłem go tam na wyspie! A to oznacza nie tylko to, że nie mam się jak bronić. Mają mój ślad, mój zapach pozostawiony na broni. Przekląłem w myślach swoją głupotę, jednak odwróciłem głowę w stronę skąd dobiegał owy dźwięk. Serce podskoczyło do gardła kiedy usłyszałem kolejny dźwięk, tym razem głośniejszy i dobiegający z lewej strony. Zerknąłem i tam, jednak moim oczom ukazał się Straszliwiec Straszliwy wpatrujący się we mnie z zaciekawieniem. Cóż, chyba trafiłem na ich gniazdo. Już uspokojony wyprostowałem się i odwróciłem w prawą stronę jednak niemal podskoczyłem ze strachu gdy ujrzałem przed sobą ludzką sylwetkę.
- Na Thora i Odyna! - krzyknąłem chwytając się za klatkę piersiową. Szybko jednak poznałem ową postać i bynajmniej nie zachwyciło mnie to. Nieduża, z za dużym hełmem i płowymi włosami niedbale wystającymi spod niego. Chude ramiona i jeszcze chudsze ręce trzęsły się z zimna choć zakryte były grubym kocem, natomiast dziecięca buzia zaróżowiona była od morskiego wiatru. - Ivar, na Odyna, co ty tutaj robisz?
Chłopiec ruchem dłoni przywołał Straszliwca. Smok usiadł na jego ramieniu choć Ivarowi było wyraźnie ciężko znieść rozmiary gada.
- Przylecieliśmy po ciebie wodzu.
Zamrugałem i rozglądnąłem się szybko.
- My? - zapytałem. Nie widziałem żadnych jeźdźców.
Ivar przytaknął skinięciem głowy.
- My. To znaczy ja i Głazołaz.
Głazołaz to smok Ivara. Swoje imię zawdzięcza prawdopodobnie temu, że Ivar ciągle powtarza jak to jego smok kocha skakać po skałach, siedzieć na nich godzinami a nawet spać. Dosyć niezwykłe jak na Straszliwca.
- Jak się tu dostaliście? - Tak mały smok raczej nie uniósł by ciężaru Ivara przez dłuższy czas, szczególnie, że moja trasa trwała całą noc. Ivar od razu się rozpromienił.
- Bo, proszę wodza, myśmy z Głazołazem próbowali oswoić nad brzegiem rzeki Wrzeńca już od kilku tygodni. Udało się i zaczęliśmy go odwiedzać i bawić się z nim...
- To dlatego często nie widziałem cię w wiosce...
Ivar tak energicznie pokiwał głową, że aż spadł mu hełm z głowy. Pochylił się, wziął go do rąk i popatrzył na mnie płomiennym wzrokiem.
- On pływał, a my siedzieliśmy na jego grzbiecie. Po jakimś czasie wypłynęliśmy dość daleko w morze i zacząłem się bać, że nie trafimy do domu, tym bardziej, że zaczęło się ściemniać, jednak zobaczyliśmy jak wódz leci na Krzykozgonie! Pomyślałem, że super będzie popatrzeć na niego więc popłynęliśmy dalej i dalej trzymając się w dosyć sporej odległości.
No tak, pomyślałem. Zacisnąłem lekko pięść pragnąc jak najszybciej zakończyć tą rozmowę.
- Powinieneś wracać do domu, twoi rodzice z całą pewnością bardzo się o ciebie martwią. - odparłem.
Ukłucie w sercu.
Rodzice.
Mama pewno jest przerażona...
- Wodzu? - Ivar podszedł do mnie, ale szybko udając, że badam podłoże odsunąłem się od niego. Gdybym skrzywdził dziecko, nie mógł bym spojrzeć na swoje odbicie w wodzie. Co on tu w ogóle robi? Powinienem być sam! - Czy wszystko w porządku?
- Oczywiście, że tak. - odparłem trochę zbyt ostro. Ivar skulił się w sobie więc wymusiłem na sobie lekki uśmiech. - Po prostu mam tu kilka rzeczy do załatwienia.
- Tutaj? - Ivar rozglądnął się a potem jego oczy zaiskrzyły blaskiem. Blaskiem, który znałem i który nie raz pakował mnie w kłopoty. To chęć przygody. - Mogę iść z tobą wodzu? Proszę!
Położyłem dłoń na czole i oparłem się o pobliskie drzewo. Zupełnie nagle poczułem jakby ktoś wyrwał ze mnie resztki sił. Nic dziwnego, minęła ponad doba a ja nie zmrużyłem oka, nie zjadłem kompletnie nic a na dodatek umysł ponownie zachodził tą okropną, czarną mgłą. Jeszcze mnie nie pochłonęła, ale czułem, że jest coraz bliżej.
- Źle się czujesz wodzu? - Ivar zrobił w moim kierunku kilka kroków jednak uniosłem dłoń powstrzymując go. Nie miałem sił mówić, po prostu osunąłem się na suchy kawałek ziemi i z wciąż zasłoniętymi oczami próbowałem uspokoić oddech.
Do moich uszu dobiegły różne dźwięki, jednak powoli zaczynało mi być wszystko jedno. Każdy kolejny ton był podobny do poprzedniego, każdy zlewał się w jedność a oczy robiły się coraz cięższe...
Nie! Nie wolno mi zasnąć!
Na moje ramiona opadło coś ciężkiego i ciepłego. Odsunąłem dłoń i zauważyłem że moją postać zakrywa do połowy dosyć gruby koc, bardzo podobny do tego, który miał Ivar.
- Wziąłem zapasowy, nigdy nic nie wiadomo. - odparł i postawił przede mną miskę. Później zza pazuchy wyciągnął dwie ryby i położył na kamieniu. Głazołaz od razu zrozumiał co ma robić. Kilka minut później poczułem cudowny zapach pieczonej ryby, choć żołądek buntował się okropnie.
- Nie zostawię tutaj wodza samego.
Uniosłem głowę i popatrzyłem zmęczonym wzrokiem na Ivara. Siedział jakieś półtora metra przede mną i patrzył mi prosto w oczy. Nie mam pojęcia dlaczego to wszystko dzieje się w taki, a nie inny sposób. Dlaczego nie mogę uciec, choć uciekam? Dlaczego znajduje mnie dziecko, które przecież będzie bezbronne gdy znów...
Bogowie.
Czego chcecie ode mnie?
Ivar posłał mi szeroki uśmiech a ja... Ja po prostu odwzajemniłem go. Po raz pierwszy od wielu tygodniu szczerze odwzajemniłem czyjś uśmiech.
Tak jak mówiłem, nie zawsze możemy odgadnąć kto wyciągnie w naszą stronę pomocną dłoń. Może to być ktoś, kogo całkiem się nie spodziewaliśmy, ktoś kogo nie znamy lub nigdy nie poznamy tak dobrze, jakbyśmy tego chcieli.
Mimo że chciałem znów uciekać, jakiś cichy głos podpowiadał mi, żebym zaufał temu chłopcu, żebym pozwolił mu zostać, że to moja szansa.
Tato...
Na moim ramieniu przez chwilę ciążyło coś niewidzialnego a potem, zupełnie nagle zniknęło. Znów się uśmiechnąłem.
- Chcesz usłyszeć opowieść, Ivar? - zapytałem a chłopiec energicznie pokiwał głową i przysunął się bliżej mnie.
Wiatr rozwiał resztki liści spod naszych stóp. Na tej wyspie chyba wciąż trwała jesień. Jakby zaklęta, buntująca się przeciwko sile pchającej świat do przodu, trwała nieprzerwanie od... Od samego początku.
C.d.n.


