Polskie forum o animacji "Jak wytresować smoka"

Nowinki, rozmowy o postaciach, fan art, opowiadania i wiele innych.

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

Ogłoszenie

Na naszym forum pojawiła się nowa kategoria w Luźnym dziale :) Od dzisiaj możecie też dodawać swoje zdjęcia / rysunki do galerii, która znajduje się w panelu u góry. :)

#136 2015-01-18 11:46:58

Ellanna

Nowy użytkownik

Zarejestrowany: 2015-01-06
Posty: 1

Re: To całkiem nowa historia

Nie mów, że czekałam tyle czasu, żeby znów poczuć jak wyrywasz mi serce gnieciesz je i wyrzucasz do śmietnika, a później z troską je stamtąd wyjmujesz i rozprostowujesz tylko po to, żeby zadać cios, którego już ono nie wytrzyma i zaczynam płakać...

Ręce drżą.. Oczy nie widzą.. Uszy nie słyszą.. Skóra nie czuje dotyku, a nos zapachów. Za to serce nadal próbuje walczyć i bije jakby chciało krzyczeć "Nie zdarzam się! Nie możesz tego zrobić".

Błagam nie znęcaj się tak nade mną. To paskudne nienawidzić i uwielbiać kogoś tak bardzo.

Ostatnio edytowany przez Ellanna (2015-01-18 11:50:53)

Offline

 

#137 2015-02-13 21:51:10

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia

Rozdział 27)



Czasem, ale tylko czasem, czas zatacza tak duży krąg, że zupełnie zapominamy o tym, co było na jego początku i zdziwieni wpatrujemy się w tą niewielką przestrzeń, która pozostała między przeszłością a przyszłością. Zastanawiamy się co też przyniesie jutro, czy ta cienka granica, która pozostała by połączyć się w jedną całość będzie istnieć dzień, rok a może zaledwie jeszcze kilka sekund a my nieświadomi tego, nie potrafimy wykorzystać pozostałego nam czasu.
Oczywiście są tacy, którzy nie pozwalają by czas się skończył, by zatoczył swój krąg. Własnymi ramionami ochraniają to, co im pozostało, chwytają się tej jedynej istoty, która sprawia, że są, że jeszcze istnieją, że mogą coś zmienić.

Lecz, koniec końców, ich dłonie opadają bezsilnie, gniecione tym, co zwykliśmy nazywać końcem, ponieważ słowo "śmierć" nie chce nam przejść przez gardło. Jest zbyt silne, ukazuje jak słabymi i marnymi istotami jesteśmy bo choć chcemy żyć wiecznie, przegrywamy. Doskonale zdajemy sobie sprawę, już od chwili narodzin, że choć toczymy walkę, z samym sobą, własną niedoskonałością i kruchością, kiedyś będziemy musieli pochylić głowę i przyznać się do porażki.
Jednak czasem zdarza się tak, że widząc jak niewiele czasu nam już pozostało odnajdujemy w sobie jakąś pierwotną siłę, która na jakiś czas pozwala nam podnieść się z klęczek i raz jeszcze unieść głowę.
To tylko pożyczony czas, ale mimo wszystko bezcenny.
Czasem jest to odwaga, czasem żal lub żądza zemsty.
Dla mnie owym bodźcem było znalezienie oparcia, siły we własnym wrogu, który targał mną od długiego czasu, kazał mi patrzeć jak moi przyjaciele odwracają się ode mnie, jak moja rodzina i wszystko co pragnąłem chronić, utrzymać przy sobie, znika.
Nienawiść, która wypełniała każdy kawałek, każdy centymetr i atom mojego ciała zahartowała mnie tak mocno, że i ja na chwilę stanąłem pomiędzy początkiem a końcem swojego własnego, kurczącego się już kręgu.
Doskonale zdawałem sobie jednak sprawę, że jeszcze choć na chwilę mogę zatrzymać czas.


Na wilgotnym piasku leżały miejscami niewielkie zaspy śniegu ochraniane przed wiatrem przez skały i na tyle daleko od oceanu, że jego toń nie sięgnęła ich i nie zabrała ze sobą podczas odpływu. Nie bardzo wiedziałem czy owy krzyk, który rozniósł się echem po pustej przestrzeni był mój, czy może to krzyczał któryś z jeźdźców. Dla mnie czas się zatrzymał, choć dokładniej to JA utknąłem w jakimś nieskończonym, odległym punkcie w przeszłości. Cała reszta naokoło mnie wydawała się poruszać do przodu podczas gdy ja wciąż tkwiłem bezradnie w jednym miejscu.
Choć chciałem otworzyć usta i coś powiedzieć, cokolwiek, nie mogłem tego zrobić. Zamiast tego zacisnąłem je tak mocno, aż zęby nie wydały nieprzyjemnego dźwięku ocierając się o siebie a pięści zacisnęły się boleśnie wbijając paznokcie w bladą skórę.
Być może odczułbym całe zmęczenie i osłabienie organizmu spowodowane ostatnimi dniami, które nie wiedzieć kiedy minęły, gdyby nie ta wewnętrzna złość, niemal zwierzęca wściekłość wkradająca się prosto w serce.
Przez chwilę zastanawiałem się gdzie podziała się ta cała niewinność w spojrzeniu, chęć okazywania dobra i niemal fizyczna niechęć do sprawiania komuś bólu. Dlaczego to wszystko zastąpiły tak podstawowe i egoistyczne żądze, gdzie podział się dawny ja?
Oczywiście odpowiedź przyszła zanim zdążyłem sformułować pytanie.
To on.
To przez niego tak bardzo się zmieniłem. To jego wina, że pozwoliłem upaść wszystkim wartością moralnym, których zawsze tak rygorystycznie przestrzegałem. Pozwoliłem by zupełnie ktoś obcy wkradł się w moje myśli i słowa i zbezcześcił to, co sprawiało, że byłem kim byłem.
Teraz, po raz pierwszy wyraźnie czując jak dalece różnię się od tego chudego, niezdarnego i wiecznie przepraszającego chłopaka miałem ochotę krzyczeć z głębi serca by oddano mi to, co tak bestialsko i nagle ze mnie wyrwano. By oddano tą cząstkę mnie, która sprawiała, że byłem unikalny.
Cała furia, którą poczułem niemal w ułamku sekundy sprawiła, że w końcu rozwarłem szczęki i zupełnie nie poznając już swojego głosu pozwoliłem by struny głosowe zadrżały pod naporem nienawiści.
- Drago...
Stał tam. Oświetlony przez blask księżyca jak w jakimś upiornym spektaklu a jego twarz znaczył wredny, pewny siebie półuśmieszek. Automatycznie sięgnąłem dłonią po Inferno, ale nie było go tam. Przepadł prawdopodobnie wraz z...
Nie mogłem jednak pozwolić by tak mała przeszkoda jaką był brak swojej najlepszej broni pozwolił mi się poddać lub zmącić umysł.
Nie.
Ten jeden jedyny raz nienawiść będzie moim sprzymierzeńcem.
Prawe ramię drgnęło niemal niezauważalnie i coś cicho zabrzęczało. Na przedramieniu, tuż nad ochraniaczem miałem schowaną jeszcze jedną broń, choć gdy pierwszy raz chwyciłem ją do ręki nie sądziłem, że będzie miała inne zastosowanie niż zaostrzenie kawałka węgla lub przecięcie jakieś liny czy sieci. Coś, co miało być tylko i wyłącznie używane w celu ofensywnym, w ułamku sekundy zmieniło swoją wartość na bezcenną broń.
Jedyną, którą posiadałem.
Tuż za moimi plecami usłyszałem głosy wypowiadające z niedowierzaniem jak i również złością imię tak bardzo przeze mnie znienawidzone.
Co innego wypowiedzieć je samemu, a co innego usłyszeć zwielokrotnione, tuż nad brzegiem oceanu, który sprzysięgając się przeciwko mnie zamilkł niemal w jednej chwili pozwalając by te dwie sylaby odbijały się echem i krążyły ponad taflą wody niosąc je długo i wyraźnie po swoich falach.
- Drago...
Nie zmienił się. Może na jego twarzy pojawiło się kilka dodatkowych blizn, ale lewe ramię wciąż ukryte było pod zbroją imitującą protezę. Za pierwszym razem szczerze mu współczułem wiedząc dokładnie jak to jest zostać kaleką. Teraz po owym uczuciu nie pozostał nawet cień.
- Wyglądasz jeszcze mizerniej niż dwa miesiące temu.
Nie miałem nawet zamiaru mu odpowiadać. Nie potrzebowałem już żadnych wyjaśnień, nie interesowało mnie skąd wziął hełm ojca i jakim cudem udało mu się oswoić Zmiennoskrzydłego a nawet spiskować z Ivarem. Teraz, tu nad brzegiem oceanu, pośród wszystkiego co tak bardzo mnie przytłaczało, niemal w sercu wioski, nie miało to już żadnego znaczenia.
Cel był tylko jeden i nic nie mogło mnie od niego odciągnąć.
Nawet jeżeli miałbym już zupełnie upaść.
- Pewnie zastanawiasz się, co to wszystko miało znaczyć? - Drago zrobił krok do przodu a jego cień wydłużył się nieznacznie. Obserwowałem go wciąż nic nie mówiąc. Jeźdźcy również zachowywali względny spokój a przynajmniej nie rzucili się na niego. - Dwa miesiące... To nie tak długo, prawda? Obserwowałem cię. - uśmiechnął się krzywo robiąc kolejne kilka kroków. Za swoimi plecami usłyszałem głuchy odgłos. Drago zaśmiał się cicho jednak swoją uwagę wciąż skupiał na mnie. - Patrzyłem jak powoli zatracasz się we własnych myślach i obawach. Szukasz, pytasz, błądzisz. To było całkiem zabawne móc sprawić, że w końcu padniesz na kolana.
- Czkawka nigdy...! - dobiegł mnie krzyk Astrid ale Drago przerwał jej śmiejąc się okrutnie.
- Nigdy co? - zrobił kolejnych kilka kroków tak, by nas okrążyć. Przekręciłem głowę nie spuszczając go z oka. - Doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, że to nie jest już ta sama osoba co kiedyś. Widzę strach w waszych oczach ale nie przede mną, tylko przed waszym wodzem. Jeżeli chcesz zyskać przewagę, zasiej niepewność w obozie wroga. I to było moim celem. Walka się przecież jeszcze nie skończyła, prawda?

