Nowinki, rozmowy o postaciach, fan art, opowiadania i wiele innych.
Moderator
Nie ma to jak żywa akcja przeplatana spokojnymi odcinkami pełnymi przemyśleń i opisów... Można odpocząć przy czytaniu. Co do samego rozdziału, to naprawdę podobały mi się rozmyślania Elsy. Wczułam się w sytuację.
Cieszę się z krótszego rozdziału, mam nadzieję, że to nie wypadek przy pracy, a zamierzona długość. Teraz tylko czekam na jakąś ,,łamiącą wiadomość" z krainy Arendelle. Może coś szokującego?
Offline
Smoczy Jeździec
Znam odpowiedź, na dodatek dzisiaj dodaje nowy rozdział i chyba zawsze już tak będzie, że co sobotę coś nowego
Napisałbym więcej, ale biorę się za dodanie rozdziału
Offline
Smoczy Jeździec
Rozdział 7
Czkawka i Szczerbatek wylądowali przed główną halą, Valka poszła już spać, w końcu codziennie wstaje zanim pierwsze promienie słońca oświetlą horyzont. W środku trwała prawdziwa zabawa, tłumnie zgromadzeni wikingowie jedli i pili ile mogli robiąc przy tym olbrzymi hałas na całą wyspę. Wódz wioski już chciał wejść do środka, kiedy poczuł czyjąś dłoń na plecach, nie oglądając się wyszeptał:
- Astrid…
- A więc ? Co było tak ważne ?
Czkawka obrócił się i przez chwilę nie wiedział o czym Astrid właściwie mówi, rozmowa z Valką całkowicie zaćmiła mu pamięć. Nie było łatwo przypomnieć sobie o co chodzi, zwłaszcza, że w głowie kotłowały się odgłosy fetujących wikingów.
- A… Tak, miałem problem z mamą… - nie był smutny, a raczej szczęśliwy, że problem już rozwiązał, natomiast, Astrid nieco się zasmuciła.
- A.. co się stało ?
- Opowiem ci później - podszedł do Szczerbatka - na razie zabierzmy się stąd, chciałbym z tobą porozmawiać na spokojnie. Czkawka potrzebował kogoś bliskiego, na szczęście był otoczony takimi osobami. Wsiedli na smoki i poderwali się w powietrze, to była wyjątkowo zimna noc, mroźne powietrze zapierało dech w piersiach, przy tej prędkości ciężko było złapać oddech.
- Zwolnij mordko - poprosił Czkawka, ciężko mu się dziwić, ledwie oddychał. Smok łagodnie zahamował.
- A więc - Astrid domagała się wyjaśnień.
- Po prostu, trochę ostro ją potraktowałem… Niesłusznie wyrzuciłem jej, że uciekła na te 20 lat… - zabolało go to co mówił, bo przecież tak surowo jak umiał nakrzyczał na osobę, która wydała go na świat. Rozumiał ją, przecież sam gotów był porzucić wszystkich, których znał. Fakt, faktem jego sytuacja była gorsza niż Valki, ale mimo to gotów był jej wybaczyć, wręcz był jej wdzięczny kto wie czy przeszkadzając Drago nie ocaliła Szczerbatka. Poza tym tylko egoista byłby wściekły, była bardziej potrzebna tam niż tu. Ocaliła tyle smoków, Czkawka zawsze czuł się bliżej nich niż ludzi, mimo, że malowane były jako straszliwe bestie.
- Ale już wszystko w porządku ? - Astrid nie umiała zadawać złożonych pytań, ani nie była zbyt subtelna, ale przy tym była niezwykle inteligentna i przenikliwa. Po prostu zadawała konkretne pytania, trafiające prosto w serce.
- Tak…, właśnie dlatego mnie nie było. - Szczerbatek znów przyspieszył i wylądował na niewielkiej wysepce oddalonej o kilka kilometrów od Berk. Porastała ją zielona, trawa, nie miała drzew, ani wzniesień, przejście z jednej strony na drugą zajmowało około 15 sekund. Czkawka i Astrid zeszli ze smoczych grzbietów, smoki ułożyły się wygodnie na trawie, a wódz Berk usiadł na trawie po czym spoglądał w morze. Astrid ułożyła się obok niego, wtulając się w jego ciało. Czkawka objął jej głowę prawą ręką.
- Te gwiazdy są wspaniałe… - westchnęła. Nie była osobą, która często zachwycała się przyrodą, ale tym razem obserwując każdą migocącą oddaloną o miliardy kilometrów gwiazdę, była myślami daleko. Czkawka położył się na trawie, Astrid zrobiła to samo, leżeli we dwójkę na plecach oglądając gwiazdy. Nie odzywali się, ale doskonale zdawali sobie sprawę ze swojej obecności. Myślami byli wśród gwiazd, ale byli tam razem, Astrid zbliżyła się do Czkawki, po czym się do niego przytuliła.
- Chciałbym, żeby ta chwila trwała wiecznie - jak bardzo proste to słowa, które w bardzo jasny sposób przekazały uczucia. Bo czy nie jest to wspaniałe uczucie, kiedy jesteśmy tuż obok kochanej osoby, czujemy jej dotyk, ciepło, oddech. Dodatkowo leżymy na polanie wyłożonej trawiastym dywanem, a na nasze ciała wieje przyjemny zimny wiatr. Jaka szkoda, że te chwile tak szybko się kończą.
- Ja też. - Szczerbatek nie mógł oderwać od nich wzroku, czuł ich szczęście, bardzo rzadko widział swojego przyjaciela szczęśliwego - przynajmniej przez ostatni rok. Czkawka zaczął gładzić dłonią długie, jedwabiste włosy Astrid, która cały czas podziwiała niebo. W pewnej chwili wziął nieco ziemi z gleby, po czym rzucił je we włosy, które jeszcze przed chwilą gładził.
- Ej ! - reakacja była gwałtowna i natychmiastowa, Astrid poderwała się z ziemi. Czkawka jednak rzucał dalej, a ziemia rozdrabniając się w powietrzu uderzała o jej twarz.
- Czkawka ! Co ty… ! Przestań ! - odpowiedział jej tylko głośny śmiech wodza Berk, Szczerbatek uniósł głowę i szturchnął w bok Wichurę, żeby spojrzała. Astrid lekko krzyknęła, co Czkawka oczywiście skomentował:
- Proszę, proszę jaka delikatna ! - to był chyba pierwszy raz gdy się z nią droczył, cały czas towarzyszył mu śmiech, pełen radości śmiech.
- Ja ci pokaże delikatną. - mruknęła pod nosem, po czym rozpędziła się i skoczyła na Czkawkę. Wódz Berk przewrócił się, po czym nawzajem turlając się staczali się w kierunku wody, oboje głośno się śmiali. Smutki zniknęły, wśród ich radosnych krzyków, ale wyspa nie była nieskończona i w pewnym momencie oboje wpadli do lodowatej wody.
- Czkawka co ty zrobiłeś ? Przez ciebie…- nie dokończyła, bo oboje wybuchli śmiechem, Szczerbatek stanął na skraju wyspy i z niepokojem przyglądał się radosnej dwójce. Wódz Berk popłynął kilka metrów do przodu, usłyszał nieprzyjazne mruknięcie smoka, jakby mówił ‘’ natychmiast tu wracaj, jeszcze się przeźębisz’’. W tym momencie smok zauważył coś w oddali, natychmiast wystartował porwał Czkawkę i wrzucił go na siodło, po czym leciał tak szybko jak umiał.
- Co ty robisz ? Przez ciebie dostanę jakieś choroby. - wykrztusił trzęsąc się z zimna. Smok mruknął i nagle wódz Berk widział już wszystko, w porcie płonął statek...
Offline
Moderator
!!!!!!
Nie wiem, jak wyrazić swoje odczucia. Najpierw piękne chwile na malutkiej wyspie, dwoje ludzi wpatrujących się w gwiazdy, a potem śmiechy i zabawa. Tak cudownie, tak wesoło... Aż tu nagle wyrywasz czytelnika z rajskiego obrazka, dajesz mu w twarz i pokazujesz płonący statek. Rozdział ma niewiele zdań, a mimo to znalazłeś tutaj miejsce na spokonje, ale też szybkie tempo... Ach, jak ta część mi się podoba! W twoim fanficku będzie chyba moją ulubioną. Niech ten ogień ze statku nie zgaśnie szybko, taki pożar przyda się w akcji. Czekam na następną odsłonę przygód.
Offline
Smoczy Jeździec
Rozdział 8
STATEK z królową na pokładzie, Czkawka obejrzał się, przez olbrzymią prędkość i ciemność nocy niewiele widział, ale zauważył zarys Wichury i Astrid. W głowie myślał co zrobić, jak ocalić kogokolwiek kto był na pokładzie ? Może użyć pomocy wrzeńców ? Nie było czasu żeby o tym myśleć, Szczerbatek znalazł się nad okrętem, a Czkawka wpatrywał się w szalejący na statku żywy ogień, ktoś krzyknął:
- O nie ! Mój piękny statek. - To był chyba Arild, ale w tym momencie Czkawka nie interesował się tym.
- Myśl ! Myśl ! Myśl ! - Krzyknął do siebie trzykrotnie, za każdym razem głośniej. Głowa była pusta, a wódz Berk był wściekły na siebie, zaczął krzyczeć:
- Elsa ! Jest ktoś na statku ? - Arild usłyszał to pytanie i powiedział, że na dolnym pokładzie, w swojej kajucie jest królowa...