~~***~~



Hej Postanowiłam w końcu przywrócić do łask Ivara Po prostu uwielbiam jego postać, cóż nic na to nie poradzę a i tak planowałam zrobić z niego kogoś, kto będzie miał swoją ważniejszą chwilę w opowiadaniu.
Cudownie jest mieć zmianę na rano! Dzisiaj idąc do pracy góra na przeciwko była zasłonięta mgłą tak, że miałam wrażenie, że stoję na szczycie świata.


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 

#57 2014-10-06 19:47:34

Elit0

Nowy użytkownik

Zarejestrowany: 2014-09-01
Posty: 4

Re: To całkiem nowa historia

Extra!!!

Offline

 

#58 2014-10-06 19:49:44

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia

Elit0 napisał:

Extra!!!

Dzięki


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 

#59 2014-10-06 20:44:36

Momomai8

Moderator

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 61

Re: To całkiem nowa historia

Co zrobiłaś z tym chuderlawym, kalekim i bezbronnym Czkawką! A tak na serio, to mnie zadziwiasz. O Ivarze wspominałam, że zaczynam go lubić, ale teraz traktuję go nie tak, jakby był tylko postacią z opowiadania, ale tak, jakbym go znała od początku Smoków. Pomysł z ucieczką jest po prostu zaskakujący i mam nadzieję, że nie wyjdzie z tego kolejny odgrzewany kotlet, a naprawdę intrygująca i świetna historia.


,,Normalni ludzie danwno by się stąd wynieśli, ale nie my! Jesteśmy wikingami!"

Offline

 

#60 2014-10-06 20:50:48

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia

Momomai8 napisał:

Co zrobiłaś z tym chuderlawym, kalekim i bezbronnym Czkawką! A tak na serio, to mnie zadziwiasz. O Ivarze wspominałam, że zaczynam go lubić, ale teraz traktuję go nie tak, jakby był tylko postacią z opowiadania, ale tak, jakbym go znała od początku Smoków. Pomysł z ucieczką jest po prostu zaskakujący i mam nadzieję, że nie wyjdzie z tego kolejny odgrzewany kotlet, a naprawdę intrygująca i świetna historia.

Coś się boję, że mam zapędy sadystyczne co do bohaterów. Ivar to taka postać którą polubiłam odkąd pojawiła się w mojej głowie i chcę żeby miała swój duży wkład w opowiadanie
Mam nadzieję że nie będzie odgrzanego kotleta, dlatego muszę uważnie przemyśleć dalszą fabułę
Dzięki za miłe słowa


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 
Admin Moderator Użytkownik

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi

[ Generated in 0.114 seconds, 8 queries executed ]


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.genelia-d-souza.pun.pl www.imir2010.pun.pl www.tecktonik.pun.pl www.notabene.pun.pl www.graopokemon.pun.pl