Słysząc te słowa złość która mnie rozpierała znalazła w końcu ujście. Chwyciłem za sztylet i z wściekłością skoczyłem w jego stronę chcąc szarpać, rozdzierać, kłóć i...
W momencie kiedy niemal byłem już przy Drago z czeluści oceanu wyłoniło się, zupełnie tak jak tamtej nocy, nagle i z hukiem, ogromne cielsko Oszołomostracha. Z gardeł smoków wydobył się warkot jednak nie był on przesycony wrogością tak jakbym się tego spodziewał a raczej pewnym niepokojem. Rzuciłem im szybkie spojrzenie i zrozumiałem.
Przez kręgosłup przebiegł zimny dreszcz.
- Straciliście Alfę.
Miał rację. Jednak nie miałem zamiaru poddać się tak po prostu. Nie Oszołomostrach był moim celem a Drago. Jeżeli zniszczymy więź między nim a smokiem, wygramy. Mamy tylko do wyboru którego z nich wybrać.
Odpowiedź nasuwa się sama.
- Przegraliście.
Ponownie skoczyłem w jego kierunku jednak nim zdążyłem się zorientować jego zdrowa ręka chwyciła mnie za gardło a palce zacisnęły się boleśnie na krtani. Za plecami dobiegły mnie krzyki jednak Drago wyszczerzył swoje nierówne, zniszczone zęby i nie odwracając wzroku od mojej twarzy odezwał się drżącym przez śmiech głosem.
- Jeden krok a wasz wódz będzie leżał przed moimi stopami ze złamanym karkiem.
Nie wypuszczając z ręki sztyletu chwyciłem wolną dłonią jego przedramię próbując odciągnąć je od swojej szyi. Nie mogłem zaatakować go, ponieważ ostrze nie zrobiło by mu żadnej krzywdy, niemal cała jego postać schowana była za pancerzem którego nie mógłbym przebić. Sytuacja nie wyglądała zbyt obiecująco.
- Jak mogłeś w ogóle pomyśleć, że możesz równać się ze mną? - tym razem uśmiech zastąpił miejsca jakiemuś niewyraźnemu grymasowi, którego nie mogłem odszyfrować. Jego palce zacisnęły się mocniej a z moich ust wydobył się chrapliwy dźwięk kiedy próbowałem złapać choć trochę więcej powietrza.
- Puść go!
Nie zwróciłem uwagi kto krzyczał, ale wiedziałem, i Drago też, że i tak nie mogą nic zrobić. Między nimi a mną stoi Oszołomostrach czekając zapewne na rozkaz od swojego pana.
Tym razem naprawdę nie miałem pojęcia co robić.
- Czy wiesz... - Drago przysunął swoją twarz na tyle blisko, że poczułem jego cuchnący oddech. - ...dlaczego twój smok musiał zginąć?
Moje serce zakuło boleśnie w piersi jednak miałem nadzieję, że nie zobaczy mojej reakcji na te słowa. Nie chciałem dać mu powodu do radości.
Próbowałem coś powiedzieć, jednak jedyne co udawało mi się osiągnąć to tylko kolejny, niewyraźny charkot.
- Zginął, bo byłeś zaślepiony własnymi racjami.
Nie mogłem zrobić nic jak tylko odrzucać jego słowa, nie pozwolić by znów wdarły się we mnie i namieszały jeszcze bardziej. Nie mogłem znów się załamać.
Jeżeli chciałem jakoś wybrnąć z sytuacji, musiałem zaufać sobie jeszcze raz. Ten jeden, jedyny raz.
Szczerbatek nigdy nie dałby mi odczuć, że go zawiodłem.
Zawsze stawał po mojej stronie, nie ważne jak irracjonalne było moje zachowanie.
Nie osądzał.
I nigdy, przenigdy nie uważałby, że coś jest moją, tylko moją winą.
Szczerbatek był tym, który oddałby życie za mnie tak samo jak ja za niego.
- Nie... - wychrypiałem zaciskając palce na jego pancerzu i rzucając mu wyzywające spojrzenie.
- Jesteś śmieszny w swojej słabości. - kończąc mówić puścił moją szyję a ja upadłem prosto na piasek nabierając ogromną ilość powietrza by wyrównać brak tlenu w płucach. Zanim jednak podniosłem się poczułem na swoich plecach zimną, ostrą stal.
- Mówiłem, że będziesz przede mną klęczał.
Niemal instynktownie wyczułem napięcie u pozostałych jeźdźców choć zdawałem sobie sprawę, że przecież Drago tak po prostu mnie nie zabije. Nie, on najpierw pozwoli mi patrzeć na to, jak tracę kolejne ważne mi osoby. Dopiero kiedy nie zostanie ze mnie już niemal nic wspaniałomyślnie zakończy moje cierpienie.
Jednak ja nie miałem zamiaru się poddawać i po prostu patrzeć jak giną moi przyjaciele. Jeżeli mogłem kupić im trochę czasu by mogli coś wymyślić, musiałem zachować spokój umysłu.
- A Ivar? - szepnąłem wciąż jeszcze czując ból przy każdym słowie - Jego też w taki sposób zmusiłeś do współpracy?
Czekałem na jego wybuch śmiechu lub choćby prychnięcie, jednak nic takiego nie nastąpiło. Przez chwilę słyszałem tylko odgłos fal obijających się o skały i szybsze oddechy pozostałych zebranych na plaży ludzi i smoków. Ta przeszywająca cisza trwała niemal całą wieczność zanim Drago zdecydował się mi odpowiedzieć.
- Ivar nigdy nie stał po mojej stronie.

c.d.n.


~~***~~



Na sam początek ogromne, ogromne i jeszcze raz ogromne: Przepraszam!
Zdaję sobię sprawę, że od poprzedniego rozdziału minęło... sporo, jednak na swoje usprawiedliwienie mam nawał nowej pracy w pracy (incepcja!) i ciężko mi myśleć o pisaniu kiedy wracam z niemal wyprutymi zwojami mózgowymi do domu a neurony jedyne co są w stanie zrobić to pozwolić mojemu ciału paść na łóżko. Dosłownie. Zaniedbałam przez ten czas wiele rzeczy ale mam nadzieję, że ten gorący okres już mam za sobą i teraz nawet jeżeli nie będzie z górki, to przynajmniej nie będzie już tak stromo.
Co do samego rozdziału. Jak ja nie lubię rozpisywać akcji! Nie umiem, nie lubię i wiedziałam już od przynajmniej kilkunastu rozdziałów, że prędzej czy później będę musiała to zrobić. Inna sprawa, że kompletnie nie "czuję" charakteru Drago na tyle, by móc go dobrze opisać własnymi słowami. Może dlatego, że na ekranie pojawił się dosłownie na chwilę. Tak jak Valka.
Tak, czytając wstęp można doskonale zauważyć, że wciąż jestem pod wrażeniem Teorii wszystkiego


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 

#138 2015-02-14 10:20:53

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: To całkiem nowa historia

Powiedzmy sobie szczerze, jestem leniwy. Tym razem nie mam zamiaru robić komentarza do całości, bo zwyczajnie nie dam rady. Za dużo z tym zachodu. Ale taki rozdział zasługuje na komentarz. Po zakończeniu całej historii (miejmy nadzieję, niedługo) pewnie, w krótkich słowach odniosę się do rozdziałów. Kto wie, może uda mi się wybrać ulubiony