Elsa, znajdowała się w krainie ciemności i pustki, nie było tam nic i żaden dźwięk nie zakłócał tam ciszy. Aż w pewnej chwili usłyszała trzask, powoli zaczynała czuć jak wraca do niej świadomość. Dźwięki powtarzały się coraz częściej, aż nagle usłyszała krzyki, ktoś ją wołał. Z każdą sekundą krzyki były coraz wyraźniejsze, dobiegały z zewnątrz… W tej chwili Elsa otworzyła oczy, niemal cała kajuta stała w żywym gorącym ogniu. Jej łóżko zaczynało płonąć, była przerażona i krzyknęła:
- O mój Boże !!! - odsunęła się od płomieni, i wystrzeliła lodem z ręki, jej moc była jednak dziwnie słaba, ale wystarczyła by po chwili łóżko było zamrorzone. Zaczęła krzyczeć tak głośno jak umiała:
- Ratunku ! - Skoncentrowała się i swoją mocą, zaczęła walczyć z ogniem w swojej kajucie, jej moc ograniczała ogień, ale on zbliżał się coraz bardziej.
- Ratunku ! - Czkawka usłyszał krzyk, nie myślał już co robić, natychmiast zeskoczył ze smoka na płonący okręt.
- Będę krzyczał, jak będę na miejscu zniszczysz ścianę i nas uwolnisz. - Krzyknął do Szczerbatka, który swoim głośnym rykiem zwołał wrzeńce, ale i inne smoki. Czkawka skakał pośród żywego ognia, starał się używać tylko metalowej nogi, ale nie był w statnie ominąć wszystkiego. W pewenym momencie trafił go jeden z odłamków rozgrzanego do czerwoności masztu.
- Auuu - wydał przeraźliwy krzyk, odłamek trafił go prosto w twarz, wydawało mu się, że dosłownie przepala mu twarz. Wokół było coraz goręcej, ciężko było oddychać, a on nie dowidział na prawe oko. Dotknął swojej twarzy i jęknął jeszcze raz, poczuł potworny ból i niemal się przewrócił.
- Ratunku - usłyszał raz jeszcze tym razem wyraźniej wbiegł pod pokład, wiedział, że sekundy zadecydują o życiu lub śmierci. Nie było już schodów w dół, zmuszony był skoczyć na dół, nic nie widział i czuł jak gorąc coraz bardziej wypala mu ranę na twarzy, okropny ból stawał się coraz silniejszy.
- Gdzie jesteś ? - Zasłaniał twarz, tak aby jej nie dotykać, i powoli kierował się do przodu.
- Tutaj ! - Dlaczego ludzie zamiast mówić gdzie są krzyczą ‘’Tutaj’’, pewnie z paniki, ale powinni utrzymać nerwy na wodzy jeśli chcą przeżyć. Na szczęście Czkawka usłyszał skąd dochodzi krzyk, zaczął biec, ku swojemu nieszczęściu potknął się i wpadł prosto w żywy ogień.
- Wydał zdławiony krzyk - zdołał się podnieść płonąc, resztkami sił wpadł na słabe drzwi, które przewróciły się. W pokoju na łóżku stała Elsa, próbując powstrzymać ogień. Wódz Berk nie zastatnawiał się, szybko użył gazu zębiroga zamkogłowego i wysadził w powietrze drewnianą ścianę, która oddzielała ich od świata, chwycił Elsę i wyskoczył przez dziurę, po kilku sekundach lotu wpadł do lodowatej wody, wydawał straszliwe krzyki, gdy do jego otwartych ran po dostawała się lodowata woda, to był straszliwy ból wymieszany z ulgą. Elsa z przerażeniem obserwowała go, po czym poczuła, że wróciła jej moc, oczywiście nie musiała pokazywać gdzie są. Szczerbatek po wybuchu natychmiast się tam skierował, Czkawka widział coraz słabiej, krzyczał coraz ciszej, czuł jakby woda obrywała go ze skóry. Królowa Arendelle już chciała mu pomóc kiedy ją i jego z wody wyciągnął przerażony Szczerbatek. W całym tym zamieszaniu obudziła się Valka, która wylatując na Chmuroskoku zobaczyła Nocną Furię, za nim leciało z 10 smoków, no tak pozostali jeźdźcy, ale czemu nie widać Czkawki. Ruszyła za nimi. Szczerbatek leciał tak szybko jak mógł do Gothi, była najstarsza i najbardziej doświadczona, tylko ona mogła coś poradzić. Nie widział obrażeń, ale wiedział, że są Czkawka nie krzyczał na darmo. Wyrzucił ich na podest, nie zdążył wylądować, a Elsa ciągnęła już nieprzytomnego niemal Czkawkę do domu staruszki. Gothi jeszcze nie spała pisała coś przy świecach, na widok wodza spanikowała natychmiast zaczęła wyciągać olejki i inne. Wyglądał fatalnie, niemal cała jego twarz była bardzo mocno poparzona. Całe ciało pełne było poparzeń, zbroja w niektórych miejscach była stopiona, a w innych wciąż ciepła, musiała być rozgrzana do czerwoności kiedy ratował Elsę. Do domu wpadła Astrid, która natychmiast chwyciła Czkawkę:
- Pozwól, że ja się nim zajmę - powiedziała sucho do królowej Arendelle, dzięki swojej sile, położyła go na stole do leczenia chorych, każdy człowiek, który źle się czuł trafiał do Gothi od bardzo dawna. Elsa odczuwała ból tylko w lewej ręce, gdzie miała wypaloną dziurę, ale wiedziała, że to nic więc nawet się nie odzywała. Gothi panikowała, wyciągała kolejne olejki, mieszała je ze sobą, kolejni jeźdźcy wchodzili do pomieszczenia i z przerażeniem spoglądali na swojego wodza. Astrid siedziała przy nim i obserwowała każde jego drgnięcie, reszta osób stała przy drzwiach, przez które spoglądał Szczerbatek. Elsa usiadła w kącie obserwując sytuację, w momencie kiedy Gothi podchodziła do Czkawki, do środka wpadła Valka, zasłoniła twarz ustami i wyszeptała:
- Na Odyna. - Staruszka podeszła do wodza i wylała na jego twarz odpowiednią mieszankę olejków. - Nie można opisać jaki towarzyszył mu ból i ulga zarazem, ciężko odetchnął, po czym zemdlał. Elsa po cichu wyszła z domku, na wysokiej górze, uznała, że należy dać rodzinie spokój, podczas tych nerwowych chwil. Sama się denerwowała, dlaczego mnie uratował - myślała. Do czego mu jestem potrzebna ? Podziwiała jego odwagę, gdy wpadł do jej kajuty, płonął dosłownie płonął, nic nie powiedział wyjął coś i rzucił w kierunku drewnianych desek. Biegł i chwycił ją, nie rozumiała dlaczego ją uratował. Była roztrzęsiona i głęboko oddychała mroźnym powietrzem, powoli schodziła w dół. Na statku zauważyła, że jej moc zaczynała niknąć, dosłownie nie czuła swoich zdolności, które przegrywały z ogniem. Teraz wszystko wróciło do normy, Elsa przyłożyła rękę do swojej rany i stworzyła lodowy opatrunek:
- Ach ! - stłumiła krzyk, czuła olbrzymi ból, więc nawet nie była w stanie sobie wyobrazić co czuł Czkawka. Tymczasem Gothi działała tak szybko jak mogła, poruszała się jakby miała 20 lat, w końcu wódz wioski konał w jej domu. Valka nie wytrzymywała emocji cały czas coś szeptała płacząc, Astrid miała zaciśnięte wargi, starała się oprzeć nerwom, pozostali jeźdźcy w milczeniu obserwowali to co się dzeje. Ale najbardziej denerwował się Szczerbatek cały czas mruczał i dziwnie się poruszał, po kilku chwilach namysłu wcisnął się do środka. Czkawka był nieprzytomny, ale oddychał, po prostu spał…
Elsa znalazła się w porcie, nie chciała w niczym przeszkadzać, czuła się wstrząśnięta. Co jeśli on… Będzie musiała pochować osobę, która uratowała jej życie po jednym dniu znajomości ? Wszystko tylko nie to… Przypomniała sobie wszystkie wydarzenia dnia, na początku uznała, że to bardzo miła osoba, ale z czasem czuła coraz większą niechęć, przecież ten smok zabił mu ojca ! Ale teraz sama nie wiedziała co myśleć, na pewno go podziwiała. Rzucić się na płonący statek, żeby uratować osobę którą zna się kilka godzin, trzeba być na prawdę dobrym człowiekiem. I wtedy do niej dotarło, on po prostu jest dobrym człowiekiem, dlatego wybaczył smokowi, dlatego ją uratował, wiedziała już wszystko - przynajmniej tak myślała. Zauważyła Arilda:
- Mój wspaniały statek… Jak to się stało ? - widać było, że jest wstrząśnięty.
Postanowiła nie zawracać mu głowy, i tak miał wystarczający problem. Powędrowała dalej ciemnymi ulicami osady, mieszkańcy nie zdawali sobie sprawy co się stało, przyjemnie szło się w lodowatym wietrze, choć Elsa na zewnątrz gdy nie chciała nie odczuwała zimna. Oddechem zawsze wyczuwała temperaturę powietrza. Z dala spojrzała na posąg Stoicka, spojrzała w jego wielkie kamienne oczy. Co takiego się ci stało ? - pomyślała. Nie wiedzieć czemu patrząc w jego oczy poczuła mądrość, bezinteresowność i siłę. Westchnęła, czuła, że musi zobaczyć co się dzieje z Czkawką, bynajmniej nie był to skutek impulsu, a długich przemyśleń. Nie codzień ktoś ratuje ci życie, niemal tracąc własne. Dlaczego w ogóle stamtąd poszłam ? - pomyślała. Przecież uratował mi życie, a może w czymś się przydam ? Ruszyła więc, przed siebie dość szybkim krokiem. W wiosce było cicho, coraz więcej ludzi zbierało się przy wraku statku, chyba obudził ich ryk smoków. Wiatr poruszał drzewa, wydając dość przerażające dźwięki, Elsie wydawało się, że ktoś za nią idzie, więc odwróciła się. Z przerażeniem odkryła, że coś z ogromną siłą biegnie w jej stronę.