Ten rodział jest kolejnym z serii wyciskaczy łez. Kilka rozdziałów temu, zmieniłaś tą historię z arcyinteresującej opowieści na dramat. Powiem Ci szczerze, że od początku wątku spadającego Szczerbatka raczej nie wierzyłem w jego śmierć. Teraz mam już obawy. Bo w sumie to tylko Drago potwierdza najgorszy scenariusz. A raczej nie miałby interesu w mówieniu "No wiesz Czkawka... Twój smok jakoś mi umknął, więc być może wróci.". Mimo tego zrobiłaś to tak, że przekonuje mnie on w swoich słowach. Ta mowa, w której Drago tak wspaniale droczył się z Czkawką. Coś pięknego. I jednocześnie coś tak smutnego, że nastąpił u mnie krótki atak płaczu, zastąpiony dziurą w sercu, którą noszę dalej. Zrobiłaś z niego świetny czarny charakter. W filmie wypadł średnio, ale u ciebie po prostu ma klasę. Ja wciąż wierzę, że on skłamał i że Szczerbatek żyje (choć niestety powiedziałaś, że nie lubisz happy-endów). W takim razie jeśli smok nie przeżyje, prosiłbym Cię o wyrównanie rachunków i uśmiercenie również tego, który posłał go na śmierć. Tak żeby sprawiedliwości stało się zadość. Na koniec nie sposób nie napisać o kolejnym genialnym i błyskotliwym zwrocie akcji. "Ivar nigdy nie stał po mojej stronie" - i ponownie wywołałaś mętnik w mojej. Gratuluję. To co on chciał osiągnąć ? Nie mam głowy teraz wymyślać teorii (tym razem nie spiskowej ), ale czy Ivar znów przejdzie na jasną stronę mocy ? Czy może wykiwa i Drago, a sam wygra wszystko. Na pewno jeszcze się pojawi i wtedy będzie ciekawie. W sumie to bardziej trzymam kciuki za śmierć Czkawki niż przetrwanie Szczerbatka. 10/10


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#139 2015-02-26 14:12:55

Dosia

Nowy użytkownik

Zarejestrowany: 2014-12-14
Posty: 5

Re: To całkiem nowa historia

Powiem ci szczerze, Czkawka w twoim opowiadaniu jest okropny, mimo że ma dobrą wymówkę, nie wytrzymałabym w jednym pokoju z takim facetem Astrid jest niesamowita że po tym jak ją uderzył można powiedzieć że sponiewierał ją już do końca a ona mimo to wstawia się za nim i staje po jego stronie.. Mam nadzieje że to nie zostanie zapomniane.

Offline

 

#140 2015-04-12 17:08:33

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia

Rozdział 28)



Piasek i śnieg tworzą zadziwiającą parę. Kiedy weźmiesz w dłoń ziarnko piasku niemal nie jesteś w stanie go dostrzec, jest przecież tak małe i kruche a jednak nawet jeśli zaciśniesz palce nie zniszczysz go, nie będziesz mógł go zmiażdżyć lub skruszyć. Natomiast gdy na twoją dłoń opadnie pojedynczy płatek śniegu, większy, wyraźniejszy i zakryjesz go drugą tak, by go nie dotknąć, niemal natychmiast zniknie i pozostanie po nim tylko mokry ślad. Tak więc jedną rzecz możesz gnieść, deptać, rozszarpywać a i tak będzie istnieć, druga zniknie zanim zdążysz odkryć jej piękno.
Z czasem jednak śnieg utworzy zaspy i choć nie będziesz mógł przyjrzeć mu się dokładniej, to przez jakiś czas będzie istniał by pozwolić ci nacieszyć oczy jego bielą i blaskiem. Piasek uformuje plaże i pustynie i stanie się jeszcze odporniejszy byś mógł bez strachu robić krok za krokiem.
Kiedy patrzysz jak świeżo opadły śnieg zasypuje piasek widzisz jak zacierają się pewne utarte schematy bo oto mniejszy wygrywa ze stukrotnie masywniejszym. Przyroda daje szansę słabszym a czasem nawet staje po ich stronie.
Raz wygrywa jeden, a raz drugi.
To po prostu gra. Jeśli wylosujesz krótszą zapałkę, przegrywasz.
Tak już chyba będzie zawsze.

Ostrze miecza wciąż spoczywało na moich plecach jednak nie ono sprawiło, że moje ramiona zadrżały. Myśli są po stokroć ostrzejsze od jakiejkolwiek broni i to one sprawiają nam najwięcej bólu. Miałem wrażenie, że piasek na którym klęczałem wciągnie mnie i zasypie trzymając w swoich objęciach dopóki ostatni oddech nie wydrze się z mojej piersi.
Ach, tak...
To strach.
To drżenie ramion, zaciśnięte usta i dłonie, przyśpieszone bicie serca... To wszystko strach. Prawy kącik ust nieznacznie uniósł się do góry.
Dlaczego się uśmiecham?
- Umilkłeś.
Jego głos był jak zawsze ochrypły, chociaż tym razem mogłem usłyszeć w nim jeszcze coś innego, coś niecodziennego. Drago był zdziwiony, choć zdezorientowany było chyba lepszym określeniem. Nie miałem pojęcia jak długo już tak klęczę, jednak zaczerwienione dłonie dawały wyraźny sygnał, że nie jest to kilka minut.
Co dziwne, nie czułem zimna, wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że moje ciało rozpala się do czerwoności.
Te wszystkie zmienne emocje. Strach, śmiech, zdziwienie, złość...
One nie pochodzą od Zmiennoskrzydłego.
One pochodzą prosto z najgłębszych otchłani mojego serca.
- Rusz się. - poczułem mocniejszy ucisk na plecach a kiedy ciało nie poruszyło się nawet o milimetr, czyjeś palce wplotły się w moje włosy i brutalnie podniosły do góry.
Gdzieś z oddali słyszałem wzburzone głosy, ale teraz moje myśli pędziły z tak zawrotną szybkością, że zagłuszały wszystko inne.

Jeżeli Ivar nie stał po stronie Drago, myliłem się. Każde słowo, każdy gest i każdy czyn wydawał się teraz pozbawiony sensu. Jeżeli miałbym zgadywać, powiedziałbym, że tak mocno uchwyciłem się myśli, że to Ivar wszystko zaplanował, aż stało się to moją obsesją. Tak usilnie próbowałem znaleźć odpowiedź, tak maniakalnie szukałem winnego, żeby móc tylko udowodnić swoją tezę.
Gdzieś po drodze chyba zapomniałem już tak naprawdę o zemście, zepchnąłem ją nieświadomie na dalszy plan.

Jak długo myślałem, że mam wszystko w garści, tak naprawdę ktoś inny obserwował mnie, powoli niszczył i sterował bym grał dokładnie tak, jak on chciał.
Jak długo to już trwało?
- Nie wierzę ci.
Tak. Nie mogę mu uwierzyć. Nie powinienem mu wierzyć. Nie mogę pozwolić, by inni też uwierzyli, ponieważ jeżeli uwierzą...
Otworzyłem oczy i nie zwracając uwagi na bolesny uchwyt Drago przekręciłem lekko głowę i po raz pierwszy od długiego czasu spojrzałem na jeźdźców.

Nie wyglądali najlepiej. Ich twarze przyćmione przez mrok zdawały się groteskowo wykrzywiać, niemal szydzić. Ich postawy w każdej chwili gotowe do ataku przypominały mi każdą chwilę, w której razem stawialiśmy czoła przeciwnikowi. Patrzyłem na każdego z nich, uważnie i tak, jak jeszcze nigdy wcześniej widziałem jak bardzo zmęczeni byli. Szare odcienie skóry, cienie pod oczami... Znów przymknąłem powieki.
Jeżeli uwierzą, odwrócą się ode mnie. Tym razem nikt nie wyciągnie w moim kierunku dłoni, nikt jej nie chwyci i nie pociągnie za sobą.
- Co jest z tym uśmiechem dzieciaku?
No tak... Znów się uśmiecham.
Dlaczego?
Dlaczego targają mną tak sprzeczne uczucia?
- Ten uśmiech mnie irytuje.
Zupełnie bez ostrzeżenia poczułem silny cios prosto w żołądek. w tym samym momencie Drago puścił moje włosy a ja znowu osunąłem się na kolana tym razem jednak kładąc dłonie na brzuchu. Łapiąc oddech próbowałem pozbyć się fali mdłości, która nadeszła wraz z uderzeniem, mimo to wciąż czułem, że krzywy uśmiech nie schodzi z mojej twarzy.
Jak silne były to uczucia?

- Jak długo jeszcze zamierzasz uciekać?