- SMOK - krzyknęła, po czym próbowała wystrzelić z rąk lodem, istota wykonała kilka potężnych susów, po czym chwyciła królową Arendelle w swe ogromne szpony. - Ratunku ! - krzyczała przez ból w ramionach, ale czy ktoś ją mógł słyszeć ? Ziemia oddalała się w zastraszającym tempie, a Elsa miała wrażenie, że za chwilę spadnie, co się dzieje ? - myślała. Była spanikowana, pierwszy raz w swoim życiu znajdowała się w powietrzu, na dodatek porwana przez smoka. Koszmarny lot zdawał się nie kończyć, powietrze wydawało się być ścianą, której nie da się oddychać. Odwróciła się, widziała jak oddala się Berk, ostatni raz spojrzała w oczy pomnika Stoicka, nie wiedzieć czemu w jej oczach pojawiły się łzy, jedna z nich, znalazła drogę i spłynęła po policzku, ale gdy tylko królowa znów się odwróciła została zwiana. W całym tym szoku zdawało jej się, że słyszy głos Anny ‘’Wszystko będzie dobrze, bądź silna’’ - po kilkunastu minutach, a może godzinach smok rzucił nią na ziemię. Upadła na jakiejś zalesionej wyspie, smok wylądował tuż przed nią, ktoś na nim siedział. Podniosła się z ziemi, a tajemniczy człowiek zeskoczył ze smoka. Serce zadrżało, nogi Elsy się zachwiały, ów człowiek poszedł do niej i wymierzył jej potężne uderzenie w twarz. Poczuła jak upada, później rozróżniła jeszcze kilka kopniaków wśród wariujących bodźców, wszystko stawało się coraz ciemniejsze, aż w końcu znikło…
Offline
Moderator
Dobijasz ludzi akcją... Zawrzeć tyle wątków, zdarzeń w jednym rozdziale na tyle harmonijnie, aby można się połapać i przy tym nie zwariować- naprawdę dobre. Płonący statek, porwanie, poparzenia... Ty to chyba lubisz gnębić bohaterów. A tak na marginesie, to mam nadzieję, że Czkawka od następnego rozdziału nie będzie jednonogo-jednookim wikingiem. Co za dużo (chyba za mało, ale co tam), to niezdrowo.
Offline
Smoczy Jeździec
Momomai8 napisał:
Dobijasz ludzi akcją... Zawrzeć tyle wątków, zdarzeń w jednym rozdziale na tyle harmonijnie, aby można się połapać i przy tym nie zwariować- naprawdę dobre. Płonący statek, porwanie, poparzenia... Ty to chyba lubisz gnębić bohaterów.
A tak na marginesie, to mam nadzieję, że Czkawka od następnego rozdziału nie będzie jednonogo-jednookim wikingiem. Co za dużo (chyba za mało, ale co tam), to niezdrowo.
Miło mi, akcja faktycznie jest, ale nie przyzwyczajaj się Przynajmniej na razie, później może być jej więcej. Masz mnie, gnębienie bohaterów to moje nowe hobby
Niemniej nie mam zamiaru ich wykańczać - na razie. Co do Czkawki, raczej nie, ale poczekaj na odpowiedź do soboty
Offline
Smoczy Jeździec
Rozdział 9
Czkawka otworzył oczy, rozejrzał się wokoło, wśród słabego światła pochodni zauważył kilka znajomych twarzy. Kaszlnął kilka razy, Valka od razu zauważyła, że jej syn jest przytomny, mocno go przytuliła:
- Żyjesz - powiedziała głosem pełnym ulgi i radości.
Wódz Berk zawył z bólu, bardzo stłumionym głosem, a Gothi natychmiast odsunęła matkę od syna.
- Przepraszam. - Czkawka uśmiechnąłby się gdyby mógł, ale poparzenia na twarzy skutecznie to uniemożliwiały. Odkąd szef wyspy uratował królową odległego królestwa minęło kilka godzin, a Gothi nawet przez chwilę nie odpoczęła, teraz szykowała opatrunki na rany, wstawał nowy dzień, normalnie Szczerbatek stałby teraz na skale rozmyślając, ale teraz, był przy swoim przyjacielu, nie mógł go opuścić. Astrid odgarnęła jego włosy z twarzy, wszyscy wokół czuwali nad rannym Czkawką. Może nie wszyscy Śledzik i Bliźniaki przyglądali się miejscu gdzie leżał wrak statku i próbowali ocenić co się stało - przynajmniej Śledzik próbował… Wokół nie panowała zbyt przyjemna atmosfera, każdy miał swoje pytania, ale nikt nie miał odwagi przerwać milczenia. Wtedy otworzyły się drzwi, stał w nich Śledzik z kartką w ręku:
- Jest niedobrze.
Elsa powoli odzyskiwała przytomność, pamiętała tylko straszny ból i płonący statek, zamknęła się w granicach własnej świadomości. W głowie odtworzyła wszystko co się stało, trwało to kilka minut, ale w końcu wiedziała co się stało, zdobyła się na ogromny wysiłek i uniosła powieki, przed sobą zobaczyła ostatnią osobę, jaką teraz chciała widzieć…
- Hans ! - krzyknęła próbując się wyrwać i poczuła ogromny ból. Właściwie z czego chciała się wyrwać ? Siedziała w metalowej zbroi, z której wystawała jej tylko głowa. Cała była przypięta łańcuchami do skały.
Człowiek, którego znienawidziła siedział kilka metrów od niej, przy jednej ze ścian jaskini i przyglądał się swojemu mieczowi. Gdy tylko ją usłyszał uśmiechnął się złowieszczo, spojrzał jej w przerażone oczy.
- Albert ! Nasza królowa się obudziła…
Elsa obróciła głowę w lewą stronę i oślepił ją blask słońca po kilku sekundach dostrzegła wysokiego, umięśnionego mężczyznę z toporem w ręku, który wszedł do jakini.
- Ty psie ! - wpadła w szał, gdyby tylko mogła zrobiłaby z Hansa szaszłyk jak z… Były książe Nasturii wstał spojrzał na nią surowym wzrokiem, po czym po raz kolejny uderzył w jej twarz, tym razem mocniej niż poprzednio, ale to nie ból fizyczny był najgorszy…
- Teraz to my ustalamy zasady…, wasza wysokość - na jego twarzy pojawił się szeroki tryumfalny uśmiech, widać było jak długo czekał na tą chwilę. Chwycił jej twarz w przednie palce i raz jeszcze spojrzał w jej ślepia, delektując się jej strachem i rozpaczą.
- Pamiętasz go ? - wyjął błyszczący długi miecz, ten którym prawie ją zabił - Nie martw się jeszcze nim nie oberwiesz, ale kto wie co stanie się później… - Cały czas się śmiał, jak to możliwe, że czyjeś cierpienie może dać komuś tak wiele radości.
- Albert, wysłałeś już naszą wiadomość ? - odwrócił się do drugiego mężczyzny.
- Tak…
- Jaką wiadomość ? - wyszeptała z trudem.
- Tą która sprowadzi tu tego chuderlaka i jego smoczka - znów się uśmiecha, Elsa miała wrażenie jakby chciał zadać jej jak najwięcej bólu.
- Chodźmy przygotować zasadzkę…- powiedział Albert z tonu ich rozmowy, władczyni Arendelle domyśliła się, że ten drugi to tylko podwładny Hansa.
- Dobra - powiedział z mniejszym entuzjazmem.
Wstał poprawił ubranie, podszedł jeszcze do Elsy i sprawdzał łańcuchy, po czym wyszedł z jaskini. Królowa Arendelle została sama. Brudna, głodna i posiniaczona…, bezradna. Zamknięta w wilgotnej jaskini, przykuta łańcuchami, będąca w zbroi przez, która ledwie mogła oddychać. Zawsze mogła użyć mocy, żeby oderwać się od ściany, ale nie uniesie przecież takiej masy stali, a nie miała jak jej zdjąć. Pozostawało tylko czekać… Czekać na śmierć lub życie, czekać na nadzieję lub rozpacz, czekać na sprawiedliwość, która może nie nadejść...
Offline
Smoczy Jeździec
Rozdział 10
Kilkanaście minut wcześniej Czkawka otworzył oczy po dość długiej drzemce, rozejrzał się po pokoju, nigdzie nie było Gothi, najwyraźniej wyszła się przewietrzyć. To dobrze, musiała się zdenerwować i zmęczyć, miała swoje lata, a całą noc i dzień biegała jakby miała 20 lat. W domu panował bałagan, ale kto by się tym przejmował, wódz Berk cały czas leżał na tym samym stole, nie było czasu by go przenieść. Poczuł się nieco lepiej, ciało już nie bolało, choć gdy zrobił najmniejszy ruch, przechodził go straszliwy impuls. Mózg z prędkością światła, sprawiał, że straszliwy ból stał się faktem.