Ten głos... Znam go tak doskonale. Dlaczego jest tak blisko? Dlaczego go słyszę, skoro jego już nie ma? Przecież nie śnię, wciąż klęczę na mokrym piasku, wciąż czuję uścisk Drago i głosy innych jeźdźców, smoków... Dlaczego mogę cię usłyszeć akurat teraz?

- Podnieś się i walcz!

Moje dłonie drgnęły. Ciało zaczęło słuchać umysłu, wydarło się kajdanom odrętwienia. Gdzieś z oddali dało się słyszeć poranne beczenie owiec pragnących wyrwać się szponom zimy, jednak ich dźwięk był jakby bliższy, wyraźniejszy, zupełnie tak, jakby nie dzieliła nas odległość kilometra. Zmarszczyłem lekko brwi.
Dlaczego mam ochotę się z tego śmiać?

- Możesz to zrobić!

Uniosłem lekko powieki. Znad horyzontu zaczęły pojawiać się pierwsze promienie słońca. Drago zasłaniał mi jego widok, ale kilka z nich dosięgło moich policzków sprawiając, że poczułem na twarzy przyjemne ciepło, ale nie tylko na niej. Zupełnie tak, jakby z nastaniem nowego świtu moje serce również wypełniły uczucia o wiele lepsze niż te, które towarzyszyły mroku nocy. Zacisnąłem lekko pięść.

- Tak, właśnie tak! Mój chłopak!

Uniosłem jedno kolano chcąc wstać, jednak powstrzymała mnie dłoń zaciskająca się wokół mojego przedramienia.
- Chcesz gdzieś iść?

- Nie słuchaj go!

Słońce coraz wyraźniej wznosiło się ponad ocean, jego poblask coraz mocniej opadał i na mnie i na pozostałych zebranych na plaży. Znów zerknąłem w ich stronę. Tym razem nie zauważyłem tych wykrzywionych, nienawistnych twarzy tylko zagubionych i przerażonych ludzi.

- Teraz już rozumiesz, prawda?

Niemal nieznacznie skinąłem głową.
Czy jeżeli teraz zrobię krok do przodu, będę mógł w końcu to wszystko zakończyć i powrócić do przeszłości? Do tamtych bezcennych chwil, do czasów, gdy mogłem się śmiać, odkrywać i szybować pomiędzy podmuchami wiatru?

- Jeżeli nie spróbujesz, nie przekonasz się.

Tym razem uśmiechnąłem się szczerze, z całego serca, wziąłem tylko te uczucia, które były mi kiedyś tak bliskie a o których istnieniu przez długi czas zapomniałem. Jak w ogóle mogłem do tego dopuścić?

Będziesz ze mną?
- Zawsze i do końca.

No tak...

- Znudziłeś mnie już dawno temu. - Grube palce zacisnęły się jeszcze boleśniej na mojej skórze. - Oglądanie jak upadasz było ciekawe, ale to stało się już nudne. Dlatego...
Nie pozwoliłem mu dokończyć. Lewą ręką chwyciłem jego nadgarstek zupełnie tak, jakbym chciał odciągnąć jego dłoń od siebie. Popatrzyłem mu prosto w oczy.
- Czy wiesz, dlaczego ludzie nie chcieli za tobą podążyć?
wyraz jego pełnej blizn twarzy był bezcenny. Zaskoczenie mieszało się z wściekłością a dolna szczęka zacisnęła się tak, że niemal słyszałem zgrzytanie zębów.
- Co ty...
- Ludzie... - kontynuowałem podnosząc się i stawiając opór uchwytowi - ...nie chcą iść za kimś, kto nie będzie potrafił ich ochronić.
Moje ramiona przestały drżeć. Kiedy stałem już wyprostowany poczułem, jak palce Drago lekko się rozluźniają. Zdecydowanie był zaskoczony.
- Ludzie... nie pójdą za kimś, kto ich nie szanuje.
- Ty szczeniaku... - znów ucisk.
- Ludzie... - krzyknąłem również zaciskając palce na jego ręce i wwiercając w niego swoje uważne spojrzenie - ...nie pójdą za kimś, kto się boi!
Całą siłą jaka mi pozostała wyrwałem się od Drago i dobyłem jedynej broni, którą miałem przy sobie. Sztylet. Nie był duży, ale był moją jedyną szansą.
Poza tym...

Przecież nie byłem sam. Niemal czułem, że ta siła pochodzi nie tylko ode mnie. Jak ciało, które tak długo pozbawione było życia i energii mogłoby nagle znaleźć tyle potencjału? Dokładnie w tej samej chwili, w której zamachnąłem się, Drago dobył swojego miecza.
Krzyki mieszały się z krwią dudniącą w żyłach. Oddech i serce wybijały wspólny, szalony rytm. Myśli niemal wrzeszczały w głowie imiona tych, których musiałem utracić.

Każdy mieszkaniec wioski.
To byli moi ludzie, moi przyjaciele, moi nauczyciele. Z niektórymi niemal nie utrzymywałem kontaktów, niektórych znałem tylko z widzenia, niektórych twarze rozmywały mi się i nie mogłem ich rozpoznać. Ale byli i walczyli za mojego ojca, ramię w ramię. To była moja rodzina.

Albrecht.
Był jedynym, który pozostał bez względu na to, co było między nami wcześniej, choć może nawet ze względu na to. Albrecht przez długi czas był wyrzutkiem a kiedy wrócił do wioski, wyrzutkiem stałem się ja. To on pierwszy nieświadomie dał mi siłę.
Bo skoro on mógł, to i ja też mogłem.

Ivar.
Kiedy o nim myślę, wciąż mam przed oczami dziecięcą twarz z tym nikłym, nieśmiałym uśmiechem. Skoro nie pomagał Drago, to dlaczego zniknął? Rozmowa z jego rodzicami dała mi tyle dowodów na jego zdradę! Czy to ich zemsta? Czy Ivar podejrzewał, że będą w stanie zrzucić na niego oskarżenia za wtrącenie ich do lochu? Uciekł, bo wiedział, że kiedy usłyszę słowa jego rodziców, uwierzę im. Czy jedynymi, którzy współpracowali z Drago byli oni?
Pamiętam, jak powiedziałem, że tamte wydarzenia, które działy się na wyspie nie mogły być zwykłym zbiegiem okoliczności.
Być może przypadki jednak naprawdę się zdarzają, nie ważne jak bardzo byłyby one nierealne.
Ivar... Jaka była twoja rola w tym wszystkim?

Tata.
Osoba, której unikałem przez większość swojego życia, a raczej starałem się nie stawać na jej drodze. Jako dziecko wiedziałem, że powinienem być silniejszy, ale nie potrafiłem. Myślałem, że tata nienawidzi mnie takiego.
Myliłem się. Jak bardzo się myliłem!
Jedyną osobą, która się siebie wstydziła byłem ja sam. Tata kochał mnie tak mocno jak tylko potrafił, a ja przez piętnaście lat nie potrafiłem tego zauważyć.

Szczerbatek...
Jak to bardzo boli! Nie mogę nawet przywołać jego obrazu w myślach, ponieważ w tej samej chwili gdy widzę te żółte oczy moje serce przeszywa ból tak nieznośny, że chcę je wyrwać i nic już nie czuć. Przez te pięć lat stał się moim najlepszym przyjacielem, jako pierwszy mnie zaakceptował i nie opuścił.
To ja opuściłem jego.

- Nienawidzę Cię Drago.
Moje dłonie zacisnęły się tak mocno na uchwycie, aż pobielały i zacząłem czuć w nich mrowienie. Po kręgosłupie przeszedł dreszcz a na karku i policzkach pojawiły się zimne krople potu.
Czy to był tylko pot, czy może łzy?
Nie mogłem się zawahać.
Nie tym razem.
Tak jak powiedziałem, musiałem w końcu zrobić krok do przodu.
Przecież tak naprawdę wiedziałem, że to musi się stać.
Każda godzina, minuta, sekunda... Każdy oddech i każde słowo, każdy czyn i gest przybliżał mnie do tej chwili.
Mam tylko jedną szansę.
To nie może być takie trudne, wystarczy zamknąć oczy i zrobić to, a później wrócić do przeszłości.
Tak. Dokładnie tak.
Świst metalu w powietrzu wydawał mi się głośniejszy niż wycie wiatru lub krzyki jeźdźców. Oczami wyobraźni widziałem jak rzucają się w naszą stronę, ale już jest za późno.
To jest nasza walka.
Nasza ostatnia walka.

Ten ostatni raz.

C.d.n.