- Auu - nie zbyt mógł się ruszać, nawet świeże opatrunki nie łagodziły bólu, każde przesunięcie ręki kosztowało, straszliwe pieczenie. ‘’Co teraz zrobić’’ - myślał, umysł powoli odzyskiwał, dawną sprawność. Szczerbatek już poleciał ? Co jeśli nie da sobie rady ? Bał się o niego, dopiero teraz widział, że porywacz może też chcieć jego smoka, do tego nie mógł dopuścić. Nie może stracić kolejnej tak ważnej osoby. Wcześniej nie denerwował się, pewnie dlatego, że był słaby, Elsę znał jeden dzień, ale nie zmieniało to faktu, że nie chciał chować kolejnej osoby… nie chciał znowu oglądać martwego ciała, nie… A Szczerbatek ? To w jego smoczych łapach znalazł ukojenie po stracie ojca, wbrew pozorom jego śmierć tylko ich zbliżyła. Wtedy powiedział do niego ‘’Jesteś moim najlepszym przyjacielem’’ - wiedział, że się mylił, wtedy powinien odrzec: ‘’ Kocham cię’’. Tak, gdy gotów jesteś poświęcić życie dla drugiej osoby, a ona dla ciebie to już nie jest przyjaźń, a braterska miłość. Nie wyobrażał sobie życia bez smoka, jak żyć, bez kogoś kto zmienił twoje życie, bez kogoś kogo pokochałeś ? Wiedział, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym będzie musiał żyć bez ojca, nie myślał, że stanie się to tak szybko, ale w pewnym sensie był na to przygotowany. Teraz mógł stracić kogoś kogo nic nie zastąpi. Ruszył nogą, poczuł tysiące igieł, które przebiły jego skórę i uporczywie wbijały się w nerwy, zacisnął zęby. Postawił jedną nogę na drewnianej podłodze, teraz całe ciało przechodził straszny ból. Druga noga trafiła na deski, ból był nie do zniesienia, tak jak wtedy gdy ratował Elsę. Nie pamiętał wiele z tej nocy, a przecież nie minęła nawet doba, jedyne co pamiętał to straszliwy gorąc i ból… Ale nie taki zwykły ból, jakby ktoś rozszarpywał mu kolejne warstwy ciała. Teraz czuł się prawie tak samo, ale był to ból zupełnie innego typu, nie sięgał tak głęboko… Spróbował wstać, powoli podnosił swoje kruche ciało, a z każdą sekundą czuł się coraz słabiej, nie dał za wygraną. Stanął na nogach, jedną z nich przemieścił o kilka centymetrów do przodu, jednak sprawiało mu to olbrzymią trudność, zachwiał się, ale utrzymał równowagę. Wtedy usłyszał pukanie do drzwi, wystraszył się i znów prawie upadł. Po chwili drzwi otworzyły się i stanęła w nich Valka, pod pachą trzymała koszyk z rybami i pieczywem. Na widok Czkawki otworzyła szeroko usta:
- Na Odyna ! Co ty wyrabiasz ? - położyła kosz, na szafce przy drzwiach i szybko podbiegła do syna.
- Musisz odpoczywać, jesteś słaby, cały poparzony… - chciała mówić dalej, ale nie do końca wiedziała co chciała powiedzieć. Delikatnie złapała go i pomogła wrócić na miejsce, wtedy z wyższego piętra zeszła Gothi, ona również spanikowała na widok wodza.
- Mamo… spokojnie... nic mi nie jest - desperacko próbował się jeszcze… właściwie nie wiedział czego próbował.
- Oczywiście… - nie dokończyła, spojrzała na Gothi, która wykonała jakieś gesty ręką.
- Gothi mówi… - przyjrzała się znakom -, że ma dla ciebie łóżko u góry…
‘’Nareszcie’’ - pomyślał Czkawka chciał na prawdę odpocząć, w prawdziwym łóżku, ale po tym jak pomoże Szczerbatkowi uratować Elsę…
- Pójdę po Astrid… Ona pomoże ci wejść na górę… Tylko się nie ruszaj - zawróciła, otworzyła drzwi, gdy usłyszała.
- Mamo…
- Tak ?
- Szczerbatek już poleciał ? - nie do końca wiedziała co odpowiedzieć, lecz nie zastanawiała się długo:
- Tak… Kilka minut temu, nie martw się, nim znajdziesz się u góry, on już tu będzie - posłała mu uśmiech pełen nadziei. On też postarał się uśmiechnąć, ale nie potrafił, jego serce zaczęło walić jak szalone i tylko spokojny rytm serca Nocnej Furii mógł je uspokoić. Gothi, natomiast cały czas nie próżnowała, wyjęła olejki i zaczęła zdejmować mu opatrunek. Pierwsze godziny były najważniejsze, była jeszcze szansa na zagojenie ran, by nie było blizn do końca życia. Poza tym Gothi walczyła o wzrok w jednym z oczu Czkawki, odłamek zranił je bardzo mocno. Ściąganie opatrunku było bardzo bolesne, wódz czuł jakby ktoś obrywał go ze skóry, ale trwało to tylko kilka sekund, przynajmniej sztuczna noga nie bolała. Szczerbatek już odleciał…, co mogę teraz zrobić, strach przed jego utratą, przeszywał ciało wodza i sięgał znacznie głębiej niż ból. Muszę mu pomóc, nie mogę tu zostać. Gothi położyła go na stole, zaczęła wylewać jakiś olejki na jego skórę, przez chwilę ból był nie do zniesienia, lecz po chwili przychodziła ulga. Staruszka, była wykończona, ale cały czas pracowała, nie minęło kilka minut, a Czkawka siedział już owinięty w nowe bandaże. Serce coraz bardziej niepokoiło się, każda chwila trwała tak długo, nie było jak się wymknąć. Mógł tylko czekać, stres dosłownie zjadał go od środka, a na dodatek wiercił dziurę w brzuchu. Znów usłyszał charakterystyczne skrzypienie drzwi, wyszła z nich Astrid i Valka.
- I jak się czujesz ? - Astrid nie zamierzała się witać, podbiegła do Czkawki i delikatnie go objęła, pamiętała, co może się stać jeśli nie będzie ostrożna.
- Dob...Lepiej…- nie zamierzał rozwijać swoich uczuć i myśli, nie teraz, nie gdy jego przyjaciel być może walczył o życie.
- Pomogę ci - złapała go, podniosła i powoli przemieszczała się do schodów, na szczęście Czkawka nie był ciężki, więc bardzo łatwo tam się dostała. Valka zbierała coś ze stołu, i powoli wchodziła na górę. Wódz Berk nie czuł się zbyt wygodnie, ale cóż poradzić ? Rozglądał się wokół i spojrzał w dół, czuł się trochę jak małe dziecko niesione przez matkę do snu. Dziwne… Też miał ochotę płakać, dzieci płaczą z różnych powodów, ale najczęściej dlatego, że czują zagrożenie, Czkawka właśnie je czuł, straszliwie bał się, że straci Szczerbatka, próbował wyrzuć tę myśl z głowy, ale nie dało się. Lęk narastał z każdą chwilą i sekundą, opanowywał kolejne strefy ciała.
- Szczerbatku - wyszeptał niesłyszalnie, tak cicho, że dźwięk nie dobiegł nikogo, wiedział tylko, że sięgnął pewnego smoka, który leci do niego. Poczuł ciepło w swoim sercu i poczuł jak zamykają mu się oczy. Zmysły powoli wchodziły w stan uśpienia, powoli znikała świadomość, świat wokół był coraz mniej wyraźny, a Czkawka wpadł w krainę upojenia, gdzie czuł się rześki nowo narodzony. Nie było ból, strachu i cierpienia, był spokój, po prostu spokój…
Minęło kilka minut, Astrid i Valka stały spokojnie przed domem i obserwowały zachmurzone niebo, pogoda na Berk zmieniała się bardzo szybko. Stały w milczeniu, obie chyba trochę wystraszone całą sytuacją. Wiedziały jedno: jeśli Szczerbatek nie wróci, to Czkawka może nawet… - nie chciały o tym myśleć. Spojrzały na siebie i szybko odwróciły wzrok, Valka wzięła głęboki wdech.
- Jak myślisz kiedy wróci ? - przerwała przerażającą ciszę, niespodziewała się odkrywczej odpowiedzi, chciała tylko, mieć mniej spokoju na myśli, straszne myśli.
- Niedługo… - cisza znów zacisnęła swe szpony na ich gardłach. Valka uwielbiała ciszę, ale teraz była jej największym utrapieniem. Cały czas spoglądała w horyzont, chciała coś powiedzieć, ale strach ścisnął jej gardło, dopiero teraz jaśniej myślała - przecież mogliśmy lecieć za nim i go asekurować, tak żeby nas nie widzieli - takie myśli nie miały już sensu. Wtedy daleko przed nimi pojawił się czarny punkt.
- Jest ! - radośnie krzyknęła.
W rzeczy samej był to Szczerbatek, pędził przed siebie z zawrotną prędkością, wiedział, że osoba, którą trzyma jest nieprzytomna i ranna. Z ogromnym majestatem, zbliżał się do celu, pokonując każdą przeszkodę z niebywałą gracją. Valka czuła jak serce bije jej mocniej, cieszyła się, ale chciała by smok był już na ziemi, natomiast Nocna Furia z olbrzymią prędkością zbliżała się do wyspy. Po chwili, smok lądował, delikatnie położył na ziemię Elsę, po czym wylądował kilka metrów dalej, Valka przytuliła do siebie pysk Szczerbatego, cieszyła się, lecz kątem oka zauważyła Elsę, która nie ruszała się. Oderwała się od smoka i podbiegła do niej, podobnie Astrid.
- Na Odyna, ona ma rozciętą nogę - niepokój i strach powracały.
- Szybko, zabiorę ją do Gothi - Astrid na nic nie czekała, szybko podniosła ją - ciekawe była jeszcze lżejsza niż Czkawka - i pobiegła do staruszki. Szczerbatek szukał wzrokiem Czkawki, ale nigdzie go nie było. Najstarsza osoba w osadzie dopiero usiadła na krześle i zaczęła odpoczywać, a już trzeba było brać się za następną ranną, cóż... - życie. Nieprzytomna królowa Arendelle leżała na tym samym stole, na którym jeszcze kilkanaście minut temu leżał Czkawka. Gothi szybko obejrzała ranę, wyglądała paskudnie, ale nie była bardzo poważna, jasne, była to sytuacja zagrażająca jej życiu, ale powinno być dobrze. Staruszka nie zwlekała,czym prędzej zaczęła dezynfekować i zabezpieczać ranę. Im bardziej się jej przyglądała tym lepiej widziała kolejne siniaki na jej skórze. Były wszędzie, ale głównie na twarzy, Valka zakryła usta, nigdy nie widziała tylu guzów.
- Kto jej mógł to zrobić ? - wyszeptała. Astrid poczuła jak ciarki przebiegają po jej plecach, powoli zaczynała się bać. Ktoś kto to zrobił z pewnością nie jest przyjemną osobą, może już nie żyje, bo jak Szczerbatek by ją wydostał ? Niepewność jednak jej nie opuszczała, pierwszy raz od dawna czuła, że coś zagraża Berk, starała się układać kolejne elementy w całość. Nie mogła, jej umysł przyćmiewał strach.
- Astrid - nieśmiało powiedziała Valka bez ustanku patrząc na Elsę, bała się, nawet nie wiedziała czego. - Wiesz co ona potrafi ? - spojrzała na nią ukradkiem, poczuła jak bije jej serce. - Prawda ?
- Nie… O co chodzi ? - była jeszcze bardziej zdezorientowana niż przed chwilą, nic nie mogła zrozumieć.
- Ona potrafi wyczarować lód… - jej głos był tak cichy, jakby obawiała się, że ktoś ją usłyszy.
- Co ? - poczuła jakby ktoś właśnie rozbił jej w pewnej części ułożoną układankę, a jednocześnie usłyszała coś co nie może być prawdą, ale przecież Valka nigdy sobie nie żartowała… A zwłaszcza teraz, ale lód ?
Nie było odpowiedzi znów ta cisza…, nieznośna, straszliwa cisza wyżerająca wnętrze człowieka. Astrid zaczęła się denerwować, czuła, że pakują się w jakieś dziwne sprawy, których tykać nie należy, bała się magii, znacznie bardziej niż kiedyś bała się smoków. Bowiem całkowicie jej nie znała, do walki ze smokami szykowała się całe życie, teraz po raz pierwszy styka się z magią. Czemu Valka miałaby kłamać ? To bardzo poważna osoba, nigdy dotąd nie żartowała, nie z ważnych spraw, potrafiła zachować powagę. Astrid zrobiła krok w tył, odruchowy krok w tył, nie miała zamiaru go robić, ale musiała. Serce znów stało się niespokojne, Valka, mimo iż zostawiła swojego syna na 20 lat, cały czas miała silny instynkt macieżyński. Wyczuła lęk Astrid.
- Spokojnie - powiedziała głosem zatroskanej matki, usypiającej zdenerwowane dziecko. Swoją prawą ręką objęła narzeczoną swojego syna. Taka relacja zawsze jest… specyficzna, ale Valka miała z Astrid świetny kontakt, w normalnych sytuacjach, gdy wzrastało napięcie, było źle. Tym razem jednak obie poczuły spokój, właściwie ciężko było odróżnić ich emocje, z tego względu, że ostatnie kilka godzin obfitowało w stresujące zdarzenia.
- Gothi. Wszystko będzie w porządku ? - Valka chciała się upewnić, że królowa, która jest tu w gościnie jest bezpieczna, staruszka pokazała coś, a to uspokoiło matkę wodza, powoli weszły na górę. Tam nad łóżkiem z Czkawką stał już Szczerbatek, oczekując momentu, gdy jego przyjaciel otworzy oczy.
- Jak ty się tu ? Nieważne - Valka ciepło uśmiechnęła się, usiadły obok Czkawki i wspólnie czekali na jego przebudzenie…
Offline
Nowy użytkownik
Bardzo podoba mi się twoje opowiadanie, jest wyjątkowe, pierwszy raz widzę takie zgrabne połączenie frozen i httyd, na początku byłam sceptycznie nastawiona do tego połączenia ale z każdym rozdziałem coraz bardziej opowiadanie przekonało mnie do siebie przeszło mi przez myśl czytając że Elsa i Czkawka pasowali by do siebie, chociaż w Twoim opowiadaniu się chyba na to nie zanosi
Offline
Smoczy Jeździec
Dosia napisał:
Bardzo podoba mi się twoje opowiadanie, jest wyjątkowe, pierwszy raz widzę takie zgrabne połączenie frozen i httyd, na początku byłam sceptycznie nastawiona do tego połączenia ale z każdym rozdziałem coraz bardziej opowiadanie przekonało mnie do siebie
przeszło mi przez myśl czytając że Elsa i Czkawka pasowali by do siebie, chociaż w Twoim opowiadaniu się chyba na to nie zanosi
Dziękuję ci z miłe słowa, ja osobiście od początku uwielbiałem tą idee połączenia Frozen i HTTYD.
Kto wie Nie wiem jak pokieruję losami bohaterów po pewnym wydarzeniu, wszystko jest możliwe
Offline
Smoczy Jeździec
Rozdział 11
- Hans !, psst… Hans ! - głuche odgłosy obijały się po głowie obolałego byłego księcia Nastrurii, ktoś gdzieś daleko wołał go, ale mózg nie do końca przyjmował dźwięki. Lecz z każdą sekundą słyszał jaśniej, każdy dźwięk stawał się coraz bardziej wyraźny. Teraz słyszał…, to Albert, otworzył oczy - dopiero wtedy zorientował się, że były zamknięte. Leżał na topniejącym śniegu, słońce chyliło się już ku zachodowi, wokół śpiewały ptaki. Nad nim siedział Albert i coś do niego mówił, Hans znów przez chwilę, nic nie rozróżniał. Po kilku sekundach, zaczął jednak rozumieć co się wokół niego dzieje.
- Co się stało ? - powiedział chrypliwym głosem, po czym kaszlnął, dość mocno.
- Miałeś szczęście…, prawie zginąłeś - nie zwrócił uwagi na pytanie, w sumie nie do końca zrozumiał co jego kompan mówił.
- Co to było ? - przypomniał sobie pędzącą z prędkością błyskawicy czarną istotę, która wyrosła jak z pod ziemi, gdy miał już kończyć życie Elsy.
- Gdzie ona jest ? - Albert nawet nie zdążył odpowiedzieć na poprzednie pytanie, a już odstał kolejne, na oba nie znał odpowiedzi . Podrapał się po głowie, myślał jak odpowiedzieć, wiedział, że Hans będzie zdenerwowany gdy mu powie, że nie wie.
- A więc ? - ponaglał go i zmierzył ostrym wzrokiem, który przeszył najdalsze zakamarki jego ciała. Odwrócił wzrok, i powiedział.
- Nie wiem…
- Co nie wiesz ? - Hans niemal poderwał się z ziemi, jego głos pełny był gniewu.
- Po prostu…, to coś przeleciało, powaliło cię i zabrała ją… - przełknął ślinę, czuł jak jego przełożony wstaje, mimo iż na niego nie patrzył to to wiedział. Spodziewał się ciosu w plecy, ale poczuł tylko jego ramię.
- A więc ją znajdziemy - diabelski uśmiech, powrócił na jego twarz. - Musimy ją znaleźć - wiedział po co został wysłany, i że musi wypełnić to zadanie. Spojrzał na swoją zbroję w kilku miejscach miała przebarwienia, zapewne od ognia. Ciekawe, że jakiś smok, go zaatakował i zabrał Elsę, po co miałby to robić ? To tylko głupie zwierzęta… A jednak to on, jest poparzony, a smoka ma JĄ - przepustkę do wolności.
- Więc jak chcesz ją znaleźć ?
- Nie wiem, muszę odpocząć. - usiadł obok rannego smoka - głęboko odetchnął, czuł ból w klatce piersiowej, ale zorientował się, że ta istota, najprawdopodobniej smok nie zrobił mu wielkiej szkody. W tej chwili go olśniło… czy to nie ten smok, o którym mówili tak dużo w szeregach tego człowieka, czy to nie przypadkiem… - pstryknął palcami - Nocna Furia. To o nim słyszał, że porusza się niczym wiatr i miota błyskawicami.
- Mamy szczęście... - powiedział, gdy Albert siadał obok niego, w głowie układał swoje myśli, zabranie stąd Nocnej Furii, przyspożyłoby mu życzliwości, jego panowi. Hans wiedział, że bardzo pragnie on tego smoka. Przez tak krótki czas jego życie zmieniło się zupełnie, jeszcze 2 miesiące temu, był najmłodszym księciem Nasturii. Prawda zawsze był porównywany do braci, był jak gorszy model, ale niczego mu nie brakowało, no może miłości. W sumie nie tylko jej, akceptacji, dumy ze strony rodziców, zawsze któryś z braci był od niego lepszy w danej dziedzinie, dosłownie zawsze, a rodzice też zawsze przypominali mu o tym. Później poznał Annę, nie było tak, że chciał władzy, nie na początku. Gdy był przy niej czuł, że wreszcie ktoś może go pokochać. Szybko jednak zorientował się, że musi jak najszybciej zdobyć władzę w Arednelle, właściwie nie musiał, ale chciał udowodnić rodzicom, że coś znaczy, że mogą być z niego dumni. Od tego momentu to przyćmiło mu całą psychikę, patrzył tylko na to, nie przejmował się niczym innym. Władza nie była dla niego tak ważna dopóki jej nie posmakował…Gdy już objął władzę, był ceniony i kochany, przez wszystkich, to czego tego tak bardzo mu brakowało stało się. Z godziny na godzinę, czuł, że musi to zatrzymać, gdy Anna wróciła był szczęśliwy z władzy, ona mogła mu jedynie w jej przeszkodzić. Chciał pozbawić ją złudzeń - zabić nadzieję, nie zachowywał się wtedy jak zwykle, ale popełnił błąd i miał za niego zapłacić. Zapłacił bardzo małą cenę, gdy dotarł do Nasturii spędził w więzieniu ledwie tydzień, doskonale pamiętał, gdy na horyzoncie zjawiła się ogromna flota statków. Bał się wtedy, ale czuł, że może to dać mu szansę. Wkrótce wyleciały smoki, nie wierzył w to co się dzieje, wiedział już wtedy, że Nasturia przegrała… przestała istnieć. Wszystko wokół stanęło w ogniu, w tym całym zamieszaniu, uciekł z celi, wybiegł na zewnątrz. Setki ludzi krzyczało o pomoc z płonących budynków, każdy człowiek chodzący po ziemi, był natychmiast zabierany przez smoki. Hans miał coś co ratowało jego życie, stój więźnia, bowiem człowiek, który dowodził tą armadą, z podbitych królestw nie zabijał tylko więźniów. I on został jednak porwany przez smoka, i zabrany na największy statek. Więzienie było położone niedaleko zamku, widać było stąd, że jeszcze nie upadło. Zamek w Nasturii był ogromny, w porównaniu z tym choćby w Arendelle zdawał się jeszcze większy, było tak dlatego iż kraj ten był dotykany przez wiele wojen w przeciwieństwie do królestwa Anny i Elsy… Hans był zmuszony do rozmowy, każdy więzień rozmawiał o tym co może zrobić dla ich władcy, kto nikt nie mógł dostawał sztylet w brzuch… Wiedział to po porzedzającym go więźniu, który najwyraźniej nie miał nic atrakcyjnego. Hans zaoferował pomoc w zdobyciu Arendelle, ostrzegł o królowej z lodowymi mocami, i zdecydowano go oszczędzić - tylko jego. Spokojny o swój los oglądał z pokładu swoją upadającą ojczyznę, wkrótce został wyznaczony do ataku na zamek, cała flota była do tego wyznaczona. Poszło szybko, Hans nawet nie wyciągnął nowego miecza, wiedział jednak co zdobycie zamku oznacza dla jego rodziców… Egzekucja odbywała się wieczorem król i królowa nawet próbowali się bronić, gdy najeźdźcy wpadli do ich komnaty, ale szybko zostali pokonani. Wodza dobiegł słuch, że nowy więźnień jest ich synem, więc do egzekucji wyznaczył… Hansa...