~~***~~



Aż dziwne, ale tym razem nie mam nic do dodania. Przed nami jeszcze jeden rozdział i (oczywiście osobno) epilog. Tak jak mówiłam (lub nie) chcę zamknąć to opowiadanie w 30 rozdziałach. Dokładnie po 10 na każdą część. Oczywiście przepraszam za tak długą przerwę, nie będę się wymawiać brakiem czasu. Po prostu nie mogłam znaleźć odpowiednich słów do tego rozdziału, musiałam poczuć nagłą wenę, by móc go napisać. Cóż, czasem tak bywa.
Jednak osobiście uważam, patrząc z perspektywy czasu, że było to dobre posunięcie.  Mogłam wiele przemyśleć i jak niemal każdy rozdział był pisany pod wpływem impulsu, tak ten od początku do końca był przemyślany tak naprawdę już 20 rozdziałów temu.
Cóż, nie będę zdradzać zakończenia. Czy będzie szczęśliwe? Nie powiem. Czy dramatyczne? Też nie powiem. Pamiętajcie, że w tej historii wszystko lubiło obrócić się o 180 stopni, więc nic nie jest niemożliwe.
Prawda?
Do usłyszenia w następnym rozdziale.


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 

#141 2015-05-20 19:20:59

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia

Rozdział 29)



Początek i koniec. Dwa zupełnie różne słowa oznaczające dokładnie to samo. My, jako ludzie, nauczyliśmy się postrzegać narodziny jako początek życia, a śmierć jako coś ostatecznego, jako miejsce z którego nie ma już powrotu. Dlaczego więc kiedy powstaje nowe życie mówimy o narodzinach, a gdy ktoś je kończy mówimy, że odszedł? Przecież dla nas śmierć to koniec życia, dlaczego więc zaprzeczamy samym sobie i mówimy, że ktoś odszedł? Jeżeli odszedł, to kiedyś przecież może wrócić, prawda?
Jeżeli umarł, tego powrotu już nie będzie.
Boimy się słowa "śmierć" dlatego łatwiej nam myśleć o odejściu ukochanej osoby niż o zimnym, bolesnym i nieodwracalnym określeniu śmierci.
Natura już dawno zrozumiała, że "śmierć" nie jest końcem, a ledwie początkiem czegoś zupełnie nowego. Nic nigdy tak naprawdę nie ginie i nie odchodzi. Po prostu się zmienia.
Najbardziej bolesne jest to, że rozumiemy to wszystko dopiero wtedy, gdy nasze obecne życie zatoczy koło i nie mamy możliwości powiedzieć o tym innym. Być może tak właśnie ma być, może mamy nie rozumieć całe życie i dopiero pod jego koniec dostrzegać prawdę. Gdybyśmy wiedzieli wcześniej... czy nasze życie byłoby tak samo cenne?


Niektóre wydarzenia dzieją się bardzo szybko, a niektóre niemal zatrzymują w czasie. Kiedy patrzyłem jak Szczerbatek spada prosto w spienione fale oceanu myślałem, że minęły godziny. Kiedy biegłem w stronę ojca widząc jak leży nieprzytomny na ziemi, również miałem wrażenie jakby czas stanął w miejscu i drwił ze mnie, specjalnie przedłużając mój ból. Teraz jednak, gdy nasze ostrza, moje i Drago, skierowały się przeciwko sobie, czas niespodziewanie przyśpieszył. Nie mogłem nawet obliczyć ile sekund minęło odkąd uniosłem dłoń i pchnąłem ją w stronę Drago. Czy było to pięć sekund? Cztery? Jedna? Nie wiedziałem.
Tak jak mówiłem, to wszystko trwało krócej, niż pojedyncze mrugnięcie.
Uczucie, które towarzyszy wbiciu sztyletu w miękkie ciało jest okropne. Niemal samym sobą czułem, jak każda pojedyncza tkanka, mięsień i żyła rozrywana jest pod siłą nacisku ostrza. To bolało. Krzywdzenie innej osoby boli fizycznie i psychicznie i nawet jeśli ktoś na to zasługuje, to gdzieś w głębi serca wiesz, że postępujesz źle.

Morderstwo zawsze pozostanie morderstwem, a jeżeli mordujemy w imię nienawiści i zemsty, to czym tak naprawdę różnimy się od naszego oprawcy?

No właśnie, czym ja się różniłem od Drago?

Tylko przez chwilę nasze oczy spotkały się i wiedziałem, wiedziałem, że on się boi. I jak to zawsze bywa w takich chwilach, dopiero wtedy zauważamy jak ludzki jest nasz przeciwnik. To przecież też żywa istota.
Sądzę, że ja w jego oczach również byłem przerażony.
Ale ani ja, ani on nie zaśmialiśmy się, ponieważ rozumieliśmy.
Drago upadł, bo kierował się własnymi żądzami nie dając nic w zamian.
Ja upadłem, bo zapomniałem kim naprawdę byłem.
Obydwoje, i ja i on, upadliśmy, nie dlatego, że byliśmy za słabi. Po prostu zapomnieliśmy czym tak naprawdę jest siła.

Puszczając swój sztylet poczułem jak jego ramię uderza w moje a później do moich uszu dobiegł pusty odgłos upadającego na piasek ciała.
To dziwne, ale nie słyszałem nic innego jak tylko ten jeden, jedyny głuchy odgłos. Odbijał się echem po mojej głowie i niemal wsiąkał w całą moją postać. Zapewne gdybym odwrócił głowę, zobaczyłbym jak piasek nasiąka krwią i lśni szkarłatem w blasku porannego słońca, ale nie mogłem się ruszyć nie licząc dwóch chwiejnych kroków do przodu w kierunku owej jutrzni. Długo patrzyłem prosto w jasną tarczę słońca, zanim zrozumiałem, że przegraliśmy.
Nie było wygranego.
Przegraliśmy obydwoje.
Drżąca dłoń powędrowała do piersi jednak nie napotkała na swojej drodze miękkiej tkaniny a zimną i ciężką rękojeść miecza.
Usta ponownie wykrzywiły się w pełnym zrozumienia uśmiechu podczas gdy w gardle poczułem znajomy, metaliczny posmak.

Zanim moje kolana uderzyły o piasek, odchyliłem lekko głowę do tyłu by móc jeszcze raz popatrzeć na blask słońca.
Na to, jak wstaje kolejny, ciepły dzień.
By znów usłyszeć pierwsze śpiewy ptaków dobiegające z koron odległych drzew.
Poczuć zapach oceanu o poranku.
I jeszcze ten jeden, jedyny raz poczuć na twarzy wiatr, zupełnie tak, jak gdybym znów szybował między chmurami ze Szczerbatkiem.


Nadchodzi wiosna, pomyślałem przymykając oczy.
To całkiem dobra pora, by znów się z wami spotkać, prawda?


Często słyszałem, że gdy jesteśmy bardzo blisko śmierci całe życie przelatuje nam przed oczami. wszystko to co zrobiliśmy, co mogliśmy zrobić i czego już nie zrobimy, widzimy każdą znaną nam twarz, cofamy się w czasie i przypominamy sobie pewne wydarzenia z przeszłości i żałujemy.
Ale ja nie żałowałem.
Mimo wielu błędów, które popełniłem, nie żałowałem ani jednej sekundy ze swojego życia.
Dlaczego?
Bo już rozumiałem, wiedziałem, że te wspomnienia nie zginą a ja sam nie zatopię się w wiecznej pustce. Nie zapomnę kim byłem i kim nadal jestem.
Czegoś takiego nie można zapomnieć.
Oczywiście fajnie byłoby powiedzieć, że całe moje życie było piękne, spokojne i udane, ale gdybym miał możliwość przeżyć je jeszcze raz, nie zmieniłbym nic, bo paradoksalnie właśnie przez te bolesne chwile czułem, że żyję.
Tak jak mówiłem, moje życie wcale nie przebiegło mi przed oczami, może tylko jego urywki, ale nie całość, nie coś, z czego mógłbym wyłowić, uchwycić coś konkretnego, zatopić się w tym i przestać istnieć.
Dlaczego tego nie widziałem?

Bo przecież śmierć nie jest końcem.


Nie umiem określić swojego stanu. Najłatwiej byłoby chyba powiedzieć, że wydaje mi się, jakbym nie mógł się do końca obudzić. Słyszałem jakieś dźwięki, głosy, czułem, że ktoś chwyta mnie za ramiona, czułem czyjś oddech na twarzy, ale nie mogłem nic zrobić jak tylko przyjmować każdy bodziec z zewnątrz nie dając nic od siebie samego.
To wcale nie tak, że nie chciałem, ale kiedy człowiek powoli traci świadomość, niewiele może już zrobić, a kiedy już myślałem, że zbiorę pozostałą mi siłę by odwzajemnić uścisk delikatnej dłoni, wszystko zniknęło.
Chciałbym powiedzieć jeszcze kilka słów.
Przeprosić.
I podziękować.
Jeżeli miałbym czegokolwiek żałować to właśnie tego, że nie mogłem już wydobyć z siebie nawet najcichszego dźwięku, podczas gdy oni wołali i błagali, żebym otworzył oczy.
Dziwne, przecież wciąż miałem otwarte oczy.
Doskonale widziałem ich sylwetki skupione w jednym miejscu i pochylające się nad czymś, a dokładniej kimś. Zrobiłem krok do przodu, ale po chwili zatrzymałem się by spojrzeć na jeszcze jedno ciało. Leżało samo, porzucone i zapomniane. Przekręcając głowę spojrzałem ponownie na Jeźdźców. Stąpając lekko po przyjemnie ciepłym piasku minąłem ich i chwilę później stanąłem nad martwym ciałem Drago.
To smutne, że nikt, oprócz mnie, nie opłakuje śmierci tego człowieka.
Być może to głupie, ale naprawdę żałowałem, że musiało do tego dojść. Ta cała złość, która wypełniała mnie od miesięcy zupełnie zniknęła sprawiając, że w końcu poczułem się jak dawny ja. Ten Czkawka, który każdego żałował, który nie miał w sobie nienawiści i chciał wszystko załatwiać pokojowo w końcu powrócił.
I to nie był koniec, a zaledwie początek.