Offline
Smoczy Jeździec
Rozdział 12
Gdy tylko o tym usłyszał miał ochotę wyskoczyć przez okno, albo rzucić się w paszczę smoka. Zabić własnych rodziców ? Co z tego, że nie kochali i poniżali, co z tego, że był dla nich nikim i wręcz wyczuwał od nich pogardę, to byli jego RODZICE, nie mógł tego zrobić, dali mu życie, żeby im je odebrał ? Co robić ? Jeśli ich zabije nigdy do końca swoich dni nie wybaczy sobie, tego co zrobił, a jeśli tego nie zrobi on też zginie. Przeżyje tylko on, czy nikt ? Zaczął myśleć, że może lepiej niech ktoś przeżyje...NIE, woli umrzeć niż stać się zabójcą rodziców. Zacisnął zęby, do jego trzęsących się rąk trafiła kusza, po prawej stronie na placu, przy ścianie stał król i królowa. Do tego momentu, Hans nie patrzył w ich stronę teraz podniósł głowę, zacisnął zęby jeszcze mocniej, tylko to powstrzymywało łzy, które coraz bardziej domagały się ujrzenia światła dziennego. Wokół usłyszał oklaski, powoli krok za krokiem podążał naprzeciw swoich rodziców. Każda sekunda trwała wieczność, poczuł się słabo, kroki stawały się nierówne, a oklaski obijały się po czaszce. Na pojmanych patrzył tylko przez ułamek sekundy, teraz patrzył w przód przed siebie. Ledwie zorientował się, że jest już na miejscu… stoi kilka metrów, od swoich rodziców, którzy stali przy ścianie. Nie byli przykuci łańcuchami, ale próba ucieczki kończyła się serią strzałów z wyższych pozycji. Wiedzieli, że zginą, królowa była w tulona w ciało swojego męża. Mówili coś do siebie, Hans obrócił się powoli, brawa ustały, wszyscy czekali na strzał. Najmłodszy z księciów Nasturii usłyszał głos swojej matki:
- Wiesz, żałuję tylko, że nie powiedzieliśmy Hansowi, czemu, aż tyle od niego wymagamy. - poczuł jakby coś przeszyło mu serce, nie spodziewał się, że zaraz usłyszy coś co zburzy jego obraz rodziców.
- Mógł być większy, niż którykolwiek z władców Nasturii… - po tych słowach króla, Hans myślał, że kusza wypadnie mu z rąk. A więc go kochali... Czyli nie byli, tacy jak całe życie myślał… Te wszystkie lata to ich błędy…, ale mieli dobre intencje, nie chcieli mu tego zrobić. Nie mógł im odebrać życia, po prostu nie. Jednak myśli to jedno, ciało nie było im posłuszne, Hans zaczął celować w kierunku króla. ‘’Co ja robię’’ - serce waliło jak szalone, cały drżał, ale ręka pozostawała nieruchoma. Poczuł jak się poci, tysiące myśli przebiegały przez głowę, a każda z nich była boleśnie wyraźna. Najstraszniejsze było to, że on wiedział do kogo strzela, a ci do których mierzony był strzał nie mieli pojęcia, kto to. Miał bowiem twarz zasłoniętą, podobnie jak całe ciało, nie miał pojęcia po co dano mu tą zbroję, ale dziękował teraz Bogu. Minęły chyba 2 sekundy odkąd celował w ojca, spojrzał głęboko w jego przerażone oczy…, bał się śmierci, jak każdy z nas. Odwrócił wzrok i spojrzał w oczy swojej matki, królowa nie wyglądała na przestraszoną, o ile jeszcze przed chwilą, chroniła się w ramionach męża, teraz dumnie stała obok niego. Chciała przed śmiercią spojrzeć w oczy, który ją uśmierci. Wystarczył ułamek sekundy, jedno urwane spojrzenie, matka nigdy nie zapomina, od razu rozpoznała tego człowieka.
- Hans… - wykrztusiła tamując łzy z całych sił.
I on usłyszał to czego nie miał prawa usłyszeć, ledwie słyszalny szept, coś co przepadało w odgłosie brzęczenia muchy - on to usłyszał. Jego serce pękło, dosłownie pękło, na miliony maleńkich kawałeczków. Łzy zaczęły wypływać strugami, a jego ręka, nie była przez nic kontrolowana. I wtedy się stało, bełt z ogromną siłą, zaczął podążać ku władcy Nasturii. Czas zwolnił jeszcze 1000 razy bardziej, strzała przecinała powietrze majestatycznie wyginając się w nim.
- Tato ! - Hans pierwszy raz od kilku lat, tak nazwał swojego ojca, wiedział, że już nic nie zrobi, to koniec, ale liczył na cud - pierwszy w swoim życiu. Rzucił kuszę na ziemię i biegł, strzała przeszyła serce króla - niszcząc jednocześnie 3 serca: Ojca, Matki i Syna. Usłyszał ostatnie westchnienie - upadł w ręce swojej żony, która nie wytrzymała i zaczęła wylewać z siebie tony łez. Wokół słychać było szum, Hans biegł, tak bardzo chciał jeszcze choć raz przytulić mamę, tatę… Zginąć razem z nimi i choć w ten sposób zrehabilitować się. Był już tak blisko, wtedy poczuł uścisk w ramieniu, znów został porwany przez smoka, tym razem, jednak ten rzucił go tylko kilka metrów do tyłu. Obolały spojrzał w kierunku rodziców, zobaczył kiludziesiędziu żołnierzy, ze sztyletami w rękach, biegnącymi w ich kierunku.
- NIE ! - Przeszywał go ból jakiego nie można opisać, czuł wściekłość, bezradność i nienawiść - nienawidził siebie. - Nie… - wyszeptał, patrzył jak mężczyźni dobiegają do jego matki i zadają jej kilkadziesiąt ciosów sztyletami…, czuł się jakby to on je przyjmował, nie miał już nic… Pewnie zaraz zostanie zabity, przez tych samych ludzi. Ten cały czas gdy myślał o rodzicach jak o potworach, a teraz widział go tylko w sobie.
Offline
Smoczy Jeździec
Rozdział 13
Z przemyśleń wyrwał go Albert, który starał się go ‘’obudzić’’ potrząsając ciałem byłego księcia Nasturii, nie można mu się dziwić, w końcu Hans był lekko ranny, a jego kompan z pewnością nie chciał zostać sam na nieznanej ziemi.
- Żyjesz ? - Rozmamany obraz powoli nabierał ostrości, ciekawe, że przez te wszystkie przemyślenia Hans czuł się obecny i tu i tam. Kiedy został wyrwany z jednego świata, z drugiego również. Teraz dopiero wracał do realnego świata, choć chciałby już na nim nie być…
- Tak - rzucił dość oschle, gdy zorientował się, że Albert oczekuje odpowiedzi, wrócił już całkowicie na ten świat. Od upadku Nasturii, stał się wrakiem człowieka. Cały czas pogrążony w czarnych myślach, nawet niezdolny do płaczu, całymi dnami albo leżał, albo planował. Bowiem była jedna rzecz, która trzymała go przy życiu - zemsta, po wielu dniach rozmyślań stwierdził, że wszystko odebrała mu Elsa. Gdyby nie istniała, pewnie rządziłby razem z Anną do szczęśliwej starości, sam wiedział, że to niedorzeczne, ale wmawiał to sobie. Dlatego gdy tylko nadarzyła się okazja, potraktował ją tak brutalnie jak mógł, wyładował złość… poczuł się lepiej. Nareszcie mógł zadać ból osobie, której tak nienawidził. Wiedział, że już nigdy nie będzie szczęśliwy, stracił za dużo, ale chciał jeszcze dopełnić zemsty.
- Przynajmniej tyle… - Jego towarzysz również nie skakał z radości, podobnie jak niemal każdy z armii tego człowieka był przygnębiony i podobnie jak każdy wiedział, że prędzej czy później czeka go zagłada. Starali się o tym nie myśleć, zresztą każdy miał szansę zdobyć wysokie pozycje, albo zginąć w bitwie… Tam każdy dzień to bitwa o życie, próba przetrwania, często nieudana. Hans uciekając wiedział na co się decydował, ale też czuł, że tym statkiem płynie ona… Miał rację.
- Więc…, jak chcesz ją dorwać ? - Albert usiadł obok byłego władcy Nasturii, który znów zanurzył się w myślach. ‘’Właśnie… On ma rację’’ - zastanawiał się. Właściwie… nie ma po co już ją zabierać do władcy… Muszę ją po prostu zabić… Jeszcze raz mogę być tym złym… Później sam się zabije… Ważne, żeby ją zabić…
Po tych przemyśleniach spojrzał na swój miecz, był wyjątkowo piękny. Precyzyjne wykonane ostrze połyskiwało w słońcu. Jakimś cudem odzyskał ten miecz, którym chciał zabić Elsę w Arendelle, postanowił, że zrobi wszystko, by jego ostrze wreszcie ją sięgnęło…
Obraz wspaniałego ciemnego smoka przysłaniał wszystkie inne, jego piękna sylwetka z gracją przecinała przestworza. Okrążał kolejne potężne drzewa, leciał na przemian wyjątkowo szybko, by później ograniczyć prędkość do niemal zera. Z każdym ruchem jego skrzydeł można było odnieść wrażenie, że ma ogromną nieskończoną siłę. Czkawka poczuł, że jego serce bije szybciej, jakby wołało: ‘’Wstawaj ! Nie wiesz co się dzieje ze Szczerbatkiem’’. A kto to Szczerbatek ? To ten smok, świadomość, bardzo powoli zaczynała docierać do wodza Berk. To bardzo dziwne zjawisko, ale każdy zna je dobrze, smok robił się coraz mniej wyraźny, w końcu przed oczami stanęła ciemność. Czkawka pochłonął się we własnej ciemności, rozmyślał o Szczerbatku, rzadko tak późno orientował się, że ma po prostu zamknięte oczy. Wtedy przypomniał sobie o wszystkim, o Szczerbatku, płonącym statku, lodowej królowej. Bał się otworzyć oczy, serce skakało mu do gardła, próbując wyrwać się z jego piersi. ‘’Co ze Szczerbatkiem ?’’ - umysł chciał zdobyć informacje. Zaryzykował, jego powieki powoli podniosły się, ukazując mu niewielkie pomieszczenie na piętrze w domu Gothi. Było puste, tylko na dole słyszał jakiś głos… Nie próbował ustalić do kogo on należy, po prostu delikatnie się poruszył, zagłuszając tym samym odgłosy z dołu. Ku jego zaskoczeniu, ruch ręką nie sprawiał mu szczególnego bólu, a przynajmniej było znacznie lepiej niż poprzednio. Zrzucił koc i przyjrzał się sobie, był niemal cały zabandażowany, tylko widział tylko przez jedno oko - drugie, te które zostało trafione przez odłamek płonącego masztu, było osłonięte. Serce nie przestawało bić coraz mocniej. Czkawka czuł każde jego uderzenie, to potworne uczucie niepewności…Usiadł… Podczas siadania czuł rwanie i ból, ale nie było aż tak źle. Czuł się słabo, ale równocześnie był wyspany. Zaczął wstawać, było na prawdę dużo, dużo lepiej niż ostatnim razem. Mimo to wstał z olbrzymim trudem, cały czas czując dziwną słabość. Opierając się o łóżko wykonał pierwszy krok, czuł się trochę jak wtedy gdy pierwszy raz stał o sztucznej nodze, ale wtedy był w znacznie lepszym stanie. Powoli mógł zrezygnować z asekuracji, każdy krok robił się nieco pewniejszy, a ból stawał się nieco słabszy. Ale co z tego jeśli przed nim pojawiały się schody. Miały wyjątkowo wysokie stopnie i liczyły sobie chyba z milion lat. Usłyszał trzaśnięcie drzwi, a później była cisza, dotarł do schodów. Oparł się ręką o barierkę, po czym powoli krok po kroku zaczął schodzić na dół. Działo się to bardzo wolno, niezwykle powoli umieszczał każdy kolejny krok. Chciałby, móc zbiec na dół i już widzieć co się stało, wiedział, że minęło mnóstwo czasu, na dworze było ciemno. W środku tylko blade światło świec dawało możliwość zobaczenia czegokolwiek, a i tak było słabe. Czkawka schodząc na dół zobaczył Elsę, wtedy poczuł w jednej chwili 2 rzeczy, ulgę, że tu jest, więc Szczerbatkowi nic nie jest. I strach, że zginęła, jednak jako iż było cicho jak makiem zasiał, usłyszał jej spokojny oddech, kilka metrów dalej spała Gothi - nie ma co się dziwić, miała ostatnio dużo pracy. Wódz Berk, chciał podejść do królowej dalekiego królestwa, ale wtedy usłyszał charakterystyczne mruknięcie. Ten dźwięk rozpoznałby wszędzie i zawsze wiedziałby skąd dochodzi, postarał się przyspieszyć i o dziwo nie stracił równowagi. Wkrótce pokonał schody, gdy już był na dole, zaczął biec. Wyjątkowo pokracznie, cały czas potykając się, ale biegł, miał do przebycia 5 metrów. Dosłownie w ostatniej chwili złapał się półki, która stała tuż obok drzwi, gdyby nie ona zwijałby się już z bólu na podłodze. Otworzył drzwi, poczuł straszliwe zimno, ale nie przeszkadzało mu to, bowiem, po chwili przed oczami stanął mu Szczerbatek. Czkawka raz jeszcze rzucił się w bieg, tym razem pochwycił szyję smoka. Poczuł ulgę, kamień dosłownie spadł mu z serca, przytulił do siebie smoczą głowę, nieważne, że sprawiło mu to ból fizyczny, ale na reszcie poczuł serce swojego przyjaciela.
- Nigdy więcej cię nie zostawię… - słowa do smoka, były pełne radości, miłości. Szczerbatek mruknął radośnie. Trwali razem przez dłuższą chwilę, wtedy Czkawka odwrócił się:
- Zaraz tu wrócę, Mordko - z pomocą smoka dostał się do drzwi, powoli wszedł do środka i znalazł swoją zbroję, musiał się w coś ubrać, na dworze było na prawdę zimno. Czuł lekki ból zakładając kolejne części ubrania. Po kilku minutach, wrócił do smoka, dom Gothi położony był na wyjątkowo wysoko, roztaczał się stąd piękny widok na całą wioskę. Szczerbatek położył się kilka metrów od mieszkania staruszki, wygodnie ułożył się na trawie, Czkawka oparł się o jego bok i spojrzał w gwiazdy. Spoglądając na te oddalone o miliardy kilometry światła znów zaczynał odpływać… wtedy usłyszał skrzypiące drzwi… Stanęła w nich Elsa…
Ostatnio edytowany przez WielkiMou (2015-01-03 13:27:48)
Offline
Smoczy Jeździec
Rozdział 14
Czkawka natychmiast odwrócił głowę, zdziwił się obecnością królowej Arendelle na dworze. Nie wiedział co powiedzieć kompletnie go zatkało, zresztą i Elsa czuła się dość zakłopotana.
- Nie możesz spać ? - powiedział zachrypniętym głosem wódz Berk, nie wymyślił nic lepszego. Szczerbatek obrócił głowę w kierunku Elsy, wyglądał jakby myślał ‘’Teraz będzie ciekawie’’.
- Niezbyt - potknęła się, wtedy dało się zauważyć, że ma zabandażowaną nogę i ślady po opatrunkach na całym ciele.
- Boli cię coś ? - wstał opierając się o smoka, chcąc pomóc królowej.
- Tak… Trochę noga… - pokracznie poruszała się do przodu, spoglądając na smoka, cały czas czuła lęk, ale było jej już znacznie lepiej.
- Pomogę ci - cały czas opierając się jedną ręką o smoka wyciągnął w jej kierunku rękę, i posłał jej uśmiech, życzliwy uśmiech. Elsa zawahała się, cały czas nienajlepiej go znała, do tego stał on obok smoka, ale w końcu po chwili wstrzymania również wyciągnęła rękę. Zrobiła jeszcze kilka kroków, wtedy ich ręce spotkały się poraz pierwszy, Elsa poczuła się dziwnie, w przeciągu tylu lat nie zawierała znajomości, a teraz poznaje w bardzo dziwnych okolicznościach, bardzo życzliwego człowieka. Usiadła opierając się o Szczerbatka, cały czas czuła jakiś lęk, ale dała mu szansę, za ocalenie życia. Czkawka usiadł 2 kroki dalej.
- Chciałam… Podziękować ci… Za uratowanie życia… - z trudem powiedziała te słowa, spojrzała najpierw na Czkawkę, a później zwróciła swój wzrok na Szczerbatka, cały czas jednak czuła się wyjątkowo nieswojo.
- To nic wielkiego… - odpowiedział wódz Berk, a smok wyraźnie potwierdził jego słowa donośnym mruknięciem.
- Nic wielkiego… - wyszeptała, po czym spojrzała w dół. Pod nią roztaczał się wspaniały krajobraz, setki domów wikingów, a każdy z nich inny, leżały obok siebie gdzie nie spojrzeć na ziemię. Niektóre były większe inne mniejsze, nie były jednak wyraźne, pomimo pełni księżyca było ciemno, więc wszystko raczej zlewało się w jedno. Rozpoznała wielki pomnik Stoicka… później spojrzała na port, przenosiła wzrok wyżej. Stąd widziała ogromne, rozległe morze, w którym odbijały się miliony gwiazd, fale były tak małe, że stąd morze było płaskie niczym lód na jeziorze.
- Piękne prawda ? - Elsa znów spojrzała na Czkawkę, który uśmiechnął się, a ona sama również mimowolnie delikatnie uśmiechnęła się.