Słońce stało już wysoko na niebie a Oszołomostrach dawno zniknął w falach oceanu kiedy Jeźdźcy zrozumieli wreszcie, że wszelkie próby obudzenia mnie nie działały. Ktoś, komu przebito serce, nie wstanie i oni to wiedzieli, a jednak przez przynajmniej dwie godziny walczyli o to, by przywrócić mnie do ICH świata. To całkiem ciekawe doświadczenie patrzeć na samego siebie, a raczej coś, co można określić pustą skorupą, oraz na innych nieświadomych mojej obecności walczących o jeszcze jeden oddech, który miałby wydobyć się z moich ust, a raczej z ust tego, który tam leżał. Bo to nie byłem już ja. Ja siedziałem na jednym z głazów i po prostu biernie obserwowałem ich rozdarcie i smutek zastanawiając się nad tym, jak bardzo będzie mi ich brakować.
Mimo nie najlepszego początku, z biegiem czasu zyskałem wspaniałych przyjaciół. Każdy z nich był mi drogi tak sam, i za każdego byłbym w stanie oddać swoje życie jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz, dopóki nie nastałby dzień, w którym słońce rano by już nie wzeszło.


Opierając policzek o dłoń siedziałem i patrzyłem na każdego z nich przypominając sobie wiele wspólnych chwil i widziałem, jak bardzo wydorośleli i spoważnieli nie tracąc przy tym swoich cennych osobowości. Bliźniaki wciąż lubiły żartować z całej osady i sprowadzać na nią problemy, Śledzik za każdym razem służył dobrą radą i z sercem oddawał się każdemu treningowi ze swoim smokiem. Sączysmark nie zmienił swojej bojowej natury choć teraz wyraźniej można było zobaczyć, że całe ukrywane przez niego dobro, którego tak się kiedyś wstydził, znajduje się w jego oczach. Astrid nadal była tą samą zadziorną, odważną i wybuchową dziewczyną co zwykle. Pyskacz od śmierci taty wydawał się trochę zagubiony ale nawet to nie przeszkodziło mu w rozsiewaniu wokół siebie zaraźliwego śmiechu i wesołości. Mama... Mama była dla mnie całkiem nową osobą, nie znałem jej wcześniej, ale sądzę, że jej nieśmiałość i żądza przygód nie zmieniły się nic a nic.
Oczywiście sprawiało mi ból to, że nie mogłem podejść do nich i powiedzieć, żeby się nie martwili, ale skoro nie mogłem już tego zmienić, to chyba nie ma sensu aż tak się tym przejmować, prawda?
- Przykro mi, że to wszystko się tak skończyło.

Nie musiałem odwracać głowy, doskonale znałem ten głos. Nie był już niewyraźny albo odległy, lecz pełen siły i bliski. Kiwnąłem głową czując, jak moje ramię ugina się pod przyjemnym ciężarem dłoni.
- Ty wiedziałeś. - stwierdziłem, jednak w moim głosie nie było ani krzty wyrzutu lub żalu.
- Uważnie cię obserwowałem przez cały czas. Czasem byłem nawet na ciebie wściekły.
- Czyli jednak do końca wtedy nie zwariowałem. - zaśmiałem się cicho przypominając sobie chwile, w których wydawało mi się, że go widzę. Zupełnie tak, jakbym jedną nogą już był poza tamtym światem i mogłem zajrzeć za zasłonę odgradzającą żyjących od umarłych.
Odwzajemnił mój śmiech i w tej chwili poczułem się tak, jak lata temu, gdy siedzieliśmy razem przy palenisku i jedząc kolację śmialiśmy się nie zastanawiając co przyniesie niedaleka przyszłość.

Tak, jak ojciec z synem.

Jego uścisk nasilił się i dopiero wtedy odwróciłem głowę, by popatrzeć mu prosto w oczy. Szkliły się lekko w blasku dnia a i ja sam miałem wrażenie, że moje miały taki sam wyraz.
To smutne, że kończy się pewien etap.
- Zastanawiam się, jak poradzi sobie mama.
Tata chwile milczał patrząc na jej wysoką sylwetkę, górującą ponad innymi. Ja również popatrzyłem i poczułem w sercu lekkie ukłucie.
Tęsknota.
- Valka się nie podda. - w końcu jego twarz rozjaśnił słaby uśmiech a ja kiwnąłem głową.
Miał rację, mama sobie poradzi.
Umilkliśmy i nie mówiliśmy nic do czasu, aż zauważyłem jak Pyskacz podnosi moje dawne ciało i stoi niczym wrośnięty w ziemię nie wiedząc co robić.
Tata ściągnął swoją dłoń z mojego ramienia i już wiedziałem, że przyszedł czas pożegnań.
Ociągając się wstałem z kamienia i zrobiłem niepewny krok do przodu. Naprawdę chciałem się z nimi jeszcze pożegnać, ale oni przecież mnie nie usłyszą. To nie miało by sensu. Cofnąłem się stając ramię w ramię z ojcem.
- Może nie mogą cię usłyszeć, ale wciąż łączą was silne więzi. Poczują, że chcesz powiedzieć im "do widzenia".
Kiwnąłem głową i w momencie kiedy Jeźdźcy ruszyli przed siebie z Pyskaczem na czele podbiegłem kilka metrów i prostując się uniosłem dłoń zasłaniając swoim ciałem blask słońca tak, że cień, który tylko ja mogłem zobaczyć, sięgnął ich postaci. Mimo łez spływających po policzkach na mojej twarzy zagościł szeroki, szczery uśmiech, w którym chciałem wyrazić każde uczucie, każde podziękowanie i każde przeprosiny.
Nawet jeśli nie mogli mnie usłyszeć, nie mogłem odejść bez pożegnania.

To byli moi przyjaciele.
Moja rodzina.

I, zupełnie nagle, dokładnie w tym samym momencie, w którym żegnałem się ze swoimi przyjaciółmi, ich smoki odwróciły się i z powagą spojrzały dokładnie na mnie. Nie obok, ale prosto w moje oczy jakby wiedziały gdzie jestem. Zaraz po nich, kolejno, odwrócili się jeźdźcy i mógłbym przysiąc, że widzę na ich twarzach łzy takie same jak moje. Łzy pożegnania i pełne zrozumienia uśmiechy. Unosząc wysoko głowę mogłem powiedzieć tylko jedno i może nie dotrą do nich same słowa, ale uczucia już tak. I to one tym razem będą słowami.

- Do zobaczenia.


Tak, do zobaczenia...

C.d.n. (w epilogu)



~~***~~




Pozwolę sobie pozostawić własne przemyślenia na epilog. Sądzę, że nie będzie długi, ale radzę też go przeczytać, jeżeli chcecie dostać pewne... odpowiedzi, które być może nasuwały wam się podczas całego opowiadania. Ach, i jeżeli chcecie poczuć to, co ja czułam podczas pisania, to ostatnie sceny są pisane pod pewien piękny soudtrack: https://www.youtube.com/watch?v=VMfs1rlw4tc
Do usłyszenia w ostatnim rozdziale/epilogu.


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 

#142 2015-06-04 00:16:09

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia

EPILOG



wszystko zaczęło się tak naprawdę tuż po tym, jak Stoick odpłynął do Valhalli na łodzi, którą sam budował, dekorował i która miała służyć w przyszłości do dalekich podróży, aż za kres oceanu. Drewno miało przesiąkać zapachem słonej wody, ciepłem słońca i zimnem morskiego wiatru. Fale powinny być rozdzierane przez kadłub a z pokładu winien nieść się śmiech i śpiewy wikingów mężnych, nie znających strachu, gnanych rządzą przygody poza horyzont, tuż do światła jutrzni.
Tamta łódź nie była kolumbijskim okrętem a ginącą w otchłaniach oceanu mogiłą.
Sam Stoick nie podejrzewał, że to ona będzie niosła go na falach oceanu tuż pod bramy Valhalli.
Gdyby o tym wiedział, nigdy by jej nie zbudował, odciął by drogę, która prowadziła go ku Stołom Królów i ostatni raz przytulił syna do piersi w której jeszcze biło by żywe serce.
Ale to była jego droga i nie mógł z niej zawrócić. Każdy z nas nieświadomie, krok po kroku, oddech za oddechem, zbliża się ku własnemu końcowi.
I to nie jest takie złe jeżeli będziemy mogli powiedzieć, że nasze życie było dobre. Ni mniej, ni więcej.
Po prostu dobre.

Tak jak mówiłem, wszystko zaczęło się od śmierci Stoicka. Cała wioska po dziś dzień nosi żałobę, choć przecież w jej historii było wielu wodzów.
Żaden jednak nie był taki jak Stoick.
Opanowany, stanowczy.
Ciepły.
I ponad wszystko kochał swój lud.

Przyjęło się mówić, że jeśli nosisz nazwisko Haddock, toś człowiek czynu i pisane są ci bohaterskie wyprawy.
Ale Haddocków już nie ma.
Nie będzie więcej bohaterów i świat na nowo zacznie upadać. Ty też to wiesz, prawda?
To co osiągnięto, wkrótce zniknie.

Żałoba wioski była o tyle boleśniejsza, że w niedługi czas po śmierci Stocka w ślad jego łodzi wypłynęła kolejna, równie barwna i bogato zdobiona, z szerokim masztem i wizerunkiem jedynego smoka, którego już nigdy więcej nie widziano.
Łódź płonęła długo i dopiero wraz ze wzejściem księżyca zatopiła się pomiędzy falami w bezkres oceanu.
A ludzie stali na brzegu i żegnali poległych.
Tego, który odszedł wcześniej i tego, który ruszył tą samą drogą co pierwszy.
wielu zarzekało się później, że widziało ciemną sylwetkę przeszywającą tamtej nocy niebo i osiadającą w końcu na szczycie masztu pozwalając, by zatonęła wraz z łodzią i jej jedynym pasażerem.
Ale to było zwykłe przewidzenie. Omam, cicha nadzieja.
Jedynym co przeszywało wtedy niebo to pojedyncze błyskawice.


Nigdy nie wróciłem do wioski, wolałem być dla nich martwy lub zaginiony. Myśl, że musiałbym patrzeć im w oczy i okłamywać była nie do zniesienia.
Bo tylko ja wiedziałem jak to się skończy.
Ukryty obserwowałem każde zdarzenie, które poprzedzało ostateczną walkę między Drago a Panem Smoków.
Nie chcę i nie umiem go inaczej nazywać. Jego imię umarło wraz z nim, więc nie miałoby to dla mnie większego sensu.
Nie przyniosło by nic nic innego jak bolesne wspomnienia i gorące, słone łzy, dlatego właśnie nauczyłem się go nazywać Panem Smoków.
Tylko ja widziałem znaki, które prowadziły go do kresu wędrówki, on sam zapewne ich nie zauważał a nawet jeśli, to nie zastanawiał się nad nimi.
Pięć Drogowskazów było dla mnie, osoby z zewnątrz, widoczne jak na dłoni.
Patrzyłem.
Słuchałem.
I rozumiałem.

Na początku jeszcze się wahałem, ale gdy zobaczyłem drugi znak, już wiedziałem co powinienem zrobić.
Dlatego odszedłem.
By obserwować.
I móc kiedyś wyjaśnić.

Pan Smoków nie zwariował. Nie opuścił swoich przyjaciół, ludu i rodziny i z całą pewnością nie działał na ich szkodę.
On po prostu zagubił się podczas własnej wędrówki, ale wszystko co robił, robił z miłości do wioski. Tak jak Stoick.

Pozwolę sobie teraz wyjaśnić kilka rzeczy i ty osądzisz, czy będziesz mi wierzyć czy nie.
Prawda bywa przewrotna i nie zawsze jest należycie rozumiana, dlatego postaram się wyjaśnić wszystko jak najlepiej.

Nigdy nie stanąłem po stronie Drago, choć wydarzenia z mego rodzinnego domu były zaplanowane. Rodzice zawsze odnosili się z niechęcią do rodziny Haddocków, więc wykorzystałem to. To ja podałem im informację o hełmie i o napisie na nim. Udałem, że pomogę im obalić Haddocków z tronu w zamian za pomoc.
To byli próżni ludzie, więc zgodzili się bez mrugnięcia okiem.
Powiedziałem im, że jeżeli zginę, będą mogli zabrać sobie tron.
Oczywiście wiedziałem, że tak się nie stanie, ale musiałem mieć kartę przetargową. Za szkatułę złota wysłali by mnie choćby prosto w ogień, ale nie bolało mnie to.
Ja miałem swoje zadanie do spełnienia.
wiedziałem, że gdy ich schwytają, podejrzenia padną na mnie i tego oczekiwałem. Przez chwilę bałem się, że On im nie uwierzy, że uzna wszystkie wcześniejsze rzeczy za przypadek a wtedy mój plan musiałby się zmienić.
Nie mógłbym go obserwować i pomagać w miarę własnych sił.
Na szczęście, moje lub jego, wtedy, tam w lochach, uwierzył moim rodzicom. Uwierzył, że to ja spiskuję z Drago i że to ja dążę do jego zguby.

To prawda, że spotkałem się z Drago. Już doszły go pogłoski o moim rzekomym buncie, więc przyjął mnie z otwartymi ramionami. Chciał wcześniej zaatakować, ale powstrzymałem go mówiąc mu, że lepiej poczekać. Już wtedy widziałem znaki, dlatego chciałem przedłużyć życie Pana Smoków najdłużej jak tylko mogłem.
Sprawiłem mu tym wiele cierpienia, ale inaczej nie potrafiłem.
Jedyne co pozostaje dla mnie zagadką to to, jak Drago znalazł hełm Stoicka. Nie chciałem zasiać w nim niepewności, więc nie pytałem.
Ale nie zawsze przecież musimy znać odpowiedź, prawda?
Dopiero pod sam koniec opuściłem Drago.
wtedy, gdy już widziałem czwarty znak.

Nie wiem, dlaczego Drago powiedział mu wtedy na plaży, że nie spiskowałem z nim. Chyba chciał go do końca zniszczyć psychicznie, odebrać to, w co wierzył przez tak długi czas.
No i Drago nigdy, nawet sam przed sobą, nie przyznał by się do tego, że został oszukany, w dodatku przez dziecko.

Zmiennoskrzydły był pod moją kontrolą. Uważnie dbałem o to, by nie zrobił ani jemu ani nikomu innemu większej krzywdy, potrzebowałem jednak bodźca, którym mógłbym skłonić Pana Smoków do działania. To było okrutne, ale tym sposobem przygotowywałem go psychicznie, próbowałem dać mu siłę do walki.
Gdyby nie jego samozaparcie i wola pomszczenia ojca, pozostałby w tamtej otchłani na wieczność i prawdopodobnie nie byłby w stanie zabić Drago.
Tak więc stałem z boku i czuwałem nad jego życiem, lub tym, co mu z niego pozostało.
Moim zadaniem było pomóc mu wytrwać do ostatniego Drogowskazu.
Sądzę, że udało mi się, choć ty możesz uznać mnie za zdrajcę.
Nie dbam o to, minęło już tyle lat i nauczyłem się z tym żyć.
Nie wiem, jak wygląda wasza wioska, ostatni raz byłem tam rok po wydarzeniach z plaży, to będzie już jakieś dziesięć lat.
Już nie jestem dzieckiem a i wy nimi nie jesteście. Różnica między nami zatarła się i choć minęło tyle lat, nie chcę wracać.
Poznalibyście mnie i osądzali.
Tak jak Jego.
Zdaję sobie sprawę, że wiele rzeczy jest jeszcze niewyjaśnionych i niejasnych, ale nie mogę wam wszystkiego powiedzieć. Tak jak mówiłem, prawda czasem nie powinna wyjść na jaw, ale nie martwcie się, to co najważniejsze, zostało już powiedziane.
Te mniejsze rzeczy pozostawiam waszym domysłom.
Moim marzeniem jest jeszcze raz stanąć na Berg, ale to jeszcze nie czas. Być może nigdy nie nadejdzie, ale warto żyć marzeniami, prawda?
Nawet tymi najmniej realnymi.


PS
Nigdy nie widziałem nic piękniejszego, niż granatowe, spękane i lśniące nocą jajo smoka. Nie widzieliście jeszcze takiego. Jest całkiem małe, ledwo mieści się w mojej dłoni i wciąż jest gorące niczym rozżarzony metal. Już widzę niewielkie szczeliny.
Ty wiesz, prawda? wiesz, co się z niego wykluje.
Być może tym razem jego życie będzie spokojniejsze.