- Wyjątkowo… - odwróciła się patrząc w taflę wody, po chwili spojrzała w górę, wyraźnie posmutniała. Wróciły do niej wszystkie zdarzenia, nieszczęścia i strach. Jednak teraz gdy kilka godzin temu stanęła oko w oko, ze śmiercią coraz bardziej widziała siebie jako potwora. Patrząc w gwiazdy myślała o tym, że zakończyła czyjeś życie z którym, tak niedawno sama się żegnała. To nieznośne poczucie bezradności - jeszcze bardziej bolało to, że sama była katem. Spowodowała, że ktoś był bezradny i nie oszczędziła go. Kiedy była ofiarą, wiedziała, że nie była zła, nie zadawała bólu, znacznie bardziej bolała ją sytuacja, w której to ona była zabójczynią, odebrała nadzieję i zakończyła czyjeś życie. Tego znieść nie mogła, wiedziała, co zrobiła i zawsze gdy przychodziła chwila oddechu, myśli wracały do niej.
- Coś się stało ? - Czkawka od razu zauważył jej smutek - choć trudno było go nie zauważyć, przysunął się do Elsy o kilka centymetrów.
- Nic… - po raz kolejny łzy napłynęły do jej oczu, straszliwe poczucie winy wypychało je na zewnątrz. Co miała zrobić ? Powiedzieć mu o wszystkim ? Jeszcze nie teraz… Nie zna go tak, żeby o czymś takim mówić… Pierwszy raz, gdy rozmawiała z Anną kilka tygodni temu, to nie pomogło..
- Widzę, że coś się stało - starał się mówić, jak najdelikatniej, sam wiedział jak jedno czy dwa niewłaściwe słowa potrafią zranić serce niczym ostry miecz. Musiał być wyjątkowo subtelny, sam wiele razy był w podobnym stanie.
Elsa tylko odwróciła głowę, po chwili obróciła na bok całe swoje ciało, zakryła twarz rękoma. Łzy znalazły drogę na świat zewnętrzny, wypłakiwała ich mnóstwo. Wokół niej zaczęły pojawiać się pojedyncze płatki śniegu, było ich coraz więcej i więcej. Zaczęły wirować wokół niej, cały czas zwiększając prędkość.
- Nie masz ochoty mówić co ci dolega ? - zapytał Czkawka, właściwie sam siebie. Też posmutniał i usiadł z rezygnacją. W tym momencie do akcji wkroczył Szczerbatek, podniósł się z ziemi i badawczym wzrokiem spojrzał na Elsę, po kilku ruchach stał już przed jej twarzą. Przechylał swoją głowę raz w jedną, raz w drugą stronę bacznie obserwując najmniejszy jej ruch , wydał bardzo przyjazne mruknięcie. Czkawka z niemałym zdziwieniem obserwował całą sytuację. W końcu smok postanowił zaryzykować, zbliżył się do Elsy i zaczął ją lizać, najpierw po dłoniach, ale po chwili już po twarzy, gdyż królowa Arendelle oderwała ręce od twarzy i próbowała zatrzymać smoka.
- Szczerbatek… - pierwszy raz powiedziała do niego po imieniu, cała sytuacja nieco, a nawet bardzo ją rozbawiła, zaczęła śmiać się przez płacz - wiesz, że to się nie spiera ! Przez chwilę było jej znacznie lepiej, była radosna, ale nie przestała płakać, to dziwne uczucie, gdy czujesz, że dwie siły biją się wewnątrz ciebie - dwie skrajne siły. Jednak to co radosne skończyło się szybko, ale teraz Elsa już nie płakała po prostu była smutna.
- Jeśli nie chcesz mówić, to ja to zrozumiem… Ale… Będzie ci lżej, wiem coś o tym… - Zbliżył się kolejne kilka centymetrów, to samo zrobił Szczerbatek, królowa Arendelle spojrzała nieśmiało na Czkawkę. Czuła, że chce to powiedzieć, chce to wykrzyczeć, wyrzucić z siebie - raz jeszcze, ale czy ma prawo ryzykować ? Oni mają udzielić pomocy, a co jeśli stwierdzą, że jest…
- A więc ? - wódz Berk przerwał jej myśli, poczuła na sobie ciepło Szczerbatka.
- Zabiłam człowieka... - nie rozwlekała myśli, powiedziała wprost, zatrzymała się na chwilę, poczuła lekką ulgę. Czkawka poczuł tylko, że serce bije mu szybciej, ale wciąż powoli zbliżał się do Elsy. - To było kilka tygodni temu… - nie padło pytanie, ale poczuła je w duchu, więc odpowiedziała - Była noc, jacyś ludzie napadli zamek - wstała, nie wiedziała czemu wstała - obudził mnie miecz, jakoś odrzuciłam napastników - Czkawka nieco zaniepokojony, również powoli wstał - biegłam do mojej siostry, i wtedy zobaczyłam ICH - zaczęła jakby wymachiwać dłonią w powietrzu, panikując przy tym - jednego popchnęłam mocą, a drugiego…, nie pamiętam… - zatrzymała się na chwilę, Czkawka stanął tuż za nią. - pamiętam tylko…, jak weszłam rano, do pokoju mojej siostry, a on, był przybity ostrzami do ściany… Wszędzie była zaschnięta krew, dookoła czułam jej zapach - zaczęła płakać, a przy tym bełkotać jak szaleniec - to była moja wina ! - zaczęła krzyczeć najgłośniej jak umiała, a przy tym hektolitry łez wypływały jej z oczu - moja wina ! - w ten sposób organizm, powoli i brutalnie oczyszczał się - moja… - Czkawka po prostu nie mógł patrzeć na taką rozpacz, delikatnie przytulił Elsę szepcąc jej:
- Teraz będzie lepiej… - wiedział, że pomógł, ale teraz o tym nie myślał. Królowa Arendelle, poczuła się po prostu bezpiecznie, przytuliła się jeszcze mocniej wypłakując ostatnie łzy pełne cierpienia, smutku i poczucia winy. Całej tej scenie przyglądał się Szczerbatek, nie na żarty zdziwiony tym co widział. Bezpieczeństwo było dla Elsy czymś nowym, nie wiedziała, czemu, ale w ramionach wodza Berk czuła się dobrze. W tej chwili nie była do końca świadoma, co robi, po prostu chciała być bezpieczna. Na chwilę odpłynęła… jej myśli dotychczas jakby zaplecione w supły, całkowicie się rozluźniły. Trwała chwila błogiego spokoju i delektowania się ciepłem i fizycznym i psychicznym jaki jej dawał Czkawka. Po raz pierwszy od kilku lat, przytulała się do kogoś innego niż Anna, pierwszy raz odkąd pamiętała. Jednak straszne myśli zaczęły wracać, uderzając w nią z ogromną prędkością.
- Nie rozumiesz… Ja jestem potworem - wyszła z uścisku i spojrzała w oczy wodza Berk.
- Nie wierzę w to… - usiadł na ziemi, sam zaczął rozmyślać, w sumie niewiele wiedział z tej nerwowej reakcji, co mógł myśleć ? Elsa też usiadła, zatęskniła za bezpieczeństwem i spokojem, ale nie mogła go już odzyskać.
- Przecież… Ty nawet nic nie wiesz…- była smutna, ale wciąż znacznie weselsza niż jeszcze kilka minut temu, właściwie była jakby pusta, cały czas szeptała.
- Wiem, że czujesz skruchę… Ktoś kto jest potworem, jej nie czuje… - sam starał się ułożyć swoje myśli w głowie, co jak co, ale obok niego siedzi morderczynia…
- To mu nie przywróci życia… - Czkawka westchnął, Elsa spojrzała w horyzont, właśnie, nieważne co teraz zrobi… minęło, odeszło. Choćby niewiadomo jak dobra była całe życie, nigdy nie przestanie być zabójczynią, nigdy nie zmaże palmy…
- Są błędy, których nie możemy naprawić, ale twoja rozpacz też tego nie zrobi - położył jej rękę na ramieniu - nie odbieraj kolejnego życia… swojego. Przez tą rozpacz jesteś jak martwa, nie obwiniaj się tak… - sam wiedział, że troszeczkę przesadził ze słowami, był świadom, że to nie jest takie proste, ale wiedział też, że ta dziewczyna, która siedzi obok niego, potrzebuje ratunku. I znacznie trudniej będzie ją uratować niż wtedy na statku. Taki ratunek nie był tak trudny, uratować ciało jest znacznie łatwiej niż umysł. Rana fizyczna goi się samoistnie, rana na umyśle bywa nieuleczalna. Elsa nie chciała już nic mówić, zamknęła oczy skrywając wilgotne od płaczu powieki, oparła się o Szczerbatka i poczuła, że ręka, którą miała na ramieniu obejmuje ją. Znowu poczuła to ciepło, to bezpieczeństwo… Czuła, że ktoś za nią stoi, może być dla niej oparciem, więc oparła się o Czkawkę. Pierwszy raz czuła coś takiego, to było zupełnie inne uczucie, niż być przytulonym do Anny. Od niej czuła miłość i wsparcie, tu czuła się bezpiecznie, jak i czuła oparcie.
- Dziękuję… - wyszeptała spoglądając na jego twarz, Czkawka patrzył na nią, czekając na to co zrobi, chciał jej pomóc, a wiedział, że potrzebuje bliskości. Kto inny może jej ją dać ? Zresztą tyle ile ją zna jest wyjątkowo sympatyczną osobą. Elsa powoli odwróciła twarz i spojrzała na spokojne morze, ciągle nie miała dość tego widoku, wręcz przeciwnie, napawała się nim próbując zachować go dla siebie na przyszłość. Fale były trochę większe, więc teraz, gdy rozbijały się o skały, wydawały piękne dźwięki. Elsa patrząc w taflę wody coraz bardziej się uspokajała, dzięki Czkawce wyrzuciła z siebie rozpacz - jej część, tą która bolała najbardziej.
Offline