Patrzcie w niebo.
Nawet, jeśli mielibyście czekać dziesiątki lat.


Ivar



KONIEC





Na koniec słów kilka:


Postanowiłam, że epilog będzie listem. Najłatwiej wtedy wyjaśnić pewne sprawy bez zbędnych dodatków. Poza tym to opowiadanie zawsze było "inne" więc i zakończenie takie powinno być.
Za nami niemal rok. Rok opowiadania, które początkowo nie miało żadnej fabuły i miało trwać nie więcej niż pięć rozdziałów a rozrosło się do tak wielkich rozmiarów i przyniosło mi więcej czytelników niż się spodziewałam. To jedno z moich nielicznych dzieł które poprowadziłam do końca. Oczywiście zdarzały się wpadki, błędy czy inne chochliki, ale mam nadzieję, że zostało mi to wybaczone. To trudne rozstawać się z czymś, co dawało tyle radości, tyle łez i śmiechu i nerwów i było, jest, cząstką mnie samej. Jeśliś dotrwał razem z bohaterami do końca, mam nadzieję, że udało mi się cię zaciekawić.
Ogromne podziękowania kieruję do wielkiegoMou oraz Antrakta, których opinie, zachęcanie do pisania, pomysły i obecność dawała mi ogromnej motywacji i radości nie tylko przy pisaniu, ale i przy naszych wspólnych rozmowach niemal do rana. To jeszcze nie koniec moi drodzy chłopcy, nie żegnam się z wami.
Dziękuję również każdemu czytającemu, bo to dla was pisałam i was chciałam wprowadzić w ten świat. Dziękuję za każdą opinię, za krytykę i miłe słowa. Za to, że zechcieliście czytać.

Nie jest to moje ostatnie opowiadanie z uniwersum smoków. Sądzę, że niedługo wezmę się za inną historię, być może mam dla niej nawet zarys fabuły, ale najpierw muszą opaść emocje po zakończeniu tego opowiadania.

Nie wiem co więcej powiedzieć oprócz banalnego, ale bardzo ważnego: Dziękuję.
Dla każdego.
I dla mojej weny.

Do przeczytania w następnym opowiadaniu.
Chinatsa


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 

#143 2015-06-30 13:42:38

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: To całkiem nowa historia

Cóż czasu aż nadto, a z opowiadaniem wypadałoby się pożegnać. Przede wszystkim gratuluję. Stalowej woli i wytrwałości w pisaniu po nocach. Talentu dzięki, któremu możemy płynąć twoim nurtem słów i myśli. Poczytalności (poczytności), w końcu wynik 10 000 tysięcy wyświetleń to nie mało. Ale przede wszystkim samej tej historii. Prowadzisz ją genialnie od początku do końca. Świetnie kreujesz charaktery. Fabuła  nie nudzi się ani przez chwilę... Chyba po prostu zażądam formy książkowej Cóż, z pewnością nie czytałem lepszego opowiadania, a i znam wiele gorszych książek.

Parę słów do ostatnich dwóch rozdziałów. Strasznie podobało mi się zakończenie. Uśmiercenie Czkawki było najlepszym co mogłaś zrobić. Świetne są też poszlaki, które umieszczasz na drodze. Takie PLiO w mniejszej skali Kolejny świetny zabieg, to nie pokazanie nam co ze Szczerbatkiem. Czytelnik musi mieć wątpliwości i ty świetnie zamykasz. Ostatnia sprawa. Mam rozumieć, że Ivar został zaadoptowany ? W końcu trup też człowiek

A teraz jedno wielkie: Dziękuję

Za wszystko. Za całe to forum. Za nerwowe oczekiwanie na kolejny rozdział. Za łzy po Szczerbatku. Za wszystkie te noce, kiedy sam zastanawiałem się czy nasza trójka nie jest czasem najdziwniejszym tworem natury. Nic z tych rzeczy nie miałoby miejsca bez Ciebie. Należy się owacja na stojąco. Stworzyłaś ten nasz chory zakątek internetu



A teraz wznieśmy toast: - Za Chinatsę !

Ostatnio edytowany przez WielkiMou (2015-06-30 20:47:53)


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 

#144 2015-07-18 19:51:08

 Chinatsa

ADMIN

Zarejestrowany: 2014-08-28
Posty: 149

Re: To całkiem nowa historia

Łzy mi stanęły w oczach kiedy przeczytałam wyznania Mou. Łzy smutku, radości i złości. Smutku, że opowiadanie dobiegło końca, bo tak naprawdę nie tylko ja, ale cała nasza trójka je tworzyła. Radości, bo któż nie ucieszy się słysząc tyle pochlebnych słów i świadomości, że komuś się podobało. Dziękuję.
No i złości. Złości tylko i wyłącznie na siebie samą, że ostatnie rozdziały dodawałam z ogromnymi przerwami, niewiele z wami rozmawiałam i niemal opowiadanie oraz forum (gdyby nie wy) stanęło w miejscu.
Dlatego mam nadzieję, że wracając z nowym opowiadaniem rozpoczniemy naszą przygodę na nowo. Tak, mam już pewien plan na fabułę choć jak sami wiecie, pewnie i tak potoczy się zupełnie innymi ścieżkami niż planuję.
Przez te kilka miesięcy czułam się naprawdę, naprawdę zmęczona i czuję się taka nadal. Natłok różnych wydarzeń, nowych wyzwań i obowiązków skutecznie oddalał mnie od forum i wierzcie lub nie, ale często zasypiałam myśląc o tym, czy jesteście tutaj wciąż, czy nie.
Serio, ten okres był dla mnie (i sądzę że w jakiejś części nadal jest) naprawdę trudny, ale skoro nawiązaliśmy tak wspaniałą relację, to nie mogę przecież tak po prostu odejść.
Wariaci lepiej czują się z wariatami.
Jeszcze raz przepraszam za tak długą nieobecność, postaram się naprawić to co zepsułam.


A Ivar definitywnie nie został zaadoptowany Chyba, że sam sobie podrobił podanie o adopcję i podpisał się krwią Czkawki


- - - - - -
"Szef ochrania to, co jest jego."

Offline

 

#145 2015-07-19 19:05:22

WielkiMou

Smoczy Jeździec

Zarejestrowany: 2014-08-31
Posty: 136

Re: To całkiem nowa historia

Chinatsa była na forum i przecierasz oczy. Chinatsa napisała posta i orientujesz się, że szczęka opadła ci do podłogi. Czytasz posta Chinatsy i jak głupi uśmiechasz się do monitora. ~ Mou, kiedy to zobaczył. #takbyło

Teraz bardziej poważnie. Osobiście uważam, że świetne zamknięcie opowiadania, w pełni mnie satysfakcjonuje, a to jest równoznaczne z tym, że chyba nie chciałbym czegoś dłuższego na co nie koniecznie miałabyś pomysł To w jaki sposób to napisałaś zasługuje na najwyższe noty. I największe brawa. A złość ? Każdy ma swoje życie i swoje problemy, obowiązki. Nie można więc mówić, że to w jakimkolwiek stopniu Twoja wina. A wręcz zasługa, że nie poprzestałaś. I ja nie zamierzam łatwo opuszczać, tego zakątka internetu

Tu naprawdę zacząłem śmiać się do monitora (no po prostu się uśmiechnąłem). Nowe opowiadanie ? Nawet na to nie liczyłem, a ty tak skutecznie poprawiasz mi i tak dobry humor. Nie pozostaje nic innego jak czekać. I liczyć, że znajdziesz, czas, chęci i motywację, by stworzyć kolejne dzieło.

Każdy ma trudniejsze okresy i trzeba po prostu przez nie przejść, miło, że czasem myślałaś, czy tu jesteśmy Niemniej, czy będziesz, znów nas odwiedzać, to w pełni twój wybór. Ja przyznam szczerze, że chętnie zobaczyłbym kogoś na chacie oprócz Ana (co nie znaczy, że nie rozmawia się z nim świetnie ). Znów pozostaje mi tylko liczyć (i palić na stosie,wznosząc modły w imię R'hllora ), że znów będzie mi dane, z Tobą porozmawiać. Wariaci muszą być razem, bo inaczej zwariują i to dopiero będzie straszne


Pomysł mi się podoba. A potem wykradł jego ciało i zrobił z kości naczynia do swojego nowego domku za pagórkiem

A tak w ogóle, to kto teraz dziedziczy na Berk ? Wyczuwam nową Grę o Tron


"Bear Island knows no king but the King in the North, whose name is Stark."
-Lyanna of House Mormont

Offline

 
Admin Moderator Użytkownik

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi

[ Generated in 0.047 seconds, 8 queries executed ]


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.bdsm.pun.pl www.notabene.pun.pl www.graopokemon.pun.pl www.genelia-d-souza.pun.pl www.tecktonik.pun.pl